Cztery łapy wiary
"Przeciętny pies jest przyjemniejszym człowiekiem od przeciętnego człowieka" Andrew A. Rooney. Patrząc na kilku moich znajomych, trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. A już na pewno trudno się z tym nie zgodzić, gdy poznamy historię Tommy’ego.
Kiedy tak siedzę i przeglądam popularne portale internetowe, to odnoszę wrażenie, że coraz bardziej lubimy się dołować i kłócić. Fakt faktem, nigdy nie należeliśmy do specjalnie radosnych narodów, ale to, co dzieje się przez ostatnie lata, to jawne przegięcie.
Jak coś nie wzbudza kontrowersji, to nie ma sensu o tym mówić. Jak jest to bardziej pozytywne niż negatywne, to pisanie o tym nikogo nie zainteresuje. Jeśli w Olsztyńskim szpitalu udały się cztery operacje, to nie będzie się o tym pisać, ponieważ w Białymstoku jakiś pacjent zmarł na stole. Zamiast wlewać w serca radość i nadzieję, dołujemy się coraz bardziej. W miejscu, gdzie można by opisać fakt, że ksiądz pomógł zbudować szkołę, lepiej napisać, że pewnie i tak jest pedofilem. Zamiast "Augusta Rusha" (polecam film) obejrzymy "Piłę IV". I tak dalej. Jednak dziś w tym gąszczu znalazłem, moim zdaniem, super newsa.
"Przeciętny pies jest przyjemniejszym człowiekiem od przeciętnego człowieka" Andrew A. Rooney.
Patrząc na kilku moich znajomych, trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. A już na pewno trudno się z tym nie zgodzić, gdy poznamy historię Tommy’ego.
Ten owczarek niemiecki błąkał się po polach niedaleko domu Marii Margerithy Lochi. Kobieta przygarnęła czworonoga i opiekowała się nim. Pies był jej niesamowicie wierny. Towarzyszył Marii na zakupach, spacerach, a nawet w kościele. W każdą niedziele, noga w łapę, szli do kościoła na Eucharystię. Pies na Mszy Świętej był grzeczny jak śpiące dziecko. Leżał przez cały czas u stóp swojej Pani i uczestniczył z nią w nabożeństwie. Kiedy Maria zmarła, szedł razem z żałobnikami w korowodzie pogrzebowym. Od tamtego czasu, a minęły już dwa miesiące, codziennie pojawia się w kościele, do którego chodził z Marią i czeka tam na nią. Leży nieopodal ołtarza, tak samo grzecznie jak w tedy, gdy przychodził tam ze swoją Panią. Ojciec Donato Panna, zapytany o Tommy'ego powiedział: - Przychodzi za każdym razem, by celebrować mszę. Jest bardzo dobrze wychowany. Nigdy nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Ojciec Panna przypomniał również, że pies przychodził na msze z właścicielką i był jej bardzo oddany. - Siedział z nią grzecznie, nigdy żaden parafianin się na niego nie skarżył. Od pogrzebu Marii pies wciąż przychodzi na msze i cierpliwie i cicho czeka niedaleko ołtarza. Nie mam serca go wyrzucić. Sam niedawno straciłem psa, więc zostawiam go w spokoju, a po mszy po prostu go wypuszczam. - Tommy został w pewien sposób adoptowany przez wszystkich w miasteczku. Każdy się o niego martwi i przynosi mu coś do jedzenia, jednak najlepiej by było, gdyby udało mu się znaleźć prawdziwy dom" - dodaje ksiądz Panna.
Historia może i nie jest specjalnie radosna, ale wierności od tego czworonoga, mógłby uczyć się nie jeden z nas. Z resztą podobnych historii jest więcej. Weźmy choćby historię psa Hachiko, o którym nakręcono film "Mój przyjaciel Hachiko". Ten psiak, przez ponad dziesięć lat po śmierci swojego właściciela, przychodził na stację kolejową, na którą codziennie odprowadzał swojego Pana. I jak tu nie kochać takich psiaków. Kiedy tylko człowiek da im trochę swojego serca, one oddadzą mu podwójnie.
Skomentuj artykuł