"Jestem żoną i matką, ale czuję się bardzo samotna". Co robić, gdy twoje życie nieuchronnie się zmienia?

Co robić, gdy w macierzyństwie pojawia się dobijająca samotność? Gdy życie duchowe po prostu przestaje istnieć? Jak o siebie zawalczyć, gdy dopada cię poczucie opuszczenia? We wtorki Wielkiego Postu na macierzyńsko-duchowy cykl tekstów zapraszają nasze publicystki: Magdalena Urbańska i Agata Rusek.
Usiądź wygodnie, pogadajmy od serca
Zachęcamy Cię do zaparzenia kubka ciepłej kawy i zatrzymania. Usiądź wygodnie, pogadajmy z serca do serca. Zapraszamy Cię do wspólnej wielkopostnej wędrówki po meandrach duchowości matki i do przyjrzenia się wyzwaniom, jakie się z tym wiążą. Dzielimy się tutaj swoją wrażliwością, naszym spojrzeniem i doświadczeniem - odpowiadając w jakiś sposób na pytania, które do nas spływają. Nie wiemy na jakim etapie życia dziś jesteś. Mamy jednak nadzieję, że uda nam się spotkać i otulić słowami to, co wydaje się odbierać oddech. Pamiętaj: jesteś wystarczająca, nawet wtedy, gdy czujesz się bardzo samotna.
Zacznij od pytania: czego ci dzisiaj tak bardzo brak?
Czuję się w macierzyństwie bardzo samotna. Jestem z małymi dziećmi w domu. Czuję, że moje życie duchowe kona. Zmiany, odcięcie od wcześniejszego życia – trudno mi się z tym pogodzić. Jak na nowo odnaleźć siebie?
Magda: Zaczęłabym od postawienia sobie pytania: czego mi dziś tak bardzo brak? Usiadłabym, by spisać odpowiedzi, pokazała je mężowi i zapytała, co z tej listy jest dziś w naszym zasięgu? Gdzie mogę wyjść, co zrobić, gdy mąż przejmie opiekę nad dziećmi? Jeśli ojciec dzieci nie jest w stanie tego zrobić - czy jest szansa na pomoc innej osoby, np. babci? Choćby to miał być kwadrans w ciągu dnia, gdy wyjdziesz na samotny spacer (nie do sklepu, ale dla siebie). Bez dzieci, bez czyjegoś ciągłego dotyku, głosu.
Zaprosiłabym na te spacery Boga. On jest wszędzie, cały czas, ale może właśnie takie odcięcie się choćby na kwadrans będzie dla ciebie czymś, co dziś podniesie z beznadziei… Bóg zaprasza do relacji z sobą. Skoro czujesz to pragnienie, to znaczy, że On do ciebie mówi, nieustannie. Być może forma twojej modlitwy się zmieni, ale warto pamiętać, że On jest. Zawsze.
Agata: To prawda. Dla mnie to bardzo pokrzepiająca myśl, że On jest we wszystkim ze mną. I czasem właśnie świadomość tej nienamacalnej, ale stałej Obecności okazywała się zaskakującym kluczem do odnalezienia nowej jakości relacji z Nim i zachwytu Jego Osobą. Zwłaszcza w tych momentach, gdy poziom mojego przestymulowania bodźcami - a tego przecież w domu z maluchami nigdy nie brak - sięgał zenitu [śmiech].
W tym pytaniu pobrzmiewają mi jednak szczególnie dwa wyzwania. Jedno to pragnienie rozwoju duchowości w sytuacji, gdy siłą rzeczy zostajemy odcięte od tego, do czego miałyśmy całkiem swobodny dostęp w Erze Przed Dziećmi. Drugie to ta samotność, która wynika z konieczności osobistego zmierzenia się z nieuchronnymi zmianami, jakie niesie macierzyństwo. I o ile w tym pierwszym przypadku poszukanie wsparcia drugiego człowieka (np. rady u spowiednika, rozmowy z mężem, koleżanką), by znaleźć jakiś patent na rozwój swojej duchowości tu i teraz może przynieść realne efekty, o tyle zaakceptowania tego, że nasze życie się nieuchronnie zmieniło, nikt za nas nie zrobi.
Jest w byciu matką doświadczenie zwykłego, naturalnego osamotnienia
Magda: Myślę, że ta akceptacja zmian nie jest łatwa. Kochamy nasze dziecko, a jednocześnie tęsknimy za czasem, który był, zanim się ono pojawiło. Czy to oznacza, że jestem złą matką, że za mało kocham? Wcale nie! Po prostu trzeba odnaleźć się na nowo w tym, co jest teraz, a to wcale nie jest takie proste. Szczególnie jeśli dołoży się do tego społeczne oczekiwania wobec matek. Bo matka zawsze ma być spełniona, uśmiechnięta i zadowolona z życia, wiadomo...
Przy czym wiesz, Agata, jest jeszcze takie doświadczenie zwykłego, naturalnego osamotnienia, że po prostu w tej nowej rzeczywistości brakuje mnie, kobiecie, kontaktu z koleżankami z pracy na przykład. Pogaduszek o czymś innym niż kaczuszki, które robią “kwa kwa kwa” i gdzie jest dobra promocja na pieluchy… Brakuje spontanicznego wyjścia, bez kombinacji, że za chwilę czas karmienia, kąpania, czytania do snu. Czasem pojawia się też mocne ukłucie bólu, gdy dostajesz zdjęcie od koleżanek, którym udało się spotkać w czasie, gdy ty bujasz dziecko, które ma kolkę. Potrzebujemy innych kobiet.
Agata: Jasne, takie kobiece współtowarzyszenie to świetne antidotum na samotność w macierzyństwie, choć wcale nie tak łatwe do zorganizowania (zwłaszcza jak jesteś introwertyczką i na samą myśl o podtrzymywaniu konwersacji z innymi rodzicami na placu zabaw czujesz się zmęczona [śmiech]). Niemniej zawsze warto szukać jakichś rozwiązań. Sama jestem bardzo sceptycznie nastawiona do mediów społecznościowych, ale wiem, że wielu moim koleżankom bardzo pomagały inicjatywy, w których mamy z danego osiedla “skrzykiwały” się na Facebooku, by na przykład w większej grupie pospacerować po parku z kijkami i dziećmi w chustach.
Gdy dopada cię poczucie opuszczenia, trzeba zawalczyć o spotkania
Myślę, że w sytuacji, gdy dopada cię poczucie opuszczenia, jest wielką wartością móc spotkać się z innymi kobietami, poznać kogoś nowego czy po prostu choć na chwilę zmienić otoczenie. I czasem o to trzeba samej rzeczywiście zawalczyć. Samotność mamy jest specyficznym doświadczeniem. To nasze dziecko długo jest od nas całkowicie zależne i często w praktyce przyklejone do naszych ciał (tu pozdrawiam zwłaszcza wszystkich rodziców, których ktoś okłamał, że kilkulatki przesypiają całe noce w swoim łóżeczku). W tym kontekście lubię przyglądać się Maryi. Ona pod krzyżem stała sama, ale w otoczeniu innych kobiet. Cierpienia, bezsilności, frustracji żadna z tych kobiet odebrać Jej nie mogła, myślę jednak, że ich wsparcie nie było bez znaczenia. Jestem więc przekonana, że warto aktywnie szukać takiego kobiecego wianuszka wsparcia - nawet jeśli będzie się to wiązać z koniecznością wyjścia ze swojej strefy komfortu. Chrześcijaństwo jest przecież o tym, że do prawdy o sobie dochodzimy w relacjach. Choć sama jestem przykładem, że można pokochać tę dziwną “samotność we dwoje” i paradoksalnie odnaleźć w niej nowe życie duchowe.
Magda: Serio? A jak to zrobiłaś?
Agata: Posiedziałam kiedyś dość długo (duchowo) w Betlejem w tej słynnej stajence i zachwyciłam się tajemnicą wcielenia w tak pokręconej rodzinie jak ta ziemska, w której wzrastał Jezus [śmiech]. A tak serio - to właśnie macierzyństwo pozwala mi ciągle na nowo zbliżać się do Pana Boga. Także w tych momentach, a może nawet najbardziej w tych momentach, gdy jest mi trudno. W moim przypadku jest tak, że ciągle z uporem maniaka próbuję układać życie po swojemu i ulegam złudzeniu, że ono zależy całkowicie ode mnie. No nie, nie zależy. Ani moje życie, ani życie moich dzieci nie zależy całkowicie ode mnie. Kiedy więc jest mi w macierzyństwie źle, ciężko i samotnie, to to są te momenty, w których Pan Bóg ma największą szansę dotrzeć do tego mojego zakutego łba i kamiennego serca i kruszyć je Swoją Mocą. Pewnie, że czeka na moje wołanie, na moje zaproszenia. Ale, prawdę powiedziawszy, gdy wszystko w macierzyństwie idzie jak z płatka, to jakoś łatwo przestać Go prosić o pomoc, zrozumienie, dary Ducha Świętego.
Jak sobie radzić, gdy mąż cię nie wspiera?
Jak sobie radzić z poczuciem osamotnienia? Mój mąż nie czuje potrzeby towarzyszenia mi w wychowywaniu dzieci w wierze. Czasami jest nawet bardzo zgryźliwy...
Magda: Trwać. Nie odpłacać złośliwością na złośliwość. Czasem takie drobne, ale bardzo trudne gesty wytrwałości i miłości są wszystkim, co możemy w danej chwili dać. Nie wchodziłabym w dyskusję, gdy pojawiają się zgryźliwości. Może znajdzie się na szczerą rozmowę lepszy czas? Trwałabym na modlitwie, ale bez moralizowania. Słowa uczą, przykłady pociągają… Być może w twoim mężu kryje się jakaś rana, niezaspokojony i nieukojony ból, skoro reaguje w taki sposób? Nie poddawaj się, rób swoje! Jednocześnie pamiętaj, że twój mąż nie jest twoim wrogiem, choć teraz tak właśnie możesz go postrzegać. Wytrwała modlitwa żony nie pozostaje bez odpowiedzi i wierzę, że w oczach Boga ma ogromną wartość.
Wytrwała modlitwa żony może przynieść dar nawrócenia męża
Agata: Dokładnie tak - sama, w najbliższym otoczeniu mam niezwykły przykład, że wytrwała modlitwa żony może przynieść dar nawrócenia męża. Myślę przy tym, że w tym pytaniu pobrzmiewa przykład wyjątkowej samotności mamy. Bo tu można spojrzeć co najmniej z dwóch perspektyw. Są takie sytuacje, gdy mąż nie towarzyszy w wychowywaniu dzieci w wierze, bo albo nie czuje się kompetentny, albo “nie ma na to czasu”, albo wyszedł z takiego domu, w którym to mama przekazywała dzieciom wiarę i po prostu nawet nie pomyśli, że mógłby mieć tu jakieś swoje poletko do działania. W tym pytaniu jednak mąż nie tylko jest nieobecny w wychowaniu dzieci, lecz także wrogo nastawiony do przekazu wiary. Czyli to nie jest tak, że mama mierzy się z pytaniami o wiarę, jak Maryja pod krzyżem (pod którym już nie stał z Nią Józef). Tutaj mąż bywa jednym z tych, co szydzą.
Jestem przekonana, że żadna walka, sięganie po ostre słowa, “egzorcyzmy” czy poczucie moralnej wyższości nie przyniesie tu dobrych owoców. Ale może oprócz tego “trwania” warto poczuć się w tej samotności bardziej sprawczą i poszukać duchowego wsparcia dla swoich dzieci? Może jakiś katecheta, ksiądz, wierzący dziadek będzie tym, kto będzie realnie wspierał Twoje wysiłki? A jeśli go nie ma, to cóż, nie zamartwiaj się. Wasze dzieci są w pierwszej kolejności dziećmi Pana Boga i On zrobi wszystko, by mieć z nimi więź. Jemu naprawdę nie potrzeba wiele, by zasiane ziarno przyniosło plon. Jestem przekonana, że twoja konsekwentna postawa i świadczenie życiem o tym, jak i dlaczego wierzysz, w tej sytuacji w zupełności wystarczą.
Skomentuj artykuł