Przyjdź i przemebluj mój świat

Jacek Olczyk SJ

Pod koniec czerwca odwiedziła mnie znajoma Rodzina. Mąż i Żona oraz dwaj synowie - Starszy (9 lat) i Młodszy (13 miesięcy). Życzliwa zbieżność okoliczności sprawiła, że Rodzina mogła zamieszkać w naszym domu zakonnym. Dla Rodziny była to wyjątkowa wyprawa - pielgrzymka do Rzymu z okazji pierwszej Komunii Starszego. Dla mnie i moich współbraci - wyjątkowa okazja, by popatrzeć z bliska na codzienne życie młodej, fajnej, wierzącej rodziny. Mieszkali u nas przez osiem dni - to tyle, ile normalnie jezuici poświęcają każdego roku na swoje rekolekcje w milczeniu.
Pierwszy raz w moim życiu zakonnym mogłem przez dłuższą chwilę pobyć w codzienności młodej rodziny. Spędziliśmy ze sobą mnóstwo czasu - zwiedzaliśmy zabytki Rzymu, celebrowaliśmy Eucharystię, jedliśmy razem, graliśmy w piłkę i inne gry, które Starszy wymyślał "na gorąco". "Byczyliśmy się" na plaży i pływaliśmy, robiliśmy zdjęcia, rozmawialiśmy - byliśmy jedni dla drugich. Pełen podziwu patrzyłem na Żonę, która "zadzierając kieckę" ganiała za piłką, chwaląc co chwilę Starszego, że właśnie strzelił jej gola. Pięknie mówiła o tym, jak korzysta teraz z czasu, kiedy Młodszy "je z cycusia", bo wie, że za chwilę to się skończy. Z zadumą słuchałem Męża, który z troską mówił o trudności, która rozdziera jego serce - Młodszy wymaga bowiem przytulania, głaskania i ogromnej czułości, zaś starszy wszedł w wiek, gdy uczy się odpowiedzialności i potrzebuje dyscypliny. Dwaj synowie, dwa sposoby okazywania miłości, ale jeden Ojciec, którego "przestrajanie" serca wiele kosztuje.

Starałem się też wejść w świat Starszego, który nie zważając na miasto oddychające nad nim wielką historią, bez ustanku mówił o piłce nożnej, piłkarzach, a zwłaszcza o plakacie i czapce Romy, które podarował mu zaprzyjaźniony rzymianin. Nasze światy zbliżyły się, gdy obejrzeliśmy razem mecz Anglia-Włochy. No i jeszcze Młodszy. On także w swój niemowlęcy sposób zaserwował nam wiele niespodzianek. Już przy pierwszym wspólnym obiedzie okazało się, że napięte do granic wytrzymałości ramy czasowe zakonnego obiadu musiały się uelastycznić, by objąć uśmiechnięte oblicze Młodszego. Niektóre z turystyczno-pielgrzymkowych planów też legły w gruzach, bo Młodszy musiał pospacerować z Tatą za rękę - przejażdżka wózkiem groziła Mu przegrzaniem.  


No i wreszcie - przyszedł moment, kiedy na dłuższy czas wziąłem Młodszego na ręce i niosłem Go przez wąskie uliczki Wiecznego Miasta. W pewnej chwili Młodszy zdobył się na gest zaufania i zwyczajnie mnie objął. Wiele w tej jednej chwili pojąłem. Pojąłem, jak kruchą istotą jest małe dziecko. Pojąłem, jak bardzo wrażliwe jest na osoby, które są obok niego. Pojąłem, że on cały mi się powierzył, nie stawiając żadnych warunków i nie zważając na to, że nawet nie umiałem go dobrze trzymać. Dotarło do mnie, że maluch, gdy przychodzi na świat, w zasadzie prosi tylko o jedno (i o wszystko zarazem) - by przyjąć go z miłością. Przez te osiem dni z Rodziną w nowy sposób zrozumiałem, że gdy Dziecko wkracza w życie rodziny i gdy przyjęte jest z miłością - jej świat staje do góry nogami. Mieszkanie się przemeblowuje, przyzwyczajenia się zmienia, życie nabiera innego tempa - wszystko przeorientowuje się, bo w centrum, zawinięty w pieluchy, leży mały, bezbronny człowiek.

Aż strach pomyśleć, co by było, gdybyśmy w wigilijną noc, przyjęli To jedno Dziecko z miłością -przemeblowali mieszkania naszych głów, serc, przyzwyczajeń i relacji z innymi. Gdybyśmy dali się przeniknąć, tak do szpiku kości, troską o Niego, czyli troską o Człowieka, każdego człowieka, o drugiego-innego, który żyje obok, ale też prawdziwą troską o siebie samych. Co by było, gdybyśmy...? Co by było, gdybym...?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Przyjdź i przemebluj mój świat
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.