Kościół wojujący - czyli na czym polega radykalizm Ewangelii
Tak, Ewangelia wzywa do radykalnych rozwiązań i Jezus w Kazaniu na Górze o tym mówi. Ale mówi: ty odetnij sobie rękę, wyłup oko, oddaj życie za nieprzyjaciół. Nigdzie nie mówi: zrób to innym, byś mógł celebrować sobie swoją religię.
Cieszę się z trzech oświadczeń:
Cieszę się dlatego, bo to są trzy znaki świadczące o tym (oczywiście każdy w innym kontekście), że jest w nas jednak myślenie kategoriami Ewangelii. Nie, nie chodzi tutaj o triumfalizm, co już wielokrotnie podkreślałem. Nie chodzi o rację, bo racja jest jedna: Ewangelia.
Jasna jest sprawa - dla każdego chrześcijanina - że złe czyny (w wykonaniu: chrześcijan, muzułmanów czy ateistów) trzeba potępiać, ale nie mamy prawa w imię Ewangelii wykluczać, a już na pewno zamykać Kościoła dla jednej opcji. Chrześcijaństwo ma w tym świecie głosić Królestwo Boże, a nie królestwo polityczne. Życie zawsze Ewangelią wiąże się ze stratą (na różnych poziomach), ale nie można tak wprowadzać Ewangelii w życie innych ludzi, że my tę stratę będziemy narzucać. Wtedy ewangelizacja staje się jeszcze jednym siłowym działaniem ludzkim, do którego używamy ideologii pseudochrześcijańskiej, niemającej z Ewangelią nic wspólnego.
Tak, Ewangelia wzywa do radykalnych rozwiązań i Jezus w Kazaniu na Górze o tym mówi. Ale mówi: ty odetnij sobie rękę, wyłup oko, oddaj życie za nieprzyjaciół. Nigdzie nie mówi: zrób to innym, byś mógł celebrować sobie swoją religię.
Tak, Ewangelia wzywa do radykalizmu, ale tego skierowanemu przeciwko własnemu grzechowi. Tu mamy być stanowczy, nieodpuszczający.
Swego czasu Benedykt XVI powiedział: "Pojęcie Ecclesia militans - Kościoła wojującego - nie jest dziś modne. W rzeczywistości jednak coraz lepiej rozumiemy, że jest prawdziwe. Widzimy, że zło chce opanować świat i konieczne jest podjęcie walki ze złem". Znaleźli się tacy, którzy zrozumieli to tak, że trzeba wziąć miecze i wyrzynać niewierzących, błądzących i opornych.
Walka, o którą tutaj chodzi, nie jest walką z człowiekiem. Jest walką ze złem rozpoczętą od osobistego nawrócenia, a później świadectwa zmieniającego innych. To jest prawdziwa walka, która zabija mnie (starego człowieka we mnie), a nie drugiego człowieka. Logika tego świata nie jest logiką Boga. Tak, mamy być Kościołem walczącym, ale walczącym ze złem w swoim życiu.
Dzieje się coś złego, kiedy Franciszek pokazuje nam prorocze znaki, a w Polsce uznawany jest za "człowieka, który tymczasowo sprawuje urząd papieża". Ewangelia musi nas uwierać, ona nie może być czymś, co da nam poczucie, że jest "fajnie". Jasne jest, że Franciszek nie mówi: "każdy musi przyjąć rodzinę uchodźców do siebie". Nie, on chce nas kolejnym gestem przebudzić, byśmy sobie przypomnieli, że mamy być solą w tym świecie, a więc znakiem tego, że idziemy za Panem Jezusem, a nie używamy Pana Jezusa jako argumentu przeciwko "innym".
Ewangelia to jest przekaz pozytywny dla każdego człowieka: Bóg tak bardzo ukochał każdego z nas, że Syna swojego dał, byśmy mieli życie. I tylko z takim przekazem mamy prawo wyjść do ludzi. Nie da się go podać drugiej osobie z zaciśniętą dłonią. Jeśli już jakaś ręka ma być wyciągnięta, to jest nią dłoń Syna Bożego przybitego do krzyża. A my na chrzcie przyrzekliśmy Go naśladować, nie modyfikować.
Grzegorz Kramer SJ - duszpasterz powołań Prowincji Polski Południowej TJ, współtwórca projektu Banita. Prowadzi autorskiego bloga.
Skomentuj artykuł