Szalony żywot Belli i Niuńka
Belka i Niuniek w jednym stali domu. Ona w salonie, a on na balkonie - tak mogłaby się zaczynać opowieść o tych dwóch rozkosznych psiakach, które należą do Iwony Bielskiej - aktorki Starego Teatru i jej męża Mikołaja Grabowskiego, szefa tejże narodowej sceny.
Ich biografia (piesków, nie właścicieli) jest przejmująca i zapewne wzruszy nie jedno serce. Belka to czarna bokserka prześlicznej urody. Jej przygoda jest wręcz melodramatyczna. - W ubiegłym roku, tuż przed Wielkanocą wybrałem się na cmentarz do Alwerni - opowiada Mikołaj Grabowski. - Jechałem przez las, a tam mały bokser latał i szukał tropu. Pojechałem dalej. Po chwili zawróciłem; ten widok zabłąkanego psa nie dawał mi spokoju. Widzę, jakiś facet kręci się wokół samochodu. - "To pański pies?" - pyta. - "Nie" - odpowiadam. - "To kto go bierze?" - dodaje. - "Ja!" - krzyknąłem.
Zawołałem, psina podbiegła, skuliła się, zwinęła w kłębuszek i położyła u moich stóp. Przywiozłem ją do domu szczęśliwy, że będzie następca, a raczej następczyni naszego poprzedniego psiaka - beagle'a Gramka, który zaginął. I trudno się dziwić, bo był rzadkim powsinogą i często znikał nawet na dwa tygodnie. Dawaliśmy ogłoszenia w prasie, szukaliśmy pocztą pantoflową, rozwieszaliśmy afisze.... Zawsze się znajdował, ale tym razem przepadł na amen. Ze względu na nasz tryb życia - wciąż nas nie ma w domu - wstrzymywaliśmy się z kolejnym zwierzakiem. Ale skoro los tak sprawił...
Wracając do bokserki zwanej Belką (zdrobnienie od Bella). Pokręciła się po domu, obwąchała Tomka Karolaka, który właśnie u nas był i zajęła miejsce na fotelu. Przyjechała Iwona. Niezbyt szczęśliwa z faktu obecności psiaka, ale też jej się spodobał bardzo. Będziemy szukać - mówię, może znajdzie się właściciel. Nie znalazł się, pies był wyraźnie wyrzucony. Pokochaliśmy ją, bo była i jest rozkoszna, przymilna. Aliści kolejna wiadomość była mniej radosna. Okazało się, że Belka jest brzemienna. Z czasem widzimy, jak puchnie, czyli wiadomo, że lada moment będzie rodzić.
Mikołaj Grabowski, odpowiedzialny mąż, ojciec i właściciel nowego psa pojechał do weterynarza zrobić Belce USG, żeby dowiedzieć się o ilu członków powiększy się rodzina. Była godz. 9.15 dnia 10 kwietnia 2010 roku. - Belka leży na stole - opowiada Mikołaj - a lekarz mi mówi: "O, widzi pan, tutaj jest ułożony płód, jest jedno szczenię". W tym momencie dzwoni do mnie Tomek Karolak - oczywiście nie wiedział, gdzie jestem - mówiąc: "Była straszna katastrofa, 120 osób zginęło, prezydent zginął, cała jego świta". - "Co ty gadasz?" - pytam. A lekarz, nie słysząc naszej rozmowy, mówi dalej o narodzinach szczeniaczka. - "Tomek, co się dzieje" - dopytuję. - "Straszna katastrofa, straszna. Cześć, cześć" - słyszę. Nie można porównać ludzkiej tragedii z narodzinami szczeniaka, to oczywiste. A jednak nie mogłem wyzbyć się skojarzenia, jak oto dla mnie, w jednym momencie, spotkało się życie ze śmiercią.
Bella szczęśliwie urodziła tylko jednego syna, Niuńka koloru białego i oba psiaki spędzają boski żywot u państwa Grabowskich. Boski, bo poza Krakowem, w posiadłości z ogrodem. A od niedawna mają swój osobny domek, drewniany, z werandą, zrobiony według projektu dyrektora. Zdjęcia obu psiaków wciąż mu towarzyszą; nosi je w portfelu. Psie zabawy są też zarejestrowane kamerą, w komórce, co dyrektor odtwarza mi z dumą.
- Pokochaliśmy je wszyscy, z naszym synem włącznie - mówi z dumą. - Jak Michał przyjeżdża, Belka zawsze z nim śpi. No i nie zostawiamy psów samych. Jeśli nie ma nas w domu przez kilka dni, organizujemy dla nich opiekę.
Mama z synem zdecydowanie różnią się charakterami: ona reprezentuje typ "słodkiej kobietki", arystokratki, wielbiącej przytulanki, całusy. A Niuniek, choć jest facetem delikatnym, to jednak można rozpoznać jego męski charakter. Kiedy dostają jedzenie, Belka ledwie muska kęs, on zdecydowanym gryzem porywa. Niuniek jest młodzieńcem twardym, zdecydowanym. Ona z dobrymi manierami, hrabianka. No cóż, trzeba przyznać, że Niuniek jest efektem ewidentnego mezaliansu mamuśki. Jaka to rasa ten Niuniek? Coś zbliżonego do labradora miniatury.
Kto rządzi w tej psiej rodzinie? - Chyba świetnie się uzupełniają - mówi Iwona. - Ale zdarzają się między nimi kłótnie, np. o miskę. A gdybyś zobaczyła, jak czule całują się na pożegnanie - to rozkoszny widok - dodaje Mikołaj. - Najśmieszniejsi są w nocy. Podejrzewam, że całą noc nie śpią, bo w okolicy ich "rezydencji" dzieją się bardzo ciekawe rzeczy. Mieszkamy blisko lasu, stąd też pod ich domek podchodzą zwierzęta. No więc odbywa się polowanie, np. na jeża, albo gonitwa wokół ogrodzenia, bo poczuli blisko sarnę. Po takiej szalonej nocy, kiedy rano otwieram drzwi na werandę, na wyścigi wpadają do domu, do swoich "łóżek" i odsypiają nocne harce. Śpią jak zabici.
- Gotuję im różne smakołyki, lubią podroby w jarzynach. Ale są wyrozumiali - jeśli wyjeżdżamy, zadowalają się suchą karmą. Nie odstępują mnie ani na krok, a jeśli wychodzę, choćby na godzinę, kiedy wracam - wariują z radości, jakby rozłąka trwała wieki. Bzikują, podgryzają się - to jest ich zabawa - mówi Iwona, najwyraźniej zakochana w tych stworzeniach bez pamięci.
Ale najistotniejsze w tej opowieści są artystyczne talenta Belki i Niuńka odziedziczone oczywiście po właścicielach. - Niuniek jest śpiewakiem i co do tego nie mamy żadnych wątpliwości. Kiedy Iwona gra na fortepianie sonatę Beethovena, Niuniek włącza swój wokal: ni to ziewanie, ni to jęki, lub po prostu muzyczną frazę - zawsze jednak we właściwej tonacji - mówi dumny dyrektor Mikołaj.
Psy państwa Grabowskich są przyzwyczajone do totalnej wolności, stąd też do niedawna nie wiedziały, co to smycz. Kiedy jednak zaczęły się ataki na wiejskie kury... -
Najbardziej dał nam popalić poprzedni psiak, Gramek. Beagle są niesamowitymi indywidualistami, szalenie trudne do ułożenia. Jak przyszła erotyczna pora koleżanek Gramka - przepadał na całe dnie. Kiedyś uciekł z Krakowa - znaleźliśmy go we wsi Kornatka koło Dobczyc. Zwiał nam w Łodzi - znalazł się w Łęczycy, 20 km dalej. Gramek miał charakterystyczną cechę: jedno jądro mu nie spłynęło, co podawaliśmy jako znak szczególny podczas licznych poszukiwań. Któregoś razu, po programie w krakowskiej telewizji "Kundel bury i kocury", za pośrednictwem którego poszukiwaliśmy Gramka, zadzwoniła jakaś pani i mówi: "Łunego szukocie, a łun jest u nos. - A skąd pani wie, że to nasz? - "Bo łun mo jedno jojko" - odpowiada. I tym sposobem Gramek znów znalazł się wśród nas - wspomina Mikołaj.
A teraz Belka i Niuniek stanowią kawałek teatralnej rodziny państwa Grabowskich, tym bardziej, że syn Michał już się usamodzielnił - No, cóż, jesteśmy zakręceni na punkcie tych zwierzaków i tego nie będziemy się wypierać - mówią zgodnie Iwona i Mikołaj.
Źródło: Szalony żywot Belli i Niuńka
Skomentuj artykuł