Czubią się, bo się lubią
Przedrzeźnianie, przezywanie, oszukiwanie, droczenie, wzajemne obwinianie, wykorzystywanie, skarżenie, zaczepianie, szczypanie, szturchanie, podkradanie, bicie, drażnienie, kłótnie, sprzeczki, przepychanki, przekupstwo, podstęp. W tym miejscu lista zachowań, które wbrew pozorom nie dotyczą środowiska patologicznego ani wojskowej fali, ale normalnego rodzeństwa, bynajmniej się nie kończy.
Słusznie spodziewać się można, że wiąże się to z pewnymi niedogodnościami, trudnościami, jeśli spojrzymy na sprawę oczami rodzica albo raczej wsłuchamy się jego uszami. Czy może to być męczące? Oczywiście. Irytujące? Jak najbardziej. Nieznośne? Bardzo często. Czy można to wyeliminować? Pewnie tak, wprowadzając żelazną dyscyplinę i ślepe posłuszeństwo lub decydując się na jedną latorośl. Walczyć z tym? Jeśli tak, to do jakiego stopnia, skoro po drugiej stronie medalu znajdują się: empatia, solidarność, lojalność, umiejętność negocjowania i współpracy, obrona własnych interesów, opiekuńczość, odpowiedzialność za drugiego człowieka i własne czyny, poszanowanie cudzej własności, samodzielność, ale i umiejętność podporządkowania się, dzielenia, gotowość do pomocy innym, tolerancja, otwartość, by wymienić tylko najważniejsze z nabywanych cech i umiejętności.
Rodzina jako społeczeństwo w skali mikro jest miejscem, w którym nasze dzieci uczą się zachowań społecznych, nabierają ogłady. Jest środowiskiem, w którym kształtuje się ich osobowość. To prawdziwy „uniwersytet życia”, na którym nie tylko my jesteśmy wykładowcami, ale każdy jest nim dla każdego. Rodzeństwo to nieocenione źródło informacji na temat samego siebie, informacji, które mają istotny wpływ na kształtowanie naszego charakteru i własnego wizerunku. W relacjach z bratem lub siostrą najrzadziej udajemy, najczęściej jesteśmy autentyczni.
Rywalizacja i zazdrość między rodzeństwem są nieodłącznym składnikiem „rodzinnego krajobrazu” i trudno z tym dyskutować. Dzieci, niejako „skazane” na nieustanne dzielenie się rodzicami, ich miłością, uwagą, często wchodzą sobie w drogę. Kończy się to różnie – czasem i siniakiem. Jednak korzyści wynikające z wzajemnych tarć zdecydowanie przewyższają ewentualne straty czy trudności. Ważna jest postawa rodziców, która nie podsyci szkodliwych zachowań. Należy jednak pamiętać, że właściwe relacje między rodzicami, jak również sposób odnoszenia się rodziców względem dzieci, styl reagowania na sytuacje konfliktowe, są najważniejszym wzorcem zachowań, kopiowanym przez uważnych obserwatorów w ich wzajemnych stosunkach.
Czego unikać?
Przede wszystkim powstrzymać się od porównywania. Jest ono krzywdzące przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze, dzieci odbierają porównania jako faworyzowanie jednych względem innych, a co za tym idzie – przejaw akceptacji lub jej braku ze strony rodziców. Po drugie, porównania nasilają wzajemną wrogość i nieufność w rodzeństwie („Tobie wszystko wolno, bo jesteś pupilkiem tatusia”), co wpływa niekorzystnie na relacje i prowadzi do konfliktów. Po trzecie, ukazanie i utrwalenie porównywania jako jedynego sposobu budowania własnej samooceny skazuje dzieci na ciągły niepokój i chwiejność w tej sferze.
Ważne jest również, abyśmy w sporach między rodzeństwem możliwie rzadko opowiadali się za którąś ze stron. Dzielenie się swoim autorytetem z wybranym dzieckiem daje mu miażdżącą przewagę względem drugiego, co uniemożliwia im porozumienie na wypracowanych wspólnie warunkach i prowadzi do antagonizmów.
Często stajemy po stronie młodszego – jako tego uciemiężonego, słabszego – sądząc, że to on potrzebuje naszego wsparcia. Jakże często okazuje się, że inicjatorem zajścia było właśnie to młodsze i bezbronne. Najczęściej dochodzenie do tego, kto zaczął, prowadzi donikąd. Może więc lepiej od razu zrezygnować ze skazanego na porażkę śledztwa? A jeśli istotne jest nie to, kto zaczął, ale kto wygrał w boju o uwagę i czas mamy lub taty? To drugie jest nawet bardziej prawdopodobne, jeśli bierze się pod uwagę fakt, że często przeniesienie sporu w inne miejsce („Idźcie się kłócić na górę”), gdzie brakuje publiczności w postaci rodziców, nagle studzi emocje. Tak wygląda nasza rodzinna codzienność.
Młodszemu się ustępuje?
Czy na pewno pedagogiczne jest powtarzać, że „młodszemu się zawsze ustępuje”, podczas gdy poza domem jest dokładnie na odwrót (ustępujemy starszemu wiekiem, stażem pracy, stanowiskiem)? Należy również zwrócić uwagę, czy przypadkiem nie nagradzamy w jakiś sposób donosicielstwa. Na pewnym etapie skarżenie to chleb powszedni w każdej rodzinie z co najmniej dwójką dzieci. To nie poprawia wzajemnych relacji i niezbyt dobrze rokuje na przyszłość.
Dobrze więc wytłumaczyć dziecku, czym jest skarżenie i do czego może doprowadzić. Przerywanie czy interweniowanie w każdej sytuacji konfliktowej na pewno nie zaowocuje podniesieniem „kwalifikacji” dziecka w dziedzinie negocjacji, współpracy, a nawet przedsiębiorczości (Michał do Mikołaja: „Jak mi pozwolisz teraz zagrać, to dam ci dwie moje gazetki”). Kiedy do zgrzytu dochodzi między stosunkowo małymi dziećmi, często rozdzielenie lub pozbawienie ich spornego przedmiotu może załatwić sprawę. Tutaj byłabym ostrożna co do wiary w siłę argumentów czy zbyt długiego oczekiwania na to, że maluchy same dojdą do konsensusu. Lepiej zareagować szybko, zanim dojdzie do rękoczynów.
Co robić?
Ważne jest, aby stwarzać warunki do współpracy, powierzając dzieciom na przykład wspólne zadanie do wykonania. Naz nadzór może ograniczyć się jedynie do czuwania nad bezpieczeństwem oraz rozdzielenia czynności zgodnie z możliwościami i wiekiem dziecka – jeśli dzieci są małe. Gdy są większe – także tę kwestię pozostawmy dzieciom. Nie bez znaczenia dla jakości relacji między rodzeństwem jest traktowanie dzieci indywidualnie, czyli w myśl zasady „sprawiedliwie nie znaczy po równo”. Wydawać by się mogło, że właśnie równości domagają się nasze latorośle, jednak rzeczywistość jest nieco bardziej skomplikowana. Wielu specjalistów jest zgodnych co do faktu, że przytłaczająca większość „niegrzeczności” wynika z braku lub niewystarczającej ilości uwagi ze strony rodziców, a złe zachowanie jest niczym innym jak wołaniem o nią. Równe traktowanie wcale nie przychodzi nam z pomocą, skoro potrzeby i tak nigdy nie są równe.
Na czym ma w istocie polegać owo indywidualne traktowanie? Dzieci wychowują się w grupie, co skutkuje brakiem pełnej koncentracji rodzica na każdym z nich w tej samej chwili, dziecko potrzebuje od czasu do czasu rodzica tylko dla siebie. Każde z dzieci ma inne potrzeby, inny temperament, jest na innym etapie rozwojowym i potrzebuje innego traktowania przez rodzica. Znamy to chociażby z sytuacji, kiedy nie możemy się bawić w to, co interesuje najstarszego, ponieważ najmłodsze jest za mało sprawne, albo na odwrót – wtedy najstarsze jest znudzone. Kiedy patrzymy na wszystkich razem, to normalne, że szczegóły umykają. Będąc z jednym dzieckiem, możemy zadbać tylko o jego potrzeby. W ten sposób dowiaduje się ono, że jest ważne, wartościowe i kochane.
Zapewnienie takiego czasu naszym pociechom (choć wiem, jak to trudne w większej rodzinie) wpłynie pozytywnie na stosunki między rodzeństwem. Dzieci, które czują się bezwarunkowo kochane i akceptowane, są spokojniejsze i posłuszniejsze. Walka z rywalem jest ostrzejsza, gdy towarzyszy jej poczucie zagrożenia własnej pozycji i niepewność. Nie ma co liczyć na to, że zakrólują na zawsze cisza, łagodność i wzajemne zrozumienie, ale pewien odczuwalny spokój jest możliwy do osiągnięcia – a przecież o to nam chodzi.
O tym, jak ważny jest ten czas, przeczytamy w książkach: „Rodzice w akcji” Moniki i Marcina Gajdów, „Jak być bohaterem dla swoich dzieci” Josha McDowella i Dicka Daya lub wielu innych wartościowych poradnikach. Spotkałam się również ze wskazówką, żeby zwracając się do dzieci, rzadziej traktować je grupowo („Dzieci!”, „Chłopcy!”), a częściej indywidualnie („Michał, Mikołaj, Matylda! Chodźcie na obiad!”). Taki szczegół, a ma znaczenie dla kształtowania tożsamości naszych dzieci.
Na zakończenie
Zostawienie pola na pewną swobodę w kształtowaniu się relacji między rodzeństwem jest nie do przecenienia. Nie zapominamy również o naszej pierwszoplanowej roli autorytetu i wzoru zarówno w budowaniu, jak i podtrzymywaniu dobrych relacji, oraz konstruktywnym komunikowaniu i okazywaniu uczuć i emocji.
Starajmy się stopniowo ograniczać nasze działania na rzecz samodzielności, wolności i odpowiedzialności naszych dzieci w sprawach dotyczących ich wzajemnych stosunków. Jeśli to możliwe, niech same próbują dochodzić do porozumienia między sobą. I najważniejsze: dzieci, wchodząc ze sobą w relacje, ścierając się, przeżywając wspólnie sytuacje – zarówno te wywołujące głośny śmiech, jak i te, które kończą się rozpaczliwym szlochem – dowodzą, iż istnieją między nimi silne, żywe więzi.
Skomentuj artykuł