Co z tą troską?

(fot. fekete82 / sxc.hu)
Andrzej Paszewski

Z dokumentu "W trosce o człowieka i dobro wspólne" wynika, że Kościół i katolicy często są źle traktowani i niewątpliwie tak się nieraz dzieje. Zabrakło mi jednak pytania, czy krytyka pod adresem Kościoła nie bywa niekiedy zasadna.

"W trosce o człowieka i dobro wspólne" to długo oczekiwany dokument hierarchii Kościoła katolickiego w Polsce. Księża biskupi przedstawili w nim zasady katolickiej doktryny w najważniejszych kwestiach społecznych, gospodarczych i kulturowych, powołując się na encykliki, wypowiedzi papieży i dokumenty Stolicy Apostolskiej. Jednocześnie, w oparciu o te same dokumenty, biskupi opisali, w jakich sferach społeczeństwa dziś od tych zasad odchodzą i jakie wynikają z tego zagrożenia. W niektórych sprawach dokument odnosi się do polskich realiów, co szczególnie pobudza do refleksji i dialogu, do którego biskupi zachęcają.

Dokument poświęca dużo uwagi małżeństwu i rodzinie, w tym szczególnie problemom życia płciowego i regulacji urodzin, przedstawianych bezdyskusyjnie i bardzo tradycyjnym językiem, bez uwzględniania spektrum opinii, jakie w niektórych sprawach występuje w obrębie samego Kościoła, w tym także wśród jego hierarchów. Może dokument tego rodzaju nie jest miejscem na tego typu dyskusję. Chcę jedynie zwrócić uwagę, że dla wzmacniania swojego stanowiska autorzy posługują się niestety zwrotami mającymi z góry deprecjonować krytykowane procedury, co argumentację osłabia. I tak na przykład mówi się, że wykorzystanie embrionów "w badaniach naukowych ma rzekomo służyć postępowi nauki i medycyny". Podobnie mówiono dawniej o pseudomedycznych doświadczeniach robionych na więźniach obozów koncentracyjnych. Otóż tego typu badania nie są ani rzekomo, ani pseudonaukowe i mogą służyć postępowi nauki i medycyny, tyle, że bywają niegodziwe, czy wręcz zbrodnicze i to stanowi o ich moralnej niedopuszczalności.

DEON.PL POLECA

Odnoszę wrażenie, że kryzys rodziny, który niewątpliwie ma miejsce, jest w tym dokumencie zbyt jednostronnie omawiany - z punktu widzenia teologii małżeństwa i współżycia seksualnego, gdyż jest on także skutkiem szerszego kryzysu kulturowego, który dokument omawia, ale w innym miejscu i innym kontekście. Może, obok zwracania się do małżonków mało zrozumiałymi dziś zwrotami, że są "jednym ciałem" i że płciowość ma doprowadzać ich do "złożenia daru z siebie w miłości", warto też zwracać im uwagę, by nie poddawali się, często bezwiednie, skomercjalizowanej kulturze, która jako jedyny model życia proponuje hedonizm i konsumpcję, z zupełnym zamieszaniem w sferze wartości. Z kryzysem rodziny dokument wiąże słusznie zapaść demograficzną, jednak bezpośrednio jako jej przyczynę, jednym tchem, wymienia aborcję i antykoncepcję, gdy tymczasem w znacznie większym stopniu, oprócz kryzysu kulturowego, odpowiedzialne za tę zapaść są mankamenty współczesnego systemu społeczno-gospodarczego (bezrobocie, wykluczanie społeczne, brak stabilności ekonomicznej, brak mieszkań, wadliwe priorytety działalności ekonomicznej itd.), w dokumencie dosyć szeroko omawiane, ale również nie w kontekście rodziny i demografii. A przecież aborcja i antykoncepcja (także aprobowana przez Kościół antykoncepcja naturalna) są w znacznym stopniu wtórnym skutkiem mankamentów w sferze społeczno-ekonomicznej i kulturowej, powstrzymujących ludzi od prokreacji. (Dotarł do mnie niedawno dowcip - jaki jest najskuteczniejszy środek antykoncepcyjny? Odpowiedź brzmi - kapitalizm).

Dokument stosunkowo dużo miejsca poświęca patriotyzmowi. Uzasadnia to w pewnej mierze fakt, że należymy do narodów, których - co za J. Kunderą powtarza Chantal Delsol - "istnienie bywało zagrożone lub poddawane w wątpliwość". W tych narodach - pisze Delsol - "obsesja zniknięcia rodzi szczególny stan umysłu, składający się jednocześnie z dumy, kompleksów i poczucia dystansu, czyli kategorii ze sobą sprzecznych" (Chantal Delsol, Czym jest człowiek, wyd. ZNAK, 2011, str. 77). Chociaż w tej chwili tego typu zagrożenia nie występują, w znacznej części społeczeństwa ten stan umysłu wciąż nie zniknął i jest dodatkowo podsycany i cynicznie wykorzystywany przez polityków do walki z przeciwnikami politycznymi. Przychodzi to łatwo, ponieważ religijnie umacniany patriotyzm i pozytywna rola Kościoła były historycznie istotnymi czynnikami w walce narodu o przetrwanie i tożsamość. Dziś takie postępowanie jest nadużyciem. Budowany jest w ten sposób patologiczny patriotyzm, wykluczający inaczej myślących nie tylko ze wspólnoty narodowej, ale także z Kościoła. Biskupi zasadnie piszą, że niepokój budzi wzmacniający się atak na Kościół w celu zdobycia kapitału politycznego (str. 39), nie mówiąc jednak o wykorzystywaniu symboli narodowych, religijnych i Kościoła dokładnie w tym samym celu.

Co więcej, krzyż też bywa używany jako towar zamienny na miejsce na pomnik (nie widać, aby ten sam krzyż, przeniesiony do kościoła, był przedmiotem szczególnego nabożeństwa) i do "zaznaczania" obiektów publicznych, jak to np. miało miejsce w przypadku zawieszenia go w Sejmie: chyłkiem, w nocy, bez troski o to, co się pod tym krzyżem będzie potem działo. Instrumentalne traktowanie krzyża objawia się w manifestacjach politycznych, nieraz poprzedzanych Mszą świętą, a organizowanych w celu walki o władzę, w których uczestnicy, niosąc krzyże i flagi narodowe, jednocześnie zupełnie bezpodstawnie pomawiają przedstawicieli demokratycznie wybranych władz państwowych o zdradę narodową, czy o organizowanie zamachów na przeciwników politycznych. Takie postępowanie ubliża Krzyżowi, szczególnie boleśnie, gdy robią to katolicy. Przy całej patriotycznej retoryce niszczy też ono wspólnotę narodową i autorytet niedawno odzyskanego państwa. Przypomnijmy - Jan Paweł II mówił o cudzie odzyskanej niepodległości!

Skoro Księża biskupi w dokumencie podkreślają udział Kościoła w patriotycznym wychowaniu Polaków, oczekiwałbym, że właśnie w kontekście patriotyzmu pojawi się wcześniej podawane stwierdzenie, że każdy byt ludzki posiada godność, która nigdy nie może być umniejszana, okaleczona lub zniszczona, lecz przeciwnie, powinna być uszanowana i należycie chroniona (str. 9). Tu nie mamy bowiem do czynienia z patriotyzmem, który stanowi ogromną moc jednoczącą naród oraz doskonali życie wspólnotowe. Jest sposobem wyjścia z egoizmu jednostkowego i grupowego w kierunku dobra wspólnego społeczności (str. 31). A takim dobrem wspólnym jest m.in. państwo.

W takich sytuacjach Kościół, jak sądzę, by być wiarygodny, musi reagować zdecydowanie i wskazywać konkretnie, o co chodzi i do kogo mówi, a nie tylko ogólnie apelować o zaniechanie języka nienawiści i do miłości bliźniego. Wówczas bowiem każdy uważa, że ta krytyka odnosi się do kogoś innego. Może warto przypominać też o "błogosławionych pokój czyniących" i nakazie: "nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu twemu".

Niepokój księży biskupów wzbudza też upolitycznienie mediów, które stają się w coraz większym stopniu narzędziem propagandy jednej ze stron debaty publicznej, a także język dyskusji publicznej, w którym pojawia się moralna dyskredytacja przeciwników, rzucanie podejrzeń, brak szacunku dla przeciwnika politycznego. Bez wnikliwszej analizy treści i języka mediów katolickich lub wyraźnie Kościołowi sprzyjających (służę tytułami), kazań niektórych księży i wystąpień hierarchów, nie jest jasne, czy ten niepokój biskupów dotyczy także tych mediów, a powinien, bo jest w tej materii dużo do zrobienia i to, jak sądzę, powinno być przedmiotem ich odpowiedzialności. Jest rzeczą Kościoła skutecznie zadbać o to, żeby to właśnie media katolickie spełniały podstawowe normy etyczne, o których była mowa wcześniej, nie niszczyły dobrego imienia innych ludzi i nie pogłębiały animozji i podziałów.

Z dokumentu wynika, że Kościół i katolicy często są źle traktowani i niewątpliwie tak się nieraz dzieje. Zabrakło mi jednak pytania, czy krytyka pod adresem Kościoła nie bywa niekiedy zasadna, a także pytania o mea culpa, czy nigdy nie przyczyniamy się do takich reakcji naszych adwersarzy? Wydaje mi się, że Kościół w Polsce ma duże trudności z przyjęciem krytyki - traktowana jest ona przeważnie jako przejaw antyklerykalizmu. Sądzę, że w ogóle tego typu dokument Kościoła powinien być bardziej zrównoważony w tym, co jest skierowane ad intra, a co ad extra.

***

Powyższe rozważania stanowią moją subiektywną refleksję nad wypowiedzią hierarchów w kwestiach będących przedmiotem katolickiej doktryny społecznej - wypowiedzią, w której jest wiele ogólnie słusznych postulatów, ale, jak sami stwierdzają, w której nie byli w stanie dogłębnie potraktować szeregu problemów, biorąc pod uwagę dynamikę życia społecznego. Ważne jest jednak to, że Księża biskupi przewidują dalsze pogłębianie stawianych w nim problemów. Przy okazji chciałbym przypomnieć, że Penitencjarnia Apostolska uzupełniła w 2008 r. wykaz grzechów głównych o takie grzechy społeczne jak zanieczyszczanie środowiska, wspieranie społecznych nierówności, powodowanie biedy i nieprzyzwoite bogacenie się. Kto w naszym Kościele o tym wie? Kto o tym pamięta? Kto o tym ludziom mówi? Te wskazania Penitencjarni znakomicie współgrają z grzechami społecznymi wcześniej sformułowanymi przez Mahatmę Gandhiego - człowieka innej religii i kultury, ale jakże bliskiego chrześcijaństwu. Są to: polityka bez zasad, bogactwo bez pracy, przyjemność bez sumienia, wiedza bez charakteru, handel bez moralności, nauka bez człowieczeństwa i religia bez poświęcenia (cyt. Za: C. Bernstein i Marco Politi Jego Świątobliwość Jan Paweł II, wyd. Da Capo, Warszawa, 1999 , str. 432). Z tymi grzechami katolicka doktryna społeczna będzie się zawsze musiała zmagać.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co z tą troską?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.