Ważniejsze niż uroda
Dziewczęta w okresie dojrzewania przejmują się swoim wyglądem. Dużo wysiłku wkładają w to, żeby się podobać… Każda Ewa chce być podziwiana. Ale nie można dążyć do tego za wszelką cenę!
Przyszła do mnie kiedyś matka 16-letniej dziewczyny. Przerażona, bo… córka uznała, że ma za duże piersi i zaczęła się domagać – ni mniej, ni więcej – tylko operacji plastycznej! Dziewczyna była już w tej sprawie u lekarza, ale ten zażądał zgody rodziców.
Zaprosiłam panienkę do siebie, do gabinetu. Istotnie: hoża, dorodna dziewczyna, wysoka, o bardzo jasnej karnacji i blond włosach, złotych brwiach i rzęsach – taka „cała biała”, co to się nie opala, tylko parzy, i przy każdej okazji czerwieni się aż po dekolt. Aż po te piersi, które jej się nie podobają.
Miała na sobie opiętą bluzkę, która podkreślała obfity biust, bardzo obcisłe spodnie uwydatniające fizjologiczne fałdy. Gdy siadała, spodnie zdawały się prawie pękać. Dziewczyna miała minę obrażonego przedszkolaka. Nie wiedziałam, jak zacząć tę rozmowę, bo matka zastrzegła sobie dyskrecję. Zapytałam więc dziewczynę banalnie, w której jest klasie. Okazało się, że dopiero w ostatniej gimnazjalnej, a powinna być w liceum. Miała już prawie 17 lat.
– No i co ci tak przeszkodziło w nauce, że jesteś spóźniona? - Zapytałam.
– Matma – odpowiedziała mi na pytanie jednym słowem. Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Niewielu jest nauczycieli matematyki, którzy umieliby zachęcić uczniów do swojego przedmiotu.
– Jak jest teraz? Czy nadal masz te kłopoty? – zapytałam.
– A, w tym roku to już muszą mnie puścić. W końcu, ile lat mogę siedzieć w jednej klasie?.
– Muszą? – powtórzyłam z pewnym powątpiewaniem.
– Tak, już mama z panią ustaliła!.
Trochę mnie zdziwiło, że mama nie ustaliła tego z panią przed rokiem.
– Mamy w tym roku nową nauczycielkę! – wyjaśniła dziewczyna, jakby czytała w moich myślach.
– Skoro nie problemy szkolne cię do mnie sprowadzają, to co?.
– Bo ja chcę iść na operację!
– Jak to: chcesz? Pewnie musisz?.
– Nie, nie – zaprzeczyła gwałtownie – bo to nie taka operacja…
– A jaka?
I nagle dziewczyna się otworzyła. Powiedziała, że chce mieć zoperowane piersi, bo są za duże. I w ogóle ona cała jest za gruba, a nie chce taka być. Słuchałam uważnie, a potem, nie wchodząc w dyskusję, zaskoczyłam nastolatkę pytaniem:
– Czy jest jakiś święty, którego otaczasz szczególnym kultem?.
Patrzyła zdumiona, z niedowierzaniem, ale odpowiedziała:
– Owszem, święty Antoni, bo jak coś zgubię, on mi to znajduje.
– No, to kup wielką świecę, zanieś mu, i podziękuj za to, że nie jesteś chuda jak szczapa.
– Ale… – zaczęła, a ja nie dałam jej dojść do głosu.
– Dziewczyno – tłumaczyłam jej – źle trafiłaś, bo ja mam wstręt do chudych kobiet. Wiesz, jak byłam w twoim wieku, chodziłam do liceum, aresztowali mnie Niemcy i zawlekli do obozu koncentracyjnego, gdzie po paru latach wszystkie kobiety prawie umierały z głodu. Ja do dziś nie mogę się uwolnić od tego widoku setek wychudzonych kobiet, które raz na jakiś czas pędzili do tzw. badenu, do łaźni. Nagie kobiety, tak chude, że nie było na nich kawałka tłuszczu ani nawet mięśni, tylko kości obciągnięte skórą. I te żebra sterczące, i obojczyki, i uda tak chude, że nie miały szans się zetknąć… Ty nie możesz sobie tego wyobrazić, a mnie się to do dziś śni!!! Dziękuj Panu Bogu i św. Antoniemu, że masz co jeść! I może przestań jeść słodycze i zapisz się na rytmikę lub do klubu pływackiego.
Przyglądałam się przez chwilę uważnie jej sylwetce i dodałam:
– I nie ściskaj się tak bardzo, puść luźno długą bluzkę i długą spódniczkę, to nikomu do głowy nie przyjdzie, że jesteś gruba. Był taki malarz, Rubens, który podziwiał krągłe kobiety. Idź na wystawę jego obrazów i pooglądaj sobie.
– Ale moja siostra jest taka szczupła… – zaczęła znowu nastolatka.
– No, to co? – przerwałam jej.
– To ja też chcę… – spojrzała na mnie z żalem w oczach.
– Chcesz – pokiwałam głową – ale jesteś zbudowana tak, a nie inaczej. Nadmiar tłuszczyku można spalić intensywną gimnastyką lub pracą fizyczną, a nie usuwać nożem chirurga! A jeszcze mogę ci powiedzieć, że wczoraj była u mnie twoja starsza koleżanka, z klasy maturalnej, i wiesz, co chciała? Żeby… jej powiększyć piersi, bo uważa, że ma za małe! Jedna za gruba, druga za chuda, a obie macie za mało rozumu! O człowieku nie stanowi jego ciało! Wdzięk dziewczyny to coś więcej niż uroda! Jedne są drobne jak motylki, a drugie jak puszyste niedźwiadki; wszystkie mogą mieć wdzięk. A tobie brakuje tylko uśmiechu. Jesteś naburmuszona jak chmura gradowa.
– Bo się ze mnie śmieją… – spuściła oczy i ciężko westchnęła.
– No, to co? Śmiej się i ty, to wtedy oni przestaną!.
Podobać się – to odwieczne pragnienie kobiety, bardzo silnie odczuwane zwłaszcza w okresie dojrzewania. A najwięcej wdzięku ma przecież dziewczyna naturalna, swobodna – zadowolona, że jest taka, jaka jest. Przede wszystkim trzeba pamiętać o tym, że żaden człowiek sam sobie nie daje ciała, ale je dostaje – i nie ma potrzeby poprawiać Pana Boga, tylko o to ciało rozumnie dbać.
Owszem, występuje pewna tendencja do odkładania się tłuszczu w okresie dojrzewania, kiedy brakuje równowagi hormonalnej, ale to mija. Poza tym zawsze można przecież wziąć plecak i wędrować po górach, zamiast siedzieć przed telewizorem i ssać cukierki. Ale jakże tej młodej Ewie wytłumaczyć, że wcale nie jest ważne, jak wygląda, a jedynie, kim ona jest?
Skomentuj artykuł