Nasz grzech powszedni… życie polityczne

(fot. PAP/Tomasz Gzell)
EwKa / artykuł nadesłany

Jako społeczeństwo wciąż w znikomym stopniu uczestniczymy w życiu politycznym kraju. Podobno zniechęciła nas do społecznej działalności trwająca ponad wiek niewola, a następnie jedyna słuszna opcja jednopartyjnej władzy. Ośmielę się zaprotestować.

Myślę, że polityka jest dla polskiego obywatela nie lada wyzwaniem, gdyż uczy go, że logika nie ma z polityką nic wspólnego, a to trudna lekcja. Nie chcę być gołosłowna… Przed laty, na progu nowej niepodległości, zaangażowałam się emocjonalnie w polityczne przepychanki i targi, wszystko się wtedy dopiero tworzyło, wzrastało i krzepło. Głosowałam w wyborach, i innych do tego namawiałam, na Absolutnie Wartościowe Stronnictwo, które wtedy walczyło słowem pisanym i  mówionym z Udomowionym Wyzwoleniem. Wartościowi zwyciężyli, ale nie uzyskali absolutnej większości  i musieli temu zaradzić, żeby nie utracić przynajmniej połowicznej władzy. I jakież było moje zaskoczenie, zgorszenie i zniesmaczenie, kiedy Wartościowi weszli w koalicję z Udomowionymi! Dopuścili do współrządzenia ludzi, którym wcześniej odmówili prawa do pełnienia funkcji publicznych, podważali ich kompetencje, wiedzę, fachowość. Nagle, jako koalicjanci, stali się oni znów ludźmi honoru i patriotami. Ten zwrot, może pełen politycznej rozwagi, przekroczył granice mojej wyobraźni. Wypadłam z orbity politycznych wpływów.           

Ale to nie znaczy, że nie przyglądam się lokalnym i krajowym rozgrywkom rządowym, i samorządowym. Tworzenie list wyborczych, a zwłaszcza zmiana barw, migracja z partii do partii, zdumiewa mnie wciąż. Jeśli ugrupowania mają podobną orientację, powinny się jednoczyć, a nie dzielić. A skoro się boczą na siebie, to znaczy, że istnieją kwestie sporne. Polityk migrujący zmienia swój profil partyjny. I w tym momencie można się zastanowić: kto będzie na niego głosował? Do parlamentu wszedł głosami partii opozycyjnej wobec ugrupowania, które reprezentuje obecnie. Nie pociągnie za sobą poprzednich wyborców, a nowi mogą dziwnym okiem patrzeć na kameleona… Nie wiadomo, czy przy następnych wyborach znów nie zechce powędrować…

I będąc w takim stanie ducha, włączam telewizor i słucham opowieści naszych rządzących, którzy już doskonale wiedzą, co należy zrobić, żeby było dobrze, szczegółowo relacjonują uzdrowieńcze plany. Trudność jest tylko jedna: muszą pozostać przy władzy, by móc zrealizować swoje wspaniałe zamierzenia. Dlaczego dotąd tego nie zrobili, ba, nie rozpoczęli nawet - o tym sza… Na koniec jedna z rozentuzjazmowanych nadchodzącymi wyborami pań-polityczek (ukłon w stronę feministek…), oświadczyła, że wybory muszą być dwudniowe, bo trzeba pomóc nieświadomym obywatelom, zmobilizować ich, pouczyć. Obawiałabym się na miejscu tej pani, że świadomy obywatel nie zgodzi się na jej następną kadencję w parlamencie… I to jest siła wyborów, o której politycy nie mówią…

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nasz grzech powszedni… życie polityczne
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.