Noe. Wybrany przez Hollywood

(fot.putneymark/flickr.com)
Materiały nadesłane/nt

Na Noego poszedłem z nastawieniem sprawdzenia czy filmowi bliżej do zgadzania się z Pismem Świętym, czy też do niezgadzania się z Nim. I to błąd! Pójście do kina na poszukiwanie zaginionego biblijnego tekstu bądź sensu, może zepsuć odbiór całości. Film nie jest faktografią Księgi Rodzaju.

Jest z nią tak, jak z grą polskiej reprezentacji w piłce nożnej - więcej się nie zgadza, jak zgadza. Tylko chyba nie o to w tym filmie chodzi. A jak nie o to, to o co? Ręki uciąć sobie nie dam, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa, graniczącą z pewnością, mogę powiedzieć, że w Polsce ten film oburzy większość Katolików. Dlaczego? Bo jest zrobiony jak bajka.

Interpretacyjne biblijne korzenie, przykryte warstwą efektów specjalnych i bogatej wyobraźni autora, tworzą obraz "super Noego", biegle posługującego się prostymi narzędziami do likwidowania wszystkich, którzy chcą wejść na arkę. Nie dość, że sam Noe posiadł tajniki sztuk walki, to ma za sobą małą kompanię kamiennych strażników, którzy są u niego na etacie przy budowie arki (o zgrozo).

Przyznam szczerze, że trochę to drażni, ponieważ kierują widza w stronę czegoś pokroju "Władcy Pierścieni". No, ale poza tymi dziwnościami film jest dobry. Aktorzy, na czele z Russellem Crowe, dają radę. Z warstwy dialogowej filmu można wynieść sporą dawkę chrześcijańskich wartości. Wielowarstwowość Noego, pokazana przez Russella Crowe, może się podobać. Jego wyjątkowa łączność ze Stwórcą i walka z samym sobą nie nudzi.

Film jest w sumie bardziej o ludziach i podejmowanych przez nich decyzjach niż o Stwórcy (słowo Bóg nie pada w filmie). Jest dramatyczny i trzyma w napięciu do samego końca. Próbuje pytać w co wierzymy. Szczególny nacisk kładzie na łączność człowieka z naturą (nie jest ekologicznym manifestem). Pokazuje jak dramatycznie ludzie chcą jakiś widzialnych podpowiedzi od Boga, w chwilach kiedy sami muszą podjąć decyzje. W filmie na pewno chodzi o człowieka i wartośc, którą wnosimy do świata. Dobrą czy złą? Pytanie to tyczy się zarówno wierzących i niewierzących.

"Noe. Wybrany przez Boga" jest wart uwagi. Zmusza do myślenia, co może zmusi poniektórych do sięgnięcia po zakurzone na półce Pismo Święte. Oby, gdyż z filmu bije jasny przekaz o treści: "Dostaliśmy świat w opiekę i jesteśmy za niego odpowiedzialni". To piękne, ale jakże ciężkie brzemię. Nie chodzi tu tylko o opiekę nad zwierzątkami i roślinkami, ale o relacje między sobą. Jak bardzo odeszliśmy od stworzenia? Kiedy to "wszystko było dobre"? Czy dziś dzięki tobie jest chociaż odrobinę lepsze niż złe?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Noe. Wybrany przez Hollywood
Komentarze (2)
Marcin Kaczmarczyk
3 maja 2014, 20:34
Co do symboliki zgodzę się z tym, że chrześcijańska nie jest. Ale nie o symbolikę w nim chodzi a o pytania, które postawiłem w zakończeniu tekstu. 
K
Kris
24 kwietnia 2014, 20:45
Film jest ok ale preosze pamietac ze symbolika w nim zdecydowanie nie chrzescijanska a gnostycka. Skora weza, swietlisty adam i ewa w raju to nie przypadek.