Krakowskie dorożki i skąpi fiakrzy zwani "centusiami"
Tuż po wojnie, z dorożkami było i lepiej, niż dzisiaj, i gorzej. Lepiej, bo jeszcze po Krakowie jeździli fiakrzy klasyczni – każdy w meloniku, często zielonkawym ze starości, ale autentycznym, przepisowym. Jeszcze wtedy żaden fiakier nie włożyłby na głowę cyklistówki, pilśniaka, beretu – po prostu nie pozwoliłby mu na to fiakierski honor. Gorzej, ponieważ nie do przejażdżek wykorzystywano fiakrów i fiakry (pojazd, podobnie jak woźnicę, nazywano fiakrem, od paryskiego kościoła św. Fiacrusa, przy którym rezydowali dorożkarze), ale do transportu zakupionych w mieście przedmiotów - pisze Andrzej Kozioł w książce "Magia dawnego Krakowa", której fragment publikujemy.
Jeszcze Stolarska dzisiaj wytworna uliczka konsulatów, była ulicą stolarzy. Na Szewskiej trudno było znaleźć szewca, na Siennej od stuleci nikt nie handlował sianem, ale Stolarska pachniała trocinami, pokostem i olejną farbą. W Kramach Dominikańskich, pod długim dachem wspartym na żeliwnych słupach, stały meble. Stoły, nocne stoliki, czyli nakastliki, kuchenne kredensy, etażerki. Jeżeli ktoś kupił mebel i chciał go przetransportować na peryferie – na Zwierzyniec na przykład – co mu pozostawało? Zamówić jednego z fiakrów drzemiących na koźle w Rynku, nieopodal kościółka św. Wojciecha – i jazda! Wiślną, Zwierzyniecką, Kościuszki, na Kraszewskiego, Salwatorską, Słoneczną, Kasztelańską...
Ba, bywało, że jesienią fiakier przewoził – o hańbo! – wory pełne kapusty. Tylko czasami jakiś przedmiejski birbant, wracający z miasta, ratował dorożkarski honor. Nawet wiekowy, melancholijny koń wydawał się ożywiony, gdy wiózł gościa podchmielonego, skorego do śpiewu i w kapeluszu na bakier.
Kiedy w Krakowie pojawiły się dorożki?
Dorożki pojawiły się w Krakowie na początku XIX wieku, jeszcze w połowie stulecia, w 1850 roku, było ich niewiele – zaledwie 29. Już wkrótce – w roku 1855 – na ulicach miasta można było zobaczyć nowość – dorożki jednokonne, zwane już fiakrami, co z satysfakcją odnotował Ambroży Grabowski: „Dnia 3 marca pojawiły się na Rynku krakowskim nowo zaprowadzone jednokonne dorożki, czyli fiakry. Te niezbędne ku wygodzie publicznej powozy dotąd niepotrzebnie zaprzęgano parą koni, kiedy jeden tęż samą posługę dopełnić może, a oszczędność, przy żywieniu drugiego konia, będzie znaczną. Naśladowano tu zwyczaj wielkich miast, Wiednia, Berlina itd., a urośnie stąd korzyść i dla publiczności, bo cena najmu fiakra jednokonnego mniejszą będzie”.
No cóż – argumenty to prawdziwie krakowskie, zważywszy, że krakowianie, złośliwie zwani centusiami, uchodzili za skąpców, i to wyjątkowych... Swoją drogą, jeżdżąc jednokonnymi dorożkami, oszczędzało się sporo, ponieważ przepisy stanowiły, iż: Dla dorożek dwukonnych cały cennik jazdy podnosi się o połowę (pięćdziesiąt procent) i jest ważny w całym okręgu, w którym niniejsze przepisy obowiązują.
Cennik dorożkarski
A przepisy z przełomu XIX i XX wieku precyzyjnie ustalały dorożkarski cennik. Za pierwszy kwadrans jazdy fiakier pobierał sześćdziesiąt halerzy, w czasie dnia, lub dziewięćdziesiąt – nocą. Następny kwadrans był już tańszy: pięćdziesiąt i osiemdziesiąt halerzy. Tak była taksa miejska, a więc, praktycznie rzecz biorąc, w obrębie Plant. Za przejażdżkę do bardziej odległych miejsc – Łobzowa, Zwierzyńca, Dąbia, Czarnej Wsi, Krowodrzy – płaciło się już o wiele więcej, nocą nawet cztery korony! Dlatego przezornym i oszczędnym krakowianom opłacało się wynajmowanie dorożki na pół dnia albo zgoła cały dzień, co kosztowało osiem lub piętnaście koron.
Na przedmieściach kończyły się tak zwane „strefy dorożkarskie”. Kiedy zburzono stary most na Rudawie, ofiarą burzycielskiego zapędu padła także klasztorna, norbertańska brama. Wraz z nią bezpowrotnie przepadła żeliwna tabliczka z napisem „Koniec strefy dorożkarskiej”. Szkoda...
Dorożkarz zobowiązany był do jazdy jak najkrótszą drogą, „o ile gość nie objawi pod tym względem innego życzenia”. No i musiał zachowywać się odpowiednio, zgodnie z piętnastym paragrafem „Przepisów jazdy dla dorożek jedno- i dwukonnych w Krakowie”, zatytułowanym „Zachowanie się wobec publiczności”.
Mało kto wie, że dorożki podlegały swoistej mobilizacji – kiedy w mieście wybuchł pożar, wydana w 1855 roku (a więc dopiero pięć lat po wielkiej pożodze) „Ustawa ogniowa dla królewskiego głównego miasta Krakowa” powiadała: „Oprócz pociągów miejskich zobowiązani są wszyscy konie utrzymujący, szczególnie zaś fiakry i furmani najemni, konie swe w szory przybrane za pierwszym alarmem ogniowym przed skład narzędzi ogniowych dostawić, aby do przewożenia tychże, lub też do dowozu wody użytecznymi być mogły”.
Fragment pochodzi z książki "Magia dawnego Krakowa" (wyd. WAM)
Skomentuj artykuł