Do konfesjonału podeszłam bez przygotowania. Spowiedź trwała bardzo krótko

(fot. shutterstock.com)
joszku.blog.deon.pl

Impuls, lub inaczej kuksaniec od Pana Boga, nakazał mi wstać z ławki i podejść do konfesjonału, mimo nieprzygotowania i pomimo iż właśnie rozpoczynała się Eucharystia.

Sakrament pokuty pozostaje dla mnie wielką tajemnicą. Tajemnicą spotkania wspaniałego Boga i grzesznego człowieka. Boga, który cierpliwie czeka,i człowieka, który wiecznie przed Nim ucieka. Boga, który słucha ze zrozumieniem, i człowieka, który ciągle się powtarza w czynieniu zła. Boga, który otwiera ramiona, i człowieka, który pragnie, choć się boi, miłości. Nieodgadniona tajemnica. Tajemnica, która sprawia, że za każdym razem staję się lepsza.

Sama spowiedź rodzi we mnie strach, lęk i wstyd. Strach przed przyznaniem się do grzechu, słabości, ukazania siebie prawdziwej, bez maski codzienności. Lęk przed otwarciem się przed drugą osobą. Wstyd za brud i bałagan w mojej duszy. Pamiętam wiele spowiedzi w swoim życiu, spowiedzi uwalniających, spowiedzi prowadzących, spowiedzi przynoszących radość i pokój, ale i spowiedzi całkowicie obojętnych, spowiedzi rozdrażniających, spowiedzi ze znakiem zapytania. Po odejściu od konfesjonału nie zawsze czułam się uwolniona i radosna, ale przecież nie o to chodzi w sakramencie pokuty. Każde spotkanie z Panem przynosi to, co jest nam akurat potrzebne. Nie zawsze potrafimy odczytać intencji Najwyższego czy odszukać sensu w danym momencie, jednakże z perspektywy czasu zauważamy niezwykle przemyślany splot wydarzeń w naszym życiu i punkty, w których zadziałał bezpośrednio Bóg, w których wskazał nam palcem, gdzie iść, lub powiedział, co robić.

DEON.PL POLECA

Pamiętam jedną istotną dla mnie spowiedź, co ważne: bardzo spontaniczną i bez przygotowania. Impuls, lub inaczej kuksaniec od Pana Boga, nakazał mi wstać z ławki i podejść do konfesjonału, mimo nieprzygotowania i pomimo iż właśnie rozpoczynała się Eucharystia. Od dziecka byłam nauczona, że do spowiedzi trzeba się gruntownie przygotować: rachunek sumienia, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy. Nie lubiłam też spowiadać się w czasie mszy świętej, aby nie tracić piękna liturgii. A tu nagle popatrzyłam na konfesjonał, wstałam z ławki, przecisnęłam się przez ludzi i uklękłam z pustką w głowie, prosząc o rozgrzeszenie! Zupełnie nie pamiętam słów, które wtedy padły. Nie pamiętam też żadnych wrażeń czy odczuć. Spowiedź trwała bardzo krótko. Taka najzwyklejsza spowiedź.

Jednak żadne spotkanie z Panem nie jest zwykłe. Wtedy, w tamtym konfesjonale, powstała rysa w murze, którym obudowałam swoje serce, rysa, która z czasem zaczęła się powiększać, łamiąc mury i budząc mnie ponownie do życia. Powoli Bóg odkopywał drogę do mojego zabarykadowanego serca, zaczął uwrażliwiać mnie na swoje działanie i swoją wszechobecność. Właśnie wtedy Pan wskazał mi zagubiony w przeszłości szlak.

Sakrament pokuty pozostaje dla mnie ciągle wielką tajemnicą. Ale chociaż boję się wyznania swoich słabości i wstydzę się swoich powtarzających się grzechów, to jednak wiem, że idę na spotkanie z miłującym i przebaczającym Panem, Panem siedzącym w cieniu drzewa oliwnego, wyciągającym ramiona i mówiącym do zatroskanych uczniów: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie".

* * *

#MojaSpowiedź ||| Tekst pierwotnie ukazał się na blogu joszku.blog.deon.pl w ramach wspólnego projektu blogerów z platformy blog.deon.pl. Nasi blogerzy dzielą się swoim doświadczeniem spowiedzi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Do konfesjonału podeszłam bez przygotowania. Spowiedź trwała bardzo krótko
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.