Pokuta jest tylko dla zakochanych

Urszula Jagiełło / "List"

"Nawrócony, nowy człowiek zaczyna dostrzegać, że jest coś ważniejszego niż troszczenie się tylko o dobro własne. Diametralnie zmienia się jego życie. To tak, jakby małżonkom narodziło się dziecko; oni dobrze wiedzą, że ich dotychczasowe życie w pewnym stopniu się skończyło. Teraz zaczęło się wstawanie w nocy, zmienianie pieluszek i karmienie o sta łych porach. Zdają sobie jednak sprawę z tego, że gdyby po urodzeniu dziecka żyli jak dawniej, tylko dla siebie, skrzywdziliby je. Nawrócenie nie jest łatwe, bo trzeba zacząć żyć według zalecenia: Szukajcie najpierw królestwa Bożego, a wszystko będzie wam dane (por. Mt 6, 33)" - z ks. Stefanem Czermińskim, cenionym spowiednikiem, opiekunem Ruchu Rodzin Nazaretańskich w archidiecezji katowickiej, rozmawia Urszula Jagiełło.

Anatol, bohater filmu Pawła Łungi-na „Wyspa", pokutuje całe życia za grzech popełniony w młodości. Nam pokuta kojarzy się z modlitwą po spo­wiedzi. Czym właściwie jest pokuta?

Czym innym jest postawa pokuty, pokuta, jako element sakramentu pojednania i zadośćuczynienie. Postawa pokuty wyraża się w pamię­taniu o tym, że jesteśmy grzesznikami i że nie możemy się obejść bez Chrystusa.

Pokuta w sakramencie pojednania i zadość­uczynienie to trochę inne rzeczy. Dostałeś rozgrzeszenie i słyszysz od kapłana: a teraz odmów taką a taką modlitwę. Traktujemy to jak pańszczyznę, jakby pokuta była zapłatą wpisa­ną w relację handlową. Skoro Bóg mi przeba­czył, to ja mu teraz zapłacę te 50 groszy. Jak głosi niejedna prefacja mszalna, Jezusowi nie są potrzebne ani nasze uwielbienia, ani poku­towanie. On chce, aby połączyła nas z nim re­lacja, która w pewnym sensie przypomina więź łączącą zakochanych. A kiedy skrzywdzimy ukochaną osobę, zwykle chcemy jej to jakoś zrekompensować. W ten sposób próbujemy pokazać jej, że odwracamy się definitywnie od tego, co zrobiliśmy. Robimy tak nawet wtedy, gdy druga osoba rekompensaty nie potrzebuje, bo jest zakochana bez pamięci. Pokutujemy, bo chcemy Bogu pokazać, że odwróciliśmy się od zła i pragniemy wrócić do Miłości, która nas odkupiła. Pokuta nie jest sposobem zapłaty Bogu za grzech, ale jest czymś, co ma nam pomóc zmienić życie.

Uważam, że powinniśmy do pokuty, którą otrzymujemy w czasie spowiedzi, dodawać jeszcze coś od siebie. Zwłaszcza, jeśli pokuta jest bardzo łatwa. Oczywiście nie jest to obo­wiązek. Chodzi o znak, że dla nas pokuta to nie tylko formalność, lecz świadomość doświad­czenia cudu przebaczenia.

Zawsze będzie ogromna dysproporcja mię­dzy naszym grzechem a tą symboliczną poku­tą, jaką otrzymujemy. Pan Bóg jednak nadaje temu małemu gestowi z naszej strony bardzo duże znaczenie, bo dzięki pokucie łączymy się z Jego cierpieniem. To przemienia nasze serce.

W jaki sposób?

Nawrócony, nowy człowiek zaczyna dostrze­gać, że jest coś ważniejszego niż troszczenie się tylko o dobro własne. Diametralnie zmienia się jego życie. To tak, jakby małżonkom narodziło się dziecko; oni dobrze wiedzą, że ich dotychczasowe życie w pewnym stopniu się skończyło. Teraz zaczęło się wstawanie w nocy, zmienianie pieluszek i karmienie o sta­łych porach. Zdają sobie jednak sprawę z tego, że gdyby po urodzeniu dziecka żyli jak dawniej, tylko dla siebie, skrzywdziliby je. Nawrócenie nie jest łatwe, bo trzeba zacząć żyć według zalecenia: Szukajcie najpierw królestwa Bożego, a wszystko będzie wam dane (por. Mt 6, 33). Św. Katarzyna Sieneńska usłyszała kiedyś od Jezusa: „Ty myśl o Mnie, a ja się zajmę twoimi sprawami". Kiedy spotykamy kogoś, kto tak żyje, wydaje nam się, że to szaleniec. Bóg potrzebuje takiej postawy, by móc zacząć w nas działać. Chce, byśmy byli szaleńcami dla Niego, byśmy mu zaufali tak bardzo, by Mu po­wiedzieć: „Rób ze mną, co chcesz".

Czy pokuta odmówiona wyłącznie z posłuszeństwa spełnia swoje zadanie?

Do tego, by spowiedź była ważna, wystarcza żal niedoskonały - ze strachu. Pokuta od­mawiana z posłuszeństwa wpisuje się w to „koślawe" wypełnienie warunków sakramentu pojednania. Bóg nie odrzuca takiej spowiedzi, ale wymyśla kolejny sposób, żeby jakoś dostać się do naszego serca. Zdarza się czasem, że to właśnie pokuta ratuje całą spowiedź. W czasie jej wypełniania możemy poczuć, że nie tylko złamaliśmy jakieś narzucone nam prawo, ale zraniliśmy Kogoś, kto nas kocha, choć wcześniej tego nie dostrzegaliśmy. Można po­wiedzieć, że pokuta ma podobne działanie jak żal doskonały. Teologia mówi, że dzięki niemu wszystkie grzechy zostają przebaczone nawet w sytuacji, kiedy nie mogliśmy się wyspowia­dać przed śmiercią. Ojcowie Kościoła pisali, że oprócz sakramentu pojednania istnieją inne praktyki, które mogą gładzić grzechy: post, jał­mużna czy miłość bliźniego i szczera modlitwa. Wydaje mi się jednak, że pokuta jest czymś najważniejszym.

 

Czy pokuta może zastąpić spo­wiedź?

Jeśli człowiek boi się przystąpić do sakramentu i podejmie pokutę, Pan Bóg na pewno to jakoś wykorzysta, ale ona nie może zastąpić spowie­dzi. Nawet jeśli chcemy pokutować zanim przy­stąpimy do sakramentu pojednania, to trzeba się zastanowić, jakie są nasze motywacje. Czasem ktoś unika spowiedzi, dlatego że boi się wyznawać ciągle te same grzechy i odsuwa to do czasu, gdy uda mu się w czymś poprawić. Zachowuje się jak pacjent, który leczy sam siebie i obiecuje, że pójdzie do lekarza, gdy wyzdrowieje.

Człowiek chciałby czasem sam sobie wy­mierzyć karę. Może to nawet prowadzić do ab­surdu, bo najwyższym stopniem karania same­go siebie jest samobójstwo. Ktoś chwycony w kleszcze rozpaczy po jakimś okropnym grzechu może dojść do wniosku, że nie jest godny żyć na ziemi ani zbliżyć się do Boga i postanawia się unicestwić. O to właśnie chodzi szatanowi, który popycha nas ku rozpaczy i okrucieństwu względem siebie. A takie okrucieństwo idzie w parze z okrucieństwem wobec innych. Najpierw jesteśmy niemiłosierni w stosunku do innych, a gdy przydarzy nam się grzech, kierujemy te naj­większe armaty na siebie w poczuciu fałszywej sprawiedliwości. Tymczasem - jak mówiła Mała Tereska - Chrystus, kocha nas po grzechu bar­dziej niż przed nim.

Dlaczego tak trudno nam uwierzyć w to, że Bóg nas kocha mimo na­szego grzechu?

To jest dziedzictwo grzechu pierworodnego. Wszyscy jesteśmy jak ślepe kocięta po narodzeniu - możemy wyczuwać rzeczywistość, ale jej nie widzimy i dlatego popełniamy wiele błędów. Kiedyś obserwowałem takiego ślepego kotka. Oczywiście jakoś sobie radził, ale trzeba było go karmić i uważać, żeby na niego nie na­depnąć, bo nie miał odruchów, które pozwalają przetrwać. Tacy właśnie jesteśmy. Nie widzimy miłości Boga, choć cały czas w niej jesteśmy, w niej się poruszamy. Dlatego Bóg posyła ludzi takich jak np. Matka Teresa z Kalkuty, żebyśmy w ich bezinteresownej pomocy mogli zobaczyć Jego miłość. Kiedy się z nimi zetkniemy, zaczynamy wyczuwać obecność Boga i wierzyć, że świat jednak nie jest taki, jakim go widzimy. W swoim życiu doświadczyłem wiele razy takiej pomocy. Szczególnie dobrze pamiętam spo­wiedź po trudnym dla mnie okresie duchowym. Pomoc spowiednika była dla mnie wtedy jak objawienie, bo nie tylko dostałem rozgrzesze­nie, ale również zyskałem nowy ogląd mojej sytuacji.

Czasem ksiądz poleca penitentowi, by w ramach pokuty spróbował porozmawiać z kimś, z kim nie może się porozumieć, lub z kimś, kogo skrzywdził. Postawa pokuty zbliża nas do ludzi, wydobywa z izolacji, w jaką wpycha grzech. Gdy mamy świadomość, że jesteśmy grzesznikami, przestajemy się czuć lepsi od innych. Grzech kładzie się cieniem na nasze relacje, pokuta, czyli odwrócenie się od grze­chu, otwiera nas na innych. Człowiek, który ma coś na sumieniu, nie reaguje spontanicznie, nie jest szczery. Wyobraźmy sobie, że wracamy do domu rodzinnego, ukrywając pod ubraniem skradzioną rzecz. Jak będziemy reagować na naszych najbliższych? Będziemy spięci, nie nawiążemy kontaktu, jak najszybciej będziemy chcieli zostać sami, żeby rozpakować skradzio­ny przedmiot i gdzieś go ukryć.

A co z tymi, którzy nie chcą poku­tować?

Chyba najtrudniejsza dla spowiednika jest sytuacja, w której ludzie nie potrzebują przeba­czenia, rozgrzeszenia i pokuty. Przychodzą do konfesjonału z przyzwyczajenia. Próbuję wów­czas rozmawiać o konsekwencjach grzechu, o miłości Chrystusa, który się tym nie zraża. Często taka rozmowa przynosi skutek, ale czasem spowiedź bywa burzliwa. Kiedyś powiedziałem komuś podczas spowiedzi, że reprezentuje takie letnie chrześcijaństwo. Na te słowa wy­skoczył z konfesjonału i zaczął mnie obrzucać strasznymi przekleństwami. Każde następne było gorsze od poprzedniego. Czułem wtedy, że Bóg mnie przed tym osłania, że jestem jakby w przeźroczystym kloszu Jego Miłości. Potem okazało się, że zupełnie zapomniałem prawie wszystkie te wyzwiska, żadne z nich mnie nie zraniło i nic mnie złego nie spotkało.

Podobno księża pokutują za grze­chy osób, które spowiadają.

To jest wyzwanie dla kapłanów. Tak czynił św. Jan Vianney, tak postępował również słynny wychowawca młodzieży, sługa boży Bernard Kryszkiewicz, pasjonista. Również Gandhi, choć nie był chrześcijaninem, także rozumiał duchową łączność wszystkich ludzi i potrzebę współodpowiedzialności za zło, które czynimy. Warto pokutować, zwłaszcza za takie osoby jak ta, o której opowiadałem.

Myślę, że jest to też jeden z klasycznych ka­płańskich problemów - za mało pokutujemy. Ja na pewno.

Ks. Stefan Czermiński, proboszcz jednej z katowic­kich parafii, opiekun Ruchu Rodzin Nazaretańskich w archidiecezji katowickiej. Jakiś czas temu ukazała się jego książka „Tylko dla łajdaków", wywiad rzeka poświęcony spowiedzi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pokuta jest tylko dla zakochanych
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.