Mam na imię Michał. Jestem Judaszem

Pocałunek Judasza pędzla Giotta
Michał Górski

"Przedziwne jest to, że uspokojeniem dla mnie na wczorajsze mocne wkurzenie było dzisiejsze słuchanie grzechów. Słuchając grzeszników (takich jak ja) zobaczyłem istotę."

Mam na imię Michał. Jestem także Judaszem, Piotrem, Synem marnotrawnym, Augustynem - takiego oto odkrycia dokonałem dziś. Niczym nie różnię się od Judasza, który zdradził. Nie jestem lepszy od Piotra, który się wyparł. Nie oceniam Syna marnotrawnego, bo sam nim jestem. Jestem też Augustynem, który zbłądził, zagubiony w wiedzy, czy rozpuście.

Jestem nimi. Pokazuje mi to moje doświadczenie. Przyznaję to sam przed sobą. Wiele razy zdradziłem, skłamałem, wyparłem się, uciekłem. Wiele razy byłem rozpustny. Sam przed sobą, czy wobec otaczających mnie ludzi - nie widzę różnicy.

Nie zastanawiam się, czym kierował się Judasz zdradzając. Miał swój cel, argument, nie zastanawiam się, czy miał czy nie miał wyboru. Przecież Jezus wiedział - sam mu to podobno powiedział. To nie jest dla mnie ważne. Teraz wiem, że czasami nawet nie byłem tego świadom, miałem dobre intencje, nie chciałem nikogo skrzywdzić. A jednak zrobiłem to. Wiem, jak czuł się Judasz - zamknął się w sobie, był wściekły na siebie i na innych, przede wszystkim na samego Boga - za to, że mu na to pozwolił. "Taki jesteś wszechwiedzący, wszechmocny, a pozwalasz na takie rzeczy!!!". Też tak miałem, i czasami jeszcze mam!

Zobaczyłem w Judaszu cząstkę siebie, kiedy przestałem go oceniać, nazywać, krytykować, tłumaczyć odkleiłem mu etykietkę "Judasz". Zacząłem słuchać. Doświadczenie, które niesie ze sobą historia Judasza, jest dla mnie nauką o samym sobie. Dziękuję mu za to. Dzięki niemu jestem bardziej świadomy siebie samego. Tego, co we mnie siedzi, co czuję, o czym myślę, jaki jestem naprawdę.

Wszystko wydarza się dla mnie. To takie prawdziwe słowa. Kiedyś myślałem, że przydarza się mnie. Pytałem: "Dlaczego to mi się przydarzyło!? Co ja takiego zrobiłem!?". Gdyby nie inni ludzie, gdyby nie jakaś Siła Większa - jakkolwiek ją pojmuję (bądź nie pojmuję - to chyba lepsze określenie) - mówiąca przez innych ludzi, przez wydarzenia, sytuacje, pewnie teraz nie pisałbym tego.

Doświadczenia tych ludzi, o których mowa wyżej i wielu innych, których Bóg postawił na mojej drodze, to moje życie. To ja. Nie chcę z tym dyskutować i polemizować - sam przed sobą wiem, że to prawda.

Prawdą jest też, że wielu rzeczy jeszcze "nie zrobiłem" - np. nie zabiłem człowieka, nie byłem na izbie wytrzeźwień, nie ćpałem, nie piłem denaturatu, nie mieszkałem na dworcu, nie żebrałem. Ale czy tego nie zrobię? Nie wiem, skąd mogę to wiedzieć? Jak mogę być tego pewny? Piotr też był pewny. Augustyn był "święcie" przekonany o swoich racjach. Syn marnotrawny też. Przecież chcieli "dobrze" - kierowali się tym, co uważali za dobre, rozsądne i najmądrzejsze. W takim byli punkcie, tak wtedy widzieli, czuli i rozumieli. Dostali lekcję. Jak wszyscy inni. Dostali doświadczenie, z którego ja chciałbym brać garściami. Dzięki nim ja nie muszę tego przeżywać - stwierdziłem przed sobą - przecież oni to ja.

Chłopie, popatrz co stało się z Judaszem, popatrz jak poradził sobie Piotr, kim stał się Augustyn.

Od pewnego czasu zacząłem właśnie tak postrzegać innych ludzi. Zacząłem ich słuchać. Każdy ma jakąś historię, która może być moją. Doświadczenia ludzi są tak naprawdę moimi doświadczeniami. To, co oni przeżyli, czuli, widzieli, o czym myśleli, jak się zachowali - to wszystko opowiada o tym, co ja już przeżyłem, bądź czego jeszcze nie przeżyłem i mam szansę się o tym dowiedzieć. Mogę wybrać , teraz świadomie i z ufnością.

Ja jestem jednym z Was i każdym z osobna. Wszystko, czego dowiedziałem się o sobie, wiem od Was i dzięki Wam. Im mniej zajmuje się sobą, tym więcej wiem o sobie. Poznając Was, poznaję siebie i jestem bliżej Siły Większej ode mnie. Nieistotne, jak ją nazwę: Bóg, Jezus, Prawda, Budda, Istnienie, czy jakkolwiek inaczej, po prostu "jakkolwiek ją pojmuję".

Uznałem swoją bezsilność wobec własnych słabości i niedoskonałości - odpadł mi ciężar niesienia świata na własnych barkach. Za tylu ludzi chciałem odpowiadać, robić wszystko doskonale i najlepiej. Chciałem, żeby świat był taki, jak ja uważałem, że powinien być i wszyscy ludzie powinni grać w tym moim teatrzyku. Przestałem być bogiem. Zdałem sobie sprawę, że nie kieruję tym swoim życiem tak, jakbym chciał. Przestałem więc być "Kierownikiem ogólnym", bo nie mam do tego kompetencji. Nie chcę już mieć. Zaufałem Sile większej niż ja sam. Komuś innemu powierzyłem swoją wolę i swoje życie. Komuś innemu niż JA.

Na początku byli to ludzie, dopiero później dostrzegłem, że to Bóg mówi przez nich. Bóg udziela mi korepetycji - o s o b i ś c i e.

Wiele emocji jest we mnie. Przychodzą i odchodzą. Nie mam problemów - mam tylko sprawy do załatwienia. Mam przyjaciół. Słucham. Żyję Teraz. Uśmiecham się. Kocham. Czuję. Widzę. Słucham. Akceptuję.

Mam na imię Michał. Dziękuję Wam.

Michał jest Banitą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mam na imię Michał. Jestem Judaszem
Komentarze (12)
M
M.R.
4 kwietnia 2013, 12:46
Z jednym ISTOTNYM wyjątkiem - Jezus, to nie jest "Budda, Istnienie, czy cokolwiek innego" (Ani Judasz, ani Piotr nie zdradzili kogokolwiek, Buddy, Istnienia. To zasadnicze nieporozumienie.), trzeba się zgodzic z autorem. Jest to droga wyznaczona przez Ojców pustyni, poczynając od św. Antoniego Pustelnika: "zatrzymaj swoją duszę w piekielnej otchłani i zaufaj Bożemu miłosierdziu" Skazany na piekło, to nie ktokolwiek inny, to ty i ja. Wieczne potepienie i zdrada Jezusa, to nie jest prawda o innych, tylko o mnie. Prawda na zawsze. Z tym trzeba nauczyć się życ. Ucieczka przez prawdą, jest ucieczką do nikąd.
O
O.
3 kwietnia 2013, 13:00
piękne.
BB
Brat Bliźni
3 kwietnia 2013, 08:31
Również mam na imię Michał. Jednoczę się w Twoich słowach i świadectwie. Dziękuję Ci.
I
Iwan
3 kwietnia 2013, 08:18
brat chyba z neokatechumenatu? Bo głownie tam mowi sie tak relanie prawdę o sobie, bez względu czy się ma koloradkę, czy obrączkę. Jeśli nie jesteś jeszcze  w neo to zapraszam .Jest tam cholernie cięzko, ale owoce przychodzą. Pokój Tobie
PE
psychologia egoizmu
3 kwietnia 2013, 08:10
Tekst dla zagubionych, umocowanych lub mocujących sie w iście sekciarskich klimatach. To dobre dla porzuconej żony która chce dokopać byłemu lub też metodą wzbudzania wyrzutów sumienia i igrania z emocjami ściagnąć niewiernego w swe jedynie słuszne ramiona :) i nie liczy się że nie kocha - tylko egoiści żerują na poczuciu winy a swoje zachowania usprawiedliwiaja istnieniem Boga.
EV
Ego Valeo
3 kwietnia 2013, 02:24
Cieszmy się! Zamiast tropić heretyckie tezy cieszmy się że Michał: slucha, żyje, uśmiecha się, kocha... Michale wytrwaj, tego Ci życzę.   
M
Maćko
2 kwietnia 2013, 18:22
herezje... wszędzie herezje...
P
Planar
2 kwietnia 2013, 16:43
Jak można być jednocześnie i Piotrem, i Judaszem? Judasz w przeciwieństwie do Piotra nie zaufał Bożemu Miłosierdziu, zwątpił i wybrał potępienie.
T
Tomek
2 kwietnia 2013, 16:33
Ja też nimi jestem. Ale jestem też dobrym łotrem, miłosiernym samarytaninem, kobietą przy studni dającą Jezusowi pić czy Zacheuszem wołającym z drzewa. Nimi też jestem i jestem przekonany, że Ty także Michale :)
M
mar
2 kwietnia 2013, 13:21
Dokładnie, to jest bardzo ważne - w tym momencie odniosłam wrażenie, jakby autor tekstu był dosłownie przed chwilą nawróconym ateistą i jeszcze nie zdążył się zdecydować, w co wierzy... 
M
Małgosia
2 kwietnia 2013, 13:11
A gdy zaczniemy spierać się o terminologię, czynić bożków ze słów, pojęć - ze swej natury niedoskonałych, nigdy nie zaznamy spokoju, nigdy nie zaznamy miłości. Czego Ci życzę z całego serca :).
D
Damian
2 kwietnia 2013, 12:20
"Nieistotne, jak ją nazwę: Bóg, Jezus, Prawda, Budda, Istnienie, czy jakkolwiek inaczej, po prostu "jakkolwiek ją pojmuję"...ja myślę jednak, że to jest bardzo istotne, bo Trójjedyny Bóg winien być chyba wyrażnie oddzielony od buddy i temu podobnych bożków. W przeciwnym razie wróci kult "Najwyższej Istoty" z czasów rewolucji francuskiej i dojdzie do pomieszania pojęć, wykrzywienia katolicyzmu.