(Nie)typowa piękność. Od bluzy z kapturem do sukienki

(fot. shutterstock.com)
druga.blog.deon.pl

Jak wiele dziewczyn mając kilkanaście lat, zakochałam się. Doświadczenie miłości spowodowało we mnie bunt na chorobę i pierwszą świadomą akceptacje mojej niepełnosprawności. Przyznałam też, że chcę podobać się chłopakom.

Od zawsze byłam uczona dystansu do siebie i do swojej choroby, umiejętności żartowania z tego. Często ze śmiechem stwierdzałam, że jedyną ładną rzeczą, którą posiadam są oczy. Jestem wdzięczna, że potrafiłam się z siebie śmiać, ale była to dla mnie również forma ucieczki. Uciekałam przed konfrontacją z własnymi kompleksami i swoją kobiecością. Bóg znalazł jednak sposób, bym zmierzyła się z tymi obszarami.

Kiedyś w mojej szafie można było znaleźć tylko: sporo dżinsów, dresów i za dużych bluz z kapturem. Włosy, najczęściej wiązałam w kitkę. To wszystko było wygodne i praktycznie. Czułam się bezpiecznie, ale chodziło mi o coś jeszcze. "Chowałam się" za taką stylizacją. Ukrywałam moje kompleksy: krzywy kręgosłup, krzywe nogi z przykurczami. Przez to, że jestem chora na mózgowe porażenie dziecięce, jeżdżę na wózku, a moje ciało jest mocno skrzywione.

Spięte włosy miały na przykład kamuflować odstające uszy. Uśmiechając się, zasłaniałam usta, próbując ukryć krzywe zęby. To wszystko zaczęło mi szczególnie dokuczać w okresie dojrzewania. Wydawało mi się, że przede wszystkim tak widzą mnie ludzie, gdy na mnie patrzą. Jakby tego było mało, do wszystkiego dołączył jeszcze trądzik i łupież, z którymi dzielnie walczyłam. Przy tych wszystkich kompleksach wózek wydawał się najmniejszym problemem.

DEON.PL POLECA


Jeszcze parę lat temu nie było opcji, żebym tak po prostu założyła sukienkę. Jeżeli już, to od święta, a najchętniej to w ogóle nie ubierałabym jej. Uważałam, że sukienki lub inne typowo kobiece ciuchy absolutnie nie są dla mnie.

Jak wiele dziewczyn mając kilkanaście lat, zakochałam się. Doświadczenie miłości spowodowało we mnie bunt na chorobę i pierwszą świadomą akceptacje mojej niepełnosprawności. Przyznałam też, że chcę podobać się chłopakom. Jako kobieta marzyłam o tym, by jakiś chłopak mnie pokochał, ale bałam się, że to się nie stanie, ponieważ nie jestem "typową pięknością". To był ważny krok do przodu.

W międzyczasie wyprostowałam zęby. Ze zdziwieniem odkryłam też, że moje "krzywizny" nie są, aż tak widoczne dla innych, jak myślałam.
Kolejnym przełomowym momentem było wesele mojego brata. Przyjaciółka rodziny przekonała mnie wtedy, że muszę kupić sobie sukienkę na tę okazję. Nigdy wcześniej nie przymierzyłam tylu sukienek jednego dnia - ale co ważniejsze - zobaczyłam, że jest wiele, w których moja sylwetka wygląda o wiele lepiej, niż w za dużych bluzach i dżinsach.

Od tamtego dnia, w mojej szafie pojawiało się coraz więcej sukienek i tunik. Leginsy okazały wygodniejsze niż spodnie. Nauczyłam się również malować i przestałam bać się rozpuszczać włosy. Bez "ale" uczyłam się dziękować za komplementy.

W ostatnim czasie o wiele bardziej lubię siebie, starając się akceptować moje ciało i wierzyć - widzieć, że i tak jestem piękna.

***

Tekst ukazał się pierwotnie na druga.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

(Nie)typowa piękność. Od bluzy z kapturem do sukienki
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.