- Tak, też się cieszymy. Z miesiąca na miesiąc coraz więcej ludzi przychodzi na te uwielbienia - przytaknął zaprzyjaźniony kapłan, kiedy podzieliłam się z nim radosną obserwacją, że w kościele nie było pustych ławek, gdy mąż dojechał do nich na modlitwę blisko godz. 22.00. Zaraz jednak dodał: - Patrz, znowu to zrobiłem. Jakie to ludzkie jest, utożsamiać ilość z sukcesem. Kompletnie nie po Bożemu.
- Tak, też się cieszymy. Z miesiąca na miesiąc coraz więcej ludzi przychodzi na te uwielbienia - przytaknął zaprzyjaźniony kapłan, kiedy podzieliłam się z nim radosną obserwacją, że w kościele nie było pustych ławek, gdy mąż dojechał do nich na modlitwę blisko godz. 22.00. Zaraz jednak dodał: - Patrz, znowu to zrobiłem. Jakie to ludzkie jest, utożsamiać ilość z sukcesem. Kompletnie nie po Bożemu.
Jak znaleźć czas na życie duchowe, żeby ono w ogóle istniało? Trudna prawda jest taka: w rodzicielstwie nie da się wszystkiego ze sobą pogodzić. Ale gdy nie można znaleźć dłuższej chwili na modlitwę, są inne sposoby, które ratują naszą duchowość, wiarę, relację z Bogiem. Nawet, gdy na niedzielnej mszy biegamy za maluchem i nie możemy się za nic skupić.
Jak znaleźć czas na życie duchowe, żeby ono w ogóle istniało? Trudna prawda jest taka: w rodzicielstwie nie da się wszystkiego ze sobą pogodzić. Ale gdy nie można znaleźć dłuższej chwili na modlitwę, są inne sposoby, które ratują naszą duchowość, wiarę, relację z Bogiem. Nawet, gdy na niedzielnej mszy biegamy za maluchem i nie możemy się za nic skupić.
W minionym tygodniu media przez jakiś czas rozgrzewał temat ujawnienia się internetowego alter ego jednego z kandydatów na prezydenta. Spokojnie, nie będę tu w żaden sposób dotykać polityki. Chcę jednak zauważyć, że funkcjonując mniej lub bardziej świadomie w Internecie, sami budujemy system, który wspiera tego typu zachowania. I może warto w tym kontekście przyjrzeć się samemu sobie, choćby po to, by nie stać się internetowym faryzeuszem.
W minionym tygodniu media przez jakiś czas rozgrzewał temat ujawnienia się internetowego alter ego jednego z kandydatów na prezydenta. Spokojnie, nie będę tu w żaden sposób dotykać polityki. Chcę jednak zauważyć, że funkcjonując mniej lub bardziej świadomie w Internecie, sami budujemy system, który wspiera tego typu zachowania. I może warto w tym kontekście przyjrzeć się samemu sobie, choćby po to, by nie stać się internetowym faryzeuszem.
Co robić, gdy dzieci rosną i pojawia się coraz więcej zmartwień? Gdy zaczynają same wybierać, a te wybory są całkiem inne niż to, czego uczyłaś? Poczucie porażki i utraty wpływu na życie własnego dziecka nie jest łatwym doświadczeniem. Jak wtedy o siebie i dziecko zadbać?
Co robić, gdy dzieci rosną i pojawia się coraz więcej zmartwień? Gdy zaczynają same wybierać, a te wybory są całkiem inne niż to, czego uczyłaś? Poczucie porażki i utraty wpływu na życie własnego dziecka nie jest łatwym doświadczeniem. Jak wtedy o siebie i dziecko zadbać?
Odpuszczanie nie jest łatwe. Na przykład odpuszczanie sobie aktywnego udziału w codziennej gonitwie. Wyłączanie Internetu na cały weekend, oparcie się pokusie oddzwaniania na telefon kontrahenta w sobotę o 18.30, danie sobie prawa, by nie czytać bieżących wiadomości, nie słuchać podcastów o najnowszych dramach w polityce, wyciszenie wszystkich komunikatorów i skupienie się na relacjach w realu. Często jest to warunek tego, by wreszcie usłyszeć własne pragnienia i potrzeby.
Odpuszczanie nie jest łatwe. Na przykład odpuszczanie sobie aktywnego udziału w codziennej gonitwie. Wyłączanie Internetu na cały weekend, oparcie się pokusie oddzwaniania na telefon kontrahenta w sobotę o 18.30, danie sobie prawa, by nie czytać bieżących wiadomości, nie słuchać podcastów o najnowszych dramach w polityce, wyciszenie wszystkich komunikatorów i skupienie się na relacjach w realu. Często jest to warunek tego, by wreszcie usłyszeć własne pragnienia i potrzeby.
Co robić, gdy w macierzyństwie pojawia się dobijająca samotność? Gdy życie duchowe po prostu przestaje istnieć? Jak o siebie zawalczyć, gdy dopada cię poczucie opuszczenia? We wtorki Wielkiego Postu na macierzyńsko-duchowy cykl tekstów zapraszają nasze publicystki: Magdalena Urbańska i Agata Rusek.
Co robić, gdy w macierzyństwie pojawia się dobijająca samotność? Gdy życie duchowe po prostu przestaje istnieć? Jak o siebie zawalczyć, gdy dopada cię poczucie opuszczenia? We wtorki Wielkiego Postu na macierzyńsko-duchowy cykl tekstów zapraszają nasze publicystki: Magdalena Urbańska i Agata Rusek.
U progu Wielkiego Postu Magda Urbańska zachęcała w swoim felietonie (Rewolucyjny Wielki Post), by zapytać Jezusa o to, co powinniśmy w tym konkretnym czasie robić, by się nawrócić. Wracam do tej myśli raz po raz, zwłaszcza gdy codzienna lektura Słowa Bożego prowadzi mnie w obszary, których się nie spodziewałam. Ale może to właśnie dobry przykład "klasyki tematu", tzn. tego, że jest w nas, wierzących, taka ciągła pokusa, żeby planować swój rozwój duchowy bez pytania Góry o sugestie. Ja przynajmniej co chwila się na takiej fatalnej praktyce łapię.
U progu Wielkiego Postu Magda Urbańska zachęcała w swoim felietonie (Rewolucyjny Wielki Post), by zapytać Jezusa o to, co powinniśmy w tym konkretnym czasie robić, by się nawrócić. Wracam do tej myśli raz po raz, zwłaszcza gdy codzienna lektura Słowa Bożego prowadzi mnie w obszary, których się nie spodziewałam. Ale może to właśnie dobry przykład "klasyki tematu", tzn. tego, że jest w nas, wierzących, taka ciągła pokusa, żeby planować swój rozwój duchowy bez pytania Góry o sugestie. Ja przynajmniej co chwila się na takiej fatalnej praktyce łapię.
Jakie wyzwania duchowe wiążą się z macierzyństwem? Nie jest ich mało, a bycie matką to wiele pytań, rozczarowań i trudności, które pojawiają się w najmniej spodziewanym momencie. Jednym z nich jest zwykłe, przytłaczające zmęczenie. I o nim dzisiaj.
Jakie wyzwania duchowe wiążą się z macierzyństwem? Nie jest ich mało, a bycie matką to wiele pytań, rozczarowań i trudności, które pojawiają się w najmniej spodziewanym momencie. Jednym z nich jest zwykłe, przytłaczające zmęczenie. I o nim dzisiaj.
Okradli nas. Nie pierwszy ani - obawiam się - nie ostatni raz. Ale choć przeżywamy w związku z tym dużo przykrych emocji, to nie potrafię opędzić się od jednej myśli: warto choć raz stracić to, co dla nas wartościowe i materialne, by zobaczyć, do czego i jak mocno jest przywiązane moje serce.
Okradli nas. Nie pierwszy ani - obawiam się - nie ostatni raz. Ale choć przeżywamy w związku z tym dużo przykrych emocji, to nie potrafię opędzić się od jednej myśli: warto choć raz stracić to, co dla nas wartościowe i materialne, by zobaczyć, do czego i jak mocno jest przywiązane moje serce.
W naszej przesyconej kultem szczęścia i dobrobytu codzienności najchętniej wyrugowalibyśmy z horyzontu życia wszelkie niedostatki i niedomagania. Jeśli jednak nie będziemy ich widzieć, ogołocimy się z szansy na prawdziwe i dobre prze-Życie.
W naszej przesyconej kultem szczęścia i dobrobytu codzienności najchętniej wyrugowalibyśmy z horyzontu życia wszelkie niedostatki i niedomagania. Jeśli jednak nie będziemy ich widzieć, ogołocimy się z szansy na prawdziwe i dobre prze-Życie.
Dlaczego to ważne, by codziennie ćwiczyć swój wzrok i uszy w wyczuleniu na błogosławieństwo? Syci, zabezpieczeni, w wygodnych, ciepłych mieszkankach prześlizgujemy się wzrokiem po tym, co mamy, przyjmując komfort i wygodę jako coś oczywistego. Można patrzeć i nie widzieć. Otoczeni cyfrowym hałasem często pozostajemy głusi na dobre historie, a uwikłani w komunikatorowe narracje powoli tracimy umiejętność nazywania i pielęgnowania wspomnień o tym, co ważne, budujące i inspirujące.
Dlaczego to ważne, by codziennie ćwiczyć swój wzrok i uszy w wyczuleniu na błogosławieństwo? Syci, zabezpieczeni, w wygodnych, ciepłych mieszkankach prześlizgujemy się wzrokiem po tym, co mamy, przyjmując komfort i wygodę jako coś oczywistego. Można patrzeć i nie widzieć. Otoczeni cyfrowym hałasem często pozostajemy głusi na dobre historie, a uwikłani w komunikatorowe narracje powoli tracimy umiejętność nazywania i pielęgnowania wspomnień o tym, co ważne, budujące i inspirujące.
Miniony weekend upłynął mi pod znakiem "spotkań małżeńskich", co nie miało bezpośrednio powiązania z programem trwającego XI. Tygodnia Małżeństwa, niemniej świetnie się wpisało w tę międzynarodową kampanię społeczną. Jestem głęboko przekonana, że w kreowaniu "echa" wokół tego typu inicjatyw, my, ludzie (z) Kościoła, powinniśmy się włączać całą mocą. Bo szczęście małżeńskie to nie jest coś, co się relacjom przytrafia, tylko coś nad czym się pracuje właściwie całe życie - niezależnie, czy jesteś w związku sakramentalnym, czy w cywilnym. A że trwałość i siła małżeńskiego węzła jest wciąż wysoko na liście ogólnoludzkich pragnień, to warto wykorzystywać każdą szansę, by pokazywać, jakie są chrześcijańskie patenty na realizację tych marzeń.
Miniony weekend upłynął mi pod znakiem "spotkań małżeńskich", co nie miało bezpośrednio powiązania z programem trwającego XI. Tygodnia Małżeństwa, niemniej świetnie się wpisało w tę międzynarodową kampanię społeczną. Jestem głęboko przekonana, że w kreowaniu "echa" wokół tego typu inicjatyw, my, ludzie (z) Kościoła, powinniśmy się włączać całą mocą. Bo szczęście małżeńskie to nie jest coś, co się relacjom przytrafia, tylko coś nad czym się pracuje właściwie całe życie - niezależnie, czy jesteś w związku sakramentalnym, czy w cywilnym. A że trwałość i siła małżeńskiego węzła jest wciąż wysoko na liście ogólnoludzkich pragnień, to warto wykorzystywać każdą szansę, by pokazywać, jakie są chrześcijańskie patenty na realizację tych marzeń.
- Cokolwiek zrobisz, i tak w przyszłości twoje dzieci wylądują na kozetce i jeszcze na bank okaże się, że wszelkie ich deficyty to konsekwencja tego, co zrobiłaś lub czego nie zrobiłaś jako matka - zaśmiała się jedna z moich przyjaciółek, gdy przy herbatce podzieliłam się jakąś wątpliwością rodzicielską. W kolejnych dniach zdanie w podobnym tonie usłyszałam od paru innych rodziców, z którymi spotykam się w szkole czy w przedszkolu, czekając na dzieci. Przyznam, że budzi ono we mnie pewną niezgodę.
- Cokolwiek zrobisz, i tak w przyszłości twoje dzieci wylądują na kozetce i jeszcze na bank okaże się, że wszelkie ich deficyty to konsekwencja tego, co zrobiłaś lub czego nie zrobiłaś jako matka - zaśmiała się jedna z moich przyjaciółek, gdy przy herbatce podzieliłam się jakąś wątpliwością rodzicielską. W kolejnych dniach zdanie w podobnym tonie usłyszałam od paru innych rodziców, z którymi spotykam się w szkole czy w przedszkolu, czekając na dzieci. Przyznam, że budzi ono we mnie pewną niezgodę.
Zdarzyło mi się ostatnio powiedzieć w pewnej grupie zaangażowanych katolików, że nie wiem, czy poślę moje dziecko na religię od nowego miesiąca. Zanim miałam szansę wyjaśnienia kontekstu tego stwierdzenia, usłyszałam od pewnego Pana, że obecnie chodzenie na religię jest jednoznaczne z wyznaniem wiary i trzeba odważnie przyznawać się do Pana Jezusa, a nie myśleć o własnej wygodzie. Przyznam, że był to kolejny moment w moim życiu, gdy w głowie pojawiło mi się nurtujące pytanie: "Dlaczego w dekalogu Pan Bóg nie podał jedenastego: nie oceniaj"?
Zdarzyło mi się ostatnio powiedzieć w pewnej grupie zaangażowanych katolików, że nie wiem, czy poślę moje dziecko na religię od nowego miesiąca. Zanim miałam szansę wyjaśnienia kontekstu tego stwierdzenia, usłyszałam od pewnego Pana, że obecnie chodzenie na religię jest jednoznaczne z wyznaniem wiary i trzeba odważnie przyznawać się do Pana Jezusa, a nie myśleć o własnej wygodzie. Przyznam, że był to kolejny moment w moim życiu, gdy w głowie pojawiło mi się nurtujące pytanie: "Dlaczego w dekalogu Pan Bóg nie podał jedenastego: nie oceniaj"?
Kiedy czytam Pismo Święte, często odnoszę wrażenie, że Pan Bóg ma szczególną słabość do wszystkiego, co długodystansowe i wymagające wysiłku oraz wytrwałości. Jestem przekonana, że nie trzeba kończyć teologii, by nauczyć się to dostrzegać. A jednym ze sposobów, by odnaleźć poczucie sensu, jest zacząć się cierpliwie modlić i w ten sposób lepiej rozumieć język, jakim o swoim planie na ludzkość, mówi do nas Pan Bóg.
Kiedy czytam Pismo Święte, często odnoszę wrażenie, że Pan Bóg ma szczególną słabość do wszystkiego, co długodystansowe i wymagające wysiłku oraz wytrwałości. Jestem przekonana, że nie trzeba kończyć teologii, by nauczyć się to dostrzegać. A jednym ze sposobów, by odnaleźć poczucie sensu, jest zacząć się cierpliwie modlić i w ten sposób lepiej rozumieć język, jakim o swoim planie na ludzkość, mówi do nas Pan Bóg.
W minioną niedzielę proboszcz naszej parafii robił tradycyjne podsumowanie minionego roku i wizyt kolędowych. W pewnym momencie, dziękując rodzicom za ich obecność z dziećmi w kościele, stwierdził, że w tym kontekście warto byśmy pamiętali, że księża i siostry zakonne nie spadają z nieba, a wyrastają z konkretnego, wierzącego otoczenia.
W minioną niedzielę proboszcz naszej parafii robił tradycyjne podsumowanie minionego roku i wizyt kolędowych. W pewnym momencie, dziękując rodzicom za ich obecność z dziećmi w kościele, stwierdził, że w tym kontekście warto byśmy pamiętali, że księża i siostry zakonne nie spadają z nieba, a wyrastają z konkretnego, wierzącego otoczenia.
Nie chcę deprecjonować tego mnóstwa wartościowych treści, które jesteśmy w stanie znaleźć w internecie. Ale jestem też głęboko przekonana, że największą siłę działania ma zwykłe-niezwykłe świadectwo konkretnego życia ludzi, o których prywatnym życiu wiemy więcej, niż o codzienności wspaniałych mentorów z sieci.
Nie chcę deprecjonować tego mnóstwa wartościowych treści, które jesteśmy w stanie znaleźć w internecie. Ale jestem też głęboko przekonana, że największą siłę działania ma zwykłe-niezwykłe świadectwo konkretnego życia ludzi, o których prywatnym życiu wiemy więcej, niż o codzienności wspaniałych mentorów z sieci.
„Wiesz co, bycie w celibacie mnie tak nie boli, jak to chodzenie po kolędzie” – usłyszałam niedawno w rozmowie z zaprzyjaźnionym księdzem. Na moje uniesione w zadziwieniu brwi, uśmiechnął się i doprecyzował: „Tak, tak, nie przesłyszałaś się. Są lata, gdy jestem tak zdesperowany, że chętnie bym któremuś ze współbraci zapłacił, by ten obowiązek ode mnie przejął”.
„Wiesz co, bycie w celibacie mnie tak nie boli, jak to chodzenie po kolędzie” – usłyszałam niedawno w rozmowie z zaprzyjaźnionym księdzem. Na moje uniesione w zadziwieniu brwi, uśmiechnął się i doprecyzował: „Tak, tak, nie przesłyszałaś się. Są lata, gdy jestem tak zdesperowany, że chętnie bym któremuś ze współbraci zapłacił, by ten obowiązek ode mnie przejął”.
Dziś kolędy i pastorałki towarzyszą nam już zazwyczaj od początku adwentu. Skoczne tony „Dzisiaj w Betlejem” świetnie komponują się przecież z bitem „Last Christmas”, gdy w pośpiechu przemykamy przez supermarketowe alejki. Tak, to sarkazm, ale z drugiej strony zawsze można pomyśleć, że dzięki temu ci, którzy są daleko od Kościoła, mają szansę choćby w ten sposób usłyszeć dobrą nowinę. Kto wie, kiedy i komu dana treść przypomni się i pozwoli złapać kontakt z bardziej duchowym wymiarem Bożego Narodzenia?
Dziś kolędy i pastorałki towarzyszą nam już zazwyczaj od początku adwentu. Skoczne tony „Dzisiaj w Betlejem” świetnie komponują się przecież z bitem „Last Christmas”, gdy w pośpiechu przemykamy przez supermarketowe alejki. Tak, to sarkazm, ale z drugiej strony zawsze można pomyśleć, że dzięki temu ci, którzy są daleko od Kościoła, mają szansę choćby w ten sposób usłyszeć dobrą nowinę. Kto wie, kiedy i komu dana treść przypomni się i pozwoli złapać kontakt z bardziej duchowym wymiarem Bożego Narodzenia?
W minionym tygodniu zatrzymała mnie pojawiająca się w kilku miejscach informacja, że na dwa-trzy dni przed finałem akcji Szlachetna Paczka nie wszystkie rodziny znalazły swoich darczyńców. Wpisywało się to w naszą rodzinną obserwację, że w tym roku charytatywnych dzieł jakoś mniej. Co się za tym kryje? Zapewne w kolejnych miesiącach pojawią się jakieś specjalistyczne analizy w tym temacie, choć być może to tylko nasza, jednostkowa obserwacja. Ale nawet jeśli tak jest, to może mimo wszystko warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy.
W minionym tygodniu zatrzymała mnie pojawiająca się w kilku miejscach informacja, że na dwa-trzy dni przed finałem akcji Szlachetna Paczka nie wszystkie rodziny znalazły swoich darczyńców. Wpisywało się to w naszą rodzinną obserwację, że w tym roku charytatywnych dzieł jakoś mniej. Co się za tym kryje? Zapewne w kolejnych miesiącach pojawią się jakieś specjalistyczne analizy w tym temacie, choć być może to tylko nasza, jednostkowa obserwacja. Ale nawet jeśli tak jest, to może mimo wszystko warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy.
{{ article.published_at }}
{{ article.description }}
{{ article.description }}