Promienie miłosierdzia

Paulina Matras / "Wzrastanie"

Czym jest cud? Ingerencją Boga w sprawy natury? A może Bożym miłosierdziem? Bez wątpienia cuda istnieją, chociaż często ich nie dostrzegamy. Dzieją się obok nas. Nie wszystkie można opisać, nie wszystkie da się udokumentować. Dowody tych najbardziej widocznych możemy obserwować w naszych kościołach – gabloty z różańcami, złotymi wisiorkami w kształcie serca, a nawet kulami do chodzenia - pozostawione, aby dać świadectwo miłości Boga do człowieka.

Łagiewniki. Wielu z nas chociaż raz słyszało o tym miejscu. Znajduje się tam cudowny obraz Jezusa Miłosiernego. Każdego dnia przybywają tam setki pielgrzymów, aby prosić Boga o pomoc. Skąd się wzięło to cudowne miejsce?

Wszystko zaczęło się od św. Siostry Faustyny Kowalskiej. W ciągu jej krótkiego i usłanego wielkimi cierpieniami życia, Jezus ukazywał się jej wielokrotnie i często doświadczała Jego pomocy.

Po wstąpieniu do zakonu i złożeniu ślubów Chrystus nakazał jej szerzenie orędzia Miłosierdzia Bożego. Sama nie znajdywała zrozumienia dla swej misji, ale dopomógł jej w tym spowiednik, który zlecił pisanie duchowego dzienniczka. Miała w nim opisywać swe mistyczne przeżycia. Pewnego razu siostrze Faustynie ukazał się Pan Jezus i nakazał namalowanie obrazu Miłosierdzia Bożego z podpisem „Jezu ufam Tobie” według wzoru, który widziała. Jednak dopiero trzy lata po tym widzeniu oraz po ciągłych naleganiach Pana udała się po raz pierwszy do malarza. Gdy pół roku później malowidło zostało ukończone, siostra Faustyna widząc gotowe dzieło zapłakała, gdyż jak mówiła: Pan Jezus nie był taki piękny na wizerunku, jak w jej widzeniu. Tak właśnie powstał obraz Miłosierdzia Bożego, który znajduje się w Łagiewnikach. Siostrę Faustynę wyniósł na ołtarze papież Jan Paweł II w 2000 roku. Za jej przyczyną ludzie otrzymują wiele łask.

Pierwszy udokumentowany cud za przyczyną siostry Faustyny pomógł w jej beatyfikacji. Zdrowie odzyskała obłożnie chora Amerykanka Maureen Digan, której amputowano nogę i groziła jej utrata także drugiej. Udając się z pielgrzymką do Polski odwiedziła grób siostry Faustyny. Tam gorąco się modląc poprosiła ją, aby „coś z tym zrobiła”. Ból ustąpił. Po wizytach u wielu lekarzy i konsultacjach medycznych uznano jej przypadek za „nie dający się wyjaśnić w sposób naturalny, przy aktualnym stanie wiedzy medycznej”. W 1993 roku papież ogłosił siostrę Faustynę błogosławioną.

Do kanonizacji potrzebny był kolejny cud, na który nie trzeba było długo czekać. Z ciężkiej choroby serca został uzdrowiony ks. Ronald Pytla – amerykański kapłan polskiego pochodzenia. Lekarz stwierdził u niego alergiczne zapalenie oskrzeli z niewydolnością serca. Z takimi dolegliwościami nie mógł on normalnie funkcjonować. Pewnego razu w czasie Mszy świętej, która miała przygotować jego parafian na przyjazd Ojca Świętego do Baltimore, grupa osób modliła się o uzdrowienie księdza Ronalda. On sam, że leżąc krzyżem na podłodze w czasie liturgii, czuł się jak sparaliżowany. Wieczorem po zażyciu lekarstwa zaczął odczuwać ból w okolicy serca. Obserwując swój organizm przez kilka dni zdał sobie sprawę, że dolegliwości wzmagały się za każdym razem po zażyciu specyfiku. Udał się więc do lekarza, który po badaniu stwierdził, że jego serce jest zupełnie zdrowie. W rok po tym zdarzeniu została zwołana oficjalna komisja, która rozpatrzyła zaprzysiężone opinie lekarzy i ogłosiła, że jest to cud przypisywany wstawiennictwu błogosławionej siostry Faustyny.

Po wyniesieniu Faustyny Kowalskiej na ołtarze nie są już wymagane oficjalne dokumenty potwierdzające uzdrowienia. Te natomiast nadal się zdarzają i są odnotowywane w specjalnej księdze.

„Usunięto mi część mózgu odpowiadającą za mowę. Znajdowałam się w śpiączce, a moje życie podtrzymywał respirator. Lekarze nie dawali mi żadnej nadziei na wybudzenie się, a jednak…” – tak opowiada o swoich przeżyciach młoda dziewczyna, która doznała bardzo ciężkich obrażeń na skutek wypadku samochodowego. Pomimo jej beznadziejnego stanu, najbliższa rodzina nie dawała za wygraną i nie ustawała na modlitwie. „Mama nad moją głową umieściła obraz Jezusa Miłosiernego i św. Siostry Faustyny, którą błagała o wstawiennictwo. Pewnego dnia, gdy czuwała przy mnie na modlitwie obudziłam się. Otrzymałam od Pana Boga także dar mowy, pomimo braku tej części mózgu, która za nią odpowiada. Lekarze nie mogli wprost uwierzyć w to, co się stało. Mogłam powiedzieć: Jezu, dziękuję Ci z całego serca!”.

Zdarza się również, że siostra Faustyna ukazuje się ludziom podczas uzdrowienia. Taki przypadek zdarzył się we Włoszech. Luciano, jak sam opisuje w świadectwie przysłanym na Światowy Kongres Miłosierdzia Bożego w Rzymie, był w stanie beznadziejnym. Prawa strona jego ciała była sparaliżowana. Miał również wiele dolegliwości kardiologicznych. Pewnej nocy, przebywając w szpitalu zobaczył dziwne światło, które przybliżało się do niego. Nagle stanęła przy nim zakonnica i powiedziała: „Nie bój się (…) przyszłam cię uzdrowić, ale musisz mi obiecać, że jak wyzdrowiejesz, to przyjedziesz do mnie”. W tym momencie owa postać podniosła rękę mówiąc: „Ja jestem tutaj” i wskazała na kościółek, który trzymała na dłoni. „Nie zapomnij o tym, co obiecałeś” – powiedziała przybyszka, żegnając się z Luciano. Rankiem okazało się, że jest on zupełnie zdrowy. Po powrocie do domu Luciano próbował się dowiedzieć, kim mogłaby być widziana przez niego postać. Z pomocą kapłana odkrył, że chodzi o św. Siostrę Faustynę Kowalską. Postanowił więc spełnić obietnicę daną świętej i przyjechał do jej domu - Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie. „Święta Siostra Faustyna zostawiała ślad palców na mojej piersi, który wciąż jest widoczny” – opowiada Luciano. Konsultacja medyczno-naukowa uznała jego przypadek za niewytłumaczalne zjawisko.

Jak wielka jest miłość Boga? Promienie wychodzące z przebitego włócznią Serca Jezusa przywołują wydarzenia Wielkiego Piątku, które najpełniej mówią o miłości Boga do człowieka. Oddał za nas swoje życie – to dowód na to, że Jezus nas bardzo kocha i chce naszego dobra. Choć niekiedy może nam się wydawać, że w naszym przypadku już nic nie pomoże, że nasz stan jest beznadziejny, to jednak nie warto się poddawać i wierzyć, że Bóg udzieli nam swojej łaski. Jak pisze pani J. – uzdrowiona z nowotworu złośliwego: „U Boga nie ma nic niemożliwego, trzeba tylko ufać. Czasami trzeba bardzo długo się modlić, nie zniechęcać się, bo Jezus słyszy i nie przechodzi obojętnie obok nas. Przychodzi z pomocą w najbardziej odpowiednim czasie”.

Doświadczyłam wielkiej miłości Boga. On czuwa i przebywa w każdym z nas, Jeśli przeprosimy Go za nasze grzechy, On da nam dużo łaski i swojej mocy. Daje nam nieporównanie więcej niż nam się wydaje. Być bez Jezusa to nie być.
M. – uzdrowiona po ciężkim wypadku

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Promienie miłosierdzia
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.