Krzyż – znak pokoju, nie wojny

Katarzyna Bogucka / "Czas Serca" 2/2010

Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł w listopadzie 2009 roku, że wieszanie krzyży w włoskich szkołach to naruszenie „prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”, a także „wolności religijnej uczniów”. Sprawę do Trybunału skierowała Włoszka pochodzenia fińskiego. Domagała się ona usunięcia krzyża wiszącego na ścianie klasy, do której uczęszczało jej dwóch synów.

Sprawa odbiła się echem w całej zjednoczonej Europie. Taki wyrok może mieć bowiem wpływ na podobne sprawy w innych krajach starego kontynentu. W wielu środowiskach rozpoczęły się natychmiast debaty. Czy krzyż przeszkadza w wolności? Czy łamie czyjeś prawa? Czy komuś szkodzi? Gdzie właściwie powinien wisieć, a gdzie go być nie powinno? Automatycznie rozgorzały spory i ożyły stare konflikty.

A przecież krzyż to symbol pokoju i pojednania. Nie powinniśmy wykorzystywać go jako zarzewia kłótni, wzajemnej niechęci i oskarżeń. Czy to oznacza jednak, że trzeba godzić się z zaistniałą sytuacją? I jak się zachować wobec nakazów Trybunału, żądań ludzi innej wiary lub niewierzących? Jak bronić własnych przekonań i wartości, nie popadając w nienawiść. To bardzo trudne, jednak może to właśnie jedno z wyzwań czasów, w których przyszło nam żyć.

W łacińskiej kulturze i tradycji Europy krzyż zajmuje bardzo ważne miejsce. Jest symbolem, z którym identyfikowały się kolejne pokolenia naszych przodków. Zajmuje doniosłe miejsce w naszej duchowości, ale wrósł też w nasz krajobraz, architekturę, sztukę, życie.

Nie musimy, a nawet nie możemy, odcinać się teraz od tego, co zostało zbudowane przez wieki. Na tym opiera się bowiem nie tylko nasza wiara, ale także świadomość narodowa, tożsamość kulturowa. Wspomniała o tym w swoim oświadczeniu dotyczącym wyroku Trybunału włoska minister edukacji Mariastella Gelmini, podkreślając, że krzyż nie jest tylko symbolem religijnym, ale częścią narodowej tradycji.

Współczesny świat chlubi się coraz większą tolerancją, akceptacją wszelkich odmienności. Dlaczego zatem nie może zaakceptować symbolu, który od wieków ma swoje miejsce w naszej kulturze? Dlaczego za licznych katolickich rodziców, którzy posyłają codziennie swoje dzieci do szkoły, podejmuje decyzję kilku sędziów w odległym mieście? Tolerancja, szacunek wobec bliźniego skłania do tego, by pozwolić na eksponowanie krzyża tym, dla których ten znak ma szczególne znaczenie.

Katolików oskarża się czasami o nietolerancję, ale jak do tej pory chyba nikt nie zgłosił do Trybunału skargi np. na eksponowanie symboli i dekoracji związanych z Halloween, co przecież nie współgra z charakterem naszych świąt Wszystkich Świętych.

Przybywając do kraju, w którym panują inne zwyczaje niż w naszym, możemy się z nimi nie zgadzać. Ale raczej trudno sobie wyobrazić, żeby np. żądać, aby w kraju muzułmańskim usunięto symbole religijne z miejsc publicznych. To my jesteśmy tutaj gośćmi, więc staramy się nie naruszać zwyczajów gospodarzy. Nie ma to związku z naszymi przekonaniami, ale z szacunkiem wobec mieszkańców danego kraju.

Dlaczego więc musimy dostosowywać się do radykalnych postulatów osób, które nierzadko pochodzą z innego państwa bądź kręgu kulturowego? Jeśli nawet osoba postulująca usunięcie krzyża wywodzi się z naszego obszaru kulturowego, z tego samego kraju, a jedynie nie podziela przekonań większości, to dlaczego narzuca innym swoje przekonania. Bo zdjęcie krzyża ze ściany, to nie jest w przypadku Włoch respektowanie praw mniejszości – to mniejszość narzuca swoje prawa większości.

Wystarczającym dowodem tolerancji jest to, że wyznawcy innych religii mają swobodę okazywania uczuć religijnych, noszenia symboli, sprawowania kultu, a ateistów nikt nie zmusza, aby przyłączyli się do Kościoła.

Jeśli nawet zgodzilibyśmy się na neutralność tak zwanej przestrzeni publicznej (np. szkoły, urzędy), to należy się liczyć z tym, że jest to pojęcie dosyć płynne i jego granice mogą być stopniowo poszerzane. Czy kościół stojący przy ulicy, która jest też przestrzenią publiczną, nie zacznie kogoś razić? A może wchodząc do sklepu, urzędu, szkoły będziemy musieli schować krzyżyk noszony na szyi. Albo zaprzestać chodzenia z procesją w Boże Ciało, bo to też wychodzenie z symbolami religijnymi w przestrzeń publiczną. Są to może daleko posunięte przykłady, ale nie można wykluczyć ewentualności, że kiedyś ktoś postawi i takie żądania.

Postulujących usunięcie krzyża trzeba by zapytać o jego symbolikę. Czy krzyż symbolizuje coś, co mogłoby stanowić jakiekolwiek zagrożenie dla ateistów lub innowierców? Cóż jest takiego w krzyżu, że obraża on czyjeś uczucia albo zagraża wolności?

Krzyż to znak bezgranicznego oddania dla człowieka, miłości, która nie ma z niczym porównania, a także pojednania – Chrystus na krzyżu wybaczył swoim oprawcom. Nawet jeśli ktoś nie jest wierzący, to te wartości są uniwersalne i nie ma chyba osoby, która nie zgodziłby się, że wciąż bezcenne.

To także symbol cierpienia – a cierpi przecież w różny sposób każdy z nas, zarówno wierzący, jak i niepodzielający wiary katolickiej.

Należałoby też zapytać, czy zdjęcie krzyża sprawi, że w szkole zmieni się na lepsze zachowanie uczniów czy nauczycieli? Krzyż wskazuje przecież na niezwykle cenne wartości. Wierzący, dla których jest on ważnym symbolem, spoglądając na niego, powinni pamiętać o odpowiednim zachowaniu. To właśnie krzyż ma im przypominać o zgodzie, miłości, wybaczeniu, cierpliwości, pilności, solidarności.

Wielu powie zapewne, że przecież krzyż wisi, a ludzie postępują podle, niegodziwie. Niestety to prawda, ale może dlatego, że zapominamy o jego istnieniu, o tym, że jest na ścianie i co wyraża.

Przez powojenne lata mieliśmy w Polsce i w całej Europie Środkowo-Wschodniej świat bez krzyża w przestrzeni publicznej i czy możemy powiedzieć, że był to lepszy świat?

Katarzyna Bogucka

(Częstochowa)

Gdy ktokolwiek urąga Krzyżowi Chrystusowemu, trzeba powiedzieć jasno: dosyć! Historia świadczy, że każdy, kto – strojąc się w szaty obrońcy praw człowieka – walczył z krzyżem, ostatecznie okazywał się tyranem. Gdy ktokolwiek próbuje usunąć Chrystusa z życia publicznego i chce budować Europę bez Chrystusa, temu trzeba powiedzieć – zgodnie z prawdą i dla dobra Europy – że byłoby to budowanie na piasku. A nawet gorzej: że podcina korzenie, z których wyrasta zachodnia cywilizacja.

Europo! Czas na poważną refleksję! Czas się określić! Niech centralne instytucje europejskie odpowiedzą jednoznacznie: w imię czego w Europie jest miejsce dla wszystkich ekstrawagancji, ale nie ma być miejsca dla Chrystusa?

(Z Listu Pasterskiego Episkopatu Polski na niedzielę Świętej Rodziny 2009)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Krzyż – znak pokoju, nie wojny
Komentarze (1)
M
midi
2 października 2012, 01:35
bardzo dobry artykuł!