Tu wcale nie chodzi o ekologię, a o to czy umiemy się zachwycać i dostrzegać piękno
Idziemy wzdłuż asfaltowej drogi biegnącej przez wioskę. Zauważam w rowie plastikową butelkę. Przechodzi mi myśl: „a wezmę ją, kocham to miejsce, nie chcę, żeby tu było naśmiecone”. Krok do rowu pozwala mi odkryć inną butelkę, puszkę i pustą paczkę po papierosach. No skoro już się zebrałam, wlazłam do tego rowu i schyliłam, to pozbieram wszystko. Po chwili moje „zdobycze” przestają mieścić mi się w rękach.
Uwielbiam życie na wsi. Kocham spacery po lesie i łąkach, puste uliczki, poczucie wspólnoty sąsiedzkiej. Niekiedy mam wrażenie, że nasza społeczność temperament czerpie z Włochów. Wszyscy czują się jak jedna wielka rodzina. Przyznaję, w tym momencie konieczność dystansu społecznego jest dla nas wyjątkowo ciężka, bo stoi w zupełnej opozycji z naszym duchem. Nie sposób wyjść na spacer i z kimś nie porozmawiać, liczne ogniska, zabawy, spontaniczne spotkania, wzajemne wyprowadzanie psów… To tylko początek długiej listy, która określa lokalny tryb życia w normalnych czasach.
Piękne jest też otoczenie. Spacery to jedno, ale jak wspaniałe jest zwyczajne pójście po chleb w słoneczny dzień, kiedy droga do sklepu prowadzi przez las czy łąkę. Krajobraz aż zachęca do uwiecznienia go na obrazie czy fotografii, uszy delektują się muzyką ptaków czy cykad, ścieżkę przebiegają sarny.
Jednak coś zakłóca tę romantyczną sielankę. Przy jednej z dróg w lesie znajdujemy górę śmieci – konkretnie części samochodowych, a może najlepszym określeniem będzie góra fragmentów samochodów. Drzwi, zderzak – do wyboru do koloru. Chociaż przypadek już dawno został zgłoszony, od bodajże roku góra wciąż ma się doskonale. To przypadek ekstremalny, więc cofnijmy się trochę.
Idziemy wzdłuż asfaltowej drogi biegnącej przez wioskę. Zauważam w rowie plastikową butelkę. Przechodzi mi myśl: „a wezmę ją, kocham to miejsce, nie chcę, żeby tu było naśmiecone”. Krok do rowu pozwala mi odkryć inną butelkę, puszkę i pustą paczkę po papierosach. No skoro już się zebrałam, wlazłam do tego rowu i schyliłam, to pozbieram wszystko. Po chwili moje „zdobycze” przestają mieścić mi się w rękach. Mama patrzy na mnie z powątpiewaniem: „to wszystko zamierzasz pozbierać?”. Wpada mi w ręce najbardziej pozytywny z tych śmieci – plastikowa torebka. Upycham do niej to, co pozbierałam i jadę dalej. Ale po chwili się poddaję. Torebka jest właściwie pełna, a ja co krok widzę nowe rzeczy – dwie szklane butelki po wódce, kolejna pusta paczka po papierosach, chusteczki, plastikowe butelki, zgniecione puszki, papierowy kubek po kawie ze stacji benzynowej itd. itd. Poddaję się. Biorę moją wypełnioną torebkę foliową, a resztę, z bólem serca, zostawiam.
Innego dnia również tą asfaltową drogą, lecz w drugą stronę, w otoczeniu łąk i ptaków zmierzamy do sklepu po chleb. Jednak od zachwytu naturą odrywają nas momentami kolejne przydrożne znaleziska. Duża ilość identycznych 1,5l butelek po sokach – jakby ktoś opróżnił cały 9-pak i wyrzucił go hurtem, paczki po chipsach, karmie dla kotów, jakieś puszki. Zdecydowanie nie wygląda to tak, jakby ktoś wyrzucił za okno samochodu śmiecia, którego miał w ręku – czego oczywiście też nie aprobuję – tu jest jeszcze gorzej, wygląda, jakby ktoś po prostu opróżnił swój śmietnik na dobrych kilku albo kilkunastu metrach kwadratowych. Chyba jeszcze gorzej niż gdyby zostawił worek ze śmieciami – co oczywiście też nie jest dobre.
Zastanawia mnie – dlaczego? Nie piszę tego tutaj po to, żeby się pożalić, ponarzekać na ludzi i na to, jaki świat jest brzydki. Nie uważam tak. Myślę sobie coś zupełnie innego. Świat jest piękny i my też potrafimy być piękni. I to powinniśmy mówić jak najczęściej i jak najgłośniej.
Pamiętam lekcję biologii, na której nauczycielka opowiadała nam o swoich znajomych ze Szwecji, którzy odwiedzili ją w Polsce. Poszli na spacer do lasu i w głowach przybyszów absolutnie nie mogło się pomieścić, jak można wyrzucić śmieci do lasu. Dla nich oczywiste było, że żeby wszyscy mogli cieszyć się lasem, każdy musi o niego dbać. Nie, nie będzie teraz peanów na cześć Szwedów – chociaż rzeczywiście oni mają w sobie dużą miłość do natury. Będzie coś innego. Zachwyt. Zachwyt nad pięknem lasu, łąki, słońca, pól. Wdzięczność za to, że mogę spędzać czas albo i życie w takim miejscu.
Rozejrzyj się. Szerzej. Nie tylko, kiedy idziesz pieszo, ale jadąc samochodem. Wracając z działki pod koniec weekendu. Rozejrzyj się. Spójrz w górę. Zachwyć się. Weź wdech i poczuj piękno stworzenia. I okaż Bogu, okaż też samemu stworzeniu swoją wdzięczność i swój szacunek. Razem zróbcie coś pięknego.
Tu nie chodzi o puste zakazy i nakazy, o modną ekologię (i o robienie jej na przekór, jeśli kogoś irytuje ta moda). Nie chodzi o usprawiedliwianie, o problemy, o brak koszy na śmieci. Chodzi o miłość. O życie pełne wolności, radości i zachwytu. Jak kochasz, to zrobisz wszystko, co jest jak najlepsze dla obiektu uczuć. Rozejrzyj się i zastanów – czemu wyjeżdżasz z miasta? Czego szukasz wśród zieleni? Spokoju, zdrowia, odpoczynku, sportu, świeżego powietrza, piękna? Spójrz, zachwyć się i kochaj.
Tekst pochodzi z bloga projektnadzieja.blog.deon.pl Chcesz zostać naszym blogerem? Dołącz do blogosfery DEON.pl!
Skomentuj artykuł