Tragiczne święta w Nigerii
Ponad 40 ofiar śmiertelnych, wielu ludzi rannych i zastraszonych. To ponure i barbarzyńskie żniwo antychrześcijańskich zamachów, do jakich doszło w Nigerii podczas minionych świąt Bożego Narodzenia. Czy czeka nas wojna religijna i kolejna fala masowych prześladowań chrześcijan?
Podczas liturgii Bożego Narodzenia sprawowanej w kościele św. Teresy w nigeryjskiej miejscowości Madalla zdetonowana została bomba, w wyniku czego zginęło 30 osób. Byli to chrześcijanie, którzy we wspomnianej świątyni uczestniczyli w świątecznej liturgii, obchodząc pamiątkę narodzin Jezusa. Zginęli więc w imię wierności wobec Niego. Kilka godzin po zamachu w stolicy także w innych miastach Nigerii doszło do eksplozji w pobliżu kościołów. Wybuchy bomb, które zanotowano w Gadace, Damaturu i Jos, spowodowały śmierć kolejnych dziewięciu osób. Zginął też jeden zamachowiec-samobójca, radykalny muzułmanin. Ponadto w tym ostatnim mieście, w którym często dochodzi do ataków ekstremistów islamskich na wspólnoty chrześcijańskie, uzbrojony napastnik ostrzelał na ulicy przechodniów. Śmiertelnie zranił policjanta pilnującego porządku w czasie świąt Bożego Narodzenia. Do zamachów zorganizowanych podczas świąt Bożego Narodzenia przyznała się partyzantka ekstremistów islamskich z ugrupowania Boko Haram, które dąży do wprowadzenia szariatu (prawa koranicznego) we wszystkich 36 stanach Nigerii.
Absurdalna nienawiść
Zamach w Madalli i kilku innych miejscowościach nie był jedynie incydentem. Jak dowodzi raport organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie, z rąk muzułmańskich, a także hinduistycznych ekstremistów, ginie rocznie aż 170 tys. chrześcijan na całym świecie.
Bezpośrednio po zdarzeniach watykański rzecznik ks. Federico Lombardi nazwał je "przejawem okrucieństwa i ślepej, absurdalnej nienawiści, która nie szanuje życia ludzkiego". Wyraził też nadzieję, że bezmyślna przemoc nie osłabi woli współistnienia i dialogu w Nigerii.
W drugim dniu świąt Bożego Narodzenia, po odmówieniu modlitwy "Anioł Pański", zamachy potępił Ojciec Święty Benedykt XVI. Papież zauważył, że "w naszym świecie wciąż przelewa się krew niewinnych". - Z wielkim bólem dowiedziałem się o zamachach, które również w tym roku w dniu narodzin Jezusa pogrążyły w żałobie i bólu niektóre kościoły w Nigerii - powiedział w przesłaniu papież. - Pragnę dać wyraz mojej szczerej i głębokiej bliskości ze wspólnotami chrześcijańskimi i wszystkimi, którzy ucierpieli wskutek tego szaleńczego czynu, a zarazem modlę się do Boga za liczne ofiary. Apeluję do wszystkich, którzy tworzą tamtejsze społeczeństwo, aby dzięki wzajemnej współpracy przywrócili mu bezpieczeństwo i pomyślność. W tej chwili raz jeszcze chcę przypomnieć z całą mocą: przemoc jest drogą, która prowadzi jedynie do cierpienia, zniszczenia i śmierci. Jedyną drogą do pokoju jest natomiast wzajemne poszanowanie, pojednanie i miłość - zaapelował Benedykt XVI.
Dramat afrykańskich chrześcijan
Ks. Waldemar Cisło, kierujący polskim oddziałem międzynarodowej organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie (PKWP), jeszcze 12 grudnia, na dwa tygodnie przed zamachami w Nigerii, alarmował na falach Radia Watykańskiego o dramatycznej sytuacji chrześcijan w Afryce, szczególnie w północnej części kontynentu. Odnosząc się do trwającej w Afryce "wiosny ludów", ks. Cisło przestrzega przed zagrożeniami, jakie przemiany te niosą dla chrześcijan: - Zachodzące zmiany sprawiają, że do władzy dochodzą radykalne odłamy islamu, a co za tym idzie, wyznawcy Chrystusa nie są tam mile widziani.
Ks. Cisło zauważa też, że zamachy i zagrożenia dla chrześcijan nie są incydentami i nie dotyczą tylko jednego kraju, ale stają się pewną "prawidłowością" i rozlewają się po państwach afrykańskich. - Niepokoi nas szczególnie Egipt, gdzie trwają wybory. Do władzy dochodzi tam bardzo radykalne Bractwo Muzułmańskie - relacjonował jeszcze 12 grudnia w Radiu Watykańskim ks. Cisło, dodając, że często nie zdajemy sobie sprawy z tego, co naprawdę dzieje się w tych krajach, np. we wspomnianym Egipcie, który w Polsce najczęściej postrzegamy jako cel wycieczek turystycznych. Tymczasem, jak alarmuje szef polskiego oddziału PKWP, "wielu naszych rodaków zna ten kraj z urlopów spędzanych w zamkniętych kurortach, natomiast poza ich murami dzieją się straszne rzeczy. W Egipcie żyje od 7 do 9 mln chrześcijan. Często są bardzo źle traktowani jako ludzie którejś, nawet nie drugiej, kategorii. Istnieją tam poważne problemy, jeśli chodzi o sprawowanie kultu. Chrześcijanie są mordowani, a nie wykrywa się sprawców. Czyli jest ciche przyzwolenie władz na to, co się dzieje".
Tragiczna jest też sytuacja dzieci z chrześcijańskich rodzin w Egipcie. Jak podaje ks. Waldemar Cisło, szczególnie dziewczynki "często są porywane, gwałcone, a potem przez to, co je spotkało, automatycznie traktowane jako muzułmanki. Często zgwałcona dziewczyna musi poślubić swego oprawcę. To są prawdziwe dramaty, a ludzie z takimi problemami borykają się na co dzień".
Nasza pomoc
Chrześcijan dyskryminuje się także gospodarczo. Na przykład w Egipcie w związku ze świńską grypą wykorzystano epidemię jako pretekst, by wybić wszystkie świnie, co uderzyło przede wszystkim w chrześcijańskich hodowców, którzy z tego typu działalności utrzymywali swoje rodziny. Ks. Cisło podkreśla, że zarówno w krajach, w których dochodzi do prześladowań, jak i w krajach tak zwanej demokracji zachodniej informacje o tych tragediach z trudem przedostają się do opinii publicznej.
Tymczasem osamotnieni i izolowani chrześcijanie potrzebują naszej wrażliwości. Można im pomagać, wspierając na przykład różne akcje organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie (można o nich przeczytać np. na stronie internetowej PKWP: www.pkwp.org). - Często Polakom wyjeżdżającym do Egiptu mówimy: "Pojedźcie do jakiejś koptyjskiej świątyni, odwiedźcie tamtejszych wiernych" - mówi ks. Cisło. W ten prosty sposób możemy pokazać, że jesteśmy z nimi, że jesteśmy solidarni. Tego typu elementarne gesty, a także modlitwa za prześladowanych to podstawowy obowiązek każdego katolika. Ci z nas, którzy mogą zrobić więcej, powinni zasięgnąć szczegółowej informacji w organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie.
Wykorzystano materiały PKWP, KAI i Radia Watykańskiego.
Nigeria, w której podczas minionych świąt Bożego Narodzenia doszło do zamachów wymierzonych w chrześcijan, to kraj położony w Afryce Zachodniej, nad Zatoką Gwinejską. Zajmuje powierzchnię prawie miliona km kw., czyli jest trzy razy większa niż terytorium Polski. Jest to najliczniejszy kraj Afryki, zamieszkały przez 167 mln ludzi, spośród których ok. 51 proc. to chrześcijanie, w tym ok. 9 proc. to katolicy. Muzułmanie stanowią blisko 41 proc. nigeryjskiej populacji.
Świętami państwowymi w Nigerii są zarówno dni świąteczne dla chrześcijan (np. Boże Narodzenie i Wielkanoc), jak i święta muzułmańskie (np. dzień narodzin Mahometa czy koniec postu w miesiącu Ramadan).
Jak ostrzega abp John Onayekan z archidiecezji z siedzibą w nigeryjskiej stolicy, Abudży, "pokojowe współistnienie chrześcijan i muzułmanów w Nigerii jest zagrożone". Cały żmudny proces pokojowego współistnienia religii jest według nigeryjskiego arcybiskupa narażony na zniszczenie z powodu działalności islamskich ekstremistów: "Młodzi chrześcijanie kpią z naszej postawy. Pokazują nam ofiary islamskich fanatyków i mówią: zobaczcie, do czego doprowadził wasz dialog". Abp Onayekan dodaje, że "bardzo trudno jest odeprzeć argumenty rozgoryczonych chrześcijan. Przeciwko nim występują bowiem religijni fanatycy (islamscy - dop. red.), którzy wierzą, iż pójdą do raju za to, że wysadzą się w powietrze przed katolickim kościołem". Zdaniem abp. Onayekana islamscy ekstremiści mają jasno określony cel: chcą radykalnej islamizacji Nigerii. Chrześcijanie mają zostać wyeliminowani, a muzułmanie zmuszeni do ścisłego przestrzegania Koranu. W takiej sytuacji - jak powiedział Radiu Watykańskiemu nigeryjski hierarcha - państwo musi pokazać swoją siłę. Inaczej wyznawcy Chrystusa zaczną się bronić sami. A to doprowadziłoby do chaosu i wojny religijnej.
Skomentuj artykuł