Nie opuszczę cię aż do śmierci
O uznaniu małżeństwa za nieważne mówi się coraz więcej. Czy jednak wizyta w sądzie biskupim wystarczy, aby całkiem uspokoić sumienie?
Danuta i Andrzej pobrali się dwa lata temu. Mają roczną córeczkę. Dwa miesiące temu Danuta złożyła do Sądu Biskupiego w N. pozew z wnioskiem o stwierdzenie, że jej małżeństwo zostało zawarte nieważnie. Powołuje się na punkt trzeci kanonu 1095 Kodeksu Prawa Kanonicznego, mówiący, że niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich.
„Pobraliśmy się po półrocznej znajomości – mówi Danuta. – Mąż jest budowlańcem, pracuje w Warszawie. Do domu przyjeżdżał na weekendy, ale jego pobyt ograniczał się do picia alkoholu. Rozmowy przyniosły skutek odwrotny od zamierzonego: Andrzej kłamał, że nie może przyjechać, bo ma dużo pracy, a tak naprawdę pił. Dopiero gdy zaczęły się ciągi alkoholowe, zainteresowałam się jego przeszłością. Włosy stanęły mi dęba. Okazało się, że…”.
Mój mąż jest alkoholikiem
„Głupio postąpiłam, szybko decydując się na ślub” – przyznaje Danuta. Nie poznała Andrzeja należycie. Ich znajomość ograniczała się do cotygodniowych spotkań. On przyjeżdżał z Warszawy w piątek, w niedzielę wracał. Wtedy nie widziała go nietrzeźwego. „Nie pomyślałabym, że jest uzależniony od alkoholu! Wstrzeliłam się w okres abstynencji. Po ślubie Andrzej wrócił do «normy», czyli picia na umór. Rok po ślubie, gdy na świat przyszła Ola – owoc jednego z naszych pojednań, małżeństwo już praktycznie nie istniało. Andrzej nie przyjeżdżał, nie interesował się nami, nie łożył na utrzymanie. Nie wahałam się długo. Zasięgnęłam rady znajomego księdza i, niezależnie od wniosku o rozwód cywilny, złożyłam pozew w Sądzie Biskupim”.
Psychicznie niezdolni
To, co spotkało Danutę, nie jest niczym wyjątkowym. W ciągu roku do kościelnych trybunałów w Polsce wpływa około 3500 wniosków o uznanie małżeństwa za zawarte nieważnie. Choć Kodeks Prawa Kanonicznego wymienia wiele powodów, dla których małżeństwo może zostać uznane za zawarte nieważnie, większość pozywających wskazuje na psychiczną niezdolność małżonka do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich.
Na czym ona polega? Czy nie jest to zbyt pojemna kategoria, prowadząca do nadużyć?
„Trzeba jasno powiedzieć, że większość ludzi (oceniam, że 95%) ma zdolność psychiczną do wypełniania obowiązków małżeńskich – podkreśla ks. dr Stanisław Cierkowski, obrońca węzła małżeńskiego w Sądzie Biskupim w Toruniu.
– Wymagania w punkcie wyjścia są minimalne. O psychicznej niezdolności do zawarcia małżeństwa mówimy, gdy jedna ze stron po ślubie nie podejmuje istotnych obowiązków małżeńskich (jedność, nierozerwalność, zrodzenie i wychowanie potomstwa) i gdy da się stwierdzić, że przyczyną tego są poważne zaburzenia psychiczne”.
Różne wyroki
„W historii Danuty i Andrzeja nie ma znaczenia fakt, czy w chwili ślubu kobieta była świadoma, że jej wybranek jest alkoholikiem – mówi ks. Cierkowski.
– Alkoholizm odebrał mu zdolność do wypełnienia istotnych obowiązków małżeńskich. W tej sprawie sędzia kościelny nie skupi uwagi tylko na alkoholizmie, lecz na stosunku alkoholika do istotnych obowiązków małżeńskich. Sprawdzi, w jakim stopniu choroba alkoholowa uniemożliwiła mu ich wypełnienie i wpłynęła na wzajemne relacje małżonków. Zbada też, czy Andrzej rzeczywiście był alkoholikiem w chwili zawierania małżeństwa. Jeśli to się potwierdzi, najprawdopodobniej zapadnie wyrok orzekający o nieważności małżeństwa”. Nie wszystko jednak da się sprowadzić do psychicznej niezdolności. Oczekiwanie, że ciężkie wady wyhodowane przez małżonka przed ślubem: egoizm, lenistwo, lekkomyślność, nieodpowiedzialność, uzasadniają wszczęcie starań procesowych, to błąd. W 1987 roku, podczas spotkania z Rotą Rzymską (orzecznictwo tego trybunału jest wytyczną dla sądownictwa kościelnego), Jan Paweł II powiedział, że tylko prawdziwa charakteropatia, a nie trudności pożycia małżeńskiego czy wady małżonków, może być przyczyną niezdolności do zawarcia małżeństwa.
Ratować, jeśli się da
Przed zbyt łatwym orzekaniem o nieważnie zawartym małżeństwie przestrzega sądy kościelne także Benedykt XVI. „Jeśli istnieje jakakolwiek nadzieja na to, aby małżonkowie żyli razem, trzeba dołożyć wszelkich starań, by małżeństwo nie zostało rozerwane” – podkreślił papież podczas styczniowego spotkania z członkami Trybunału Roty Rzymskiej, inaugurującego nowy rok sądowy. Przypomniał, że osoby uczestniczące z urzędu w takich procesach powinny kierować się poczuciem sprawiedliwości, a nie partykularnym interesem czy źle rozumianym współczuciem. Podobnie Ojciec Święty wypowiedział się również rok temu, co wskazuje na istnienie problemu z roztropnym orzecznictwem w tego typu sprawach.
NAUKI NIE TYLKO PRZEDŚLUBNE
Rośnie liczba rozwodów cywilnych i coraz więcej pozwów wpływa do trybunałów kościelnych. To dowodzi, że w Polsce trzeba jeszcze dużo zrobić w kwestii duszpasterstwa małżeństw. „Wysiłek Kościoła skupia się na narzeczonych – uważa Maria prowadząca prywatną poradnię życia rodzinnego. – A co z małżeństwami, zwłaszcza młodymi, doświadczającymi pierwszych kryzysów? Kto im uświadomi, że mnóstwo nieporozumień małżeńskich płynie z braku wzajemnej komunikacji czy wręcz… nieliczenia się z tym, że kobieta i mężczyzna bardzo się różnią (a przez to dopełniają) w sferze psychiki, sposobu reagowania, realizowania celów? Kto im przypomni, że zadaniem chrześcijanina jest naśladowanie Chrystusa – także w dźwiganiu krzyża? A w małżeństwie to dźwiganie krzyża oznacza cierpliwe znoszenie słabości, grzechów, zranień i odmienności współmałżonka. Pierwsze rozdźwięki po miesiącu miodowym to nie sygnał, że miłość się kończy, lecz wezwanie, by ją przenieść na wyższy poziom. Wspaniale byłoby, gdyby taka małżeńska katecheza płynęła z homilii podczas niedzielnej Mszy Świętej”.
Do małżeńskiego NIEBA
Małżeństwo to droga obustronnego stopniowego wzrastania. Nie zawierają go osoby o idealnych charakterach, ale skażone skłonnością do grzechu, słabości. W małżeństwo jest wpisane „docieranie się”, dojrzewanie wzajemnej miłości! Jeśli w małżeństwie jest miejsce na naśladowanie Chrystusa, na przeżywanie Jego Tajemnicy (a tak uczy Kościół), to znaczy, że nie obejdzie się w nim bez cierpienia i krzyża, czyli wzajemnego ranienia się, niesprostania oczekiwaniom drugiej strony. Ileż to razy małżonkom wydaje się, że to koniec ich miłości, że nie ma sensu tego ciągnąć. Do małżeńskiego nieba wiedzie wieloletnia wytężona praca, świadomy wysiłek wyrastania z egoizmu i otwierania się na dobro drugiej osoby. Trzeba tylko, by ktoś to małżonkom nieustannie przypominał – i przed ślubem, i wtedy, gdy z ich ust już padło sakramentalne „tak”.
Skomentuj artykuł