Wakacje? Na pewno mam rację!

(fot. Dmitry Kichenko/flickr.com)
Jerzy Lackowski / "Dziennik Polski"
Koniec roku szkolnego to radość dla uczniów i nauczycieli. Jednak, o ile ci ostatni przez najbliższe 10 tygodni będą odpoczywać, o tyle w polskim systemie edukacji ciągle będzie trwać batalia o kształt polskiej szkoły. O systemie edukacji i pomysłach MEN-u pisze Jerzy Lackowski, były wieloletni kurator oświaty w Krakowie.

Od kilku lat Polska należy do ścisłej światowej czołówki w rankingu opartym o wskaźniki podejmowania edukacji na poziomie szkoły wyższej. Jednak owo upowszechnianie kształcenia odbywa się bez odpowiedniej troski o zachowanie właściwego poziomu. Można odnieść wrażenie, iż troska o wysokie wskaźniki udziału młodzieży w szkolnictwie średnim i wyższym zdecydowanie dominuje nad troską o zachowanie przyzwoitych wymagań w stosunku do uczestników szkolnego życia.

Nowa amnestia szkolna

W treści przygotowanego w Ministerstwie Edukacji Narodowej projektu nowelizacji rozporządzenia dotyczącego oceniania i egzaminowania w naszych szkołach (projekt z 29.04. br.) pojawił się zapis o umożliwieniu promocji do następnej klasy uczniom szkół średnich, którzy otrzymają ocenę niedostateczną z jednego przedmiotu i poniosą porażkę na egzaminie poprawkowym. W ten oto sposób uczeń, który nie spełni minimalnych, stawianych przed nim wymagań, zostanie nagrodzony promocją do klasy programowo wyższej. Warto przypomnieć, iż istotą oceny niedostatecznej są braki umiejętności i wiedzy uniemożliwiające młodemu człowiekowi kontynuację nauki danego przedmiotu, czyli braki o wręcz fundamentalnym charakterze. W tle tego dziwacznego pomysłu tkwi założenie, że uczeń zdoła nadrobić te braki w kolejnej klasie, ale w takim razie jego autorzy (będący przecież pracownikami MEN) nie do końca rozumieją znaczenie oceny niedostatecznej, albowiem uczeń mający braki możliwe do nadrobienia w następnej fazie kształcenia w danej szkole powinien otrzymać ocenę dopuszczającą. W efekcie mamy do czynienia z próbą wprowadzenia w życie przepisu mocno nielogicznego i niebywale szkodliwego. Można sobie wyobrazić, że dojdzie do sytuacji w której naukę w klasie maturalnej będzie kontynuował uczeń, który wcześniej otrzymał ocenę niedostateczną np. z języka polskiego lub z matematyki. Ten pomysł można określić mianem kolejnej już w polskiej edukacji amnestii od obowiązku spełniania podstawowych wymagań uczniowskich.

Cała ta sprawa to następna odsłona nieodpowiedzialnego obniżania wymagań edukacyjnych w polskiej oświacie. Od kilku lat możliwość promocji uczniów z oceną niedostateczną istnieje już na niższych szczeblach edukacji. Rozszerzenie jej na szkolnictwo ponadgimnazjalne jest uzasadniane ujednoliceniem zasad oceniania we wszystkich typach szkół. Czyżby urzędnicy ministerialni nie rozumieli różnicy pomiędzy szkołą podstawową i gimnazjum a szkołą średnią? Mieliśmy już także "maturalną amnestię", czyli "oryginalne" w historii edukacji rozwiązanie, zgodnie z którym można było zdać egzamin maturalny nie zdając jednego z obowiązkowych (na poziomie podstawowym) przedmiotów, czyli nie uzyskując z niego ledwie 30 proc. możliwych do zdobycia punktów. Tak na marginesie - analizując zadania, jakie najczęściej pojawiają się na egzaminach zewnętrznych, można dojść do wniosku, iż ich autorzy czuwają nad tym, aby wskaźniki wyników zbytnio nie spadły. A mimo to matury o tak niskiej skali trudności nie zdaje średnio w kraju co dziesiąty absolwent liceum ogólnokształcącego, a w innych typach szkół średnich jest takich młodych ludzi wyraźnie więcej. Zresztą historia wprowadzania egzaminu nowomaturalnego znakomicie ilustruje proces stopniowego obniżania wymagań. Nie zmienia tego nawet przywrócenie matematyki do zbioru przedmiotów zdawanych przez wszystkich maturzystów, gdyż skala trudności tegoż egzaminu świadczy o szczególnej trosce autorów zadań o zdających.

Szczególna troska o uczniów


Niedawno w trakcie debaty nad nowymi podstawami programowymi języka polskiego mogliśmy usłyszeć, że młodzież nie będzie miała obowiązku czytania całości książek, a jedynie ich fragmenty, gdyż i tak niewielu uczniów czyta całe dzieła. Idąc tropem takiego rozumowania można oczekiwać, iż niebawem polscy uczniowie będą oglądać fragmenty obrazów, aby nie męczyć swego wzroku patrzeniem na całość. W ten oto sposób ludzie odpowiedzialni za polską oświatę krok po kroku czynią fikcją możliwość kształtowania wśród młodych ludzi postaw osób poważnie traktujących swoje obowiązki. Szkolne mury mają wypełnić uczniowie, którzy bez specjalnego wysiłku uzyskają świadectwa i dyplomy. W efekcie będą wzrastać polskie wskaźniki edukacyjne, ale rzeczywisty poziom wykształcenia Polaków będzie coraz niższy. Równocześnie absolwenci naszych szkół będą stawali bezradni wobec trudności, w jakie obfitować będzie dorosłe życie, a podejmowanie twórczej i krytycznej analizy otaczającej ich rzeczywistości będzie dla nich zadaniem niewykonalnym.

Szczególna troska o szkoły

Innym znamiennym fragmentem owej polityki oświatowej jest także nowy system nadzoru pedagogicznego, przygotowany niedawno przez MEN z wykorzystaniem (a właściwie zmarnowaniem) znacznych środków finansowych. W jego ramach szkoły będą oceniane w pięciostopniowej skali, ale owe oceny będą uzyskiwały wcale nie za wymierne efekty kształcenia, związane z realizacją swoich podstawowych celów, ale za szereg rozmaitych elementów o bardzo różnym znaczeniu. W większości będą to czynniki o niewymiernym charakterze. Ocena będzie dokonywana przez zespół pracowników kuratorium oświaty, czyli przez ludzi będących częścią systemu. Już dzisiaj można przewidzieć, iż okaże się, że zdecydowana większość polskich szkół zasługuje na najwyższe oceny. Nie można nie zauważyć, iż przygotowując ów system nie opracowano zobiektywizowanych narzędzi oceny nauczycielskiej pracy.

Lektura kryteriów o oparciu o które szkoły będą oceniane, świadczy także o braku zrozumienia przez ich autorów, czym są efekty działania szkoły, czy też profesjonalne zarządzanie nią. Wśród kryteriów nie pojawia się wcale kwestia efektywności zarządzania finansami szkoły. Losy absolwentów, będące podstawowym efektem działania szkoły, traktowane są jako element "współpracy szkoły ze środowiskiem". Generalnie zastosowanie tego systemu bynajmniej nie pozwoli na ocenę efektywności i skuteczności działań szkół, co umożliwiłoby rzeczywistą ocenę jakości pracy ich dyrektorów i nauczycieli oraz pozwoliłoby wprowadzić system wynagradzania autentycznie premiujący dobrą pracę.

Specyficzna troska władz oświatowych o minimalizowanie znaczenia wymiernych efektów kształcenia poszczególnych szkół przejawiła się już ponad dwa lata temu w zablokowaniu dostępu obywateli do wyników egzaminów zewnętrznych. Był to przejaw szczególnej troski o szkoły osiągające słabe wyniki, które byłyby zagrożone spadkiem liczby uczniów wybierających te z lepszymi efektami. Poza tym owa informacja psuła idylliczny obraz polskiej edukacji, jaki próbuje upowszechniać administracja oświatowa.

Od tych wymagań amnestii nie będzie

Analizując stopniowe obniżanie wymagań w polskim systemie oświatowym można dojść do smutnego wniosku, że zamiast szkoły ciekawej i wymagającej, kształtującej postawy ludzi wolnych i odpowiedzialnych, nasza młodzież ma uczyć się w placówkach, w których jedynym jej obowiązkiem będzie obecność na zajęciach, która w żaden sposób nie będzie musiała wiązać się z jakimkolwiek wysiłkiem. W takiej szkole nie będzie żadnej możliwości, aby kształtować uczniowskie charaktery. Taką szkołę będą opuszczać ludzie łatwo podatni na rozmaite formy zewnętrznej manipulacji, których obraz świata kształtować będą kolorowe pisma i odpowiadające ich poziomowi programy telewizyjne. W żadnym przypadku nie będą to aktywni obywatele zaangażowani w kreowanie demokratycznej polskiej przestrzeni. Jeżeli poważnie myślimy o naszej przyszłości, musimy wreszcie położyć kres działaniom, które uczynią Polaków bezbronnymi wobec wyzwań przed którymi stoi i stanie Rzeczpospolita.

Jerzy Lackowski jest dyrektorem Studium Pedagogicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, byłym wieloletnim kuratorem oświaty w Krakowie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wakacje? Na pewno mam rację!
Komentarze (3)
jazmig jazmig
25 czerwca 2010, 20:11
Cyt.: "Taką szkołę będą opuszczać ludzie łatwo podatni na rozmaite formy zewnętrznej manipulacji, których obraz świata kształtować będą kolorowe pisma i odpowiadające ich poziomowi programy telewizyjne." Taki jest cel komuchów z PiS, PO i SLD, bo wszysrtkie te partie dążą do lajtowej szkoły, którą rozpoczynają 6-latkowie.
Aleksandra Adamczyk
25 czerwca 2010, 16:22
Widzę co z naszą edukacją chce zrobić UE. Widzę i przypomina mi się rusyfikacja i gemanizacja narodu polskiego. I co wtdy nas obroniło? Nauka dzieci w domu przez rodziców. Prawdę trzeba wykrzyczeć! Uczmy nasze dzieci po co komórce mitochondrium, kiedy funkcja kwadratowa ma miejsca zerowe, kto to był Władysław Jagełło i dlaczego Przedwiośnie jest fascynujące. Jeśli dzieci nie zobaczą w nas entuzjazmu chociażby tylko popularnonaukowego, same uczyć się nie będą chciały, bo społeczeństwo ma charakter mimetyczny, to znaczy naśladowczy.
25 czerwca 2010, 14:25
"analizując zadania, jakie najczęściej pojawiają się na egzaminach zewnętrznych, można dojść do wniosku, iż ich autorzy czuwają nad tym, aby wskaźniki wyników zbytnio nie spadły" Dokładnie tak jest. Zestaw zadań w arkuszu optymalizuje się na podstawie trudności zadań, tak, aby uzyskać dobrą zdawalność. Szczególnie kuriozalnie wyszło to na egzaminie z matematyki - przy wprowadzeniu obowiązku zdawania tego przedmiotu, znacznie obniżono trudnosć zadań. Wystarczy porównać arkusze z poprzednich lat i tego roku. "Specyficzna troska władz oświatowych o minimalizowanie znaczenia wymiernych efektów kształcenia poszczególnych szkół przejawiła się już ponad dwa lata temu w zablokowaniu dostępu obywateli do wyników egzaminów zewnętrznych." Rzeczywiście, był taki <a href="http://wynikiegzaminow.pl/">projekt</a>, który pozwalal obejrzeć wynikie egzaminów gimnazjalnego i maturalnego w poszczególnych szkolach. Realizowany przez CKE jeszcze za rządów PiS, cofnięty za rządów PO i pani Hall. "Od kilku lat Polska należy do ścisłej światowej czołówki w rankingu opartym o wskaźniki podejmowania edukacji na poziomie szkoły wyższej." To jest absurd naszego systemu edukacji - obecnie gros młodzieży naukę pogimnazjalną kontynuuje w liceum. Kiedyś do liceum szli najlepsi. A przecież w skali populacji nie mamy doczynienia ze zdolniejszym pokoleniem. Zdolności są podobne. Jednocześnie położono zupełnie szkolenie zawodowe. Tak, jakby fachowcy w konkretnych zawodach nie byli potrzebni (a często zarabiają więcej - właśnie elektryk wycenił mi swoją 4-godzinną pracę na 1400 zł, co na etacie dawałoby ok. 56 tys. miesięcznie - swoją drogą chyba mu podziękuję).