Wystarczy kochać

(fot. materiały nadesłane)
kaczus92

Siedząc teraz przed komputerem i pisząc ten tekst, mogę po ludzku powiedzieć, że jestem skończonym frajerem i przegrałem swoja szansę na lepsze życie... Ale ja chyba nigdy nie patrzyłem tak jak wszyscy, zawsze szukałem czegoś więcej, chciałem przeżyć filmową przygodę, chciałem robić coś niezwykłego.

Ostatni rok był właśnie niezwykły. Przeżyłem fantastyczną przygodę. Choć może nie była spektakularna jak w amerykańskim filmie (które bardzo lubię oglądać), to jednak sprawiła, że naprawdę robiłem coś wyjątkowego... A mianowicie na ostatni rok umarłem dla tego świata. Umarłem, bo miejsce mojego telefonu komórkowego w kieszeni zajął różaniec, a zamiast siedzieć większość dnia przed komputerem, zacząłem rozmawiać z Bogiem, z samym sobą i przede wszystkim tak naprawdę zacząłem rozmawiać z innym. Po prostu tak z dnia na dzień rzuciłem swoje sprawy i wstąpiłem do seminarium.

To był dla mnie wspaniały czas odkrywania świata, o którym myślałem, że istnieje tylko w mojej wyobraźni, świata nadprzyrodzonego. Pobyt w seminarium dał mi też jedną najważniejszą odpowiedź, a właściwe dwie. Odnalazłem Boga i odkryłem, kim tak na prawdę On jest. Odkryłem, że Bóg jest Miłością. To zdanie to dla wielu pewien slogan i dla mnie też kiedyś było to tylko puste hasło. W seminarium jednak uświadomiłem sobie, że Boga wcale nie trzeba szukać bardzo wysoko, jest On obecny w naszych relacjach z innymi. Dlatego obdarzając kogoś miłością, tak naprawdę sprowadzamy Wszechmocnego do naszego życia. To okrycie było bardzo ważne dla mnie, ponieważ wcześniej miłość dla mnie tak naprawdę nie istniała.

Pamiętam jak dzisiaj tę chwilę, w której to "zwykłe" zdanie: "Bóg jest miłością", trafiło w moje serce. W mojej głowie pojawiła się wtedy myśl: "A więc tak to jest mieć wiarę wielką jak ziarenko gorczycy". Miałem wtedy takiego "powera", że w tamtym momencie byłem przekonany, że mógłbym powiedzieć do góry "Przesuń się", a ona by sobie gdzieś poszła. Chciałem biec i wykrzyczeć całemu światu tę nowinę.

Później, gdy emocje już trochę opadły, seminarium nauczyło mnie "wiary rozumnej", która oznacza, że nawet wtedy, gdy nie czuję Boga w sercu, gdy jest do bani, gdy nic mi nie wychodzi, gdy mam ochotę powiedzieć Bogu, żeby spadał, wtedy za pomocą rozumu trzeba "zmuszać" siebie do wiary.

Tylko oprócz tej rzeczywistości nadprzyrodzonej jest jeszcze ta tu na Ziemi, a tu już trochę gorzej... Cała sztuka naszej wiary polega właśnie na tym, by nie dać się pokonać tej ziemskiej rzeczywistości i w nasze zwyczajne życie wpleść ten nadprzyrodzony świat. Wydaje mi się, że nasza wiara nie jest zbyt trudna, tylko my ją sobie za bardzo komplikujemy. Tworzymy taką rzeczywistość, w której najprostsze rzeczy stają się wręcz niemożliwe do zrobienia. A właśnie miłość jest tym, dzięki czemu ten nadprzyrodzony świat jest obecny w naszej szarej rzeczywistości.

Miłość ma wiele twarzy. To nie tylko uczucie, które prowadzi dwojga ludzi do stania się jednym, ale to też przyjaźń. Jeśli kogoś lubimy, to już czujemy do niego pewien rodzaj miłości. Bóg jest obecny w każdej pozytywnej relacji do drugiego człowieka, nawet, a może szczególnie, w tych najdrobniejszych gestach. Teraz mam właśnie taki plan na życie, by pokonać w sobie barierę, która utrudnia mi te najprostsze rzeczy. Chcę teraz uczyć się miłości i myślę, że moje życie jeszcze trochę potrwa i będę miał czas, żeby małymi kroczkami uczyć się jej i zbliżać się do tej jedynej Miłości.

Chcę być po prostu człowiekiem, który za bardzo nie da się temu, co w nim złe, nie da się temu światu, będzie dla innych dobry, będzie innym pomagał i nigdy nikogo nie potępi. Jeśli ktoś (nawet ten, kogo bardzo nienawidzi) będzie potrzebował pomocy, to mu jej udzieli. Chrześcijaństwo nie jest zbyt skomplikowane - wystarczy kochać.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wystarczy kochać
Komentarze (5)
M
Maciej
21 grudnia 2014, 10:12
… „ nie ze swojej miłości będziesz dawał  ale z Mojej ”…
T
tomi
18 grudnia 2014, 20:32
Dzieki za to swiadectwo. 
S
stefan
14 grudnia 2014, 23:36
Dał mi Pan jasno to poznać i przeżyć w sposób nawet fizycznie odczuwalny; nie mogę wyjść z podziwu, kiedy poznaję i doświadczam tej niepojętej miłości Boga, którą mnie Bóg miłuje. Kim jest Bóg a kim ja? Dalej rozmyślać nie mogę. Miłość tylko rozumie to spotkanie i złączenie się tych dwóch duchów, to jest Bóg Duch i dusza stworzenia. Im Go więcej poznaję, tym całą mocą jestestwa swego tonę w Nim. [Dz. 729]
14 grudnia 2014, 23:29
Wspaniała droga. Im dalej jednak, tym wyzwania zdają się być większe. Podpowiem jedynie każdą barierę pokonasz, gdy zrozumiesz, z czego ona wynika, co jest jej źródłem (=dlaczego sam sobie ją stworzyłeś w swojej głowie). I nie trzeba uczyć się tej Miłości, by przychodziła z czasem - wystarczy Nią być, po prostu tu i teraz... Dziękuję za Twoje budujące słowa.
Kasia kot
14 grudnia 2014, 22:25
U łaa... Piękne  co opisujesz. To ja się też podzielę i pochwalę. Może to w porównaniu do Twojego cudu -cud mniejszy, ale mój własny i dla mnie ogromny!!!  Zaczęłam chodzić do Kościoła po długiej przerwie, modlę się i rozmawiam z Bogiem...Różaniec gości u mnie w kieszeni również. I odkryłam, że ktoś faktycznie mnie na tym świecie kocha... :)