Pawłowy zakład. Myśli dla głoszących Ewangelię

Pawłowy zakład „Jedność”
Franco Brovelli / Wydawnictwo „Jedność”

Autor książki, podejmując się szczególnej wędrówki przez Pierwszy List do Koryntian, ukazuje, że i św. Paweł borykał się z podobnymi trudnościami. Apostoł Narodów umiał jednak pozostać wierny sercu Ewangelii, dlatego może być wzorem także dla dzisiejszych głosicieli Słowa.

Franco Brovelli: wikariusz biskupi odpowiedzialny za stałe przygotowanie duchownych w diecezji Mediolan, autor licznych książek dotyczących m.in. formacji kapłańskiej, znany rekolekcjonista.

DEON.PL POLECA

Podziały i nieporządek: centrum się oddala?

Z pewnością byt młodej wspólnoty korynckiej nie był pozbawiony problemów i pytań. Wystarczająco jasne wzmianki Pawła (w szczególności w rozdziałach 1-3, odnoszące się do rozmaitych napięć, oraz niepokojące nawiązania do nieporządków przywołanych w rozdziałach 5-6) sprawiają, iż wyłania się tu obraz egzystencji naznaczonej raczej sprzecznymi postawami, często powodującymi u apostoła lub u braci gorzkie uczucia albo wręcz wyraźną dezaprobatę.

Słuchając ich powtórnie, trudno uniknąć wrażenia, że przywołane są historie ludzi - dorosłych i młodych - których kapłańska posługa pozwala nam spotkać prawie codziennie. Na nowo pojawia się tu także ryzyko, że wszystko to uczyni nasze życie pełnym nieustannego rozproszenia na różnorodnych odcinkach, z towarzyszącym temu bolesnym wrażeniem, że w jakiejś mierze jesteśmy niczym tułacze, zdeterminowani przez konieczność nieustannego odpowiadania na potrzeby przychodzące do nas z wielu stron.

Korynt jest również i tym. Przywołuje zagrożenie wspomnianym chaosem, którego nie da się ogarnąć, a który sprawia, że życie rozpada się na wiele fragmentów i w końcu pojawia się w duszy lęk, że centrum zostało gdzieś po drodze zgubione.

Refleksja, która stawia nam pytania

Zagłębiając się w tekst 1 Kor 1,10-18 (zatrzymamy się tylko nad pewnymi sekwencjami), możemy lepiej uchwycić ów dynamizm, który prowadzi Pawła do tego, aby utwierdzić go w jego przylgnięciu do Pana i do serca Ewangelii.

Przeto upominam was, bracia, w imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa, abyście żyli w zgodzie i by nie było wśród was rozłamów; abyście byli jednego ducha i jednej myśli. Doniesiono mi bowiem o was, bracia moi, przez ludzi Chloe, że zdarzają się między wami spory. Myślę o tym, co każdy z was mówi: „Ja jestem od Pawła, a ja od Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa". Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeniu? Dziękuję Bogu, że prócz Kryspusa i Gajusa nikogo z was nie ochrzciłem. Nikt przeto nie może powiedzieć, że w imię moje został ochrzczony. Zresztą, prawda, ochrzciłem dom Stełanasa. Poza tym nie wiem, czy ochrzciłem jeszcze kogoś. Nie posłał mnie Chrystus, abym chrzcił, lecz abym głosił Ewangelię, i to nie w mądrości słowa, by nie zniweczyć Chrystusowego krzyża. Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia.

Ryzyku, że wieloraka „przynależność" podzieli go (jestem Pawła, Apollosa, Kefa-sa, Chrystusa — por. 1 Kor 1,10-18), Paweł przeciwstawia konieczność pozostania zanurzonym w „innej" mądrości — tej, która objawiła się w Ewangelii Jezusa:

Nie posłał mnie Chrystus, abym chrzcił, lecz abym głosił Ewangelię, i co nie w mądrości słowa, by nie zniweczyć Chrystusowego krzyża. Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia, (ww. 17-18)

Wersety 19-31 - jak o tym wspomina­liśmy w poprzedniej medytacji - wyjaśniają szeroko ukazanie się tej odmiennej logiki Bożej za pomocą przykładów mających wielką moc wymowy („Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata... to, co nie mocne... to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone..." ww. 27-28).

W dalszej części (1 Kor 3,1-11), to rozważanie zostaje ubogacone:

A ja nie mogłem, bracia, przemawiać do was jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jako do niemowląt w Chrystusie. - Mleko wam dawałem, a nie pokarm stały, bo byliście słabi; zresztą i nadal nie jesteście mocni. Ciągle przecież jeszcze jesteście cieleśni. Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku? Skoro jeden mówi: „Ja jestem Pawła, a drugi: ,Ja jestem Apollosa", to czyż niepostępujecie tylko po ludzku? Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan. Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrosr - Bóg. Ten, który sieje, i ten, który podlewa, stanowią jedno; każdy według własnego trudu otrzyma należną mu zapłatę. My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś - uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą. Według danej mi łaski Bożej, jako roztropny budowniczy, położyłem fundament, ktoś inny zaś wznosi budynek. Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus.

Paweł doskonale widzi ten „cielesny" jeszcze sposób myślenia i działania w życiu braci:

Ciągle przecież jeszcze jesteście cie-leśni. Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku? (w. 3)

Przejście do spojrzenia ożywionego Duchem dokonuje się w nim poprzez uznanie, że prymat we wszystkim należy do Boga, a zatem i dzieło apostoła jest Mu całkowicie przyporządkowane. W szybko następujących po sobie intuicjach wyraża się w ten sposób:

Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan (w. 5).

Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost (w. 6).

My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś — uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą (w. 9).

Ostatecznie to właśnie uznanie Jezusa za niezastąpiony i niedający się odrzucić fundament nabiera decydującego znaczenia:

Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus (w. 11).

W następnym rozdziale (1 Kor 4,1-8) Apostoł Narodów wskazuje na równie waż­ne uściślenia:

Niech więc uważają nas ludzie za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych. A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny. Mnie zaś najmniej zależy na tym, czy będę osądzony przez was, czy przez jakikolwiek trybunał ludzki. Co więcej, nawet sam siebie nie sądzę. Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią. Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamysły serc. Wtedy każdy otrzyma od Boga pochwałę. Mówiąc to, miałem na myśli, bracia, mnie samego i Apollosa, ze względu na was, abyście mogli zrozumieć, że nie wolno wykraczać ponad to, co zostało napisane, i niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego. Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to cze­mu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał? Tak więc już jesteście nasyceni, już opływacie w bogactwa. Zaczęliście królować bez nas! Otóż tak! Nawet trzeba, żebyście królowali, byśmy mogli współkrólować z wami.

Paweł znajduje w przekonaniach podobnych do tych (powtórzonych następnie w syntetyczny sposób w 4,1-2: „Niech więc uważają nas ludzie za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych. A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny") decydujące kryterium pozwalające prowadzić innych tak, by uniknęli ryzyka podziałów: „Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?" (4,7).

Uznaje potem - a więc również akceptuje to wewnętrznie - że przejście od postawy podobnej do tej może dokonać się wyłącznie poprzez stwierdzenie „znaku słabości", którym jest apostoł. Ogromne uczucie przebija z ww. 9-13 z rozdziału 4. Warto wsłuchać się w nie na nowo z natężoną uwagą:

Wydaje mi się bowiem, że Bóg nas, apostołów, wyznaczył jako ostatnich, jakby na śmierć skazanych. Staliśmy się bowiem widowiskiem dla świata, aniołów i ludzi; my, głupi dla Chrystusa, wy mądrzy w Chrystusie, my niemocni, wy mocni; wy doznajecie szacunku, a my wzgardy Aż do tej chwili łakniemy i cierpimy pragnienie, brak nam odzieży, jesteśmy policzkowani i skazani na tułaczkę, i utrudzeni pracą rąk własnych. Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy, gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają. Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i wzbudzamy odrazę we wszystkich aż do tej chwili.

Poprzez to prawdziwe „wniknięcie" Ewangelii krzyża we własne ciało, możliwe będzie przezwyciężenie rozproszenia oraz odnowione odkrycie „centrum" Jezusowego przesłania.

Apostoł zresztą czuje się całkowicie nagrodzony tym, co przynosi doświadczenie prawdziwego ojcostwa: „choćbyście mieli bowiem dziesiątki tysięcy wychowawców w Chrystusie, nie macie wielu ojców; ja to właśnie przez Ewangelię zrodziłem was w Chrystusie Jezusie" (4,15).

„Chrześcijański horyzont sensu"

Czy w obrębie wspólnot narażonych na spory i kłótnie rozproszenie, które oddala od serca Ewangelii, jest czymś nieuniknionym? W przypadku Pawła wydaje się, że tak nie jest. Jego prawdziwe i realistyczne spojrzenie na osoby i problemy wydaje się w nim być prawie przyciągane przez gorączkowe pytanie: „W jaki sposób odczytuję to, co się dzieje w odniesieniu do Ewangelii Jezusa, do Jego tajemnicy śmierci i zmartwychwstania?". To pytanie stawiane jest codziennie z pasją właściwą komuś, kto wszystko chce uczynić, aby „nie zniweczyć Chrystusowego krzyża" (1,17).

Martini określa ten styl właściwy Apostołowi Narodów jako zażyłość z „chrześcijańskim horyzontem sensu", jakby to było swego rodzaju przesłanie wyryte w jego wnętrzu. Słowo, z którym przestaje na co dzień. I właśnie tam, na tym poziomie głębi, zatroskanie pasterza i ucznia Pana odnajduje swój dom. Tam szuka światła hojne rozdawanie się, które stawia obok ludzi spotykanych na drodze misji ewangelizacyjnej. Jakby to był swego rodzaju zasiew kontemplacji, złożony w sercu i stale dostępny; jakby kotwica, która chroni przed rozproszeniem i bezcelowym błąkaniem się, pomimo że jest się do końca solidarnym z tym, co dzieje poznanych osób ze sobą przynoszą.

Także więc to tak pełne rozproszeń życie w Koryncie uwidacznia, że jednak istnieje bezpieczna przystań, do której można zawsze powracać. A najróżniejsze historie życiowe jeszcze bardziej przynaglają, aby na nowo odczytywać i przyjmować Ewangelię Jezusa, zamiast oddalać się od niej w rozproszeniu, które nie ma granic.

U korzeni postaw i wyborów

Coraz bardziej zanurzając się w modlitwę, doświadczamy pomocy w tym, by odnaleźć sposób na głębokie odczytanie tego, co dzieje się w nas, w Kościele, w świecie. Wzrasta więc w konsekwencji pragnienie, aby wznieść się ponad to, co tylko byłoby relacją wydarzeń i uchwycić to, co dzieje się w sercu i określa postawy, wybory, sądy. Kilka poniższych uwag może tu być oparciem jako punkt wyjścia.

Pomocne byłoby wskazać, jakie formy przybierają napięcia prowadzące następnie do podziałów i niezgody oraz zwrócić uwagę na niebezpieczeństwa z nimi związane.

Doświadczenie każdego, odczytane na nowo z wewnętrzną szczerością, pomogłoby z kolei uwidocznić kilka znaczących aspektów. I tak, przyczyny prowadzące do zagrożenia (lub wręcz zniszczenia) jedności mogą być związane m.in. z cechami charakteru danej osoby. Jednak czasami łączą się one z pragnieniem posiadania pewnych obszarów „władzy" albo też z faktem, że wprawdzie zewnętrznie zajmuje się jakieś określone miejsce (także związane z powołaniem), lecz w sercu nadal podtrzymywane są „więzi" sprzeczne z tym, co winno stanowić treść życia i nigdy nie ma tu tej wolności, która pozwoliłaby komuś ów stan rzeczy zakwestionować.

Przykładów - wszyscy to intuicyjnie rozumiemy - można by tu podać wiele i to bardzo różnorodnych. Każdemu chciałbym życzyć, aby umiał zajrzeć w siebie z tym ogromnym otwarciem się na prawdę, nosząc w sobie to mocne słowo, które Paweł nam pozostawił.

Należy również dopowiedzieć, że często zdarza się, iż problemy prowadzące do braku jedności ktoś chce rozwiązać wszystkie i natychmiast. Jest to jednak możliwe niezmiernie rzadko. Bardziej owocna jest natomiast podejmowana z całych sił troska, aby strzec i rozwijać te zasady oraz sposoby wyrazu, które umożliwiają komunię, z jednoczesnym zachowaniem umiejętności współżycia z tym, co jeszcze nie zostało rozwiązane i bez okazywania niecierpliwości wobec całej ociężałości czy niejednoznaczności towarzyszącej zwykle problemom tego rodzaju.

Dać się w to wciągnąć i zakładać, że uda się niejako od ręki odbudować harmonię między wszystkimi i na każdym polu, może nieść z sobą ryzyko, że zostanie zgubione właśnie sedno sprawy (za Pawłem powiedzielibyśmy o „sercu Ewangelii"). Zresztą podobna postawa nierzadko świadczy o tym, iż ktoś w rzeczywistości nie dostrzegł, że tej plątaniny nie da się rozsupłać a to skutkuje wysoką ceną - życiem przepełnionym rozdrażnieniem i poczuciem zawodu, tak jakby wszystko to było oznaką osobistej przegranej lub porażki, albo też opowiedzeniem się po jednej „stronie" i w konsekwencji zarzuceniem właściwego zadania budowniczego komunii.

Dbałość o to, by zachować w swym wnętrzu centrum Ewangelii, podpowiada natomiast bardziej pokorne, lecz skuteczniejsze kroki. Podjąć raczej należy drogę tego, kto sam siebie i innych uczy cierpliwego dzielenia się, akceptowania różnic, tak by nigdy nie były one powodem silnych sporów czy wręcz wykluczenia kogoś. Często obserwuję, do czego zdolna jest pokorna i wytrwała dobroć kogoś, kto sam siebie uważa za zwykłego sługę i z autentyczną powagą traktuje sprawę komunii. Wobec podziałów, tych mniejszych i całkiem dużych, czy też postawy osób uważających, że stanowią pępek świata, nie ma bardziej skutecznego podejścia, niż właśnie rozbrajająca dobroć.

To jednak nie jest tylko swego rodzaju taktyka ani po prostu sztuka. To postawa, która ma wymiar duchowy i czerpie inspirację z przekonania, że ludzi można gromadzić wokół Ewangelii, tylko ucząc się języka i dróg komunii.

Słowa Pawła, które rozważaliśmy, niosą z sobą pod tym kątem niedającą się zanegować siłę przekonywania — nawet w środku burzy najbardziej rozdzierających podziałów wie on dobrze, na czym polega serce Ewangelii Jezusa i uczy się sposobów, które każdego dnia pozwalają mu stamtąd czerpać siłę.

Wprowadzenie

„Czas Madian"

We wspólnocie korynckiej

Nasze życie jest interpelowane

I „My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego": intuicja zawierająca wszystko

Wewnętrzna droga

Niepokój i pokrzepienie

Procesy interioryzacji

II Podziały i nieporządek: centrum się oddala?

Refleksja, która stawia nam pytania

„Chrześcijański horyzont sensu"

U korzeni postaw i wyborów

III Czy można żyć zgodnie z chrześcijańskim powołaniem?

„Każdy jest obdarowany przez Boga inaczej"

Powołanie i więź z Chrystusem

Razem, w różnych powołaniach

Wejść w samych siebie

IV Także najpiękniejsze dary są zagrożone

Zachowanie sensu

„Otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem"

Oczekiwanie na dar

Dar Pański rozkwita pośród nas

V Wielość darów, lecz pierwszeństwo miłości

Pomiędzy obfitością a brakami

Ciało i członki

Przenikliwe spojrzenie

VI Kiedy traci się własne ciało

Ten „odmienny" próg

„Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał"

Niepokój zostaje uciszony

VII Pocieszeni w prześladowaniu

Poszukiwanie to coś, co jest w nas samych

Różnorodne próby

Odmienna perspektywa

Wejść w próbę

Spojrzenie na innych

Modlitwa poszerza horyzont

VIII Skarb noszony pośród słabości

Próba - miejsce objawienia

Dominujący obraz

Źródło dające inspirację

Ból przemieniony

Warto na nowo posłuchać

IX „Wystarczy ci mojej łaski"

Kres poszukiwania

Objawienia i wizje

Oścień dla ciała

Słabość i moc

Okruchy życia

Zakończenie

Towarzysz podróży

Franco Brovelli

Wydawnictwo „Jedność”

Kielce 2009

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pawłowy zakład. Myśli dla głoszących Ewangelię
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.