Nie umiemy sobie przebaczać naszych macierzyńskich niedociągnięć. Jak się ratować przed poczuciem beznadziei?

Nie umiemy sobie przebaczać naszych macierzyńskich niedociągnięć. Jak się ratować przed poczuciem beznadziei?
My, mamy, często obwiniamy się o wiele i wymagamy od siebie niestworzonych rzeczy, bo co krok potykamy się o jakieś rady, zalecenia, najnowsze badania. Nie o to chodzi. Fot. Depositphotos.com

Jak rozeznawać swoje macierzyństwo? Dlaczego tak często nie umiemy sobie przebaczać swoich macierzyńskich niedociągnięć? Co  jest najlepszym ratunkiem, gdy jesteśmy zagubione w milionie porad i wskazówek, przebodźcowane, pełne lęku?

We wtorki Wielkiego Postu na macierzyńsko-duchowy cykl tekstów zapraszają nasze publicystki: Magdalena Urbańska i Agata Rusek. Odpowiadają w nim na pytania naszych czytelniczek i swojej społeczności, dotyczących duchowości matki i trudności, które przynosi życie, gdy się pojawiają dzieci. 

DEON.PL POLECA

 

 

Gdy myślałam o macierzyństwie, miałam inne pragnienia, a teraz paraliżuje mnie lęk

Dla mam szukających nadziei

Zachęcamy Cię do zaparzenia kubka ciepłej kawy i zatrzymania. Usiądź wygodnie, pogadajmy z serca do serca. Zapraszamy Cię do wspólnej wielkopostnej wędrówki po meandrach duchowości matki i do przyjrzenia się wyzwaniom, jakie się z tym wiążą. Dzielimy się tutaj swoją wrażliwością, naszym spojrzeniem i doświadczeniem - odpowiadając w jakiś sposób na pytania, które do nas spływają.  Nie wiemy, na jakim etapie życia dziś jesteś. Mamy jednak nadzieję, że uda nam się spotkać i otulić słowami to, co wydaje się odbierać oddech.

Pamiętaj, jesteś wystarczająca, nawet wtedy, gdy zagubiłaś się tak bardzo, że nie wiesz, gdzie szukać nadziei.

  • Gdy myślałam o macierzyństwie, miałam inne pragnienia, a teraz paraliżuje mnie lęk
  • Jak mam rozeznawać plan Boga wobec siebie i swoich dzieci?
  • Jako matka czujesz się zagubiona? Zrób tą jedną rzecz
  • Matkom w XXI wieku wcale nie jest łatwo
  • Choroba dziecka nie jest karą ani próbą
  • Dlaczego Bóg nie pomógł mi od razu? Dlaczego musiałam się zmagać sama?
  • Nie zawsze potrafimy przebaczyć same sobie nasze macierzyńskie niedociągnięcia
  • Za dużo energii poświęcamy na porównywanie się z innymi matkami

Gdy myślałam o macierzyństwie, miałam inne pragnienia, a teraz paraliżuje mnie lęk

Ufność Bogu w rodzicielstwie – jak ją rozeznać? Jak przyjmować to, jak wygląda nasze macierzyństwo, a na co nie mamy wpływu, albo jest ograniczony (w moim przypadku wcześniactwo, choroba genetyczna)? Jak zobaczyć swoje powołanie, gdy miało się inne pragnienia, a pojawia się paraliżujący lęk? Marzyłam o dużej rodzinie, ale wizja tego, że kolejne dziecko może urodzić się chore, mnie przeraża. Skąd wiedzieć, co robić, jaki Bóg ma plan?

Agata: Poruszasz wiele wątków i choć przyznam, że wiele myśli kłębi mi się w głowie, to pierwsze, co mam ochotę zrobić, to zamilknąć. I potowarzyszyć Ci w ciszy, bo czasami nic innego po ludzku nie możemy zrobić. Nikt nie przeżyje za nas naszych rozczarowań, trudów, pytań, nikt też nie jest dokładnie w naszej sytuacji, nie jest nami - a zatem wszystko, co możemy zrobić, to przycupnąć przy Twoim cierpieniu i jak tylko zechcesz wysłuchać, to opowiedzieć Ci o naszych zmaganiach. Z tym, że nie są to rady, tylko dzielenie się sobą.

Magda: Agato, poczułam bardzo podobnie. Są w naszym życiu takie obszary, takie cierpienia, przy których po prostu - stojąc z boku - należy milczeć. Droga Autorko pytania - czuję Twój ból, niemoc, rozdarcie… Słyszę je bardzo mocno. Gdybym mogła, chciałabym Cię przytulić i po prostu posiedzieć obok.

DEON.PL POLECA


Jak rozeznawać plan Boga wobec siebie i swoich dzieci? 

Agata: Co do meritum, to pięknie ujęłaś to w tym haśle: “ufność Bogu w rodzicielstwie”. Myślę, że to zagadnienie jest w jakimś wymiarze bliskie każdej z nas, mam. Jak rozeznawać, jaki dokładnie Pan Bóg ma plan wobec mnie i moich dzieci? Pojawia się czasem - przynajmniej we mnie - takie pragnienie, że chciałabym, by wysłał i do mnie Gabriela, by ten odpowiedział jasno i klarownie na pytania mnożące się w mojej głowie: czy Pan Bóg chce, bym wróciła na etat? A może otworzyła własną działalność gospodarczą? A może chodzi o postaranie się o kolejne dziecko w naszej rodzinie; hmm, ale przecież w sumie obawiam się dojrzałego macierzyństwa, to może to źle rozeznaję? Takie rozterki potrafią naprawdę wyciągnąć z matki sporo energii, więc nic dziwnego, że czasem kobieta ma ochotę powiedzieć Panu Bogu: “Chromolę, poślij mi tu jakiegoś anioła, niech mi wyjawi, co Ty byś ode mnie chciał”. [śmiech]

Magda: Agatko, serio byś chciała anioła? Weź, ja bym zeszła na zawał, albo zadzwoniłabym od razu do znajomej psychiatry, że coś ze mną nie tak [śmiech].

Agata: [śmiech] Tak, tak, masz rację. Gdyby Najwyższy zafundował mi takie atrakcje, to prawdopodobnie dostałabym zawału serca. Niemniej wiesz, tak zupełnie serio, mnie właśnie spokojne wgryzanie się w ewangeliczną scenę Zwiastowania najbardziej pomaga w takich momentach zmierzyć się z zagadnieniem zaufania w rodzicielstwie. Bo czy Maryja naprawdę miała pojęcie, czego Pan Bóg od niej chce?

Tak w konkrecie jej rzeczywistości - co ona czuła, widziała przed oczami duszy, gdy usłyszała od anioła takie rewelacje: “Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i zostanie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łk 1, 31-33). Ja wiem, że Ona święta, bezgrzeszna, ale na litość Anielki - była kobietą z krwi i kości! Tam się musiało od razu zacząć mielić w tej wyjątkowej głowie i sercu. Czy zastanawiała się, do jakich szkół pośle Jezusa? Czy dostanie z Nieba gwarancje bezkolkowego noworodka, a w pakiecie tuzin aniołów, którzy jej ogarną dylematy wychowawcze? Stawiam sobie przed oczy Maryję i różne sceny z Jej życia z Boskim Synem, o których w zdecydowanej większości nic nie wiemy. Ale przecież tam musiało być mnóstwo wątpliwości, pytań, rozterek.

Jako matka czujesz się zagubiona? Zrób tą jedną rzecz

A gdy towarzyszyła Synowi w drodze krzyżowej?! Mówi się, że to dzięki Maryi wierzymy, bo to ona, jako jedyna, nie straciła ufności w Bożą Obietnicę, gdy jej Syna pochowano w grobie. Często zadaję sobie pytanie, skąd ona, matka, brała na to siłę i wydaje mi się, że odpowiedzią jest: bo Maryja cała była i jest Słuchaniem Słowa. Więc gdy pytasz, droga mamo, skąd wiedzieć, jaki Bóg ma plan i jak Mu ufać, to mówię: zaprzyjaźnij się z Maryją. Nie słuchaj wrzeszczących tłumów, szemrających psiapsiółek, rad nieznanych ludzi z internetu (w tym nas - [śmiech]), tylko skup swoją uwagę na Jego Słowie i spróbuj naśladować właśnie Ją.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że Maryja była wychowywana w świątyni. Nie wiem, czy to jest prawda, ale jeśli tak, to by się pięknie składało. Ona od dziecka nasiąkała Słowem Bożym i uczyła się Jego słuchania. Większość z nas takiej historii nie ma, ale możemy, patrząc na Maryję, próbować Ją naśladować, to znaczy budować ufność Bogu w naszym rodzicielstwie powoli, w zawierzeniu i w zasłuchaniu w Słowo. Powoli, to znaczy akceptując, że nie będę nigdy na starcie wiedzieć, jak wygląda droga, co nas spotka i jakie wyzwania nas czekają. Ta akceptacja procesu to przecież też takie pokorne poddanie się Jego woli. Ale jednocześnie warto pielęgnować w sobie zawierzenie, że Pan Bóg jest dobry i dla swoich dzieci (wszystkich!) ma dobry plan. I nigdy nas nie zostawi, jakiekolwiek przygody i zawieruchy nas na tej drodze czekają. Jak pielęgnować? No właśnie przez to, że wytrwale szukam Jego woli w tym, co nam zostawił, w tym, w czym się objawił, czyli w swoim Słowie.

Matkom w XXI wieku wcale nie jest łatwo

Magda: Agato, mocne i mądre jest to, co tutaj mówisz. Choć właśnie… Bycie zasłuchanym w Słowo. Maryja rzeczywiście taka była, skoro wiedziała, że przyszedł do Niej anioł, że potrafiła z nim wejść w dialog. Z drugiej strony nam - mamom XXI wieku - wcale nie jest z tym tak łatwo. Jesteśmy przebodźcowane, zagubione, zalęknione. Lęki autorki pytania są po ludzku jak najbardziej słuszne. Sama mam dziecko z dolegliwością, którą odziedziczyło w genach. Czy wiedząc o tym, zdecydowałabym się na kolejne dziecko? No właśnie… Myślę, że jedną rzeczą jest nasze podejście czysto rozumowe, drugie to zaufanie Bogu. Już papież Jan Paweł II mówił o tym, że mamy dwa skrzydła: wiarę i rozum. Warto (ba! trzeba) korzystać z jednego i drugiego. Myślę, że na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Trzeba pytać Boga, rozmawiać z mężem, by podjąć jakąś decyzję i się jej trzymać. Tak naprawdę podjęcie jej - choćby odnośnie tego, czy jesteśmy otwarci na kolejne dziecko, czy nie (do czego macie prawo, również w kontekście nauczania Kościoła!) - może zdjąć pewne brzemię. Niewiadomą. Może po prostu sprawić, że odetchniesz, nasza droga mamo.

Agata: Myślę, że bardzo ważne jest tutaj to, żeby właśnie pamiętać, że nie trzeba (skusiłabym się chyba nawet na powiedzenie mocniej: nie powinno się) rozeznawania akurat tej kwestii robić samej. Że jeśli jesteś w małżeństwie, to twój mąż jest tym, z którym powinnaś o tych wszystkich wątpliwościach i pytaniach rozmawiać. Nie raz, nie dwa. To też jest jego powołanie, jego droga, jego odpowiedzialność. Sama bardzo mocno doświadczam ogromu wsparcia mojego męża w kwestiach rodzicielskich. I już nie raz łapałam się na tym, że miętoliłam w głowie jakieś wątpliwości, a potem, kiedy wreszcie już się nimi z mężem podzieliłam, to okazywało się, że on potrafił mi pokazać daną rozterkę z zupełnie innej perspektywy i to rozjaśniało wątpliwości.

Choroba dziecka nie jest karą ani próbą

Magda: Kołysze się we mnie jeszcze jedna myśl. Usłyszałam ją kiedyś odnośnie mojego chorego syna. Bóg ci ufa. On chce dla ciebie szczęścia, spełnienia, życia pełną piersią. Choroba dziecka nie jest karą, ani próbą. On po prostu ci zaufał, zaufał, że dasz radę. Czy dałabyś radę również z kolejnym (być może również chorym) dzieckiem? Przyjrzyj się swojej codzienności, zobacz, co czujesz. Pogadaj szczerze z Bogiem o swoich lękach. Krzycz, płacz jeśli potrzebujesz. Strzel fochem. Zapytaj: dlaczego, po co? I idź dalej, z nową siłą. Wierzę, ba! wiem, że to jest możliwe…

Agata: Aż mi się ciśnie na usta: amen! Ale mimo wszystko dodam jeszcze jedno, czego sama bardzo mocno doświadczam w swoim rodzicielstwie. Czasem, gdy ono nie wygląda tak, jak ja bym chciała, gdy nie spełniają się moje pragnienia i czuję się zamknięta w klatce macierzyńskiego lęku, to też bardzo konkretnie na modlitwie mówię Mu: “Ty, który jesteś Panem wszystkiego i wiesz, co jest dla mnie i mojej rodziny najlepsze, pomóż mi. Jeśli to pragnienie jest tylko moim widzimisię, to proszę, weź je zabierz, weź je wycisz, przyjdź ze swoim pokojem i ogarnij moją głowę i serce. Bardzo tego potrzebuję. Proszę przyjdź!”. Był taki czas, gdy bardzo bałam się kolejnej ciąży i nie potrafiłam rozeznać (ani sama, ani z mężem), jaka jest Jego wola wobec nas. I ta modlitwa przyniosła mi kompletnie nie-ziemski spokój.

Dlaczego Bóg nie pomógł mi od razu? Dlaczego musiałam się zmagać sama? 

Wołałam Boga o pomoc, ale On nie odpowiadał... Mimo, że jestem wierząca, w którymś momencie się pogubiłam... Dopiero po czasie zaczęłam dojrzewać emocjonalnie do bycia mamą i żoną. Zastanawiam się tylko czemu od razu nie mogło być idealnie? Dlaczego jako matki zmagamy się z tym całym przebodźcowaniem, upadkami, zdenerwowaniem itp. Czemu akurat taki rodzaj trudu musi pojawiać się w macierzyństwie? (…) Mam wyrzuty sumienia, ponieważ tak bardzo pragnęłam, żeby niektóre sytuacje poukładały się inaczej. Proszę Boga by te wszystkie doświadczenia w nas uzdrowił i wlewał jeszcze większe pokłady miłości, bo to jest najważniejsze…

Magda: Czytam to pytanie kolejny raz i zastanawiam się czy to napisać, czy nie… Ale myślę, że warto, by to wybrzmiało. Piszesz już na wstępie, że wołałaś do Boga, a On nie odpowiadał. Czy aby na pewno nie odpowiadał? Czy może zrobił to inaczej, niż oczekiwałaś? Często wołam do Boga i widzę tylko pustkę. Wierzę jednak, że On słyszy i zawsze chce odpowiedzieć, choć ja…nie zawsze jestem w stanie tę odpowiedź usłyszeć i przyjąć.

 Agata: Myślę, że wiele z nas może się przejrzeć w tym pytaniu. Często do spowiedzi wlokę te wszystkie wyrzutu sumienia, gdzie upadłam, dałam ciała jako mama, pogubiłam się. Mogę nawet rozumowo wiedzieć, że przynoszę rzeczy, które nie tyle wynikają z grzechu i mojej determinacji, by zrobić coś na przekór Panu Bogu, co właśnie z tego, że w rodzicielstwo są wpisane błędy i upadki. Przecież nawet Maryi i Józefowi zdarzyło się zgubić Jezusa! Czy to nie jest uwalniające? [śmiech]. Ale fakt jest taki, że bardzo trudno żyje się, uparcie spoglądając w przód i do góry (“Szukajcie tego, co w górze” - Kol 3,1!). Myślę, że warto właśnie na przykładzie sakramentu spowiedzi, przyjmować historię swojego życia. Co się stało, to się nie odstanie, ale Pan Bóg może wejść w przeszłość i nawet z tego, co fatalne, co pogubione, co jest grobem - wydobyć życie i Miłość. Nie przypadkiem daje nam jednak, choćby w modlitwie Ojcze nasz..., to wezwanie, by skupiać się na chwili obecnej, na tym, co mam tu i teraz dostępne.

Nie zawsze potrafimy przebaczyć same sobie nasze macierzyńskie niedociągnięcia

Magda: Tak! Poruszyłaś Agatko coś bardzo cennego. Tylko wiesz… Z tym jest pewien problem. Pan Bóg nam przebacza w spowiedzi i już nigdy do tego nie wraca, ale my nie zawsze potrafimy przebaczyć same sobie. Myślę, że w macierzyństwie odczuwamy to bardzo mocno, nie raz. Dlaczego jako matki się zmagamy z różnymi rzeczami? To jest konsekwencja grzechu, nie tylko pierworodnego, ale też naszego osobistego. Tak to już jest. Można się z tym nie zgadzać, ale tak naprawdę warto tę energię przekuć w czyn.

Co mogę zrobić, tak realnie, by było mi choć trochę łatwiej? Co zrobić, by rzeczywiście kochać mocniej, prawdziwie i szczerze? Co zrobić, by moja rodzina rozkwitała pomimo trudnych doświadczeń? Ważne jest to, co możemy zrobić, tak po ludzku - przeprosić, porozmawiać, być obok. Z drugiej strony warto też zastanowić się, jaki obraz Boga w sobie noszę. Czy wierzę, że On mnie kocha? Czy wierzę w to, że jest w stanie uzdrowić moje dziecko z konsekwencji jakiejś krzywdy, której doznało również ode mnie? To są trudne pytania, bo stawiają nas w niewygodnej sytuacji. Nie ma idealnych rodzin, ja też jestem czasem matką, która żałuje pewnych słów, reakcji itd. Warto to w sobie dostrzec, rozmawiać, przepraszać. I kochać, każdego dnia. Dzień za dniem, tak jak dziś potrafię najlepiej.

Za dużo energii poświęcamy na porównywanie się z innymi matkami

Agata: Wiesz Madzia, ja myślę, że czasem tkwimy w tym braku przebaczenia samej sobie, bo nieproporcjonalnie dużo energii poświęcamy (czasem całkiem bezwiednie!) na porównywanie się z innymi mamami i na słuchanie głosów zewnętrznych, które trochę zbyt często pod szyldem “ekspert” wbijają nas w poczucie winy. Zobacz, jak łatwo natknąć się w sieci na takie teksty podszyte “specjalistyczną wiedzą pedagogiczną” w stylu: “badania amerykańskich ekspertów pokazały, że dzieci rodziców, którzy czytali im Biblię po angielsku na dobranoc, osiągają dużo lepsze wyniki na studiach informatycznych” [śmiech]. Oczywiście żartuję i nie chcę tym samym deprymować nauk społecznych. Mam jednak poczucie, że my, mamy, często obwiniamy się o wiele i też wymagamy od siebie niestworzonych rzeczy, bo co krok potykamy się o jakieś rady, zalecenia, najnowsze badania. I część z nich karmi w nas tego okropnego, nigdy nie nasyconego stwora o imieniu: “A co jeśli robiąc to czy tamto, właśnie przekreśliłam szansę mojego dziecka na szczęśliwe życie?”. Tak jakby to od nas zależało!

Magda: Tak! Jest tak jak mówisz, Agato! Wracają teraz do mnie słowa, które słyszałam kiedyś od jednego z księży z mojej parafii: dziecko nie jest twoją własnością! Ono ma Ojca w niebie! Masz wychować je najlepiej jak potrafisz, przyjąć ten dar i się nim zaopiekować, ale jednocześnie nie być matką, która perfekcyjnie, do bólu biczuje się za najmniejsze potknięcia. Warto czasem ściągnąć z siebie zbyt ciasne ubranko nadmiernych oczekiwań. Może się okazać, że bez niego nie tylko lepiej się nam oddycha, ale też kocha jakoś inaczej. Mocniej, prawdziwiej, szczerzej, bez lęku. Pozwólmy Bogu być Bogiem i się o nas zatroszczyć, samemu robiąc tyle, ile dziś jesteśmy w stanie.

 

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Magdalena Urbańska

Nie musisz być perfekcyjna. Bądź doskonała!

Doskonałość to nie bezgrzeszność ani zbieranie odznak za nieskazitelny wygląd, idealne wychowanie dzieci, wzorcowe małżeństwo czy dom godny pokazania na Instagramie. Doskonałość to nieustanne dążenie do prawdy ‒ o...

Skomentuj artykuł

Nie umiemy sobie przebaczać naszych macierzyńskich niedociągnięć. Jak się ratować przed poczuciem beznadziei?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.