Lubię siedzieć przy kawie w milczeniu i dziękować Bogu za to, że jest

(fot. shutterstock.com)
niezawodnanadzieja.blog.deon.pl

Gdy było źle, mój spowiednik poradził mi: "Weź kubek z kawą, poczuj jego ciepło i pomyśl, że taki właśnie jest Bóg. Ciepły, mocny, dodający sił". Te słowa były dla mnie jak miecz.

Ciężko mi w takie wieczory jak dziś. Najpierw starszy syn wędrował między swoim a naszym łóżkiem w poszukiwaniu chusteczki, przytulenia i wody. Gdy już zasnął, obudził się młodszy, a jego krzyk rozległ się w całym mieszkaniu. Pomyślałam: "Znowu zęby? Jezu, daj mi siłę przetrwać tę noc".

Przetrwałam, choć w ciągu dnia kilka razy zdarzyło mi się westchnąć: "Jezu, ja już nie wyrabiam". Tak właśnie wygląda moje życie z Nim. W codziennym niedospaniu, przy krzyku dzieci i spalonym obiedzie. W chaosie i biegu, ale we mnie. Szczerze, do bólu, bez myślenia, co powiedzą inni.

Kiedyś było łatwiej. Duszpasterstwo akademickie, później wspólnota charyzmatyczna dawały mi przestrzeń w rozwijaniu swoich zdolności i wrażliwości na delikatne tchnienia Ducha. Dziś widzę jednak, że było tam dużo mnie samej, a mniej Boga. On nie zawsze był mi na tej modlitwie potrzebny.

Gdy po raz kolejny miałam wrażenie, że moje życie wewnętrzne kona, mój spowiednik poradził mi: "Weź kubek z kawą, poczuj jego ciepło i pomyśl, że taki właśnie jest Bóg. Ciepły, mocny, dodający sił. Zacznij z nim żyć, zamiast szukać Go tam, gdzie chcesz, by był. On jest w tobie, nie szukaj Go już".

Choć te słowa były dla mnie jak miecz, zobaczyłam, jak wiele wkładam energii w szukanie czegoś, czego nie ma. Z czasem zaczęłam dostrzegać Jego. Przed trudnymi decyzjami pytałam wprost: "Co mam robić?". Gdy zobaczyłam objazd na jedynej znanej mi trasie, zapytałam: "Którędy mam teraz jechać, Jezu?". Nie, nie usłyszałam głosu z nieba. Nie zobaczyłam nic nadzwyczajnego. Pojechałam "na czuja" i trafiłam na miejsce przed czasem.

Nie mam wyznaczonego czasu na modlitwę. Korzystam z chwil, gdy młodszy syn śpi, a starszy bawi się klockami. Mam wtedy chwilę, by usiąść przy stole w kuchni i poczytać, pośpiewać, posłuchać, posiedzieć w ciszy. Lubię taki czas, gdy siedzę przy kawie w milczeniu i dziękuję Bogu za to, że jest. Zwyczajnie, bo to, że jest, udowodnił mi nie raz.

W życiu niedospanej matki są dni, gdy chce mi się płakać. Mam takie chwile, gdy myślę, że zaraz wystawię moje piszczące dzieci na balkon i zamknę za nimi drzwi. Zdarza mi się wtedy burknąć pod nosem do Maryi, by pomogła zatrzymać mi moje niepohamowane emocje, by pomogła mi przetrwać choćby do wieczora… Często wtedy przychodzi cisza - jeśli nie na zewnątrz, to wewnątrz mnie. Każdego dnia uczę się, jak oddawać Jej swoje matczyne serce. Mimo że wiem, iż daleka droga przede mną, to bardzo chcę nauczyć się żyć tak jak Ona.

Nie mam czasu (albo sił) na różaniec, koronki, litanie. Wieczory są trudne, gdy świat często wiruje mi przed oczami. Myślę wtedy, że może kiedyś? I przytulam śpiące dziecko, kładąc rękę na jego głowie. Wiem, że moje słowa mają moc, proszę więc Jezusa, by dał mu spokojny sen, ochronił przed każdą ciemnością i chorobą i błogosławił tak jak ja nie potrafię.

Ciągle uczę się żyć - jako żona, matka, ale przede wszystkim jako córka. Jego córka. Która ufa, kocha, naśladuje.

***

#MojaModlitwa ||| Tekst pierwotnie ukazał się na blogu niezawodnanadzieja.blog.deon.pl w ramach wspólnego projektu blogerów z platformy blog.deon.pl. Nasi blogerzy dzielą się swoim doświadczeniem modlitwy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Lubię siedzieć przy kawie w milczeniu i dziękować Bogu za to, że jest
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.