Nasze groty narodzenia

Dorota Krawczyk, s. Wioletta Ostrowska CSL / "Różaniec"

Gdzie narodził się Bóg? W skalnej grocie czy w drewnianej stajence? A może w szałasie pod smrekami albo w krytej bambusem afrykańskiej chatce? Każda odpowiedź jest dobra, bo Bóg rodzi się wszędzie tam, gdzie znajduje serca otwarte na Jego przyjęcie.

  

Pan Jezus narodził się w mym sercu tak naprawdę w więzieniu - pisze Tomek z Solca Kujawskiego - ponieważ zostałem skazany na siedem lat pozbawienia wolności za pobicia i kradzieże. To tam, w więzieniu, zacząłem spontanicznie odmawiać pojedyncze Zdrowaśki, a na spotkaniach Bractwa Więziennego nauczyłem się odmawiać różaniec i Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Tam też zacząłem świadomie uczestniczyć we Mszy świętej i poszedłem do spowiedzi generalnej. W tej chwili od dziesięciu miesięcy przebywam już na wolności. Wiele w mym życiu się zmieniło i wiele będzie się nadal zmieniać, a to wszystko dzięki Bożemu przebaczeniu".

  

Czy to Ty, Boże?

Czasem mówi się, że trzeba dotknąć dna, żeby zacząć myśleć o Bogu. Ale jest chyba odwrotnie: to Bóg ze szczególną troską pochyla się nad tymi, którzy upadają i często sami nie mają siły się podnieść. Tak też było z Tomkiem z Bydgoszczy, który trafił do więzienia za - jak wyznaje - "różnego rodzaju przestępstwa". Już jako mały chłopiec pakował się w same kłopoty; nie lubił chodzić do szkoły, był nieposłuszny i w ogóle nie odpowiadał mu żaden porządek czy obowiązek. W końcu zaczął pić i zażywać narkotyki, a z czasem sam je rozprowadzał. Jego życie toczyło się między aresztem a wolnością, z tym że ta wolność tak naprawdę była gorszym zniewoleniem. Wydawało się, że już nic nigdy się nie zmieni. W pewnym momencie zaczęły go nawet nękać sny, że jest umieszczony w ogromnej maszynie do mielenia mięsa, którą steruje diabeł. W końcu jednak pojawił się człowiek, który podarował mu Pismo Święte i zachęcił do czytania. Pewnego dnia Tomek postanowił się pomodlić. "Moja modlitwa była dość nieudolna, ale jak umiałem, tak się pomodliłem; pomyślałem sobie, że znowu nie będę mógł spać przez tego złego ducha, ale tego wieczoru było zupełnie inaczej, zamiast ataku zacząłem odczuwać przyjemne uczucie dobra, wlewało się to we mnie, jak gdyby to była cienka stróżka czegoś dobrego… Nigdy wcześniej nie czułem czegoś podobnego. Zapytałem dosłownie: «Czy to Ty, Boże?» i wtedy to uczucie ciepła spłynęło na mnie całym strumieniem". Prawdziwe nawrócenie przyszło jednak, gdy Tomek po raz kolejny trafił do więzienia. Nie wziął ze sobą Pisma Świętego, ale kiedyś zauważył, że ma je jeden ze współwięźniów. Zaczął czytać i chodzić na spotkania Bractwa Więziennego. Wreszcie zdecydował się na spowiedź. "Jestem pewien, że moje życie będzie wyglądać inaczej po opuszczeniu tych murów - kończy swoje świadectwo - ono już wygląda inaczej"…

  

Wolność w więzieniu

"Więzienie - pisze Krzysztof - pełne jest zagubionych ludzi. Wielu po trudnych przejściach z rysującym się obrazem kary. Miejsce to w każdym z nas wywołuje refleksje. Wielu odpornych nie dostraja się mentalnie do swego losu. Droga łatwizny, którą podążają, to dalszy ciąg życia, które prowadzili. Życia w kierunku odizolowanego bytu. Moment zastanowienia się nad swym losem to wyjątkowa szansa dla tego trudnego świata, świata krat… Rozwiązłe życie zatraca w nas duchowe potrzeby, zapominamy o odwiecznym pytaniu człowieka: kim jestem? Codziennie Chrystus, który jest wśród nas w wymiarze duchowym, trudnym do pojęcia, ale realnym, stara się dotrzeć do naszych serc. Sami, odizolowani w świecie własnych problemów, nie dajemy sobie rady. Rozmawiamy wtedy o nich z kimś obok, z kimś, kto przynajmniej nas wysłucha. Ja tak zrobiłem. Ktoś poradził mi, żebym się modlił do Boga, a On na pewno mnie wysłucha i mi pomoże. Spróbowałem. Niesamowite jest to, że za jakiś czas kolejna osoba zapytała mnie, czy chcę przeczytać Biblię. Czemu nie? Czytałem i modliłem się. Księgi Nowego Przymierza, choć trudne, skłoniły mnie do samooceny. Zrobiłem rachunek sumienia". Wreszcie przyszedł dla Krzysztofa czas na kolejny, trudny krok - spowiedź. I tak w tym smutnym miejscu odbywania kary doświadczył łaski przebaczenia. "On odpuszcza nam wszystko, każdy przejaw zła. Swoją łaską i miłosierdziem koi we wszechmocnych ramionach… Dlatego - kończy swoje zwierzenia Krzysztof - warto codziennie poświęcić czas na modlitwę i czytanie Słowa Bożego. Przekonasz się, że taka zażyła łączność z Panem, dzięki łasce, umocni twoje serce".

Inny Krzysztof, gdy trafił do więzienia, mimo uśmieszków i szeptów kolegów z celi, regularnie brał udział w spotkaniach Bractwa Więziennego. Nie myślał jednak o tym, żeby przepustki wykorzystywać na chodzenie do kościoła. "Ale zrozumiałem - mówi - że to dar, który powinienem przyjąć i wykorzystać. Trochę dla siebie, by wzbogacić duchowość, a przede wszystkim dla Niego, żeby moim zachowaniem nawet tutaj, za kratami, dawać świadectwo Jego miłości i dziękować Mu za ofiarę Krzyża".

Zakład karny może być miejscem narodzenia Pana Jezusa. Może, ale nie musi. Wszystko zależy od tego, na ile człowiek potrafi otworzyć swoje serce, aby przyjąć łaskę.

Gdyby nie świetlica…

Agnieszka i Daniel pochodzą z rodzin patologicznych. Święta Bożego Narodzenia kojarzyły im się z imprezą, pijaństwem rodziców, awanturami, ucieczkami z domu i tułaczką po sąsiadach, żeby gdzieś przenocować. Ale dzisiaj jest inaczej. Poznali się w świetlicy środowiskowej "Dom Ojca Ignacego", prowadzonej na warszawskiej Pradze przez siostry loretanki. Było to miejsce, w którym mogli dostawać posiłki, a także - gdy zachodziła taka potrzeba - nocleg. Mogli bawić się i razem odrabiać lekcje, ucząc się normalnego życia. Właśnie tu Agnieszka i Daniel doświadczyli ciepła i miłości, zaznali piękna świąt Bożego Narodzenia i tego, co najważniejsze - wzajemnej miłości, która doprowadziła ich na ślubny kobierzec. Dzisiaj mają trójkę dzieci. "Dzięki kochanym siostrom loretankom - mówią - mamy tak dobre i prawdziwe wspomnienia ze świąt Bożego Narodzenia. Teraz, kiedy założyliśmy własną rodzinę, jesteśmy w stanie przygotować nasz dom na przyjście Pana Jezusa. Wiemy, jak ważne jest przekazanie wiary naszym dzieciom. Staramy się, aby uczestniczyły one w przedświątecznych przygotowaniach, ale również chodzimy w tym czasie do kościoła, aby zbliżyć się do Boga. Po własnych doświadczeniach możemy stwierdzić, że gdyby nie siostry i świetlica, to nasze wspomnienia nie byłyby tak ciepłe, radosne, a to wszystko odbiłoby się na naszych dzieciach".

  

Wcale nie pragnę wyjechać…

Pani Ludwika ma 92 lata. Od czterech lat mieszka w Domu Pomocy Społecznej Charytatywne Dzieło Miłości im. ks. Ignacego Kłopotowskiego w Loretto, prowadzonym przez siostry loretanki. Gdy zbliżają się święta Bożego Narodzenia, do swoich intencji różańcowych dołącza i tę, żeby spędzić święta we własnym domu. "Ale kilka dni przed świętami nastrój mój zmienia się. Obserwując przygotowania w domu opieki, już myślę, jakie tu będą święta, w tym licznym gronie, podobnych mi ludzi z dolegliwościami. Wcale nie pragnę już wyjechać i ta decyzja pozostania okazuje się słuszna. Nastrój jest wzniosły, wszystko przygotowane w najlepszym guście. Śledziki, kapusta z grzybami, karp w galarecie, barszczyk, pierożki z grzybami, łazanki z makiem, ryba smażona, cała kolacja poprzedzona dzieleniem się opłatkiem z dyrekcją i opiekunami, przepojona uczuciem przyjaźni i życzliwości, wypełnia umysł i serce człowieka i sprawia, że jest on szczęśliwy. I naprawdę nie pragnę już niczego zmieniać".

Adam Mickiewicz napisał: "Wierzysz, że się Bóg zrodził w betlejemskim żłobie, lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie". Bo ostatecznie decyzja o tym, gdzie i kiedy narodzi się Bóg, zawsze zależy od nas samych.      

Poznałem wolność w więzieniu

Duch Święty w moim natchnieniu

Chrystus odnalazł mnie w celi

Błyszczący Pasterz w cudownej bieli

On napoił i dał chleba

Pokarm prawdy pokarm z nieba

On uzdrowił mnie z nałogu

Chwała Panu chwała Bogu

Krzysztof Sobkowski

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Nasze groty narodzenia
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.