Jestem silna, jestem szczęśliwa, a mimo to kocham Jezusa

przyczynek do mojej refleksji
Ewcia / artykuł nadesłany

Napisałam artykuł kompletnie nie na czasie, bo nie o kryzysie, ale o czymś, a raczej o kimś, kto jest pomijany, przeciętny, ale ważny. Nie wiem, czy przemawia przez mnie pycha, czy raczej pochwała stworzenia, osądźcie sami.

Kiedy zaczęłam studia, bardzo chciałam należeć do jakiejś wspólnoty religijnej. Miałam ogromne pragnienie dzielenia się wiarą i moim doświadczeniem Jezusa. I znalazłam pewną wspólnotę... Wytrzymałam tam trzy tygodnie.

Będąc tam, miałam wrażenie, że utworzyli oni grupkę wsparcia i zamiast dzielić się wiarą i adorować Jezusa, adorują sami siebie i podnoszą wzajemnie swoją wartość.

Nie neguję tego, jeśli tego im potrzeba, to niech w tym trwają. Ale ja przestałam czuć się dobrze w Kościele. Pomyślałam sobie, że Jezus przygarnia ludzi słabych, ludzi, którym nie wyszło.

DEON.PL POLECA


Zaczęłam zastanawiać się, czy ze mną też jest coś nie tak? Czy mi też nie wychodzi w życiu, że szukam Jezusa? Czy Bóg jest tylko moją ucieczką? Ogromna było to walka, ogromny cios w moją wiarę. Dlaczego o tym dziś piszę? Ja przetrwałam mój "kryzys", ale nadal nie podoba mi się to "przygarnianie słabych". Ciągle słychać w Kościele o problemach, o upadkach. Mówi się dużo o pokorze jako wielkiej cnocie. O co tu chodzi? Czy Kościół to miejsce dla nieudaczników? Chyba nie. Kościół to miejsce ludzi silnych, ludzi szczęśliwych! Jesteśmy DZIEĆMI BOGA! Jesteśmy cudowni.

Jakże mogę się smucić, jakże mogę się umniejszać, skoro jestem Stworzona przez doskonałego Boga? On stworzył nas i wiedział, że jesteśmy bardzo dobrzy! Jesteśmy na piątkę! Na szóstkę nie, bo jednak jesteśmy grzeszni. Nie mówmy ciągle w Kościele o grzechu, o słabości, mówmy o sile. Jesteśmy "wojownikami Pana", co to za armia, która się zadręcza swoją beznadziejnością? Nie szukajmy Boga tylko w upadku, ale szukajmy Go w naszych zaletach, naszych cnotach i wielbijmy Go! W Nim nasza siła.

Tak często podejmowana jest refleksja, że nie chodzi o upadek, ale o to, aby się z niego podnieść i co dalej? Jak stoję, to już nie ma dla mnie miejsca i zadania kolejnego? Ja wiem, że w życiu wielu osób dzieją się tragedie (pracuję z takimi osobami na co dzień), potrzeba jest ogromna siła, aby nieść im pomoc i nadzieję, ale pamiętacie, jak było w szkole? Zauważało się tylko tych, którzy byli albo wybitnie uzdolnieni, albo bardzo niegrzeczni, przeciętnych nikt nie dostrzegał. Tak bardzo chciałabym zostać dostrzeżona w Kościele.

Mimo że jestem silna, że jestem szczęśliwa, kocham Jezusa!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jestem silna, jestem szczęśliwa, a mimo to kocham Jezusa
Komentarze (47)
M
Magdalena
6 sierpnia 2013, 12:31
Do ~Bóg jest nieobecny, Pan Bóg dopuszcza cierpienia, ale nie jest ich autorem.
M
Marta
5 sierpnia 2013, 22:10
Kocham Boga On jest dla mnie wszytkim! Zapraszam do mnie : Jezus-mym-zyciem.blogujaca.pl
WN
Wiara, Nadzieja, Miłość
11 listopada 2012, 00:25
Gdy wierzę w Boga, nie jestem już sam. Gdy mam Nadzieję, wiem, że kiedyś będzie lepiej (na przykład... po śmierci). Miłość? ... choćby po to, by nie obrażać adwersarzy na forum.
10 listopada 2012, 19:27
@Mmm - czasami milczenie i nie komentowanie wpisów jest najlepszym rozwiązaniem. A wracając do cierpienia i jego sensu, nie można tego pojąć bez zaufania i wiary w miłość Boga. 
M
Mmm
10 listopada 2012, 16:59
 Jesteś przykry. Albo robisz to umyślnie albo jesteś w głębokiej depresji. Ewcię nazwałeś nawiedzoną dziewczynką, Tomaszowi kazałeś się zamknąć... Pojawiasz się na forum i mówisz o wielkim cierpieniu, ludzie współczują, piszą, w tym także ja. Kiedy już wszystkie inwektywy wyczerpałeś, każesz zajmować się swoimi sprawam. Rzeczywiście zajmę się, bo na to mam wpływ. Tobie zaś życzę by Ci się polepszyło. Pozdrawiam.
BJ
Bóg jest nieobecny
10 listopada 2012, 15:35
Akurat tak się składa że nie mam grzechów ciężkich, wieć zajmij się swoimi upadkami i winami.
M
Mmm
10 listopada 2012, 09:59
 Zacznę od początku... Niczego nie absolutyzuję, piszę tylko, nikt cię nie zmusza do czytania ani nie prosi o odpowiedź. Piszesz na forum publicznym, więc licz się z możliwymi odpowiedziami. A skąd wiesz czy nie dotykają mnie któreś z tych cierpień? Nie wiem, ale z doświadczenia wiem, że lepiej wspólnie znosić swoje upadki czy cierpienia. Może poszukaj grupy wsparcia, nawet jeśli miałaby być internetowa. Nie tylko Ty cierpisz. A ja nie napisałem ani jednego słowa o samotności. Projekcja z twojej strony? Twój nick zasugerował mi to. Jezus cierpiał za Twoje i moje winy. Polecam modlitwę o pokorę i o krzyż dla siebie samego. I więcej otwartości na drugiego człowieka, bo nie wiadomo jeszcze czym twój Bóg może przygnieść ciebie. Dziękuję za radę. Może pomódl się za mnie. Czuję, że mi tego brakuje. Co do drugiego to polecam zaufanie Bogu, że nie przygniecie. Bóg który każe jest fałszywym obrazem. Jakie to chrześcijańskie, sugerować komuś że powinien już umrzeć. I jeszcze to szydercze "Miłej nocy" - mistrzostwo w nienawiści. Widać, że udało mi się zranić twoją pychę. I bardzo się cieszę. Jesteś nadwrażliwy, nigdy nie sugerowałem nikomu, że ma umrzeć. Mój post był skierowany do Ewci. Miłej nocy życzą sobie przyjaciele. PS. Nie jestem Twoim wrogiem.
:
:(
10 listopada 2012, 07:21
do "Bóg jest nieobecny" nie trać wiary
BJ
BÓG JEST NIEOBECNY
10 listopada 2012, 01:27
Chrystus spojrzał poza krzyż, ale najpierw na nim umarł. Miłej nocy Jakie to chrześcijańskie, sugerować komuś że powinien już umrzeć. I jeszcze to szydercze "Miłej nocy" - mistrzostwo w nienawiści. Widać, że udało mi się zranić twoją pychę. I bardzo się cieszę.
BJ
BÓG JEST NIEOBECNY
10 listopada 2012, 01:06
Powiem nie moja sprawa ale absolutyzowanie własnego cierpienia to taki mały egoizm? Niczego nie absolutyzuję, piszę tylko, nikt cię nie zmusza do czytania ani nie prosi o odpowiedź. Nie wiem czemu i na co cierpisz, nie znam Cię, Są dzieci umierające na raka, osoby starsze żyjące w nędzy, zabijani chrześcijanie za wiarę. Ich też Bó opuścił. A skąd wiesz czy nie dotykają mnie któreś z tych cierpień? Zresztą Jezus na krzyzu też był bardzo samotny. A ja nie napisałem ani jednego słowa o samotności. Projekcja z twojej strony? Polecam mękę Pańską. Polecam modlitwę o pokorę i o krzyż dla siebie samego. I więcej otwartości na drugiego człowieka, bo nie wiadomo jeszcze czym twój Bóg może przygnieść ciebie.
M
Mmm
9 listopada 2012, 22:46
 Chrystus spojrzał poza krzyż, ale najpierw na nim umarł. Miłej nocy
9 listopada 2012, 22:25
a ja powtarzam po raz kolejny spójrzmy poza krzyż... i kończe już tę dyskusję bo nie taki był mój cel... pozdrawiam i powierzam Was wszystkich modlitwie:)
9 listopada 2012, 22:24
a ja powtarzam po raz kolejny spójrzmy poza krzyż... i kończe już tę dyskusję bo nie taki był mój cel... pozdrawiam i powierzam Was wszystkich modlitwie:)
M
Mmm
9 listopada 2012, 21:41
 Powiem nie moja sprawa ale absolutyzowanie własnego cierpienia to taki mały egoizm? Nie wiem czemu i na co cierpisz, nie znam Cię, ale czasem bardziej niszczace jest obracanie wokół własnej ułomności. Dostrzeż innych. Są dzieci umierające na raka, osoby starsze żyjące w nędzy, zabijani chrześcijanie za wiarę. Ich też Bó opuścił. Zresztą Jezus na krzyzu też był bardzo samotny. Polecam mękę Pańską. Pozdrawiam
9 listopada 2012, 20:40
Bóg jest nieobecny nie przecze Twojemu odczuciu, mówię tylko, że jest jeszcze inne wyjasnienie Twojego stanu ale ok, nie muszisz go przyjmować. Ale nie milcz to nie jest miejsce które sprzyja rozmowie o problemach, ale gdybyś chciała jednak pogadać to zapraszam, bo nie jestem tylko nawiedza panienką myślę, że skoro tu jestes to czegoś szukasz...nie ustawaj w poszukiwaniu tego czegoś, bo to Ci pomoże
BJ
Bóg jest nieobecny
9 listopada 2012, 20:01
@TomaszL - rzeczywiście zamilknij bo twoja przemądrzałość jest nie do zniesienia.
BJ
Bóg jest nieobecny
9 listopada 2012, 19:58
Dziękuję, ale nie potrafię prosić o pomoc.
9 listopada 2012, 19:57
@Bóg jest nieobecny - nie jestem ksiedzem, ani zakonnikiem. To gwoli sprostowania. Nie będę się wymądrzał, pokładam ufność, ze kiedyś w tym co doświadczasz spotkasz Boga - Pocieszyciela Cierpiących.
S
Słaba
9 listopada 2012, 19:51
@ Bóg jest nieobecny Jakie jest twoje cierpienie? Co by ci przyniosło ulgę? Mogę ci jjakoś pomóc?
BJ
Bóg jest nieobecny
9 listopada 2012, 19:45
Do Bóg jest nieobecny: a może właśnie jest inaczej? Myślę, że trzeba wiele doświadczyc, aby potem cieszyć się drobiazgami. Zasmucił mnie Twój wpis, bo widzę, że wiele przechodzisz w swoim życiu. " Jestem zgnębiony, nad miarę pochylony, przez cały dzień chodzę smutny"...Bóg nie daję cierpienia którego nie mozemy znieść. Tylko szukajmy Go, najlepiej na modlitwie tam szukajmy pocieszenia bo tylko tam ono jest:) i jeszcze raz zapraszam na mój blog, bo tam chyba bardziej wpisuję się w Wasz klimat :) Owszem daje cierpienie ponad siły, które człowieka bezlitośnie niszczy, miażdży i odbiera mu wiarę. Nie znasz mnie, nie jesteś na moim miejscu więc jakim prawem przeczysz temu co piszę. Znasz tylko pobożne formułki których się nauczyłaś w duszpasterstwie, więc powtarzasz je mechanicznie, bo nie umiesz inaczej. Ludziom nie mieści się w głowie jak długo i jak wiele można wycierpieć z woli Władcy, który nie ma sobie nic z cech które mu przypisujemy, za to potrafi nas dręczyć dziesiątkami lat w taki sam sposób a dla urozmaicenia jedynie dodawać nowych cierpień i stopniowo odbierać wszelką nadzieję. Dla jednych Bóg jest dobry, dla innych okrutny. Czytanie blogów nawiedzonych panienek nie zmieni kamiennego serca Boga ani jego sposobu postępowania. A modlitwa tylko pogarsza sprawę bo uwidacznia że nic Go nie obchodzimy. Esencją Boga jest zadawanie cierpienia i utrzymywanie człowieka w stanie rozpaczy.
9 listopada 2012, 19:26
Do Bóg jest nieobecny: a może właśnie jest inaczej? Myślę, że trzeba wiele doświadczyc, aby potem cieszyć się drobiazgami. Zasmucił mnie Twój wpis, bo widzę, że wiele przechodzisz w swoim życiu. " Jestem zgnębiony, nad miarę pochylony, przez cały dzień chodzę smutny"...Bóg nie daję cierpienia którego nie mozemy znieść. Tylko szukajmy Go, najlepiej na modlitwie tam szukajmy pocieszenia bo tylko tam ono jest:) i jeszcze raz zapraszam na mój blog, bo tam chyba bardziej wpisuję się w Wasz klimat :)
BJ
Bóg jest nieobecny.
9 listopada 2012, 19:13
Dlatego ciągle ,a mam już spore doświadczenie życiowe, nie mogę pojąć, dlaczego tak wielu katolików jest smutnych, przygnębionych, wręcz przygniecionych swoimi problemami. A gdzie jest radość z obecności Boga? Nie jestem Słabą, ale się wtrącę. Radość odczuwają ci, którzy tak naprawdę nie cierpią. Niektórzy duchowni wprost przyznają się do braku krzyża, być może tak jest i w Księdza przypadku. Bóg jest nieobecny, a dobry tylko dla duchownych oraz dla młodych, jak autorka, dla zdrowych, bogatych oraz tych którzy w życiu mieli większość pozytywnych doświadczeń. Innych ludzi Bóg przygniata cierpieniami ponad siły, więc są przygnieceni, zgnębieni i zasmuceni Bożym brakiem serca który ich prześladuje całe życie. Dziwienie się temu że drugi człowiek niosący krzyż ponad siły, nie cieszy się bez przerwy jak dziecko przed św. Mikołaja, jest bezduszne i nieco bezmyślne. Świadczy o braku miłości bliźniego, która jest przecież drugim co do ważności przykazaniem danym nam przez Chrystusa. Też mam spore doświadczenie życiowe i piszę na jego podstawie.
9 listopada 2012, 19:10
Czasami mam wrażenie, ze działa taki mechanizm, iż człowiek, który mało doświadcza szuka czegoś na siłę. Potencjalnie mało grzeszy, ale za to strasznie się na sobą użala, jakim jest grzesznikiem. Mało ma zmartwień, to na siłę wzmacnia każde złe doświadczenie. Już wielokrotnie pisałem, spotykam ludzi, którzy pomimo tragicznych wręcz doświadczeń życiowych emanują wielka radością życia. Podobnie jest w wypadku grzechów. Im więcej darowano, tym większa radość z darowanego. Dlatego ciągle ,a mam już spore doświadczenie życiowe, nie mogę pojąć, dlaczego tak wielu katolików jest smutnych, przygnębionych, wręcz przygniecionych swoimi problemami. A gdzie jest radość z obecności Boga? dokładnie o to chodziło w moim artykule:)
9 listopada 2012, 19:04
TOMASZL dziękuję, ze dobrze odczytałeś moje słowa i intencję:) To naprawdę ciekawe, że w Waszych komentarzach piszecie, ze kiedyś upadnę i będzie cierpiała:) ok przyjmuję z pokorą:) Nie chodziło mi o to, żeby "potępiać" słabość, ale pokazać, że szczęsliwi też kochają Jezusa, a są szczęśliwi bo kochają Jezusa. Kiedyś na pielgrzymce ksiądz nasz powiedział, że kiedy jest dobrze to zapominamy o Bogu, i myślę, że często tak jest. Życzę Wam tutaj wszystkim abyście nie zapomnieli o Bogu kiedy ogarniecie swoje życie, a zakończenie i tytuł właśnie do tego się odnoszą, do tego, że nie trzeba cierpieć by miłować Stwórcę :) A kocham siebie i lubię nie dlatego, że jestem taka super ale dlatego, że jestem Stworzona przez Boga doskonałego:) "Wielbię Cię, żeś mnie tak cudownie stworzył"(psalm 139) Życzę Wam wszystkim abyście potrafili spojrzeć dalej niż sięga Wasze cierpienie i poczuli się tak bardzo kochani jak ja teraz się czuję:) dziękuję za Waszą aktywność:)
9 listopada 2012, 18:38
:) kochani, moja siła pochodzi od właśnie od Boga:) a w moim artykule chodziło mi właśnie o to, żeby pokazać tę radość, która Bóg nam daję:) bo jeśli On z nami któż przeciw nam??? cieszmy się Bogiem radujmy sie Nim. Mówmy o radości, wartości jaką nam nadaję :) rozumiem słabości ludzkie, sama jestem słaba, a do tego pracuję z ludźmi, którzy cierpią i borykają się z trudami dnia codziennego. Ale jestem dzieckiem Boga i nic mnie nie zniszczy :) Jestem dzieckim Boga i dlatego jestem cudowna :) tak jak i Ty!!! a jeśli chcecie zapoznać się z moim spojrzeniem na cierpienie to zapraszam na mój blog:   www.kochamgrzesznika.bloog.pl
SL
spoko,1oo lat nie mam
8 listopada 2012, 13:53
singielka przed czterdziestką mogę się założyć, że nie myslałaś(aż tak) przed 20...przed 30... To chyba prawda, że z wiekiem spuszczamy trochę powietrza...
L
Ladyinred
8 listopada 2012, 13:43
Może poprostu zarówno w komentarzach jak i wspólnotach ścierają się różne poziomy duchowości? Do wszystkiego dochodzi się z czasem...
SP
singielka przed czterdziestką:)
8 listopada 2012, 13:20
@singielka przed czterdziestką:) Słabość i malkontenctwo to dwie różne sprawy. w moim wpisie nie zrównałam słabości i malkontenctwa, różnice dostrzegam. Nikogo nie poprawiam, jesli ktoś chce trwać w smutku i nieszczęściu, pielęgnować swoje słabości to  jego prawo. Ja wybrałam inaczej, słabość zamieniam na siłę, łzy na uśmiech. podoba mi się  koniec artykułu: "Mimo że jestem silna, że jestem szczęśliwa, kocham Jezusa!"
S
Słaba
8 listopada 2012, 11:32
@Tomaszt. Dlaczego katolicy bywają smutni z powodu jakichś nieszczęść, własnych lub cudzych? Bo są ludźmi... Nawet ci najbardziej święci. Jezus też bywał smutny.
8 listopada 2012, 11:14
@Słaba - tylko że w mojej ocenie jest zupełnie inaczej, niż piszesz. Otóż często, bardzo często najwięcej radości z kontaktów z Bogiem mają Ci, co obiektywnie patrząc bardziej upadają, lub bardziej są świadomi swoich upadków. Czasami mam wrażenie, ze działa taki mechanizm, iż człowiek, który mało doświadcza szuka czegoś na siłę. Potencjalnie mało grzeszy, ale za to strasznie się na sobą użala, jakim jest grzesznikiem.  Mało ma zmartwień, to na siłę wzmacnia każde złe doświadczenie. Już wielokrotnie pisałem, spotykam ludzi, którzy pomimo tragicznych wręcz doświadczeń życiowych emanują wielka radością życia. Podobnie jest w wypadku grzechów. Im więcej darowano, tym większa radość z darowanego. Dlatego ciągle ,a mam już spore doświadczenie życiowe, nie mogę pojąć, dlaczego tak wielu katolików jest smutnych, przygnębionych, wręcz przygniecionych swoimi problemami. A gdzie jest radość z obecności Boga?
S
Słaba
8 listopada 2012, 11:00
@singielka przed czterdziestką:) Słabość i malkontenctwo to dwie różne sprawy. @Tomaszt. Słabość i grzech też nie są tożsame. To jak ze zdrowiem - jak ktoś ma słabą odporność, to duże prawdopodobieństwo, że się przeziębi w czasie takiej pogody, jak obecnie. Ten, kto ma dobrą odporność niech się nią cieszy i dziękuje za nią Bogu. Ale niech nie krytykuje tych, którzy nie mają takiej odporności, że zakładają czapkę, szalik i ciepłą kurtkę. ;-) A temu, kto zachorował, niech zrobi zakupy. :-) A w czasie wolnym niech idzie na wycieczkę z innymi odpornymi i niech się cieszy swoim zdrowiem. :-) Zamiast narzekać na narzekania chorych i słabych. ;-)
8 listopada 2012, 09:33
Uwaga na marginesie – coś jest nie tak w tych komentarzach. Zamiast radości, ze komuś się raduje, dominuje styl wypowiedzi typu – „Uważaj, bo i tak prędzej, czy później i tak dołączysz do nas, ludzi grzesznych, którzy codziennie żyją swoja niedoskonałością i swoim grzechem. I ciągle, na milion sposobów podkreślają tą grzeszność i słabość.” Człowiek pyszny raduje się pomimo Boga, człowiek wierzący raduje się w Bogu. Spotyka Was tak wielkie szczęście, jak namacalna wręcz obecność Boga, jak wielkie dzieło wybaczania grzechów, a i tak zamiast radować się wolicie taplać się w niedoskonałościach. Tak, człowiek w wyniku grzechu pierwszych rodziców jest i będzie istotą grzeszną, nie mającą samemu szans na wygranie ze złem. Ale Bóg już się ulitował nad nami, wystraczy tylko nasz dobrowolny wybór. Nic więcej.
SP
singielka przed czterdziestką:)
8 listopada 2012, 08:19
A ja rozumiem autorkę, też jestem szczęśliwa, co nie oznacza   że moje  życie jest "różowe". Poprostu takie mam nastawienie do życia, chcę być szczęśliwa i to realizuję na co dzień. Przeciez drobiazgi mogą cieszyć. Siłę i radość daje mi Wiara. I też mam dość ciągłego malkontenctwa, narzekania i nic nie robienia żeby zmienić swe życie na lepsze.  Był czas smutku w moim życiu ale podniosłam się (nie sama oczywiście) i teraz uśmiecham się, choć pada deszcz. Patrząc na moje życie nie jest ono pełne "sukcesów" w ludzkim znaczeniu, ale ja mam spokój w sobie i usmiech na twarzy i jestem postrzegana jako osoba pogodna. Proszę wierzyć, że łatwiej mi się żyje z uśmiechem i problemy rozwiązują się szybciej:) optymistycznie pozdrawiam
S
sylwia
7 listopada 2012, 21:18
...nie można być niczego pewnym - prócz Boga :D z tego właśnie warto czerpać moc ;D i nie obużać się gdy ktoś nazywa nas słabym ;) to co u ludzi jest słabe mocne jest w oczach Boga;)
S
sylwia
7 listopada 2012, 21:12
Zależy o jakich "nieudaczników" chodzi :) bo uważam że czuć się silnym człowiekiem to dobrze, ale czuć się silnym tylko dzięki Jezusowi. Tylko dzięki niemu możemy być silni, dzięki Bogu. Jeśli uświadomimy sobie swoją słabość i będziemy liczyć upadki które zdarzają się nam każdego dnia wtedy z każdym upadkiem wzrasta nasza siła gdy podnosi nas Jezus - a właściwie gdy damy mu się podnieść a nie że wstaniemy sami. Dać się podnieść przez Jezusa a poczucie że sam mam siłę się podnieść jest różnicą. Dlatego pewność cnoty jest zgubna na dłuższą chwilę bo powoli możemy odczuć że nic nam nie grozi bo jesteśmy silni. Uświadomienie sobie swojej słabości i ułomności i poddanie się całkowicie Jezusowi bo on pomoże nam lepiej niż my sami czyni nas pokornymi i skromnymi. Wychwalajmy moc Boga i jak on jest silny a nie my:) my możemy być silni tylko poprzez i dzięki Bogu:) takie jest moje zdanie. W życiu nie można być niczego pewnym, różne doświadczenia nas dotykają... mój ulubiony fragment z Pisma Świętego - "moc w słabości się doskonali" - mówi chyba wszystko :)))) 
M
Maciek
7 listopada 2012, 18:54
Bardzo inspirujące wyznanie. Podtrzymuję to, co powiedziało kilka osób, że w sytuacji takiej jak Twoja trzeba być czujnym, bo granica między "czuję się wspaniale dzięki Tobie, Jezu", a "czuję się wspaniale dzięki swojej wspaniałości" może być niepostrzeżenie przekroczona. Natomiast zgadzam się, że może faktycznie Kościół za mało mówi do tych, którzy dobrze się czują i pytają - tak jak Ty - i co dalej? To jest jakaś sugestia na przyszłość. Z drugiej jednak strony... czy szukałaś jeszcze jakiejś wspólnoty? Wspólnot jest naprawdę wiele i reprezentują one różną duchowość, tak jak różni z natury są ludzie i różne ich aktualne sytuacje życiowe. Polecam Ci np. wspólnoty charyzmatyczne, gdzie wyrażanie radości życia, wdzięczności Panu itd. jest normą:) Pozdrawiam i życzę powodzenia!
E
ewa
7 listopada 2012, 17:07
cieszę się, gdy ktoś daje świadectwo szczęścia, zdrowia i optymizmu, ma za co dziękować dobremu Bogu!!! Inna sprawa, to zrozumienie tego stanu - tutaj przepraszam, ale nie zgodzę się z Autorką, która być może za mało zna życie i niewiele rozumie z tego wszystkiego.
O
Ola
7 listopada 2012, 16:59
 Chodzi o rozpoznanie skąd się bierze moja siła - bo jeśli ze mnie to jest to pycha. Prawda, trzeba umieć cieszyć się szczęściem a nie szukać dziury w całym, ale w głoszeniu "błogosławieni któzy płaczą" nie ma wcale gloryfikacji słabości. Każdy z nas jest grzeszny i wiara w Jezusa oznacza, że akceptuje tę grzeszność bo On odkupił moją winę. Nie ma ludzi silnych zawsze, nie ma ludzi bez grzechu czy upadku. Wybacz, ale z Twojego głosu przebija arogancja. Jesteśmy TYLKO pustymi naczyniami, które może napełnić Bóg. Tylko On jest mocą człowieka, i jeśli tak będzie u Ciebie zapewniam Cię, że będziesz w sercu Kościoła. Wcale tego nie pragnąc, po prostu będziesz w jedności z Kościołem
W
wiktoria
7 listopada 2012, 16:55
i ostatnia już uwaga - CIERPIENIE właśnie i doświadczenie SŁABOŚCI, NIEUDACZNICTWA jest tą cieńką granicą, poza którą z wiernych synów i "pozytywnych" postaci Ewangelii, przemieniamy się w "celników i prostytutki"... wyznam szczerze, że był to niesamowity dzień, kiedy zrozumiałam, że teraz jestem już tym, który się ma źle - bo od tej pory prawdziwie zapragnęłam Jezusa :))) pełna ulgi i niesamowita zmiana perspektyw ;D i wbrew przekonaniu autorki, pełna radości - bo pełna NADZIEI :))
W
wiktoria
7 listopada 2012, 16:49
tzn powiem tak... nie rozumiem problemu autorki, ale też nie godzi się osądzać czy wynika to z próżności, czy zachwytu nad życiem... tylko, że kiedy się jest "dobrym synem" czy "NIE zaginioną owcą" no to trochę trudno zrozumieć słabość Pana Boga do tych, co się im życie nie udało... wiem, bo tak miałam... zgaduję też że "Ewcia" jest dośc młodą osobą, a więc... kto wie co jej życie przyniesie... i wcale nie musi to być upadek, ale od cierpienia nikt nie ucieknie - może przyjdzie jakaś choroba, albo trudne warunki, może wezwanie do jakiegoś heroicznego czynu... słabości można (i w sumie trzeba) doświadczyć, bo - jak to zauważył ktoś wcześniej - póki samemu nie doświadczy się słabości to wtedy nie można pomóc drugiemu... moje przyjaźnie, relacje z ludźmi pokazały mi, że najchętniej przebaczają, najszybciej wybaczają i są najbardziej zaufanymi przyjaciółmi te osoby, którym się nie udało to i owo, którzy zaleczają rany (to jak stwarzanie człowieka na nowo... bo nie godzi się przechowywać wina w starych bukłakach) podtrzymuję słowa cytatu - i czy to się podoba czy nie jest też tak, jak w Ewangelii - ten, któremu wybaczono więcej, więcej też miłuje ale tutaj już śpieszę uspokoić: na Ewcię też przyjdzie czas... więc w sumie nikt nie jest z tego kręgu wyłączony natomiast z jedną rzeczą się zgadzam - motywacją trwania przy Bogu powinno być coś więcej niż chęć opatrzenia ran, podniesienia swojego "ego nieudacznika" ;D tak mi się zawsze marzyło, aby nie dać satysfakcji Zofii Nałkowskiej, która w swoim młodzieńczym DZIENNIKU stwierdziła, że "wierzą tylko brzydcy ludzie" - i że piękni są ponad moralnością p.s. i ostatnie - też pamiętam czasy, kiedy wkurzało mnie cieriętnictwo Kościoła - patrząc z perspektywy: jakże mało wtedy pojmowałam!!!
M
Mmm
7 listopada 2012, 15:26
 Szukasz wyzwań? Rozejrzyj się wokoło. Jest wielu ludzi w potrzebie. 
B
Becia
7 listopada 2012, 12:51
 Chwałą Jezusa szczęśliwy człowiek.
S
Słaba
7 listopada 2012, 12:38
Ewcia Cała nasza moc, radość, siła są z Boga. Są Jego darem. Jeśli czujesz je w sobie, to nieś ja innym, którzy ich nie mają. :-))) Potraktuj to jako "zadanie kolejne", o które prosisz. Ale pewnym problemem może być to, że przekazać Bożą radość i moc człowiekowi słabemu, może ten, kto rozumie słabość.
M
Megi
7 listopada 2012, 12:38
To, co napisałaś absolutnie się nie wyklucza! Jesteś szczęśliwa i silna, dlatego, że kochasz Jezusa, a nie mimo tego! Bez Niego jesteśmy słabi i skazani na swoją grzeszność - i to prawda, Pan Jezus przygarnia słabych, aby z nich zrobić macarzy i ludzi szczęśliwych - jak wedle twoich słów zrobił z Tobą :)
M
Megi
7 listopada 2012, 12:36
To, co napisałaś absolutnie się nie wyklucza! Jesteś szczęśliwa i silna, dlatego, że kochasz Jezusa, a nie mimo tego! Bez Niego jesteśmy słabi i skazani na swoją grzeszność - i to prawda, Pan Jezus przygarnia słabych, aby z nich zrobić macarzy i ludzi szczęśliwych - jak wedle twoich słów zrobił z Tobą :)
M
Megi
7 listopada 2012, 12:35
To, co napisałaś absolutnie się nie wyklucza! Jesteś szczęśliwa i silna, dlatego, że kochasz Jezusa, a nie mimo tego! Bez Niego jesteśmy słabi i skazani na swoją grzeszność - i to prawda, Pan Jezus przygarnia słabych, aby z nich zrobić macarzy i ludzi szczęśliwych - jak wedle twoich słów zrobił z Tobą :)
A
Aminika
7 listopada 2012, 12:13
Ciekawa refleksja wśród wielu innych. Również uważam, że człowiek musi być silny, abiy nieść pomoc, i choć zgadzam się z Twoim spojrzeniem, rozumiem także to patrzenie "słabych", ponieważ człowiek poniżony grzechem, upodlony przez swoje występki dochodzi do wniosku właśnie takiego - wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia, a bez Niego nic nie mogę... O to chyba chodzi. Pozdrawiam.