Danka na dwa serca
O tym jak Danuta Szaflarska odbierała, ja słuchałem, a ktoś rozkładał parasol - bo przecież padało.
Kap kap... krople deszczu spadały wprost z wielkiego czarnego parasola na białą posadzkę odnowionego Miejskiego Teatru w Tarnowie. Chwilę później parasol się zamyka. Szybko. Zdecydowanym ruchem dłoni. Właścicielką parasola jest drobna kobieta o wyglądzie pełnej ciepła i dobroci babci. Staruszka? Nic podobnego! To wulkan energii zamknięty w ciele kobiety, która mogła spacerować śmiało po przedwojennej Warszawie. Co ją przygnało do tarnowskiego teatru w chłodny majowy wieczór? Do miasta, które wielokrotnie mijała w drodze ze swej rodzinnej Piwnicznej-Zdrój do Krakowa, miejsca swych studiów. Danuta Szaflarska - bo o niej mowa - 7 maja 2011 roku przybyła, zobaczyła i podbiła Tarnów, a dokładniej serca widowni Teatru Miejskiego, gdzie odebrała nagrodę za całokształt pracy artystycznej.
Marzyłem, by ją poznać. Bardzo. Odkąd wraz z całą widownią oklaskiwałem jej niezapomnianą rolę w "Pora umierać". Po raz pierwszy doświadczyłem wtedy szczerej, spontanicznej reakcji na dzieło sztuki - bo tak można śmiało nazwać ten film. Dzieło nagrodzone Grand Prix dwudziestej czwartej Tarnowskiej Nagrody Filmowej. Dwa lata później dane mi było zasiąść vis a vis Danuty Szaflarskiej, która odebrawszy tego pamiętnego majowego wieczora swoją nagrodę zgodziła się udzielić wywiadu. Dla Radiofonii, z którą zaczynałem swoją przygodę. Dla mnie.
Danuta Szaflarska nie szuka poklasku u dziennikarzy, do których jest nastawiona mocno sceptycznie. Rozczaruje się ten, kto będzie jej szukał na pierwszych, drugich, czy nawet trzecich stronach gazet. Aktorka potrafi dobrze strzec swojej prywatności, potwierdzając wieloma znakomitymi rolami swą nietuzinkową wartość. Trudno mi opisać radość, gdy po długim wyczekiwaniu wraz z reporterem miejscowego radia RDN dostałem wiadomość, że "Pani Danuta może z Panami porozmawiać". Pojawiła się w asyście Doroty Kędzierzawskiej, nagrodzonej również tej nocy za reżyserię "Pora umierać". Szczere oddanie. Taka relacja łączyła te dwie wybitne postacie polskiego filmu. Na dowód tych słów niech posłuży obraz Danuty Szaflarskiej, wbiegającej na teatralną scenę, by rzucić się w objęcia odbierającej nagrodę Kędzierzawskiej. Podczas wywiadu reżyserka spełniała rolę tłumaczki, która uczyła nas, jak należy rozmawiać z Panią Szaflarską.
Kto w zasadzie siedział naprzeciw nas? Jaka jest ta Szaflarska? Zamiast schorowanej staruszki wyszła nam naprzeciw roześmiana kobieta z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni. Choć pojawiały się luki w jej pamięci, a pod starannie ułożoną fryzurą rysował się kontur aparatu słuchowego, po raz pierwszy spotkałem kogoś z taką radością w oczach. Jej oczy błyszczące najbardziej podczas opowieści o podróżach po największych festiwalach świata prowadziły z nami osobny dialog. Gdy mówiła, było w nich coś tak magnetycznego, że skupiały na sobie całą uwagę słuchaczy. Mówiła dużo. Żaden z nas, którym dane było zarejestrować tę rozmowę, nie sądził, że przerodzi się ona w tak intensywną opowieść.
Mogłem spodziewać się wszystkiego. Danucie Szaflarskiej z łatwością przyszłoby obnosić się ze swoimi osiągnięciami i ogrzewać się w blasku sławy, jaką zdobyła po "Pora umierać". Jednak nic takiego nie miało miejsca. W jej wypowiedziach dominowała pokora i wdzięczność dla ludzi, którzy wyciągnęli do niej pomocną dłoń. Zwłaszcza dla Doroty Kędzierzawskiej za to, że dała jej szansę powrócić na sam szczyt. Nestorce wśród aktorek.
"Pora umierać" to dzieło napisane i wyreżyserowane dla Danuty Szaflarskiej. Dzieło życia - bo tak niewątpliwie można nazwać popis aktorki, która w filmie tym przeżywa drugą młodość. Są takie tytuł filmowe, na których dźwięk przed oczami pojawia się jedna scena najbardziej oddająca ich charakter. Dla mnie w "Pora umierać" jest to chwila, gdy Danuta Szaflarska mimo przeżytych ponad dziewięciu dekad życia, zaczyna huśtać się na huśtawce niczym mała dziewczynka. Ma wtedy ten sam rozmarzony wyraz twarzy, który zauważyłem u niej w trakcie wywiadu. Odważna i bezkompromisowa. Danuta Szaflarska stawia na szczerość. Otwarcie przyznała się do kary, jaka spotkała ją za krytykowanie w czasach PRL ludzi "z wierchuszki". Po tym incydencie zniknęła na jakiś czas ze sceny i znikała w swym życiu nie raz, by w końcu powrócić w blasku jupiterów. Pytanie o współpracę z młodszym pokoleniem aktorów wywołało uśmiech na twarzy aktorki. Przyznała, że nie tylko występuje z młodymi ale też się z nimi przyjaźni i wymaga, by mówiono do niej na "ty", nie zwracając uwagę na dzielącą ich różnicę wieku. Podeszły wiek Danuty Szaflarskiej stanowi dla niej powód do żartów - mówi, że może podjąć się jedynie roli w epizodzie, który można łatwo zastąpić. Pod tym względem jest podobna do swej filmowej bohaterki Anieli, która, przygotowując się na zbliżający się kres życia, zmienia zdanie, kwitując to krótkim "aa dupa tam !".
W krakowskiej Radiofonii jestem od ponad roku. Przeprowadziłem wiele wywiadów zarówno z tymi słynnymi jak i z osobami, o których często się nie mówi. W większości przypadków moi rozmówcy mieli do zaoferowania ciekawą rozmowę. Danuta Szaflarska pozwoliła mi doświadczyć w ten chłodny majowy wieczór czegoś ponad zwykłą rozmowę. Na dworze padał wtedy deszcz.
Skomentuj artykuł