Katomałżeństwa i antykoncepcja. Co wolno wierzącym?
Bartek zgodził się na NPR, ale później z niego zrezygnował: "Żona zaczęła obserwować śluz, chcąc żyć po katolicku. Zgodziłem się. Od razu pojawiła się ciąża. Może obserwowała się za krótko. Ale wpadliśmy".
W tym roku mija 50 lat od ogłoszenia encykliki "Humanae Vitae" (HV) przez Pawła VI. Był to, jak się powszechnie uważa, jeden z najbardziej kontrowersyjnych dokumentów Kościoła XX wieku. Zawartość HV dotyka nie abstrakcyjnych dla wielu osób spraw dogmatycznych, ale kwestii, z którą ma "styczność" większość katolików - życia seksualnego w małżeństwie i planowania rodziny.
Nie jest prawdą, że HV wprowadziło zakaz antykoncepcji - ono utrzymało w mocy nauczenie wcześniejszych papieży, m.in. Piusa XI (który antykoncepcję nazywał "gwałceniem aktu naturalnego". Encyklika ta pojawiła się jednak w czasie, gdy katolicki świat zastawiał się, czy papież zaaprobuje stosowanie nowo wynalezionej pigułki antykoncepcyjnej - i znaczna część chrześcijan miała nadzieję, że tak się właśnie stanie. Papież jednak postąpił inaczej - w HV stwierdził, że stosowanie sztucznych metod regulacji poczęć jest grzechem ciężkim. Wokół dokumentu, którego treść dla wielu katolików była zaskakująca, narosła więc ogromna ilość legend i plotek (np. taka, że encyklika została opublikowana latem, by przejść niezauważona… jakby było to, mając na uwadze jej temat, w ogóle możliwe).
Paweł VI przyznał, że wolno jest małżonkom współżyć w okresie naturalnie niepłodnym, aby odłożyć poczęcie dziecka. Naturalne metody planowania rodziny są jednak stosowane zaledwie przez część osób wierzących (wg badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, połowa praktykujących Polaków akceptuje antykoncepcję). Ci, którzy interesują się tematem NPR, mają na jego temat skrajne odczucia - jedni go wychwalają, inni - szczerze nienawidzą.
"Szkoda, że nie uczą tego w szkołach!"
Osoby, które decydują się na stosowanie NPR, zwykle kierują się nauczaniem Kościoła, ale nie tylko - często biorą pod uwagę także aspekt zdrowotny naturalnego planowania rodziny. Tak właśnie tę decyzję tłumaczy Marta: "Od początku małżeństwa (czyli od 13 lat) stosujemy NPR. Mamy 5 dzieci i wiemy, kiedy każde z nich się poczęło. Mąż wpiera mnie, zapisuje wyniki obserwacji, a po tylu latach to już doszedł do perfekcji w ocenie, kiedy są dni płodne. Choć nie zawsze jest łatwo. Konieczność wstrzemięźliwości w momentach, kiedy akurat nasze ciało jest najbardziej nastawione na współżycie wymaga jednak samozaparcia i pewnej dyscypliny.
Od początku małżeństwa zdecydowaliśmy się na NPR po pierwsze dlatego, że te metody są zgodne z nauczaniem Kościoła, po drugie, bo są zdrowe. Pomimo trudności mamy poczucie, że pozytywnie wpływają na naszą relację małżeńską. Potrafimy rozmawiać o płodności, kolejnych dzieciach, czekaniu i trudnościach, to na pewno nas zbliża. Ponadto nie czuję się w małżeństwie traktowana przedmiotowo, ale wiem, że jesteśmy razem z mężem po tej samej stronie i oboje bierzemy udział w podejmowaniu decyzji". Marysia wspomina też o świadomości własnego ciała, jaką daje NPR: "Stosuję od 4 lat [metodę] Rotzera. Z małymi przerwami na ciążę. Teraz tez się obserwuje, ale już nie tak skrupulatnie, bo liczymy na wpadkę. Ogólnie NPR dał mi dużo samoświadomości na temat mojego ciała i symptomów, potrafię szybciej rozpoznawać reakcje mojego organizmu. Ja jestem zachwycona tym i szkoda, że nie uczą tego w szkołach."
"Możemy zapobiegać ciąży, ale nie za bardzo? Hipokryzja!"
Nie brak jest jednocześnie katolików, którzy odrzucają metody naturalne. Część z nich nie widzi istotnej różnicy między "antykoncepcją naturalną" a sztuczną. "Dla mnie to też jest antykoncepcja" - mówi Julia, niedługo planująca wstąpić w związek małżeński. "Przecież zarówno w przypadku prezerwatyw, jak i NPRu czy kalendarzyka, chodzi o to, żeby nie począć dziecka. Po co udajemy otwartość na życie, skoro nie jesteśmy wcale otwarci? Można zapobiegać, ale tylko trochę? To hipokryzja. A jak się wpadnie, nawet przy stosowaniu tabletek, to też można to dziecko przyjąć. Ja nie usunę nigdy ciąży, ale nie będę się bawić w NPR. I na życie się nie zamykam".
Inni mówią o niskiej skuteczności NPR w pewnych sytuacjach. Należy do nich Klaudia, żona z dłuższym stażem i trójką dzieci: "Ja wiem, że obserwowanie śluzu i mierzenie temperatury mogą być skuteczne. Ale nie zawsze - po porodzie bardzo trudno to ocenić, czy już wróciła płodność. Musiałbym z mężem zrezygnować z seksu na wiele miesięcy, a to przecież naturalne, że chcemy się kochać! Stosujemy prezerwatywy. Na życie jestem otwarta - świadomie zdecydowałam się na dzieci i bardzo je kocham. Ale nie widzę sensu w męczeniu się z NPR. A kobiety po cesarkach? Co one mają zrobić? Przecież po CC nie można zajść w kolejną ciążę przez rok. Mają umrzeć, narazić się na pęknięcie macicy, osierocić dzieci, bo stosując prezerwatywę zamykają się na życie? Ja i mąż sądzimy, że to absurdalne. Dzieci trzeba nie tylko urodzić, ale też je wychować".
"Zaszła poważna zmiana…"
Czasami bywa tak, że stosunek do stosowania NPR zmienia się w trakcie trwania małżeństwa. Bartek na początku zgodził się na NPR, ale później z niego zrezygnował: "Nie mogę wiele powiedzieć o NPR. Żona zaczęła obserwować śluz, chcąc żyć po katolicku. Zgodziłem się. Ale zaszła poważna zmiana - od razu pojawiła się ciąża. Może obserwowała się za krótko. Ale wpadliśmy. Teraz nie chcę NPR, nie wierzę w to". W przypadku Iwony było natomiast inaczej. Przez jakiś czas stosowała te metody, nienawidząc ich, by później stwierdzić, że dokonała dobrego wyboru: "Po ślubie od razu zaszłam w ciążę, ale poroniłam. Dostaliśmy zakaz ciąży na następne długie tygodnie, nie byliśmy pewni, kiedy są dni płodne, a kiedy nie… więc musieliśmy zrezygnować całkowicie z seksu chcąc żyć NPR. Było to mega ciężkie, nie mogliśmy na siebie chwilami patrzeć, odrzucaliśmy jakakolwiek cielesność… tyle czasu czekaliśmy by stać się jednym ciałem, dopiero rozpoczynaliśmy ten etap naszej relacji, a tu znowu ‚szlaban’… alternatywa była antykoncepcja ale próbowaliśmy być wierni NPR. Potem drugie poronienie i to samo. Potem trafiliśmy do naprotechnologa- nagle się okazało ze NPR to wybawienie i nadzieja. Na bazie żmudnych obserwacji (prowadzonych rzetelnie dzięki cudownemu mężowi, który czuł się współodpowiedzialny i bardzo wspierał mnie) po paru miesiącach znowu bez seksu i tysiącach badań i wizyt lekarskich w końcu się udało - wkrótce na świecie pojawi się nasze dziecko".
Temat NPR i antykoncepcji jest wielowymiarowy i budzi ogromne kontrowersje - także wśród praktykujących katolików. Jesteśmy ciekawi Waszej opinii.
Angelika Szelągowska-Mironiuk - psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł