Chylińska rozwaliła pewien schemat mówienia o Bogu i do Boga

(fot. Bieniecki Piotr [CC BY 3.0], from Wikimedia Commons)

Jestem przekonana, że wypowiedziane przez zagubionego, wściekłego lub pełnego żalu "łajdaka" słowa: "czy taką mnie kochasz, k***a?" - mogą być najbardziej szczerą modlitwą. Żeby odsłonić się przed Nim w momencie największego kryzysu, trzeba Mu bardzo, ale to bardzo ufać. Ja sama rok temu doświadczyłam ekstremalnie trudnej sytuacji. Jedyna modlitwa, na którą było mnie wówczas stać, było powtarzanie słów "Nie wytrzymam tego k***a, pomóż mi!"

Kiedy oglądam na YouTubie lub czytam różne świadectwa osób wierzących, to czasami mam wrażenie, że są one lukrowane, wygładzone i tak nabożne, że aż zawstydzające. Zdarza się też, że dawanie "świadectwa" o wierze przeradza się w manifestacje albo staje się narzędziem do łajania tych, którzy myślą inaczej - lewaków, "genderystow", osób poszukujących swojej drogi.

DEON.PL POLECA

Chylińska u Wojewódzkiego: Kłócę się z Bogiem, ale czuję, że On jest<<

Szanuję głęboką wiarę osób, które składają "grzeczne" świadectwa, ale jednocześnie jakoś się w takiej retoryce się nie odnajduję - schemat "byłem złym człowiekiem ale poszedłem na msze o uwolnienie / spotkałem Boga na rekolekcjach i wszystko jest super" jakoś do mnie nie przemawia i nie wyczerpuje tematu dynamicznej relacji z Szefem.

Moim zdaniem jednym z najmocniejszych, najbardziej autentycznych świadectw wiary w Boga było to, które wygłosiła Agnieszka Chylińska. Nie chodzi tylko o to, że powiedziała o swojej wierze w miejscu, które jednak nie jest programem "Ziarno" (bo rzecz się stała - przypomnijmy - u Kuby Wojewódzkiego), ale przede wszystkim chodzi o to, że zrobiła to w sposób tak bardzo prawdziwy. I przy okazji rozwaliła pewien schemat mówienia o religijności.

Kiedy ktoś zastanawia się, czy Kościół to miejsce dla niego, czy może jednak nie, to często otrzymuje przekaz, że aby naprawdę być w Kościele, trzeba spełnić masę wymagań wstępnych - umieć pięknie składać ręce do modlitwy, żyć w sakramentalnym związku, mieć sensowną pracę (showbiznes odpada!) i czytać odpowiednią prasę. Tymczasem myk w chrześcijaństwie polega na tym, że ono nie zostało skrojone na miarę ludzi nieskazitelnych i bezproblemowych. Jezus stawiał swoim uczniom wysokie wymagania - to prawda. Ale jednocześnie swoimi przyjaciółmi uczynił nie najwyższych kapłanów, lecz zanurzonych w codzienności przedsiębiorców. A wychodzenie do prostytutek, trędowatych i innych odrzuconych przez porządne społeczeństwo było istotnym punktem Jego "programu".

Kościół nie ma być zagrodą dla bezgrzesznych, a szpitalem polowym, jak mowi papież Franciszek. W kościelnej ławce powinna czuć się bezpiecznie zarówno wyciszona osoba, która zna na pamięć wszelkie możliwe litanie, jak i taka, którą roznoszą emocje i ubiera je w mało eleganckie słowa.

Agnieszka Chylińska w "rozmowie życia": demony przylazły i rozszarpały mi wszystko<<

Postawa oburzenia wobec slow Chylińskiej nie jest jednak niczym nowym - pamiętamy przecież przypowieść o ojcu i dwóch braciach (bo nie jest to - jak pisał BXVI - jedynie przypowieść o synu marnotrawnym!). "Porządny" syn miał pretensje, że Ojciec okazał temu spisanemu na straty tyle czułości. Pamiętamy też złość uczonych w piśmie, że Jezus wychodził do osób z marginesu (nie sądzę, by mówiły one do Jezusa trzynastozgłoskowcem!). Ewangelia jest przecież między innymi o tym, że Jezus nie brzydzi się żadnym człowiekiem. I że nasze pojęcie sprawiedliwości i pomysły na to, kto powinien mieć przywilej bycia we wspólnocie, a kto nie ma do niej wstępu, są po prostu do wywalenia (patrz przypowieść o robotnikach ostatniej godziny).

Jestem przekonana, że każdy, kto szuka bliskości z Bogiem, w końcu ją znajdzie. Czasami wątpliwości, o których mówi Chylińska, albo wściekłość na Boga, są jej początkiem.

Ja sama niecały rok temu doświadczyłam ekstremalnie trudnej sytuacji, podczas której przez prawie dwa tygodnie odczuwałam zwierzęcy, paralizujacy wręcz strach o życie i zdrowie swoje i mojej córki Ali. Jedyna modlitwa, na którą było mnie wówczas stać, było powtarzanie słów "Nie wytrzymam tego k***a, pomóż mi!" i "dlaczego mi to zrobiłeś?!". Nie twierdzę, że to było coś godnego naśladowania. Ale jednocześnie wiem, że była to jedna z najbardziej autentycznych modlitw w moim życiu, płynąca z zakamarków struchlałej ze strachu duszy. I jestem pewna, że Szef był ze mną (z nami) w tym najtrudniejszym dla mnie doświadczeniu, że pomogł mi to wszystko przetrwać i wrócić do normalnego życia.

Bóg, w którego wierzę, to Bóg wymagający, ale też rozumiejący jak nikt inny nasze kryzysy, dotykający naszych brudnych miejsc (z tym umywaniem stop to przecież nie przypadek). Jezus nie mówił "jesteś idealny, pozostań w swojej strefie komfortu", tylko "choć za Mną" - co jasno sugeruje, że mamy właśnie iść, wędrować. Nie ma doskonałości na starcie, tak samo jak nie ma jednego idealnego sposobu na przeżywanie swojej wiary i na modlitwę.

Jestem przekonana, że wypowiedziane przez zagubionego, wściekłego lub pełnego żalu do do Stwórcy "łajdaka" słowa: "czy taką mnie kochasz, k***a?" - mogą być najbardziej szczerą modlitwą. Żeby odsłonić się przed Nim w momencie największego kryzysu, trzeba Mu bardzo, ale to bardzo ufać.

A przecież właśnie zaufanie jest tym, o co Najwyższy nas prosi.

Tekst pochodzi z bloga katolwica.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Chylińska rozwaliła pewien schemat mówienia o Bogu i do Boga
Komentarze (10)
RC
Robert C
20 listopada 2018, 18:45
Mnie też to razi i uwiera, ale jakie to ma znaczenie wobec tego, że dziecko wraca do Ojca! To oczywiste, że Jezus taki nie jest, ale żeby się zmienić trzeba czasu. Trzeba długiego obcowania z Nim, żeby stawać się do niego podobnym. Ona weszła na tą drogę i żebyśmy się nie zdziwili na końcu, jak się okaże, że jeszcze nas wyprzedzi...
H
Hania
20 listopada 2018, 16:28
Trzeba mieć świadomość,do Kogo się modlimy i że Chrystus nie przeklinał w momencie największego swego cierpienia,a więc trzeba absolutnie powstrzymać się od takich"ozdobników".To jest jakiś problem psychiczny,jeśli nie umiemy rozmawiać,bez tego rozdaju"przerywników.
Kazimierz Łaszewski
20 listopada 2018, 11:01
Jeżeli wierzy się, że Bóg istnieje. Że jest Święty, że jest Swórcą wszystkiego: czasu, przestrzeni materii, osób, to mówienie do Niego, tak jak do wyżej postawionego kolegi jest jednak bluźnierstwem. Wybaczalnym, gdy są emocje, dzieje się tragedia, nie dajemy sobie rady. Ale potem trzeba wrócic do relacji Stwórca - stworzenie.
S
Szczelka
20 listopada 2018, 12:38
Nie zgodzę się z tą opinią. Na początek: nie sprawdza się, moim zdaniem, w chrześcijaństwie to logiczne (lub pozornie logiczne, lub logiczne dla człowieka) jeżeli - to. Boża logika, tak jak wspomniana przez Angelikę boża sprawiedliwość, jest pełna niespodzianek, czasem wręcz wywrotowa. To dlatego, że mamy ograniczone pojmowanie, widzenie itp. I dlatego m.in. człowiek czasem dostrzega Boga gdzieś, gdzie "na pozór" nigdy nie powinien go znaleźć, nawraca się na zakrętach życia pod wpływem jakichś pozornie banalnych spotkań, natchnień itp. Przechodząc do tematu głównego - czy zwracanie się do Boga jak do kolegi jest bluźnierstwem? Nie wiem. Wydaje mi się, że są chwile, kiedy człowiek dostrzega, jak niesamowity, jak wielki i niepojęty jest Bóg, i wtedy zupełnie naturalnie modli się do Niego jak do Stwórcy, z ogromną pokorą, ale też z wielkim podziwem. A są chwile, kiedy potrzebuje Ojca, który zrozumie i przebaczy - modlitwa wygląda wtedy inaczej. Totalnie wywraca wszystko do góry nogami osoba Jezusa - choć to druga osoba Boska, to jednak Bóg - człowiek, Mistrz, Przyjaciel, Brat - można z Nim rozmawiać jak z kimś, kto zna wszystkie nasze problemy, rozumie nasze uczucia, naszą wściekłość czy rozpacz - przecież po to przyszedł na Ziemię, żeby każdy człowiek mógł poczuć i zrozumieć, jak bardzo kocha go Bóg, skoro wchodzi w ludzką biedę, w ludzkie życie i cierpienie, przeżywa to co człowiek i tak samo jak człowiek, aż do "Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił?". Czyli - rozumie wszystkie nasze emocje. Czyli - możemy mówić Mu o wszystkim bez obaw, że nie zrozumie albo że jest obojętny na nasze problemy.
ZZ
Zyg zyk
20 listopada 2018, 14:30
Zna Pani jakiś przypadek, aby Bóg wystąpił przeciwko ustanowionym przez Siebie zasadom?
MR
Maciej Roszkowski
24 listopada 2018, 16:57
Nie problem w tym, żeby mówić do Niego, tylko w tym jak. Język jest odbiciem naszej motywacji i stosunku do drugiej osoby. Innych do kumpla, inaczej do szefa, inaczej do ojca, inaczej do Ojca. I nie jest prawdą, że językiem plugawym można  oddawać swoja milość do Boga. Tak jak nie jest prawdą, że chrystianizm i satanizm to równorzędne podejście do kwestii wiary, a wegeterianizm i ludożerstwo to dwa różne podejścia do kwestii wyżywienia.  To bardzo radosne, gdy owieczka wraca do Pasterza i ufajmy, że również w kwestii języka wróci do umiejętności wyrażania swoich uczuć. Dodajmy może, że to kwestia wychowania w rodzinie, grupie rówieśniczej i wyjść takich przyzwyzyczajeń językowych może nie być łatwo.
MR
Maciej Roszkowski
20 listopada 2018, 09:18
Na naszych oczach rozwalane są "pewne schematy"  mówienia o wszystkim. W mediach, w komunikacji miejskiej, w rodzinie  zaczyna królować język pełen plugastwa, agresji, pogardy. To nie "otwartość", szczerość, bezpośredniość, to wyraz narastającego prymitywizmu i chamstwa. To odwzorowanie  postaw, za tym idą zachowania.
ZZ
Zyg zyk
20 listopada 2018, 10:39
<sarkazm> To z radością wypatrywany postęp, a Pan jest zacofany. </sarkazm>
MR
Maciej Roszkowski
22 listopada 2018, 18:13
I dobrze mi z tym.
ZZ
Zyg zyk
20 listopada 2018, 08:17
Słabe to rozwalanie. Da się bardziej porozwalać: https://nypost.com/2014/09/25/these-christian-swingers-like-sharing-bible-verses-sex-partners/