Rodzina wielodzietna - przekleństwo czy błogosławieństwo?

Barbara Jankowska / "Być dla innych"

Mateusz był dzieckiem chcianym. Ja kończyłam studia, mąż dobrze zarabiał, byliśmy pełni zapału. Rzeczywistość okazała się jednak trudna. Mały płakał nocami, mąż uspokajał go na rękach czasem do czwartej rano (po szóstej wstawał do pracy...), ja traciłam pokarm, ale uporczywie chciałam go karmić naturalnie. Rodzina stała z boku. „Musicie jakoś przetrwać te pierwsze miesiące” – słyszeliśmy na prawo i lewo. Jednym słowem – koszmar.

Po kilku miesiącach nasze życie się ustabilizowało. Nie wyobrażałam sobie jednak, żeby ten koszmar przeżywać jeszcze raz. A jednak stało się. Nie mogłam uwierzyć, że na pasku testu ciążowego znów widzę dwie wyraźne kreski! „Jak Pan Bóg może mi to robić?!” – pytałam sama siebie i dwa dni trwałam w depresji. Potem pogodziłam się. A gdzie w tym wszystkim miejsce na miłość do tego maleństwa, które rozwijało się we mnie? Przyszła później, tak jakbym musiała do niej sama dojrzeć. Sara urodziła się dokładnie rok i 3 miesiące po Mateuszu. Przeprowadziliśmy się z wynajmowanego mieszkania do babci, bo wiedzieliśmy, że wnoszenie dwójki dzieci i zakupów na trzecie piętro przekroczy moje możliwości.

Przyznaję, było ciężko. Jedno dziecko budziło w nocy drugie, trudno było wyjść samemu na spacer, nie mieliśmy podwójnego wózka. Musieliśmy liczyć na pomoc innych. To był pierwszy dialog, jaki Pan Bóg z nami przeprowadził – proszenie o pomoc nie przychodziło mi bowiem łatwo. Musiałam jednak trochę nagiąć swój dumny kark i otworzyć się na innych, choć nie zawsze postępowali tak, jakbym chciała. Kiedy Sara miała kilka miesięcy zaczęliśmy dostrzegać nietypowe zachowanie Mateusza. Sara zaczęła mówić – Mati wciąż milczał. Ona chętnie się przytulała – on „wisiał” w ramionach, prawie nie oddawał uścisku. Ona rozrabiała - on układał zabawki w rządku, podnosił je do okna i oglądał pod światło. Ona płakała, gdy się przewróciła, oczekiwała, że ją pocieszymy - on prawie nigdy nie płakał. Zatykał uszy przy niektórych dźwiękach, niekoniecznie najgłośniejszych. Kiedy przechodził koło młodszej siostry, jakby od niechcenia, dla zabawy, popychał ją lekko. Ale ona się nie przejmowała. Ledwo chodziła, a już nauczyła się odpowiednio manewrować ciałem, by go ominąć. To ona przejmowała inicjatywę w zabawie i mówiła do niego, mimo że on nie odpowiadał. I wtedy zrozumieliśmy, że Sara okazała się dla nas prezentem, którego nie planowaliśmy i który tak trudno było nam przyjąć. To ona okazała się najlepszym terapeutą brata – przy niej nauczył się bawić, zaczął mówić. Wszystkie te jego dziwne, autystyczne zachowania były wypierane przez te normalniejsze, zrozumiałe. Po dwóch latach znowu zaszłam w ciążę. Mimo dobrych doświadczeń, nie byłam gotowa na ponowne macierzyństwo. Kiedy już zaakceptowaliśmy tę nową sytuację – Pan Bóg zabrał nam to dziecko, ciąża okazała się martwa. Ja jednak byłam spokojna, choć widok małego embrionu na monitorze USG, jakby obejmującego się ramionami, pewnie zostanie ze mną na zawsze... Urodziłam jeszcze dwoje dzieci: dziewczynkę i chłopca. Jako nauczycielka języka angielskiego nie mam problemów ze znalezieniem pracy, którą mogę dostosować do potrzeb i konieczności opieki nad dziećmi. To one modliły się z nami o wyjście z długów, własne mieszkanie.

Kiedy jedynaki znajomych wieszają się na rękach rodziców: „mamo, nudzi mi się”, moje dzieci są samowystarczalne. Natalka (4-lata) jest jak zabawka interaktywna dla Sary (8): można ją przebierać, odgrywać różne role i obie są szczęśliwe. Jeremi (3) stoi na ustawionej z krzeseł bramce, gdy Mateusz (9) strzela, obaj krzyczą: goooool, i też się dobrze bawią. Oczywiście nie zawsze jest różowo. Dorastające dzieci nie zawsze chcą zrozumieć, że nie dostaną od babci (tak jak koledzy – jedynaki) po „dwie stówki” na urodziny ani najnowszej gierki na PSP, że czasami maluchy im coś zgubią lub zniszczą. Ale uczą się też dzielić, rozumieć, wybaczać, przeboleć straty. I oto jesteśmy – rodzice z czwórką małych dzieci, od kilku tygodni we własnym mieszkaniu. Owszem – zapracowani, zagonieni, ale z doświadczeniem, że w trudnych chwilach jesteśmy dla siebie wsparciem.

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rodzina wielodzietna - przekleństwo czy błogosławieństwo?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.