Promocja Nergala
Od pewnego czasu spotykam się z opinią, że pomstowanie na Adama "Nergala" Darskiego, muzyka, który podarł Biblię i dostał pracę w publicznej telewizji, nie ma sensu, bo te protesty zwiększają jedynie popularność nikomu nieznanego satanisty. Piotr Klamann stwierdził wręcz, że "Kościół sam wyhodował sobie Nergala" (Salon24), a Wojciech Maziarski protesty biskupów przeciw Nergalowi w TVP nazywa "recydywą standardów stalinowskich" (Newsweek).
Póki co nikt nie twierdzi, że Nergal jest apostołem chrześcijaństwa, niemniej logika powyższych opinii do tego zmierza. Z kim walczyłby Kościół, gdyby Nergala zabrakło?
Nergal jako natchnienie teologów i katechetów powinien zatem otrzymać jakiś kościelny medal, o którym marzył, jak się zdaje, sam generał Jaruzelski. W przemówieniu wygłoszonym na posiedzeniu rządu w kilka dni po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki autor stanu wojennego podał osobliwą wizję stosunków państwo-Kościół, w której, jak stwierdził, z powodu nikomu niepotrzebnej śmierci kapłana zrobiło się niespodziewanie mało miejsca dla partii, bo "społeczeństwo od partii się oddaliło". Jaruzelski nie miał złudzeń, otwarcie przyznawał, że w opinii większości duchownych "partia jest nowotworem na ciele narodu", na co sama partia odpowiadała analogiczną metaforą odnośnie Kościoła, Jaruzelski miał jednak nadzieję, że dzięki jego osobistym wysiłkom dojdzie kiedyś do pojednania tych "światłych duchownych", którzy wprawdzie widzą w partii nowotwór, ale nie uważają go za złośliwy, z tymi członkami partii, którzy dokładnie to samo myślą o Kościele. Generał zalecał zatem terenowym strukturom aparatu zdwojenie wysiłków na rzecz oddzielenia ziarna od plew, czyli do piętnowania krnąbrnych księży, takich jak Małkowski, Jancarz i Jankowski, którzy zajmowali się polityką (czytaj: wspierali opozycję), a jednocześnie zalecał promować w prasie tych duchownych, którzy zajmowali się "czymś społecznie użytecznym", choćby hodowlą pszczół. Jaruzelski miał nadzieję, że ta cicha praca partii na rzecz doskonalenia katolicyzmu kiedyś zostanie przez Kościół doceniona, a społeczeństwo i partia znowu będą razem (Biuletyn IPN).
Mógł Jaruzelski w PRL, to dlaczego nie mogłby Nergal w III RP? Przecież Kościół, nawet on, mimo usilnych starań od dwóch tysięcy lat nie zdołał skutecznie wytępić szatana. Po co go tępić, czy nie lepiej się z nim ułożyć, może nie z całym piekłem, ale choćby z tą jego lepiej obytą w świecie częścią, uzdolnioną muzycznie i koncertującą za Oceanem, o której polski sąd powiada, że ma wartość sztuki, gdy rwie Biblię w drobny mak? Czy nie warto tej sztuki rzucić w eter i powoli przyzwyczajać do niej katolików? Całego chrześcijaństwa w "The Voice of Poland" pomieścić się nie da, koloratka nijak do tego programu nie pasuje, ale Nergal to co innego. Taki zawsze się zmieści i dokona więcej niż tuzin prałatów. Zwalcza chrześcijaństwo w każdym utworze i w każdej postaci, a przecież sami chrześcijanie powiadają, że nic ich tak nie wzmacnia jak prześladowania.
Mógł Jaruzelski, to i Nergal może! Kto wie, może i on doczeka się z czasem swojego Kiszczaka i Popiełuszki. Ten pierwszy zapytany po latach o śmierć Niedzielaka, Suchowolca i Zycha, tylko się żachnie, żeby mu głowy byle czym nie zawracać, a ten drugi nie zginie w Wiśle pod Włocławkiem, bo przecież Nergal nie jest z tych satanistów, co ludzi zwykli mordować na jawie, ale zginie na ekranie, w popiele, urynie i heavy metalu. Każdy będzie mógł to sobie "wygóglać", kliknąć i po raz milon setny odtworzyć na swoim laptopie. Jaka kultura, takie męczeństwo.
Tyle tylko, że bez pomocy państwa i publicznych dotacji Nergal sobie z tym wszystkim nie poradzi. Komercja go zniechęci, a dzika konkurencja na światowym rynku muzycznym zniszczy mu osobowość. Trzeba mu pomóc z publicznej kasy, bo tylko tu, gdzie nikt nikogo z niczego nie rozlicza, on może być sobą do woli. Czy nie po to mamy zapis o wartościach chrześcijańskich w ustawie medialnej, jedyny taki zapis poza preambułą konstytucyjną, żeby właśnie tu, na publicznej antenie, Nergal, wróg chrześcijaństwa, a więc ktoś mocno ustosunkowany z chrześcijaństwem, mógł się poczuć jak rekin w wodzie, jak kot w klatce z kanarkami? Mógł Jaruzelski, to i Nergal może. Stanu wojennego nie da się wprowadzić gołymi rękami. Do tego potrzebne są czołgi, pepesze i konserwy - wszystko z podatków, bo przecież żaden uczciwy człowiek grosza na to z własnej kieszeni nie wyłoży. Nergal nie ma aż wybujałych ambicji. On nikogo nie skrzywdzi w dniu 13 grudnia, ale może na Wielkanoc zmontuje jakiś mroczny klip o żołdakach, co przy grobie Jezusa przeklinali po łacinie. Mel Gibson to przeoczył, ale Nergal nie przeoczy.
Jest tylko pewien problem. Jeśli liberalna kultura pozwala Nergalowi pławić się w kiczu, to każdy obywatel może zrobić to samo lub tego wcale nie robić. Jeśli znajdzie się kilku takich, którzy nie lubią Nergala i napiszą w tej sprawie list tam, gdzie każdy widz i każdy obywatel może pisać, to Nergal spadnie z ekranu, a przy tym zrobi spory huk na rynku reklamowym. Nergal może bowiem przyciągnąć szerszą uwagę tylko czasem i tylko na chwilę, i tylko metodą transgresji, bo we wszystkich znanych kulturach subkultura jest nurtem marginalnym. To nie strach przed utratą abonamentu, ale strach przed utratą udziału w znacznie większym i znacznie bardziej smakowitym torcie, który widza musi naprawdę przyciągać, a nie straszyć, jest zapowiedzą końca odstraszającego Negala.
Póki co władze publicznych mediów udają, że tego nie widzą, a konkurencja zaciera ręce i nie zamierza nikogo o niczym informować. Gdyby nie Kościół, Kukliński i Solidarność, to Jaruzelski mógłby ciągnąć swój karawan jeszcze ze dwie dekady, ażby Polski i Polaków zabrakło.
Wspomniane wyżej przemówienie Jaruzelskiego opublikowali Grzegorz Majchrzak, Jan Żaryn, "Dwa nowotwory" w: "Biuletyn IPN" październik 2004 str.82-91.
Skomentuj artykuł