Wspólnota grzeszników

(fot. eSPe)
kwartalnik eSPe nr 76 (1/2007)

O wybitnych grzesznikach oraz o pojmowaniu grzechu i pokuty w starożytności i średniowieczu rozmawiamy z ks. dr. hab. Grzegorzem Rysiem, historykiem Kościoła.

ks. Grzegorz Ryś: Historia Kościoła uprawiana uczciwie pokazuje, że Kościół jest wspólnotą grzeszników. Pozwala nam uzyskać równowagę między wyznawaniem w Credo wiary w święty Kościół a doświadczaniem grzechu. Historia pokazuje prawdę, z którą ludzie na co dzień mają kłopot: nawet najwybitniejszy człowiek może być wielkim grzesznikiem. Dla przykładu: Husa spalono w Konstancji za przyczyną trzech najwybitniejszych ludzie, jacy brali udział w soborze. Ich "przywódca", Gerson był jednym z najważniejszych pisarzy mistycznych Kościoła, wielkim teologiem. Jadąc na sobór był przekonany, że Hus musi zostać spalony, bo inaczej stanie się wielka krzywda Kościołowi. Dwadzieścia lat później sobór w Bazylei, który przeprowadził ważne reformy Kościoła, prowadziło trzech teologów paryskich, którzy tuż przed przyjazdem na sobór zasiadali w trybunale, który skazał na stos Joannę d’Arc.

Grzech jest tajemnicą - tego uczy historia Kościoła. Znajomość tej prawdy bardzo się księdzu przydaje w konfesjonale, bo chroni go przed pokusą pochopnego osądzania. Pomaga mi ona także wtedy, kiedy sam się spowiadam.

DEON.PL POLECA

Jakie zmiany w praktyce spowiedzi okazały się najbardziej znaczące z dzisiejszego punktu widzenia?

Pierwsza z nich dokonywała się na przełomie starożytności i średniowiecza. Było to rozstrzygnięcie kwestii, czy pokuta może być powtarzana. Starożytny Kościół bardzo mocno przekonywał do tego, że pokuta w życiu człowieka ochrzczonego może się wydarzyć tylko raz. Kościół starożytny poważniej niż my myślał o grzechu, ale też poważniej niż my myślał o nawróceniu.

Druga ważna zmiana zaszła we wczesnym średniowieczu, kiedy zrezygnowano z pokuty publicznej i mnisi iroszkoccy zaproponowali Kościołowi spowiedź uszną. Potwierdzeniem przyjęcia tej praktyki było uznanie przez papieża Innocentego III w 1215 r., że złamanie tajemnicy spowiedzi jest grzechem, który pociąga za sobą nałożenie na księdza, który się tego dopuścił, ekskomuniki. Było to przejście od pokuty publicznej do prywatnej, a właściwie sprywatyzowanej.

Co spowodowało sprywatyzowanie pokuty?

Powodów było kilka: połączono spowiedź z kierownictwem duchowym. Mnisi cenią sobie bardzo kierownictwo duchowe. Kiedy jest ono połączone z sakramentem pokuty, ma dodatkowy walor, bo Chrystus wyraźnie związał z tym sakramentem obecność Ducha Świętego: "weźmijcie Ducha Świętego, którym grzechy odpuścicie, będą im odpuszczone…" (J 20,23).

Starożytny Kościół znał trzy grzechy, które uważał za niedopuszczalne: zabójstwo, cudzołóstwo i wyparcie się wiary. Pod koniec starożytności Kasjan nie mówił już o trzech, ale o ośmiu, które potem zredukowano do siedmiu grzechów głównych.

Kiedy my mówimy dzisiaj: grzechy główne, myślimy o takich, które są źródłem innych grzechów. Starożytny Kościół nazywał tak grzechy, za które pokutowało się do końca życia. Przełom w myśleniu o grzechu dokonał się po prześladowaniu Kościoła za czasów cesarza Decjusza (III w.). Dekret cesarski nakazywał bałwochwalstwo i bardzo wielu ludzi ze strachu przed więzieniem czy śmiercią zaparło się wiary. Kiedy Decjusz umarł, system się zmienił i zrodziło się pytanie, czy ludzie ci mogą iść do kościoła. Do tej pory obowiązywała zasada: zaparłeś się wiary - pokutuj do końca życia. Tylko że to była zasada, która funkcjonowała we wspólnocie o charakterze elitarnym. Bardzo ważną rolę w zmianie praktyki pokutnej odegrał wtedy św. Cyprian. Stwierdził, że grzeszników należy przyjąć po odpowiedniej pokucie.

Później pojawiła się pokuta "taryfowa". Jest to niesłychanie ciekawe, bo co nieco w ludziach z tej praktyki zostało do dziś: dokonano zbrodni, musi być kara, niezależnie od stopnia winy. To podejście jest dość niebezpieczne, bo nasuwa myśl o pokucie zastępczej. Z drugiej strony, praktyka pokuty "taryfowej" była nieraz bardzo ciekawa. Zadawano wówczas nie tylko ciężkie pokuty: po siedem, po dziesięć lat odłączenia od Eucharystii albo dziesięć lat radykalnego ograniczenia konsumpcji (nie tylko spożywania pokarmów, ale i współżycia seksualnego), ale także nierzadko przemyślane, np. pokutą za zabójstwo był zakaz noszenia broni. To jest myślenie poważne - usuwanie źródła zła, czy okazji do grzechu. Ktoś, kto zabił rodzicom jedynaka, miał wejść w jego obowiązki i opiekować się nimi do końca życia. Były też bardzo surowe pokuty za krzywoprzysięstwo. W średniowieczu przysięga kończyła spór sądowy. Ale żeby słowo miało taką wartość, najpierw trzeba było tych ludzi wychować do takich wartości przez ostrą pokutę za kłamstwo.

Karano też bardzo ostro za superflua, czyli za posiadanie rzeczy ponad stan...

Tylko co to znaczy "ponad stan"?

Penitencjały za superflua karały przede wszystkim duchownych. Pokutować musiał na przykład biskup, który uwielbiał polowanie z sokołem. Można sobie wyobrazić wszystkie związane z tym wydatki (choćby utrzymanie sokolnika). Takie ekstrawagancje majątkowe były karane ciężką pokutą. W literaturze historycznej pokutę taryfową bardzo łatwo się potępia i wyśmiewa, a ona jest właśnie taka, jak ludzie, którzy ją wprowadzili: nieraz bardzo sensowna, a nieraz rzeczywiście bezduszna.

Czy ekskomuniki rzucane przez papieży albo pokuty zadawane władcom były wydarzeniami religijnymi czy politycznymi?

Zależy, o jakim okresie będziemy mówić. W starożytności, kiedy religią powszechną w Rzymie stało się chrześcijaństwo, pojawiło się bardzo poważne pytanie o to, kim w Kościele jest cesarz (w religiach pogańskich był najwyższym kapłanem). Ambroży, biskup Mediolanu pokazał, że cesarz - jeśli jest grzesznikiem - też ma pokutować i to publicznie, jeśli jego grzech miał charakter publiczny. Skoro cesarz Teodozjusz kazał wymordować niewinnych ludzi w Tesalonikach, musiał to publicznie odpokutować. Jego wielkość polegała na tym, że tę pokutę przyjął, zaś wielkość Ambrożego na tym, że nie bał się zastosować pokuty publicznej wobec cesarza.

Średniowiecze inaczej rozumiało rolę władcy: władca przewodził swoim ludziom także na drodze do zbawienia. Był traktowany jak biskup od zewnętrznych spraw Kościoła. To, czy władca był blisko Boga, czy daleko od Niego, miało - w oczach tamtych ludzi - wpływ na życie poddanych, więc nie da się rozdzielić polityki od religii. Dla Ottona III pielgrzymka do grobu Wojciecha w roku 1000 była równie ważnym czynem w kategoriach polityki, jak przeżyciem religijnym.

Ekskomunikowany król tracił tron, bo ekskomunika zwalniała poddanych z przysięgi posłuszeństwa, ale z drugiej strony nawet ekskomunikowany władca był ciągle traktowany jako ktoś wyjątkowy. Kiedy Henryk IV jechał do Canossy, żeby odbyć pokutę, po drodze ludzie go dotykali, bo wierzyli, że dotknięcie cesarza zapewnia plony. Stale był traktowany jako ktoś, w kim jest ukryte sacrum, pomimo ciążącej na nim ekskomuniki.

Czy zawsze istniała tajemnica spowiedzi?

Starożytna pokuta była publiczna, co nie musi oznaczać, że wszyscy wyznawali swoje grzechy publicznie, a jedynie, że każdy, kto pokutował, był znany społeczności. Zmiana podejścia nastąpiła przy pokucie zaproponowanej przez mnichów iroszkockich. Spowiedź uszna, jak sama nazwa wskazuje, oznacza wyznanie grzechów tylko kapłanowi. Przyjęcie takiej formy sakramentu było też reakcją na to, że pokuta publiczna stawała się bardzo trudna do przyjęcia dla ludzi. Leon Wielki (pierwsza połowa V w.) pisze o tym, że jeśli Kościół pozostanie przy pokucie publicznej, to ludzie przestaną w ogóle praktykować pokutę. Tajemnica spowiedzi zaczęła obowiązywać w XIII wieku, chociaż już w pisanych przez mnichów wykazach grzechów i kar za nie zdrada czyichś grzechów była uważana za grzech, za który pokutuje się do końca życia.

Jak można było rozpoznać pokutników w starożytnym Kościele?

Na podstawie zajmowanego przez daną osobę miejsca w kościele i z postawy przyjmowanej przez nią na modlitwie. Ci, którzy mieli przed sobą jeszcze bardzo długi okres pokuty, nie mogli wejść do kościoła. Ci, którzy już się trochę posunęli na tej drodze, nazywani "słuchającymi", mogli stać w przedsionku. Prowadziły do niego drzwi, które były zamykane po liturgii słowa.

Następna grupa to byli tzw. "klęczący". Mogli wejść do nawy, ale musieli klęczeć, podczas gdy normalną postawą modlitewną w starożytności była postawa stojąca. Kto wchodził na Eucharystię, idąc do ołtarza, po drodze mijał tych, którzy byli na drodze pokuty. Dzięki temu ta wspólnota wyraźnie znała prawdę o sobie, wiedziała, że jest wspólnotą grzeszników i świętych i święci brali za grzeszników odpowiedzialność przed Panem Bogiem.

To jest bardzo ważne, żeby nie zostawić grzesznika z jego grzechem. My praktykujemy pokutę prywatną i jej konsekwencje są takie, że łatwiej nam zachować dobre imię, ale o wiele trudniej nam się wychodzi z grzechu, bo każdy jest sam ze swoim grzechem. Trudno nam przełamać się i poprosić o modlitwę. Nie wierzymy w to, że jeśli pokażemy naszą grzeszność w Kościele, to zyskamy sojuszników zamiast oskarżycieli.

Rozmawiali: Katarzyna Jasińska i o. Mateusz Pindelski SP

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Wspólnota grzeszników
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.