Przyjmij Matkę do domu

(fot. Marcin Oleksa)
Monika A. Oleksa

"Maryja stała się niebem niosącym Boga, który do Niej zstąpił i w niej zamieszkał." św. Efrem Syryjczyk Matka. Mama. Mamusia. To jedyne słowo, które jest w stanie poruszyć każde serce. W każdym człowieku trąca czułą strunę, bez względu na jego życiowe doświadczenia.

Ciepły dotyk ręki mamy pamiętamy nawet wtedy, gdy sami już jesteśmy rodzicami. To, jak na nas patrzyła, jak do nas mówiła i czego nas nauczyła, zapisuje się w nas bez naszej świadomości, aby powrócić w dawnym wspomnieniu, które potrafi przywołać przypadkowy zapach czy gest. Tęsknotę za nią nosimy w sercu do końca naszych dni, bo taką właśnie moc dał Bóg potędze matczynej miłości. Jezus wiedział, że każdy z nas potrzebuje czułości i miłości, którą może ofiarować kobieta; dlatego zostawił nam swoją Matkę, oddając jej pod opiekę każdego z nas z osobna, a nam przykazując zaopiekować się nią i troszczyć o nią. W kruchej, delikatnej kobiecie dał nam siłę i moc, jakiej nie jest w stanie ofiarować nam ten świat - Bramę Niebieską.

To poprzez Matkę Jezusa, i naszą Matkę, jesteśmy w stanie dotrzeć tam, dokąd pielgrzymujemy przez całe życie. Do zbawienia. Wsłuchując się w jej cichy głos, którym chce nas prowadzić, mamy pewność, że nie zgubimy drogi i że podążamy za właściwym drogowskazem: Niebo.

Ale słuchać Maryi oznacza zaopiekować się nią i przyjąć ją z otwartym sercem do swojego domu. Słuchać Maryi to powtórzyć za bł. Janem Pawłem II

TOTUS TUUS. Cały Twój, Matko. Powtórzyć i uwierzyć w to. Słuchać Maryi to nieustannie uczyć się od niej pokory i miłości do Chrystusa. To otworzyć przed nią wszystkie pokoje naszego mieszkania i zaprosić ją do każdej dziedziny życia, którą podejmujemy. Życie z Maryją to nieustanna świadomość, że we wszystkim co robimy, ona jest przy mnie, z czułym dotykiem matki na moim ramieniu. Jest przy mnie w chwilach trudnych i radosnych. Nie opuszcza mnie, gdy słabnę i upadam. Umacnia, strzeże i otacza opieką. Ale jest również przy mnie, gdy świadomie ranię drugiego człowieka. Gdy poddaję się słabości, która okazuje się silniejsza od mojej dobrej woli. Gdy odwracam się od Chrystusa i gardzę wszystkim, czego mnie nauczył.

Maryja wciąż jest wtedy przy mnie, ale jej twarz jest zasmucona, a oczy pełne łez nie dlatego, że ranię ją - ale dlatego, że ranię samego siebie wyrządzając sobie krzywdę, której jeszcze teraz nie jestem w stanie pojąć; pozwalając na zniewolenie i zamknięcie drogi, za którą tak naprawdę nigdy nie przestanę tęsknić. Bo człowiek, który wyrzuca ze swojego życia Boga, nie umie być szczęśliwy. I chociaż będzie robił wszystko, aby to złudzenie szczęścia przy sobie zatrzymać, zawsze będzie mu czegoś brakowało, bo ten Boży pierwiastek mamy od wieków wszczepiony w serce, którego nie da się tak łatwo oszukać. Z Matką łatwiej zmagać się z życiem i trudnościami, które ono nieustannie przynosi.

Ona troszczy się o nas tak, jak troszczyła się o swojego syna i każdego, kto ją weźmie do siebie, otacza swoją opieką. Ona nas strzeże i wstawia się za każdym z nas; kiedy błądzimy, wyciąga rękę i prowadzi nas jak bezbronne dziecko, a kiedy upadamy, cierpliwie pomaga nam wstać. Jest zawsze tuż obok; ze swoją cichą, nienarzucającą się miłością. Miłością, którą obdarzyła człowieka, bo o to poprosił ją jej Syn. Przyjmij ją do swojego domu, a kiedy jest ci źle, po prostu przytul się do Matki i zaufaj jej. Ona cię nie opuści i poprowadzi. Ona będzie cię strzegła i nauczy cię, jak znaleźć w sobie siłę do przeżycia godnie każdego dnia. Maryjo, Królowo ludzkich serc, módl się za nami.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Przyjmij Matkę do domu
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.