Boże Narodzenie czas ze Świętą Rodziną

o. Mariusz Uniżycki OFM / "Przewodnik Katolicki"

W przedświątecznym zamieszaniu bardzo łatwo można o czymś zapomnieć. W pośpiechu układamy listę potraw na stół wigilijny i szukamy tradycyjnych przepisów, robimy zakupy, zgodnie ze wskazaniami zawartymi w bożonarodzeniowych reklamach. Jeśli siły i czasu wystarczy, idziemy do kościoła, aby wziąć udział w adwentowych rekolekcjach i koniecznie wyspowiadać się przed Pasterką.

Jeszcze choinka. Jaką wybrać? Prawdziwą? A może kupić sztuczną? Wygląda przecież i pachnie jak żywa. I wystarczy na lata. Czy wszystko już gotowe? Czy o niczym nie zapomnieliśmy? Właśnie, nie mamy opłatka... Trzeba będzie wysłać dziecko do kościoła. Zaraz, przecież były w supermarkecie! Jutro go zdobędziemy, przy okazji ostatnich zakupów. Zatem jesteśmy gotowi do świętowania! Przecież to jest Boże Narodzenie!

Sprzedawcy samochodów przebrani za świętomikołajowe skrzaty, reklama popularnego proszku do prania wyśpiewana na melodię znanej kolędy, bożonarodzeniowa (z szopką na opakowaniu) wersja mlecznej czekolady, aniołek zachęcający do zakupu choinki po promocyjnej cenie, popularny napój gazowany pity przez rozradowane z tego powodu renifery – i wiele podobnych zabiegów handlowców i specjalistów od reklamy – nie pozwoliły nikomu zapomnieć o zbliżających się świętach Bożego Narodzenia. Taka handlowa wersja Adwentu. Czasem można zastanawiać się, czy w niedalekiej przyszłości nie zobaczymy w osłupieniu reklamy na przykład jednorazowych pieluszek znanej firmy, zaaranżowanej w scenerii betlejemskiej szopki z aktorką wcielającą się w postać Maryi w roli głównej i przekonującej do wyboru tej właśnie marki. Albo betlejemskiego osiołka, zachęcającego zabawnie do zakupu tradycyjnego salami. Wszystko możliwe...

W końcu jednak cały ten zgiełk ucichł. Po zakupach, promocjach, potem pieczeniu, smażeniu i gotowaniu, zasiedliśmy do wigilijnego stołu. Znalazł się na nim opłatek (niekoniecznie nabyty w najbliższym supermarkecie od brodacza przebranego za betlejemskiego woła) i tradycyjne potrawy, których smak pamiętamy od wczesnego dzieciństwa. Życzenia zdrowia i spełnienia wszystkich, „ale to wszystkich” marzeń, całusy rozdawane z uśmiechem. A potem z namaszczeniem spożywane barszcze (czerwony, z uszkami albo fasolą) i chłodniki, kapusty i groch, karp, którego nikt nie potrafił zabić, siedem rodzajów pierogów, zupa grzybowa, rybna i owocowa, grzyby smażone lub duszone, kluski z makiem i ryż ze śliwkami. Wszystko obficie popite kompotem z suszonych owoców. W wielu rodzinach wygasły spory i napięcia, bo zgodnie ze zwyczajem w tym dniu wszystko wszystkim wybaczamy. O północy pasterkowy dzwon ogłosi po raz kolejny wiadomość, która jest nam znana od dwóch tysięcy lat: „Wstańcie pasterze: Bóg się wam rodzi”. A w dzień Bożego Narodzenia znów zasiądziemy do świątecznego stołu i będziemy się cieszyć ciepłą, rodzinną atmosferą. Niestety, niebawem czas sielanki się skończy i trzeba będzie wrócić do pracy, codziennych obowiązków, w tym również problemów.

Czy to jednak cała prawda o świętach Bożego Narodzenia? Kilka dni świąt, radości bycia z bliskimi, obfitego świątecznego jedzenia, odpoczynku od zajęć zawodowych? O zakupach i reklamach nie wspomnę! Można mieć wrażenie, że dla wielu ludzi (w tym również chrześcijan) niestety tak... Choć ocieramy się tak blisko o największe Misterium w dziejach ludzkości, istnieje niebezpieczeństwo, że przejdziemy obok niego. Boże Narodzenie to coś więcej niż wigilijny stół, tradycyjny makowiec, kapusta z grzybami i karp w galarecie. To nawet coś więcej niż ciepła uroczysta rodzinna atmosfera i choinkowe prezenty. Boże Narodzenie to przede wszystkim dotknięcie Tajemnicy Wcielenia. „Syn Boży stał się człowiekiem”! Niepojęty, Nieogarniony, Nieopisany, Wszechmocny Pan Dziejów, przez którego i dla którego wszystko zostało stworzone – stał się człowiekiem. „Narodził się z Maryi Dziewicy”. Ten, którego Imienia pobożny Izraelita nawet w myślach nie wypowiadał, przekroczył wszelkie wyobrażalne dla człowieka granice i stał się człowiekiem, częścią ludzkości. I nie odbyło się to w spektakularny sposób, wśród grzmotów, błyskawic i zapierających dech w piersiach nadzwyczajnych zjawisk atmosferycznych. Bóg stał się człowiekiem w zaciszu skromnej betlejemskiej szopy. Podziwiać możemy jedynie wiarę wschodnich Mędrców, którzy weszli do niej i upewnili się w przekonaniu, że Dziecko jest Nowonarodzonym Królem.

Syn Boży przychodzi na świat, rodząc się (nie bójmy się tego powiedzieć) w ludzkiej rodzinie. Ta rodzina, Maryja i Józef, będą patrzeć, jak rozwija się, jak „wzrasta w mądrości u Boga i u ludzi”. Rodzina nauczy Syna Bożego bycia człowiekiem.

Jak wyglądały pierwsze dni, miesiące i lata Jezusa? Jak wyglądała codzienność Świętej Rodziny? Niewiele mamy świadectw na ten temat. Ewangeliści, z wyjątkiem Łukasza, bardzo lakonicznie potraktowali czas dzieciństwa i wzrastania Jezusa. Nie znaczy to jednak, że nie mamy o tym jakichkolwiek informacji. Pierwsze miesiące (a nawet lata) po narodzeniu Jezusa były bardzo trudne dla Maryi i Józefa. Nietrudno wyobrazić sobie ich lęk o życie Jezusa, którego król Herod chciał za wszelką cenę owego życia pozbawić. Konieczna stała się pośpieszna i trudna do realizacji ucieczka do Egiptu. Nie istniały w tamtych czasach znane nam współcześnie środki szybkiej i wygodnej lokomocji. Podróż do Egiptu musiała odbyć się pieszo. Tam spotkać ich musiał los emigrantów, który we wszystkich epokach jest podobny: poszukiwanie pracy i mieszkania, trudności materialne i kulturowe. Dopiero po kilku latach Rodzina mogła wrócić do ojczyzny i osiedlić się w Nazarecie.

Po powrocie życie Józefa, Maryi i małego Jezusa toczyło się podobnie jak w większości żydowskich rodzin. Codzienna praca i wysiłek, troski i kłopoty, przeplatane modlitwą i chwilami radości. Józef pracuje fizycznie jako cieśla, Maryja zajmuje się domem. A Jezus? Łukasz Ewangelista odnotowuje, że „czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2, 52). Pięknie! I słodko! Są jednak dwa wydarzenia, które zakłócają sielankowy obraz życia Świętej Rodziny.

Po ofiarowaniu Jezusa w świątyni, zgodnie z żydowskim obyczajem i prawem, Maryja i Józef usłyszeli słowa, które musiały być dla nich sporym zaskoczeniem. „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 34–35). To słowa Symeona wypowiedziane w momencie ujrzenia Dziecka. Nie trzeba być zawodowym psychologiem, żeby wyobrazić sobie, jaki niepokój musiały one wzbudzić w umyśle Maryi i Józefa.
Drugie wydarzenie miało miejsce również w Jerozolimie kilkanaście lat później. Zwyczaj nakazywał odbyć rodzinną pielgrzymkę paschalną do Świętego Miasta. W czasie pielgrzymki dwunastoletni Jezus zgubił się w potężnym tłumie pątników. Poszukiwania trwały aż trzy doby. Nietrudno wczuć się w sytuację Józefa i Maryi, zamartwiających się losem zaginionego Jedynaka. Radościom i szczęściu z odnalezienia Jezusa towarzyszyło jednak niemałe zdziwienie. Ich Syn prowadził w tych dniach dysputę ze świątynnymi nauczycielami (ludźmi w tamtych czasach i kulturze bardzo dobrze wykształconymi), którzy zdumiewali się bystrością umysłu Dwunastolatka i Jego odpowiedziami.

Jak przeżyć święta Bożego Narodzenia ze Świętą Rodziną? Czy taka podróż w czasie jest możliwa?

Z pewnością tak. Przede wszystkim widzimy, że Święta Rodzina była tak naprawdę, mówiąc dzisiejszym językiem, „normalną” rodziną. W różnych momentach nieobca Jej była bieda, trudności materialne czy wręcz prześladowanie. Udowadnia nam to choćby fakt porodu w warunkach urągających wręcz higienie, strach przed bezwzględnością ówczesnej władzy państwowej (Herod), „status uchodźców” w Egipcie. Do tego dodajmy, że Józef i Maryja podjęli niełatwy trud wychowania Dziecka, co do którego dawni i współcześni im prorocy nie mieli wątpliwości, że jest Kimś niezwykłym. Jeśli mimo tego ową „normalność” odkryjemy, Święta Rodzina staje się dla naszych rodzin ważnym punktem odniesienia. Pokazuje, co jest najważniejsze w życiu rodzinnym: przyjęcie dziecka jako daru Bożego (przyznajmy, że Jezus był Darem niezwykłym), wzajemna odpowiedzialność za życie i los członków rodziny, praca rodziców na rzecz dzieci, aby miały zapewnione środki do rozwoju i wreszcie cały wysiłek wychowania, rozumianego jako towarzyszenie dziecku w jego wzrastaniu. To wszystko można zamknąć w jednym słowie: miłość. Bo Święta Rodzina promieniuje miłością...

Jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę, że wychowała Ona Syna Bożego, Wcielone Słowo Boga – pastelowa wizja słodkiej Rodziny z oleodruków blednie wobec obrazu bardzo prawdziwego, co więcej, wyjaśniającego nam Misterium Zbawienia, które dokonał Bóg Człowiek. Istnieje jednak jeden warunek odkrycia tego obrazu. Nie możemy uwierzyć, że Boże Narodzenie to tylko kwestia zaufania człowiekowi przebranemu za mikołajo-skrzata, oferującego zakup świetnie działającego proszku do prania na korzystnych warunkach. Albo poprawienia za pomocą cudownej egzotycznej przyprawy smaku ryby w galarecie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Boże Narodzenie czas ze Świętą Rodziną
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.