Spóźniona ewolucja i media

(fot. heanster/flickr.com)
Stefan Florek

Wszechobecność środków przekazu walczących o przyciągnięcie naszej uwagi jest w perspektywie ewolucyjnej historii człowieka zjawiskiem nowym. Jednak mechanizmy, z których korzystają media w codziennej rywalizacji o oglądalność, słuchalność, poczytność czy ilość wejść na stronę, są tymi samymi mechanizmami, które od tysięcy lat decydowały o tym, które geny przetrwają, a którym nie będzie dane przedłużyć swoje istnienie w kolejnym pokoleniu.

Przynajmniej od połowy ubiegłego wieku środki masowego przekazu stały się jednym z głównych źródeł informacji przetwarzanej przez umysł człowieka, kreując zupełnie nową niszę doświadczenia i poznania, coraz mocniej przenikającą tę, z którą mózg Homo sapiens w ciągu tysięcy lat ewolucji gatunku zdążył się oswoić. Wiedziony przyzwyczajeniem człowiek ma skłonność do uznawania rzeczywistości kreowanej przez mass media za naturalną i niegroźną. Jest to jednak wynik przyjęcia perspektywy zawężonej do indywidualnego doświadczenia większości współcześnie żyjących ludzi, którzy przez całe życie, lub przynajmniej przez sporą jego część, byli odbiorcami treści dostarczanych przez media. Kiedy na rzeczywistość kreowaną przez nie spojrzy się z szerszej, filogenetycznej perspektywy, okazuje się ona czymś zasadniczo nowym, swoistą "mutacją" w niszy poznawczej gatunku, której wartość przystosowawcza nie została jeszcze w pełni oszacowana.

Dość oczywiste są pożytki i zagrożenia, które są konsekwencją zdolności mass mediów do przekazywania idei i wzorców zachowania. Mniej oczywiste są te wiążące się ze sposobami, do których uciekają się rywalizujący ze sobą nadawcy w celu przykucia uwagi odbiorców. Tak dobierają oni treści oraz formy przekazu, aby sprawić, że - niezależnie od jego rzeczywistej wartości - zostanie on uznany przez mózg/umysł człowieka za ważny i przyjemny, stając się skuteczną przynętą.

DEON.PL POLECA

Znaczenie przypisywane przez umysł przekazom medialnym jest, między innymi, określane przez zespół filogenetycznie starych mechanizmów przetwarzania informacji, które są przedmiotem badań relatywnie nowej dziedziny wiedzy - psychologii ewolucyjnej. Można powiedzieć, że podstawowym osiągnięciem tej dyscypliny jest korekta ustaleń będących następstwem rewolucji poznawczej z połowy XX wieku, która zrodziła kognitywistykę. Modyfikacja klasycznej kognitywistycznej wizji umysłu dokonana przez psychologów ewolucyjnych polega na podważeniu przekonania, że umysł jest komputerem "do wszystkiego, do którego oprogramowanie pisze kultura", i promowaniu tezy, że pewne sygnały mogą uzyskiwać priorytet w przetwarzaniu umysłowym ze względu na istnienie mechanizmów poznawczych, które są adaptacjami wyspecjalizowanymi w ich obróbce.

Pojawienie się tych sygnałów oznacza, że organizm stanął przed problemem adaptacyjnym, a mechanizm psychiczny, wykorzystujący przede wszystkim nieświadome procesy decyzyjne, generuje odpowiedź nakierowaną na rozwiązanie tego problemu. Może ona polegać na wzbudzeniu określonej reakcji fizjologicznej, obserwowalnym zachowaniu bądź uruchomieniu kolejnego mechanizmu psychicznego.

W psychologii ewolucyjnej niemal aksjomatem jest teza, iż to, z jakich mechanizmów zbudowany jest ludzki umysł, można zrozumieć jedynie wówczas, gdy weźmie się pod uwagę, że powstały one po to, aby służyć przetrwaniu organizmu i reprodukcji jego genów w środowisku, w którym przebiegała ewolucja mózgu. Z tezy tej nie wynika jednak, że obecnie, w środowisku zmodyfikowanym kulturowo, ich działanie zawsze przynosi korzyść.

Czasami te mechanizmy zawodzą, co jest konsekwencją tak zwanego opóźnienia ewolucyjnego, polegającego na tym, że zmiany genetyczne dokonują się w tempie nieporównywalnie wolniejszym od zmian w środowisku, w którym zachodzi proces selekcji. Źródłem szybkich i poważnych zmian środowiska, w którym żyje człowiek, jest między innymi rozwój technologii masowego przekazu informacji.

Odniesienie podstawowych ustaleń psychologii ewolucyjnej do problematyki mediów rzuca nowe światło na postać oraz przyczyny zagrożeń związanych z generowanym przez nie przekazem. Pozwala zrozumieć, dlaczego w mediach tak popularna jest problematyka związana z zagrożeniem życia, zdobywaniem zasobów niezbędnych dla jego utrzymania oraz osiągnięcia pozycji społecznej, która jest zasobem pośrednim, ułatwiającym zarówno przetrwanie, jak i reprodukcję. Psychologia ewolucyjna umożliwia również wytłumaczenie, dlaczego tak powszechnym w mediach tematem jest seks, a bodźce z nim związane towarzyszą niemal wszystkim programom i reklamom, które nie są przeznaczone wyłącznie dla dzieci. I chociaż hipotezy formułowane na gruncie tej nowej dyscypliny mają zazwyczaj charakter spekulatywny, z uwagi na fakt, że niełatwo je sprawdzać, dostarczają jednak przekonującej interpretacji wielu zjawisk związanych z mediami.

Psychologia ewolucyjna wydaje się bowiem, jak przekonuje David Buss, "znakomitą metateorią pozwalającą zrozumieć, dlaczego ludzie tak fascynują się sztukami Szekspira oraz operami mydlanymi i prasowymi sensacjami na temat miłości, rozwodu, ciąży, ojcostwa, oszustwa, manipulacji, władzy, rywalizacji między rodzeństwem, manipulacji dokonywanych przez rodziców oraz romansów pozamałżeńskich".

Mówiąc w największym skrócie, jest tak dlatego, że mechanizmy odpowiedzialne za przyznawanie pierwszeństwa w obróbce poznawczej bodźcom związanym z przetrwaniem i reprodukcją stanowią fundamentalną adaptację, w którą wyposażone zostały umysły istot rozmnażających się płciowo i posiadających centralny układ nerwowy. Media wykorzystują priorytetowy charakter owych bodźców, dokonując przy tym poważnych "przerysowań", jeśli idzie o ich treściowy i formalny wymiar, co czyni z nich "przynęty" poznawcze, skuteczniej od naturalnych pierwowzorów przykuwające uwagę odbiorców.

Nie trzeba przy tym wcale przyjmować, że jest to wynik świadomej strategii działania nadawców komunikatów medialnych, wynikającej z rozpoznania mechanizmów funkcjonowania umysłu. Nadawcy nie muszą nawet zdawać sobie sprawy z ich istnienia, wystarczy, że je wykorzystują, reagując na wyniki badań popularności emitowanych przez siebie programów. Jednak wyolbrzymianie tych aspektów rzeczywistości, które zagrażają lub kuszą, sprawia, że wirtualny świat wytwarzany przez media jest karykaturą świata realnego, czasami silniej niż pierwowzór przykuwającą uwagę.

Przerysowania dokonywane przez media są niezwykle wyraźne w sferze bodźców związanych bezpośrednio z przetrwaniem - sygnalizujących zagrożenie utraty życia. Przemoc fizyczna i psychiczna, przestępczość, katastrofy naturalne i choroby są zjawiskami, które nieodmiennie stanowią przedmiot przekazów medialnych. Ponadto częstotliwość, z jaką się w nich pojawiają, jest zdecydowanie większa od tej, z jaką występują w życiu przeciętnych ludzi. Zapewne jest niewiele przesady w słowach Johna Newhagena, że wiadomości telewizyjne pokazują "więcej obrazów przemocy, cierpienia i śmierci w pół godziny niż większość ludzi zazwyczaj widzi w ciągu całego życia". W konsekwencji odbiorcy zaczynają postrzegać świat jako bardziej niebezpieczny, niż jest w rzeczywistości, co wywołuje bądź nasila ich lęki.

Szczególnie niepożądane skutki ma jednak to, że mózg nie jest w stanie zignorować realistycznych obrazów zagrożenia, gdyż reagują na nie jego filogenetycznie stare obszary (najwcześniej wykształcone w procesie ewolucji), posługujące się sztywnymi i zautomatyzowanymi programami, realizowanymi poza poznawczą kontrolą ośrodków kory nowej, odpowiedzialnej za racjonalne myślenie. W wyniku ich działania dochodzi do alarmowego pobudzenia współczulnego układu nerwowego, a więc, między innymi do: powstrzymania procesów trawienia, przyśpieszenia pracy serca i zwężenia naczyń krwionośnych w celu dostarczenia większych zasobów glukozy mięśniom i mózgowi. W sytuacji realnego zagrożenia reakcja ta służy przygotowaniu organizmu do ucieczki lub walki. Gdy zagrożenie ma charakter wirtualny, staje się jałowa.

Wskutek niemal nieustannej prezentacji zagrożeń w środkach masowego przekazu, reakcja alarmowa jest wzbudzana nienaturalnie często. Skutkuje to stresem, który jest jedną z najpoważniejszych przyczyn chorób psychosomatycznych nękających współczesne społeczeństwa. Prawdopodobnie postęp technologiczny, umożliwiając zwiększenie realizmu obrazów zagrożeń prezentowanych przez media, nasili jeszcze bardziej intensywność reakcji odbiorców, a przez to ich problemy ze zdrowiem.
O ile jednak nie sposób powstrzymać reakcji alarmowej w odpowiedzi na filogenetycznie stare bodźce zagrażające, to możliwe jest przecież przynajmniej częściowe odcięcie się od mediów, które nimi operują. Niełatwo więc wyjaśnić, dlaczego ludzie masowo i z dużym upodobaniem oglądają telewizję, przeglądają Internet i prasę, na własne życzenie stawiając się w sytuacji, w której pojawiają się kosztowne dla organizmu reakcje. Można rozważać kilka powodów.

Możliwe, że człowiekowi jako "istocie informacjożernej" niezwykle trudno odciąć się od medialnego przekazu, mimo emocjonalnych i fizjologicznych kosztów, które się z nim wiążą. Być może, mózg jest ewolucyjnie przyzwyczajony do specyficznego pobudzenia występującego przy rozwiązywaniu problemów związanych z przetrwaniem, które obecnie nie pojawiają się z takim natężeniem, w jakim występowały w okresie ewolucji ludzkiego mózgu, a media wypełniają tę lukę, choć czynią to z właściwą sobie przesadą. Nie można też wykluczyć, że zagrażające bodźce są w przekazach medialnych splecione ze stymulacją wywołującą pozytywne doznania afektywne w ten sposób, że nie sposób efektywnie ich unikać, nie rezygnując z przyjemności.

A przecież na zdolność człowieka do przetrwania, oprócz szybkiego reagowania na to, co nieprzyjemne, i unikania sytuacji zagrażających życiu, istotny wpływ ma również wrażliwość na przyjemne bodźce, sygnalizujące okazje do zdobycia zasobów, podniesienia pozycji zajmowanej w grupie i seksu. Środki masowego przekazu prześcigają się w dostarczaniu odbiorcom również stymulacji tego typu, prezentując atrakcyjne krajobrazy, ludzi i przedmioty. Być może, jest to sposób, w który nadawcy usiłują przechylić na stronę przyjemności hedoniczny bilans wrażeń doświadczanych w trakcie odbioru przekazu.

Przyjemność ta okupiona jest jednak obniżeniem samooceny i poczucia satysfakcji, które przychodzi później, gdy obiorca powraca do codzienności. Powrót ten jest bolesny głównie z tego względu, że ludzkie szczęście zależy w dużej mierze od wyniku oceny własnych zasobów (przedmiotów i pieniędzy, statusu społecznego, zdrowia, sprawności fizycznej i intelektualnej, wykształcenia, inteligencji, urody) w relacji do zasobów posiadanych przez innych. Obserwowanie ludzi, którzy odnieśli sukces, prowadzi do obniżenia poziomu serotoniny i gorszego samopoczucia. Prawdopodobnie za tę modyfikację na poziomie neurotransmisji jest odpowiedzialny mechanizm psychiczny związany z formowaniem hierarchii w grupie społecznej, wykształcony w celu unikania rywalizacji z silniejszymi osobnikami.

Ponieważ środki masowego przekazu koncentrują się na ludziach sukcesu, w rzeczywistości kreowanej przez media stanowią oni zdecydowanie większy odsetek niż w realnej populacji. W szczególny sposób zjawisko to jest widoczne w przypadku komunikatów reklamowych. Co więcej, reklama operuje przedstawieniami ludzi i produktów, których doskonały wygląd jest wynikiem komputerowej obróbki zarejestrowanych obrazów. Manipulacje, których dopuszczają się media w tym zakresie, sprawiają, że przeciętnemu odbiorcy trudniej być zadowolonym z siebie i z przedmiotów, które posiada.

Dysponowanie szeroko pojętymi zasobami wyznacza nie tylko miejsce w hierarchii społecznej, przekłada się również na atrakcyjność dla potencjalnego partnera seksualnego. Przeprowadzono wiele badań wskazujących, że media poprzez "zawyżanie" przeciętnego poziomu atrakcyjności kobiet i mężczyzn wywołują u odbiorców problemy emocjonalne związane z zaniżoną oceną własnej atrakcyjności oraz atrakcyjności partnera.

Patrząc z perspektywy czysto przyrodniczej, przetrwanie organizmów nakierowane jest na reprodukcję i przekazanie genów, a rośliny i zwierzęta są genetycznie zaprogramowane, aby starzeć się i żyć zazwyczaj niezbyt długo po tym, jak skończy się ich zdolność do rozmnażania. Można spojrzeć na sprawność, z jaką różne osoby radzą sobie z problemami przetrwania, w kategoriach ich wartości jako potencjalnych partnerów seksualnych i rodziców. Jednak łatwiejszym do uchwycenia, bo widocznym na pierwszy rzut oka, wyznacznikiem tej wartości jest uroda, za którą kryje się, między innymi, wysoka jakość genów. Piękni ludzie przykuwają więc uwagę, a ich oglądanie jest przyjemne. Mass media umiejętnie wykorzystują również tę uwarunkowaną genetycznie prawidłowość w poznawczym funkcjonowaniu ludzkiego umysłu.

W rezultacie w mediach osoby obdarzone urodą pokazywane są zdecydowanie chętniej niż pozostali ludzie, co u odbiorcy przekazu powoduje zaniżenie oceny własnej atrakcyjności fizycznej. Ponieważ uroda jest o wiele ważniejszym kryterium przy wyborze partnerki niż partnera, ma to szczególnie "zgubny" wpływ na kobiety, "nakręcając między nimi - jak przekonuje Buss - spiralę niezdrowej rywalizacji o to, która bardziej upodobni się do codziennie oglądanych wzorców". Istnieją podstawy, aby sądzić, że zaburzenia łaknienia (bulimia i anoreksja), depresja oraz poddawanie się operacjom plastycznym są powiązane z ekspozycją na wyśrubowane wzorce atrakcyjności fizycznej kreowane przez media.

Nadreprezentacja urodziwych kobiet w mediach nie pozostaje również bez wpływu na samopoczucie mężczyzn. W badaniach eksperymentalnych wykazano, że dokonywane przez mężczyzn oceny satysfakcji z partnerki oraz perspektyw na kontynuację związku z nią zależą od tego, jak bardzo atrakcyjne fizycznie są kobiety, których zdjęcia prezentuje się im przed dokonaniem tego oszacowania. Jak można się spodziewać, im większa jest ich atrakcyjność, tym niższe jest poczucie satysfakcji mężczyzn ze związku z ich własnymi partnerkami i tym słabsza wiara w stabilność związku. Występowania analogicznego efektu kontrastu pod wpływem przekazu medialnego można zapewne oczekiwać również w przypadku ocen dokonywanych przez kobiety.

Atrakcyjnych ludzi spotykamy na co dzień, chociaż nie tak często, jak w świecie preparowanym przez media. Lecz mimo że są oni pożądanymi kandydatami na partnerkę lub partnera, to jeśli nie odwzajemniają zainteresowania, nadmierne zaangażowanie w sferze poświęcanej uwagi, odczuwanych emocji i podejmowanych działań mogłoby się okazać trwonieniem cennych zasobów. Gdy jednak zainteresowanie jest wzajemne, zaangażowanie narasta proporcjonalnie do charakteru odpowiedzi. Odwzajemnienie spojrzenia i uśmiech sprawiają na przykład, że dana osoba wydaje się bardziej atrakcyjna niż wcześniej. Jest to oczywiście tylko "niewinny" początek pewnego procesu związanego z działaniem złożonych, starych filogenetycznie mechanizmów percepcyjnych, fizjologicznych i afektywnych, które składają się na instynkt seksualny. Z uwagi na różnice w zakresie inwestycji rodzicielskich (zasobów "inwestowanych" w ochronę i wychowanie potomstwa) ponoszonych przez kobiety i mężczyzn, proces powstawania pobudzenia zachodzi z różną szybkością dla obu płci i w odpowiedzi na różne bodźce. Uciekając się z konieczności do pewnego uproszczenia, można powiedzieć, że dla mężczyzn będą to głównie wizualne bodźce, świadczące o gotowości kobiety do seksu. Natomiast dla kobiet będą to bardziej złożone sygnały świadczące o zaangażowaniu emocjonalnym mężczyzny, zapowiadające stabilność potencjalnego związku. W przekazach medialnych kierowanych do mężczyzn i kobiet uwzględnia się to zróżnicowanie, operując przekazem trafiającym w te upodobania.

Mózg człowieka nie jest w stanie skutecznie ignorować bodźców o charakterze seksualnym, gdyż w naturalnym środowisku, w którym przebiegała jego ewolucja, niedostrzeganie ich równałoby się unicestwieniu genów kodujących jego budowę. Ta zasada działała na długo przed pojawieniem się Homo sapiens. Mózgi ludzi wyposażone są więc w stare moduły wyzwalania pobudzenia seksualnego, pracujące w sposób automatyczny i niepodatne na poznawczą kontrolę. Z uwagi na specyfikę męskiej strategii reprodukcyjnej, zainteresowanie i pobudzenie seksualne można relatywnie łatwo wywołać u mężczyzn, co przekłada się na treść komunikatów medialnych (na przykład reklam) do nich adresowanych. Również dla kobiet bodźce o charakterze erotycznym pojawiające się w mediach stanowią atrakcyjną przynęty, choć trudniej je spreparować, i być może dlatego o wiele rzadziej niż w przypadku mężczyzn stają się one przyczyną uzależnień.

Zastosowanie "algorytmu darwinowskiego" jest w stanie wyjaśnić wiele fenomenów ze świata przyrody i kultury. Okazuje się on również przydatny w zrozumieniu ewolucji języka i treści medialnych przekazów, które, chociaż ulegają różnorodnym mutacjom, to poddawane selekcji ze względu na zdolność do przykucia uwagi coraz łatwiej angażują umysły odbiorców. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest szczególna "adaptacja" wykształcona przez nadawców - strategia emitowania przekazu trudnego do zignorowania, bo operującego bodźcami ważnymi z uwagi na problemy przetrwania i reprodukcji.

Nasza biologiczna historia gwarantuje, że obserwowanie spektaklu uwodzenia i lęku serwowanego przez środki przekazu nieprędko nas znudzi. Dużo wcześniej, zanim Gutenberg wymyślił ruchomą czcionkę, reagowaliśmy na podobne sygnały i nowe środki przekazu korzystają po prostu z tego potencjału, mniej lub bardziej świadomie narażając nas na liczne negatywne konsekwencje dla naszego zdrowia i poczucia satysfakcji. Istniejąc tak długo, jak długo są zdolne przykuwać naszą uwagę, media będą stale nas kusić i straszyć.

Stefan Florek, dr filozofii, psycholog, adiunkt w Zakładzie Kognitywistyki UJ.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Spóźniona ewolucja i media
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.