Kiedy pod koniec lipca nasza dziewięcioletnia córka wróciła z wakacyjnego obozu Skautek Europy - uśmiech kończył się jej na potylicy, a wesołym i ekscytującym opowieściom nie było końca. Przez cały sierpień preferowała spanie w namiocie rozbitym w ogrodzie i co rusz podkreślała, że już nie może doczekać się kolejnej wyprawy do lasu. Niedawno opowiedziała mi jednak, co było trudne podczas tego wyjazdu. Powiedzieć, że jestem w szoku, to nic nie powiedzieć.
Kiedy pod koniec lipca nasza dziewięcioletnia córka wróciła z wakacyjnego obozu Skautek Europy - uśmiech kończył się jej na potylicy, a wesołym i ekscytującym opowieściom nie było końca. Przez cały sierpień preferowała spanie w namiocie rozbitym w ogrodzie i co rusz podkreślała, że już nie może doczekać się kolejnej wyprawy do lasu. Niedawno opowiedziała mi jednak, co było trudne podczas tego wyjazdu. Powiedzieć, że jestem w szoku, to nic nie powiedzieć.
Przy okazji wakacyjnego pobytu w rodzinnych stronach zabraliśmy się za renowację drewnianego płotu wokół posesji. Pracy było sporo i dla każdego z naszej sześcioosobowej rodziny znalazło się jakieś zadanie. 
Przy okazji wakacyjnego pobytu w rodzinnych stronach zabraliśmy się za renowację drewnianego płotu wokół posesji. Pracy było sporo i dla każdego z naszej sześcioosobowej rodziny znalazło się jakieś zadanie. 
Gdybym była księdzem, to jedną z sierpniowych homilii poświęciłabym na pewno ulubionemu kłamstwu szatana, które sączy nam z uporem do uszu w rozmaitych sytuacjach życiowych. To kłamstwo brzmi: „Nic się z tym nie da zrobić”.
Gdybym była księdzem, to jedną z sierpniowych homilii poświęciłabym na pewno ulubionemu kłamstwu szatana, które sączy nam z uporem do uszu w rozmaitych sytuacjach życiowych. To kłamstwo brzmi: „Nic się z tym nie da zrobić”.
Kojarzycie "Macarenę"? Chyba nie będzie to przesada, jak stwierdzę, że na dzisiejsze standardy jest to utwór o statusie dyskotekowego evergreenu. Czy jednak wywijając rękami w zabawnym tańcu, myślimy o tym, co śpiewamy? "Nie martw się moim chłopakiem/Chłopakiem, który ma na imię Vitorino/Ha! Nie chcę go, nie mogę go znieść/Nie był dobry, więc ja, ha ha ha/ Daj spokój, cóż miałam zrobić? Był poza miastem, a jego dwaj koledzy byli taaaaacy świetni". Konia z rzędem temu, kto, wywijając na parkiecie, ma świadomość, że oto cieszy go rozwiązłość pewnej Hiszpanki.
Kojarzycie "Macarenę"? Chyba nie będzie to przesada, jak stwierdzę, że na dzisiejsze standardy jest to utwór o statusie dyskotekowego evergreenu. Czy jednak wywijając rękami w zabawnym tańcu, myślimy o tym, co śpiewamy? "Nie martw się moim chłopakiem/Chłopakiem, który ma na imię Vitorino/Ha! Nie chcę go, nie mogę go znieść/Nie był dobry, więc ja, ha ha ha/ Daj spokój, cóż miałam zrobić? Był poza miastem, a jego dwaj koledzy byli taaaaacy świetni". Konia z rzędem temu, kto, wywijając na parkiecie, ma świadomość, że oto cieszy go rozwiązłość pewnej Hiszpanki.
Nie jest prawdą, że ludzie wierzący w Pana Boga nigdy się nie rozwodzą. Jest jednak pewien sposób, wcale nie aż taki popularny w chrześcijańskich kręgach (sic!), który działa jak Boski Alert Małżeński, parasol ochronny i szczepionka na nienawiść w jednym. Co to takiego? Modlitwa małżeńska!
Nie jest prawdą, że ludzie wierzący w Pana Boga nigdy się nie rozwodzą. Jest jednak pewien sposób, wcale nie aż taki popularny w chrześcijańskich kręgach (sic!), który działa jak Boski Alert Małżeński, parasol ochronny i szczepionka na nienawiść w jednym. Co to takiego? Modlitwa małżeńska!
W świecie tzw. wielkiej polityki od dłuższego czasu sporo uwagi poświęca się kondycji psycho-fizycznej urzędującego Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Mniej lub bardziej elegancko podejmuje się dyskusje na temat wieku Joe Bidena i Donalda Trumpa, co przy okazji pokazuje, jak wielką niechęć wzbudza w człowieku świata zachodniego proces starzenia się.
W świecie tzw. wielkiej polityki od dłuższego czasu sporo uwagi poświęca się kondycji psycho-fizycznej urzędującego Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Mniej lub bardziej elegancko podejmuje się dyskusje na temat wieku Joe Bidena i Donalda Trumpa, co przy okazji pokazuje, jak wielką niechęć wzbudza w człowieku świata zachodniego proces starzenia się.
W liturgii najbliższych dni pojawi się prosto z ust Pana Jezusa wakacyjne wezwanie: „wypocznijcie nieco” (por. Mk 6, 30-34). Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że głoszący homilie księża wykorzystają te słowa, by przypomnieć wiernym o potrzebie zdystansowania się od codziennych obowiązków i konieczności „złapania oddechu”. Mnie jednak spokoju nie daje to jedno, maleńkie słówko: „nieco”.
W liturgii najbliższych dni pojawi się prosto z ust Pana Jezusa wakacyjne wezwanie: „wypocznijcie nieco” (por. Mk 6, 30-34). Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że głoszący homilie księża wykorzystają te słowa, by przypomnieć wiernym o potrzebie zdystansowania się od codziennych obowiązków i konieczności „złapania oddechu”. Mnie jednak spokoju nie daje to jedno, maleńkie słówko: „nieco”.
Jakieś półtora roku temu mieliśmy z mężem wolny wieczór. W przypływie szaleństwa postanowiliśmy obejrzeć film i - choć nasz wybór może wydać się nieco abstrakcyjny jako propozycja na romantyczny wieczór - padło na "The Chosen". Tyle się nasłuchaliśmy o tym serialu, tak wielu znajomych nam go polecało, że stwierdziliśmy, iż warto byłoby wreszcie naocznie sprawdzić, skąd ten efekt WOW. Gdy napisy końcowe na ekranie naszego komputera dobiegły końca, wiedziałam jedno. Ja drugiego odcinka prędko nie obejrzę. Dlaczego?
Jakieś półtora roku temu mieliśmy z mężem wolny wieczór. W przypływie szaleństwa postanowiliśmy obejrzeć film i - choć nasz wybór może wydać się nieco abstrakcyjny jako propozycja na romantyczny wieczór - padło na "The Chosen". Tyle się nasłuchaliśmy o tym serialu, tak wielu znajomych nam go polecało, że stwierdziliśmy, iż warto byłoby wreszcie naocznie sprawdzić, skąd ten efekt WOW. Gdy napisy końcowe na ekranie naszego komputera dobiegły końca, wiedziałam jedno. Ja drugiego odcinka prędko nie obejrzę. Dlaczego?
Za nami seria komunikatów o zmianach księży w parafiach. Wywołują one zazwyczaj emocje i choć nietrudno pokazać wady owego systemu, warto zauważyć pewien niepozorny, pozytywny aspekt takiego funkcjonowania kapłanów w ich wspólnotach. Otóż, dekret biskupa przynosi jakiś rodzaj pewności, że wiem, co się w mojej wspólnocie i w moim życiu wydarzy nieuchronnie. Ten rodzaj wiedzy docenia się jednak dopiero wtedy, gdy ktoś, kto był dla nas ważny, znika z naszego otoczenia bez słowa. A nie jest to wcale takie rzadkie doświadczenie. Zwłaszcza w Kościele.
Za nami seria komunikatów o zmianach księży w parafiach. Wywołują one zazwyczaj emocje i choć nietrudno pokazać wady owego systemu, warto zauważyć pewien niepozorny, pozytywny aspekt takiego funkcjonowania kapłanów w ich wspólnotach. Otóż, dekret biskupa przynosi jakiś rodzaj pewności, że wiem, co się w mojej wspólnocie i w moim życiu wydarzy nieuchronnie. Ten rodzaj wiedzy docenia się jednak dopiero wtedy, gdy ktoś, kto był dla nas ważny, znika z naszego otoczenia bez słowa. A nie jest to wcale takie rzadkie doświadczenie. Zwłaszcza w Kościele.
Na prośbę znajomej przeczytałam niedawno książki o niejakiej Rodzinie Monet - serię bestsellerów dla młodzieży z kategorii "young adult". Przyznam, że bardzo mnie ta lektura poruszyła. Nie tyle jako czytelniczkę, co mamę ośmioletniej dziewczynki, w której ręce prędzej niż później ta powieść trafi. Niestety.
Na prośbę znajomej przeczytałam niedawno książki o niejakiej Rodzinie Monet - serię bestsellerów dla młodzieży z kategorii "young adult". Przyznam, że bardzo mnie ta lektura poruszyła. Nie tyle jako czytelniczkę, co mamę ośmioletniej dziewczynki, w której ręce prędzej niż później ta powieść trafi. Niestety.
Tradycyjnie tyleż gorące, co jałowe dyskusje na temat czerwonych pasków i systemów oceniania powoli wygasają. Sama siedzę i w wolnych chwilach tworzę Świadectwo Rodzicielskiej Uwagi - rodzaj laurki, którą nasze dzieci tradycyjnie dostają od nas, rodziców, na zakończenie roku szkolnego. Podglądnęliśmy ten zwyczaj w kręgach edukacji domowej i widzimy jego fantastyczne owoce.
Tradycyjnie tyleż gorące, co jałowe dyskusje na temat czerwonych pasków i systemów oceniania powoli wygasają. Sama siedzę i w wolnych chwilach tworzę Świadectwo Rodzicielskiej Uwagi - rodzaj laurki, którą nasze dzieci tradycyjnie dostają od nas, rodziców, na zakończenie roku szkolnego. Podglądnęliśmy ten zwyczaj w kręgach edukacji domowej i widzimy jego fantastyczne owoce.
Właściwie zgadzamy się z psychologami, że nuda jest potrzebna. Nawet jesteśmy skłonni przytaknąć, że w przestymulowanym bodźcami świecie wszyscy powinni czerpać z błogosławieństwa nic nierobienia. Byleby tylko to nie dotyczyło szkolnej rzeczywistości.
Właściwie zgadzamy się z psychologami, że nuda jest potrzebna. Nawet jesteśmy skłonni przytaknąć, że w przestymulowanym bodźcami świecie wszyscy powinni czerpać z błogosławieństwa nic nierobienia. Byleby tylko to nie dotyczyło szkolnej rzeczywistości.
Kilka lat temu bliska nam para podzieliła się, że każdą swoją wspólną modlitwę małżeńską kończą słowami: "Jezu cichy i pokornego Serca, uczyń serca nasze według Serca Swego". Pamiętam, jak mnie to wyznanie ogromnie dotknęło. To był brakujący puzel, który umykał mojej duchowości!
Kilka lat temu bliska nam para podzieliła się, że każdą swoją wspólną modlitwę małżeńską kończą słowami: "Jezu cichy i pokornego Serca, uczyń serca nasze według Serca Swego". Pamiętam, jak mnie to wyznanie ogromnie dotknęło. To był brakujący puzel, który umykał mojej duchowości!
Niedawno nasze dzieci dostały zaproszenie na prywatny koncert pewnego zespołu przez nie uwielbianego. "Nie chcemy, by Jadzia i Jasiu zostali zasypani kolejnymi zabawkami z okazji ich nadchodzących urodzin, więc powiedzieliśmy im, że w tym roku wspólnym prezentem z tej okazji i na dzień dziecka będzie zorganizowanie imprezy plenerowej dla wszystkich naszych przyjaciół i znajomych. Jeśli chcecie i możecie, zamiast kupować naszym maluchom upominek, dorzućcie się do zrzutki na opłacenie zespołu" - napisali w postscriptum zaproszenia rodzice bliźniaków, z którymi przyjaźnią się nasze dzieci. Zatrzymał mnie ten pomysł na dłużej. Bo choć jestem entuzjastką tego typu prezentów, to widzę w nim pewne ryzyko.  
Niedawno nasze dzieci dostały zaproszenie na prywatny koncert pewnego zespołu przez nie uwielbianego. "Nie chcemy, by Jadzia i Jasiu zostali zasypani kolejnymi zabawkami z okazji ich nadchodzących urodzin, więc powiedzieliśmy im, że w tym roku wspólnym prezentem z tej okazji i na dzień dziecka będzie zorganizowanie imprezy plenerowej dla wszystkich naszych przyjaciół i znajomych. Jeśli chcecie i możecie, zamiast kupować naszym maluchom upominek, dorzućcie się do zrzutki na opłacenie zespołu" - napisali w postscriptum zaproszenia rodzice bliźniaków, z którymi przyjaźnią się nasze dzieci. Zatrzymał mnie ten pomysł na dłużej. Bo choć jestem entuzjastką tego typu prezentów, to widzę w nim pewne ryzyko.  
Kilka dni temu wróciłam z rodzinnej wyprawy do Rzymu. Przez blisko tydzień obcowaliśmy ze sztuką przez wielkie ‘S’, sycąc oczy piękną architekturą i zachwycającymi dziełami rzeźby i malarstwa. Kto był w stolicy Włoch, ten zapewne się zgodzi, że takiego nagromadzenia Michałów Aniołów, Rafaelów i da Vincich nigdzie w świecie się nie uświadczy. W mnogości wzruszeń i zachwytów, nie mogłam się opędzić od paru myśli.
Kilka dni temu wróciłam z rodzinnej wyprawy do Rzymu. Przez blisko tydzień obcowaliśmy ze sztuką przez wielkie ‘S’, sycąc oczy piękną architekturą i zachwycającymi dziełami rzeźby i malarstwa. Kto był w stolicy Włoch, ten zapewne się zgodzi, że takiego nagromadzenia Michałów Aniołów, Rafaelów i da Vincich nigdzie w świecie się nie uświadczy. W mnogości wzruszeń i zachwytów, nie mogłam się opędzić od paru myśli.
Jak co roku u początku maja tu i ówdzie możemy się natknąć na artykuły ukazujące rozmaite skrajności związane z uroczystościami pierwszych komunii świętych. Nie brakuje relacji z niemiłosiernie długich przygotowań, zdjęć limuzyn podjeżdżających pod kościoły, refleksji nad grubością kopert i narzekania na wygórowane oczekiwania wszystkich osób zaangażowanych w to wydarzenie, o rozpamiętywaniu ‘traum’ związanych z pierwszą spowiedzią już nawet nie wspomnę. Mam wrażenie, że – nomen omen – pokutuje w tych tekstach wciąż logika skrajności. Jedne media pokazują tylko i wyłącznie bulwersujące, a w najlepszym razie – kiczowate – zachowania związane z pierwszą komunią. Inne uderzają w bardzo podniosłe tony, między wierszami snując oczekiwania, że każdy rodzic/członek rodziny, czy pierwszokomunijne dziecko podejdzie do tego wydarzenia z namysłem godnym średniowiecznych mistyków.
Jak co roku u początku maja tu i ówdzie możemy się natknąć na artykuły ukazujące rozmaite skrajności związane z uroczystościami pierwszych komunii świętych. Nie brakuje relacji z niemiłosiernie długich przygotowań, zdjęć limuzyn podjeżdżających pod kościoły, refleksji nad grubością kopert i narzekania na wygórowane oczekiwania wszystkich osób zaangażowanych w to wydarzenie, o rozpamiętywaniu ‘traum’ związanych z pierwszą spowiedzią już nawet nie wspomnę. Mam wrażenie, że – nomen omen – pokutuje w tych tekstach wciąż logika skrajności. Jedne media pokazują tylko i wyłącznie bulwersujące, a w najlepszym razie – kiczowate – zachowania związane z pierwszą komunią. Inne uderzają w bardzo podniosłe tony, między wierszami snując oczekiwania, że każdy rodzic/członek rodziny, czy pierwszokomunijne dziecko podejdzie do tego wydarzenia z namysłem godnym średniowiecznych mistyków.
Jeśli chcemy zagwarantować sobie pełne audytorium na rekolekcjach małżeńskich, wystarczy zaproponować temat związany z seksem. Ta szalenie delikatna sfera jest dla wielu związków interesująca - niezależnie od wieku czy stażu bycia razem.
Jeśli chcemy zagwarantować sobie pełne audytorium na rekolekcjach małżeńskich, wystarczy zaproponować temat związany z seksem. Ta szalenie delikatna sfera jest dla wielu związków interesująca - niezależnie od wieku czy stażu bycia razem.
dobrawnuczka.blog.deon.pl
Zdaję sobie sprawę, że Kościół w Polsce od dłuższego czasu nie ma dobrej prasy w społeczeństwie. Biorąc pod uwagę liczbę wciąż nagłaśnianych zgorszeń, jest to zupełnie zrozumiałe. Ale we mnie od pewnego czasu systematycznie wzrasta zachwyt tym, jak Kościół nieustannie się odradza. Jaki jest żywy, zwłaszcza „na dole"! 
Zdaję sobie sprawę, że Kościół w Polsce od dłuższego czasu nie ma dobrej prasy w społeczeństwie. Biorąc pod uwagę liczbę wciąż nagłaśnianych zgorszeń, jest to zupełnie zrozumiałe. Ale we mnie od pewnego czasu systematycznie wzrasta zachwyt tym, jak Kościół nieustannie się odradza. Jaki jest żywy, zwłaszcza „na dole"! 
Zgodnie z wszelkimi przewidywaniami wczorajsza sejmowa debata na temat projektów ustaw dotyczących aborcji była burzliwa, a media prześcigają się, by zrelacjonować nam co bardziej kontrowersyjne zachowania czy słowa posłanek i posłów. Mnie osobiście, jako matkę, jako kobietę i jako katoliczkę, cała ta dyskusja tak po ludzku szalenie boli. Po wczorajszej debacie mam trzy myśli.
Zgodnie z wszelkimi przewidywaniami wczorajsza sejmowa debata na temat projektów ustaw dotyczących aborcji była burzliwa, a media prześcigają się, by zrelacjonować nam co bardziej kontrowersyjne zachowania czy słowa posłanek i posłów. Mnie osobiście, jako matkę, jako kobietę i jako katoliczkę, cała ta dyskusja tak po ludzku szalenie boli. Po wczorajszej debacie mam trzy myśli.
Jest jeden dzień w roku, kiedy do Kościoła dobrowolnie przychodzą nawet ci, którym na co dzień z katolikami nie bardzo jest po drodze. To ten moment, gdy nasze wspólnoty spowija cisza i w kościołach rozlega się co najwyżej pospieszna krzątanina tych, którzy obok ogarniania własnego domostwa, angażują się mocniej w życie parafialne. Wielka sobota i święcenie pokarmów. Wyjątkowa okazja, by przekazać dobrą nowinę tym, którzy na co dzień nie mają szans jej usłyszeć.
Jest jeden dzień w roku, kiedy do Kościoła dobrowolnie przychodzą nawet ci, którym na co dzień z katolikami nie bardzo jest po drodze. To ten moment, gdy nasze wspólnoty spowija cisza i w kościołach rozlega się co najwyżej pospieszna krzątanina tych, którzy obok ogarniania własnego domostwa, angażują się mocniej w życie parafialne. Wielka sobota i święcenie pokarmów. Wyjątkowa okazja, by przekazać dobrą nowinę tym, którzy na co dzień nie mają szans jej usłyszeć.