Szczęście błogosławieństw. Osiem dróg do udanego życia

Szczęście błogosławieństw. Osiem dróg do udanego życia
Szczęście błogosławieństw „Jedność”
Anselm Grün / Wydawnictwo „Jedność”

W Kazaniu na Górze, które dla wielu teologów jest najważniejszym fragmentem Ewangelii, Jezus osiem razy nazywa błogosławionymi ludzi, którzy się smucą, są prześladowani i pragną sprawiedliwości. Anselm Grün odkrywa błogosławieństwa jako drogę ćwiczeń prowadzącą do udanego, zdrowego życia, a jednocześnie jako Jezusową obietnicę szczęścia. Obietnicę, której jedynym warunkiem jest podążanie śladami tęsknoty ukrytej w każdym człowieku, by być na podobieństwo Boga, by być cichym, pokornym i miłosiernym.

Anselm Grün, urodzony w 1945 r., doktor teologii, benedyktyn, zarządza opactwem w Münsterschwarzach. Doradca duchowy, prowadzi kursy medytacji uwzględniające psychoterapię, kontemplację i post. Zajmuje się także interpretacją snów opartą na psychologii głębi.

DEON.PL POLECA

Błogosławieństwa sposobem na zdrowe życie

Dla wielu współczesnych ludzi zdrowie jest największym   szczęściem.   Powstają   liczne poradniki poświęcone temu, jak osiągnąć szczęście. Minimum tyle samo książek porusza aktualny temat zdrowego stylu życia. „Grunt to zdrowie", powtarzamy w życiu codziennym -i mówimy prawdę. Goethe powiedział pewnego razu: „Na co zdałyby mi się wszystkie pieniądze świata, skoro żaden chory człowiek nie może korzystać z jego uciech". Tęsknota za zdrowiem przybierała niekiedy wymiar religijny. Dlatego mówi się już o religii zdrowia. Dla niejednego człowieka zdrowie jest wartością największą i jest on w stanie wszystko za nie oddać. Czasami ofiary, które się poniesie dla zdrowia, wydają się większe niż ofiary, jakie ludzie w dziejach świata ponosili dla Boga. Zdrowie jest z pewnością ważnym aspektem udanego życia, lecz nie powinno być jedynym. Przede wszystkim nie wystarczy koncentrować się jedynie na zdrowiu fizycznym, zapominając o zdrowiu duszy.

Związek szczęścia i zdrowia dostrzegali już filozofowie greccy. Tales z Miletu, jeden z siedmiu mędrców, uważał, że szczęście człowieka to spełnienie trzech wymogów: „zdrowy na ciele, bogaty duchowo i dobrze wychowany". Poeci greccy ciągle podkreślali, że bogactwo i władza bez zdrowia są bezwartościowe. Według Epikura, prawdziwego filozofa szczęścia, człowiek osiąga szczęście dzięki równowadze ducha i zdrowia fizycznego. Stoicy natomiast uważali zdrowie przede wszystkim za cnotę moralną. Zdrowy jest ten, kto żyje cnotliwie. W Grecji istniało wiele różnych poglądów na szczęście i zdrowie. Jedni bardziej akcentowali ciało, inni znów duszę i ducha, cnoty i uporządkowane życie. Lekarze greccy stworzyli własną dietetykę, czyli naukę o zdrowym trybie życia, dając praktyczne porady na temat zdrowego odżywiania, zasad snu i pielęgnacji ciała, lecz włączali do swej koncepcji życia również duszę oraz kwestie wychowania i edukacji. Według filozofów greckich ważnym sposobem na zdrowie był również właściwy sposób myślenia. Filozof Wilhelm Schmid opisuje zbawienne działanie myślenia, co było rzeczą oczywistą dla greckich myślicieli - czy to filozofów czy teologów chrześcijańskich. To, co leczy, to nie lekarz ani medycyna, lecz siła organizmu, duszy i myślenia samego człowieka. Według Schmida, nawet gdy choroba jest uwarunkowana wyłącznie somatycznie, nie oznacza to wcale, że da się ją pokonać tylko na płaszczyźnie somatycznej. W tym wypadku niezbędna mogłaby się okazać ogromna energia, którą może wyzwolić dusza; nawet jeśli obiektywnie nie można jej zmierzyć. Konieczne mogłyby się okazać też procesy i wysiłki myślowe, które potrafią nadać energii duchowej pewien kierunek lub po prostu ją wzbudzić, wywołać i wzmocnić.

Na tle filozofii i medycyny greckiej gnostyczne Dzieje Jezusa autorstwa Tomasza określają Jezusa „Lekarzem wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych". Prowadzi On człowieka ku pełni. Według pierwszych Ojców Kościoła zdrowie człowieka jest zawsze związane ze zbawieniem, które oznacza uzdrowienie ciała i duszy. W końcu jest nam ono dane przez Boga. Zdrowie łączy oba wymiary: możemy na zdrowie zapracować, lecz ostatecznie jest ono także darem. Medytacja i rozważanie błogosławieństw może nas zetknąć ze zbawieniem Bożym, z uzdrawiającymi siłami, które zesłał nam Bóg. Jednak wszelkie idee sprowadzają nas do faktu, że zbawienie i zdrowie pochodzą od Boga i zawsze są cudami Jego łaski.

Podkreślano, że błogosławieństwa leczą choroby ducha i mają prowadzić człowieka ku zdrowiu. Aspekt ten uwydatniał w swoich kazaniach przede wszystkim św. Grzegorz z Nyssy. Błogosławieństwa przemawiają do naszych tęsknot za dobrym życiem, którego ważnym elementem jest zdrowie, przy czym nie wolno nam myśleć jedynie o zdrowiu fizycznym, lecz o zdrowiu ludzi w ogóle. Zdrowie bierze swój początek w duszy. Bez zdrowej duszy ciało jest pozbawione swych korzeni. Wprawdzie czasami w takich wypadkach ciało funkcjonuje dobrze i z pozoru wydaje się zdrowe. Jednak jeśli ktoś w głębi duszy nie pozostaje w zgodzie ze sobą, to traci również kontakt z ciałem. Dzięki lekom może zewnętrznie utrzymywać się w zdrowiu, jednak nie czuje się zbyt dobrze. Św. Hildegarda z Bingen mówi, że powinniśmy się tak obchodzić z naszym ciałem, żeby dusza z chęcią w nim mieszkała.

Błogosławieństwa nie są oczywiście wskazówkami, jak utrzymać zdrowie fizyczne. Jednak jeśli wyjdziemy z założenia, że błogosławieństwa i osiem postaw z nich wynikających uwzględniają ważne aspekty ludzkiej duszy, dojdziemy do wniosku, że mają one również wiele wspólnego ze zdrowiem fizycznym. Człowiek zdrowy na duszy i prowadzący zdrowy tryb życia odczuwa również pozytywny wpływ na ciało. Jednak błogosławieństwa nie prowadzą do koncentracji współczesnej religii zdrowia na ciele, koncentracji, którą Schmid nazywa „somatomanią, manią na punkcie ciała”. Błogosławieństwa pragną prowadzić człowieka do właściwej postawy wobec Boga oraz do poznania swej prawdziwej istoty.

Zanim przedstawię błogosławieństwa jako sposób na zdrowe życie, chciałbym poczynić pewną uwagę. Obecnie istnieje niebezpieczeństwo interpretacji każdej choroby z psychologicznego punktu widzenia i szukania przyczyny chorób właśnie w psychice. Taka interpretacja ma swoje korzenie u Zygmunta Freuda, który mówi o przyczynowo-redukcyjnej interpretacji choroby i sprowadza ją do wcześniejszej przyczyny. Jest w tym jakaś prawda. Jeśli ktoś się niezdrowo odżywia lub za dużo pali, nie powinien się dziwić, że choruje. Przyczyna jest w tym przypadku jasna. Jednak nie wolno uogólniać tego problemu, bo w przeciwnym razie każdemu choremu mówiłbym: „To twoja wina, że jesteś chory". To nie jest wobec niego sprawiedliwe i jeszcze bardziej pogłębi chorobę, ponieważ będzie on szukał winy jedynie w sobie. Spotkałem wielu ludzi, którzy czuli się bardzo urażeni, kiedy lekarz powiedział do nich: „Pańska choroba ma podłoże psychiczne". W ich uszach brzmiało to często jak potępienie: „Prowadziłeś niezdrowy tryb życia, dlatego jesteś chory".

Amerykański filozof i psycholog Ken Wilber oraz jego żona Treya w fascynujący sposób opisują w swej autobiograficznej książce „Odwaga i łaska", jak bolesnym przeżyciem były dla nich wizyty wielu znajomych Treyi, kiedy dowiedziała się, że ma nowotwór. Znajomi natychmiast mieli gotową odpowiedź, dlaczego zachorowała na raka piersi: „Chowałaś w sobie zbyt dużo urazy, dlatego masz raka". Ken Wilber rozmyśla nad tym zjawiskiem pośpiesznej interpretacji. Uważa, że w chorobie zawsze rodzi się obawa, którą chcemy pokonać właśnie poprzez natychmiastowe wyjaśnienie. Pozwalamy sobie narzucać szkodliwy i negatywny sens, zamiast pozbawiać się jakiegokolwiek sensu. Gdy tylko dopadnie nas choroba, zjawiają się zaraz ludzie z bagażem wygodnych interpretacji i wyroków. I tak powstaje błędne koło: Dlaczego jesteś chory? Ponieważ byłeś zły. A po czym poznaję, że jesteś zły? Po tym, że jesteś chory. Ludzie w bardzo różny sposób tłumaczą sobie przyczyny chorób. Ezoteryka na przykład uważa, że sami na siebie ściągamy choroby, bo dzięki nim uczymy się czegoś ważnego, aby móc kontynuować swój rozwój duchowy. Jednak tak czy inaczej szukamy winy w sobie. Inni mówią o negatywnej karmie, która wywołuje chorobę. Jednak wszystkie te wytłumaczenia na nic się zdadzą, zwłaszcza gdy pochodzą z zewnątrz. Inni znów wysuwają teorie na temat chorób, ponieważ ostatecznie nie chcą zaufać ludziom cierpiącym na określoną przypadłość. Swoimi teoriami przyczyniają się do zaszufladkowania choroby, aby nie zmagać się z możliwością zachorowania. Ken Wilber mówi swojej żonie, że nie wie, co powinna zmienić, aby przyczynić się do uleczenia, bo nikt nie zna przyczyny jej raka. Zastanawia się jednak, co by było, gdyby po prostu potraktowała nowotwór jako metaforę, jako bodziec do zmiany wszystkich tych rzeczy w swoim życiu, które tak czy inaczej chciała zmienić. I jeśli coś zmieni, to nie z myślą, że to z powodu raka - takie podejście wzbudzi tylko poczucie winy - zmieni coś, ponieważ tak czy inaczej miała to zmienić.

 

Carl Gustav Jung mówi o celowościowej interpretacji choroby. Jeśli zachorujemy, trzeba koniecznie postawić sobie pytanie, co choroba chce nam przekazać i na co zwrócić uwagę. Rezygnujemy jednak z ustalania jej przyczyny Oprócz tego w innym kontekście Jung mówi o synchronizacji, jednoczesności, której jednak nie potrafię już wyjaśnić z punktu przyczynowości. Czasami jednocześnie pojawiają się problemy duchowe i choroby somatyczne, będące wyrazem stanu wewnętrznego. Jednak wtedy nie pytam o przyczyny, lecz jedynie o to, jak odpowiednio zareagować na daną sytuację, zarówno pod względem duchowym jak i cielesnym. Ciało i dusza są elementami jednej całości. Nie potrafimy stwierdzić, co pojawia się wcześniej - czy duchowa czy może fizyczna reakcja na wewnętrzne lub zewnętrzne zagrożenie. Dlatego konieczna jest ostrożność i głęboki szacunek wobec tajemnicy człowieka, tajemnicy jego zdrowia i choroby.

W tym kontekście chciałbym opisać błogosławieństwa jako sposób na zdrowe życie, przy czym oprę się na teologii zawartej w Ewangelii Mateusza. Ewangelista ten po każdej przemowie Mesjasza opisuje Jego czyny. Po Kazaniu na Górze Mateusz opowiada szereg historii uzdrowień. Jezus kierował swe słowa do ludzi chorych, w ten sposób ich uzdrawiając. Zbliżał się do ludzi chorych, trędowatych i z gorączką, opętanych i sparaliżowanych, do niewidomych i głuchych. Jezus mówi o sobie: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają" (Mt 9,12). Jezus jest lekarzem, który leczy choroby ducha dotykiem i słowami. Mateusz zawsze interpretuje wypowiedzi i czyny Jezusa za pomocą słów proroka Izajasza. Przed Kazaniem na Górze cytuje następujące zdanie: „Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci wzeszło światło" (Mt 4,16). W Kazaniu na Górze Jezus rozświetla życie tych, którzy błądzą w ciemności i nie wiedzą, jak dobrze żyć. W cudach uzdrowień dokonanych przez Jezusa, Mateusz dostrzega urzeczywistnienie się słów proroka: „On wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby" (Mt 8,17). Podobnie jak Jezus demaskuje i wypędza będące przyczyną chorób wzorce życiowe, tak dzięki swoim uzdrawiającym czynom niejako odrzuca precz choroby, aby człowiek mógł znowu przybrać postać, jaką Bóg wyznaczył mu w pierwotnych planach. Według Mateusza słowa i czyny, wskazówki i uzdrawianie stanowią dla Jezusa ścisłą całość.

W interpretacji błogosławieństw jako sposobu na zdrowe życie wychodzę za każdym razem od postaw, które porusza Jezus. Postawa przeciwstawna zawsze jest czynnikiem wywołującym choroby, szkodzi duszy i ciału. Przeciwieństwem ubóstwa w duchu jest przywiązanie do bogactwa. Ale to nie bogactwo jest szkodliwe. Jednak - jak mówi C.G. Jung - posiadanie może tylko utwierdzić maskę. Człowiek przywiązany do bogactwa często zastępuje brak poczucia własnej wartości przez posiadanie i często zakrywa się majątkiem i sukcesem niczym maską. Pewna kobieta zwierzyła się mi, że nie potrafi już szczerze rozmawiać z mężem. Nie umie dotrzeć do niego i do jego serca. Mąż rozmawia tylko o swoich sukcesach finansowych i o pieniądzach. Można sobie wyobrazić, jak tego rodzaju postawa czyni człowieka chorym wewnętrznie i sieje pustkę. Im większa pustka wewnętrzna, tym bardziej człowiek musi ją wypełniać rzeczami materialnymi. Odnoszący sukcesy mąż, którego żona nie potrafiła już wyczuć, był bardzo inteligentny, lecz w rozmowie z nią stawał się coraz bardziej wulgarny. Bogactwo zablokowało dostęp do jego serca i spowodowało, że skoncentrował swoją energię nie tylko na pieniądzach, lecz również na prymitywnym poziomie seksualności. Musiał zapełniać pustkę pieniędzmi i seksem. Nie pomylimy się zbytnio, gdy powiemy, że ten brak umiaru w którymś momencie obejmie jego organizm i wywoła chorobę. Ubóstwo jako wewnętrzna wolność jest koniecznym sposobem na zdrowie, przy czym nie może stać się negacją życia. Jest ono przede wszystkim prostotą i wolnością wobec rzeczy materialnych. Wszyscy lekarze greccy zalecali prostotę życia jako sposób na zdrowie.

Drugie błogosławieństwo odsyła nas do smutku jako ważnego przyczynku do utrzymania zdrowego ducha. Wielu terapeutów stwierdza, że duchowe i często również fizyczne choroby mają swoją głębszą przyczynę w tłumieniu smutku. Niektórzy ludzie, unikający żałoby po zmarłym, rok później odczuwają gulę w gardle, która powoduje, że nie mogą wydobyć z siebie głosu. Czasami owo tłumienie wyraża się w astmie, a dość często w depresji. Nie opłakujemy braków lub zranień spowodowanych wychowaniem, które potem odbijają się na nas w postaci chorób. Spotykam coraz więcej osób, które zostały zranione w wychowaniu religijnym, lecz zamiast płakać z powodu tego, co im uczyniono, wolą odrzucać wszystko, co ma związek z religią. Identyfikują się z czynnikami raniącymi z dzieciństwa, lecz tym samym podcinają ważne korzenie i często zastygają w takiej postawie. Szukają wówczas wszędzie gdzie się da namiastek religii, jednak rzadko znajdują wewnętrzny spokój. Wiele chorób i dolegliwości psychicznych ma swoją przyczynę w braku korzeni religijnych. Zamiast opłakiwać braki, człowiek jeszcze je powiększa, odgradzając się od ważnych doświadczeń, które go spotkały w dzieciństwie. Smutek umożliwia nam zetknięcie się z wewnętrznymi zasobami, kryjącymi się za deficytami. Te zasoby są niezbędne, byśmy mogli sobie poradzić z konfliktami i ranami w naszym życiu, by się o nie rozbić, lecz dzięki nim wzmocnić. Ten aspekt na nowo podjęła obecnie salutogeneza. Jest to nowoczesna forma terapii, zainteresowana czynnikami, które dają człowiekowi zdrowie. Przede wszystkim jednak nie szuka ona czynników chorobotwórczych, lecz pozytywnych zasobów kryjących się w człowieku, które pomagają mu wyzdrowieć, mimo przeciwnych okoliczności zewnętrznych. Opłakując nasze braki i zranienia, dotykamy leczących i wzmacniających źródeł w naszej duszy, potencjału gotowych uzdrawiających sił.

Przeciwieństwem trzeciego błogosławieństwa (delikatność, łagodność, niestosowanie przemocy) jest surowość wobec siebie samego. Surowość objawia się nie tylko w okrutnych wyrokach w stosunku do innych ludzi lub siebie i własnych błędów czy słabości. Często surowość wyraża się cieleśnie - napinają się wszystkie mięśnie, plecy stają się sztywne jak deska. Wszystkie żmudnie tłumione emocje i potrzeby składamy na plecach niczym na wysypisku śmieci. Bóle pleców są czasami wyrazem niewypowiedzianych uczuć. Przypominają nam o zetknięciu się ze stłumionymi uczuciami. Jeśli stan fizycznego napięcia utrzymuje się długo, prowadzi do trwałych uszkodzeń, a człowiek staje się chory, również cieleśnie. Dlatego łagodność jest niezbędnym lekiem dla ciała. Surowość wyraża się często w karaniu samego siebie. Jedną z form takiego karania jest świadome zabranianie sobie czegoś, gdy się popełniło jakiś błąd. Innym sposobem okazują się wypadki. Terapeuta Rudolf Affemann mówi o typowych „wypadkowiczach" w zakładach pracy: ludziach, którzy ciągle upuszczają na stopy młot, miażdżą sobie palce w różnych miejscach lub ocierają sobie skórę, raniąc się w ten sposób. Uważa on, że jest to częstokroć wyraz samookaleczenia. Rzecz jasna nie dochodzi do tego świadomie, lecz nieświadomie. Czasami także choroby wydają się rodzajem karania siebie. Naturalnie należy się temu dokładnie przyjrzeć i nie wolno wydawać przedwczesnych wyroków,  w przeciwnym razie można zranić chorych, sugerując im, że sami są winni swojej choroby. Jednak czasami, w towarzystwie osób, które chorują raz za razem, pada pytanie, czy w ich wypadku nie można mówić o samokaraniu. Stawiając to pytanie, należy unikać udzielenia odpowiedzi sobie lub pacjentowi, gdyż nie wypada nam jej udzielić. Jednak faktem doświadczalnym jest to, że surowy wyrok wobec siebie i karanie siebie szkodzą ciału. Dlatego delikatność i łagodność są również lekami na choroby ciała.

Sprawiedliwość polega na tym, aby właściwie dorosnąć do swej istoty. Jeśli człowiek żyje w zgodzie ze sobą i w harmonii wewnętrznej, nie będzie łatwo narażony na infekcje. Oczywiście harmonii duszy nie możemy stawiać na równi z harmonią, która panuje w organizmie. Niektórzy ludzie są całkowicie pogodzeni ze sobą i własnym życiem, a mimo to chorują. Przytrafiają im się takie choroby, którym nie może zapobiec jakakolwiek postawa duchowa. Jednak często rozterki ducha prowadzą do chorób somatycznych. Pewna kobieta opowiadała mi o swoich alergiach. Spotykała się z pewnym mężczyzną tylko w weekendy, nie będąc z nim w stałym związku. W rozmowie nigdy nie kwestionowałem tej relacji, jednak słuchając jej opowieści, zacząłem powątpiewać, czy jest to dla niej odpowiednie. Po jakimś czasie sama sobie uzmysłowiła, że ten związek przyczynia się do jej rozterek. Wyciągnęła z tego wnioski i nagle wszystkie alergie zniknęły. Jeśli nie dorośliśmy do siebie, to nie potrafimy właściwie wsłuchiwać się w głos ducha, lecz żyjemy jakby obok siebie, ponieważ trzymamy się kurczowo jakichś iluzji. Wówczas ciało może wysyłać wskazówki, że coś jest nie tak z nami i z naszym życiem. Nie chodzi tu o winę, lecz o napomnienie, by lepiej obchodzić się ze sobą i sprostać sobie, żyć w zgodzie z własnym „ja", zostawiając za sobą rozdwojenie. Jezus wzywa nas do łaknienia i pragnienia sprawiedliwości, do dobrego życia, abyśmy dorośli do własnej istoty. Jest to również wezwanie do zdrowego życia.

Przeciwieństwem miłosierdzia jest okrucieństwo, równające się surowości, którą analizowaliśmy już w przypadku błogosławieństwa łagodności i delikatności. Jednakże w okrucieństwie pobrzmiewa coś jeszcze. Miłosierdzie oznacza współczucie i litość. Okrucieństwo zaś dotyczy po pierwsze okrutnego wyroku, jaki wydajemy sami na siebie, po drugie braku współczucia. Jeśli ktoś nielitościwie potępia w sobie wszystko, co nie odpowiada idealnemu obrazowi jego samego, ten osłabia sam siebie, odgradzając się od własnych sił uzdrawiających, od uodparniających zasobów duszy. Człowiek pozbawiony uczuć odcina się od własnej duszy, która nie jest w stanie dłużej go żywić ani nie potrafi przenikać ciała. Według Grzegorza z Nysy człowiek miłosierny nawiązuje kontakt z potrzebującymi i cierpiącymi. Jeśli przyjmiemy ten symbol, będzie to oznaczać, że człowiek miłosierny z miłością pochyla się nad własnymi potrzebami, lecz również nad tym, co jest w nim słabością i zranieniem. Natomiast człowiek, który bez litości pomija własne słabości i zniewagi, odczuwa nadal ich destrukcyjne działanie. Jeżeli oczy duszy nie chcą widzieć własnych zranień i nędzy, wówczas ciało przejmuje zadanie skonfrontowania nas z tymi zranieniami. Ciało zaczyna chorować, abyśmy mogli być miłosierni nie tylko wobec ciała, lecz również wobec duszy. Jednak wielu ludzi bezlitośnie reaguje nie tylko na swoją duszę, lecz także na ciało. Nie słuchają impulsów, które ono im wysyła. Chcą je siłą zmusić do działania. Chory faszeruje się silnymi lekami, aby mimo to jakoś funkcjonować, jednak w pewnym momencie to nadwyrężenie się zemści. Często człowiek postawiony w takich sytuacjach całkowicie się załamuje. Krążenie zaczyna mu odmawiać posłuszeństwa i w końcu doprowadza go do zrozumienia, że powinien bardziej miłosiernie traktować siebie.

 

Sam Jezus tworzy tę wewnętrzną więź pomiędzy czystością a zdrowiem, gdy mówi o jasności oka. Wspólne tłumaczenie określa już samą światłość jako zdrowie: „Jeśli twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie rozświetlone. Lecz jeśli jest chore, ciało twoje będzie również w ciemności" (Łk 11, 34). Oczyszczenie emocji wpływa pozytywnie na ciało, i odwrotnie - cielesna kuracja oczyszczająca wychodzi również na dobre duszy. Od dawien dawna post jest popularną kuracją oczyszczającą organizm. Są jeszcze inne sposoby na oczyszczenie organizmu: kuracja herbatą cynamonową lub zwykłym pożywieniem. Już w starożytności lekarze mówili, że zbyt wiele wyszukanych potraw mocno niszczy organizm. Czasami wysyła on znaki, że nie jesteśmy czyści wewnętrznie. Pryszcze pojawiające się w okresie dojrzewania są między innymi znakami, że młodzi ludzie nie zaakceptowali jeszcze wielu spraw w sobie. To, czego nie zaakceptuje dusza, często pojawia się na skórze. Kiedy do Jezusa podchodzi   trędowaty, prosząc go o uzdrowienie, Jezus odpowiada mu: „Chcę, bądź oczyszczony!" (Mt 8,3). Jezus akceptuje trędowatego takiego, jakim on jest. Kolejnym zadaniem jest zaakceptowanie przez trędowatego samego siebie. Jeśli powie sobie: „Mogę być taki, jaki jestem. Wszystko we mnie może być takie jakie jest", wówczas wszystko stanie się w nim czyste i zostanie uzdrowiony. W ten sposób błogosławieństwo wobec ludzi czystego serca jest również sposobem na zdrowie.

Czystość powstaje nie tylko wskutek usuwania wydzielin, lecz przede wszystkim wskutek oczyszczenia. Biblia określa demony jako duchy nieczyste i złe. Wielu ludzi jest opętanych przez tego rodzaju nieczyste duchy. Często są to projekcje, które mącą umysł. Jeśli inni ludzie rzutują na nas swoje obrazy i oczekiwania, wówczas nam również z trudem przychodzi patrzenie na nasz prawdziwy obraz. Cudze obrazy mącą nasz umysł. Często żyjemy wtedy czymś, co nie odpowiada naszej istocie, i to życie wbrew wewnętrznej istocie ostatecznie wywołuje w nas choroby. Czasami choroba jest sygnałem, że nie żyjemy zgodnie z pierwotnym i jasnym obrazem, jaki przeznaczył nam Bóg. Dlatego powinniśmy zatrzymać się i zapytać siebie, co odpowiada naszej najgłębszej istocie. Choroba stawia również wyzwanie, aby oczyścić się ze zmętnienia, aby zajaśniał znowu pierwotny blask naszej duszy. To wyjdzie na dobre także naszemu ciału.

Według starożytnych lekarzy zdrowie zawsze oznaczało harmonię sił witalnych, która jest możliwa jedynie wtedy, gdy duch jest w zgodzie także sam ze sobą. Ciało i duch są częściami jednej całości. Jeśli ktoś przez dłuższy czas żyje bez pojednania, zaczyna to odczuwać w organizmie. Niektórzy ludzie nie mogą wyzdrowieć, ponieważ nie potrafią wybaczać. Cały czas są związani z ludźmi, którzy ich zranili. Przebaczenie jest ostatecznie aktem terapeutycznym. Człowiek uwalnia się w akcie przebaczenia od negatywnej energii, która tkwi w nim wskutek zranienia. Wielu ludzi cierpi z tego powodu, że sami wprawdzie przebaczają, jednak druga strona nie jest gotowa zakończyć kłótnię. Nie raz miałem do czynienia z rodzeństwem, które poróżniło się w konfliktach o spadek i latami żyło w niezgodzie lub wręcz wrogości i zerwało wszelkie kontakty. Niejeden brat i niejedna siostra cierpi z tego powodu i pragnie się pogodzić, lecz druga strona nie jest na to gotowa. W takim wypadku należy pogrzebać w pamięci kłótnię i spróbować pojednać się wewnętrznie. Nawet jeśli druga strona nie odnowiła z nami kontaktu, nie powinniśmy żywić wobec niej urazy. Człowiek odczuwa raczej smutek z tego powodu, że ktoś się aż tak bardzo zamknął. Pojednanie jest konieczne, byśmy na dłuższą metę mogli cieszyć się dobrym zdrowiem.

Inny rodzaj niezgody polega na tym, że nie jesteśmy w stanie zaakceptować tego, co jest w nas. Nie potrafimy pogodzić się z naszymi negatywnymi stronami, wrażliwymi miejscami, słabościami. W takich wypadkach potrzebujemy wiele energii, aby trzymać pod kluczem to wszystko, czego nie chcemy przyjąć do wiadomości. Potem brakuje nam energii do życia, a brak energii osłabia również ciało. Nie wolno nam jednak wydać na siebie rygorystycznego wyroku, że nie potrafimy żyć w zgodzie, ponieważ jesteśmy chorzy, tego rodzaju interpretacja sprawi, że będziemy mieli jedynie wyrzuty sumienia i wydamy od razu negatywną opinię o sobie, a złe zdanie jeszcze bardziej osłabi nasz system odporności. Możemy jednak badać, czy choroba nie chce nam czegoś przekazać. Czasami jest to zaproszenie do pojednania się z ograniczeniami, z sytuacją, w jakiej się znajdujemy lub z takimi sferami duszy, które dotychczas odrzucaliśmy. Zamiast wywoływać wyrzuty sumienia z powodu choroby, bądźmy wdzięczni za to, że ukazuje nam ona dysonans, a jednocześnie podpowiada, jak znów żyć w zgodzie ze sobą.

W przypadku ósmego błogosławieństwa św. Grzegorz z Nysy rozważał obraz człowieka biegnącego w zawodach. Jest on ścigany przez innych uczestników, którzy go popędzają do szybszego biegu, do zdobycia nagrody za zwycięstwo. Św. Grzegorz pisze: „Jakże ożywcze jest być prześladowanym z powodu Pana. Dlaczego? Albowiem prześladowanie przez złych ludzi staje się środkiem do osiągnięcia dobra". Według mnie oznacza to, że wszystko zdaję na Chrystusa - lub z psychologicznego punktu widzenia - na moje prawdziwe ego (pozwalam na podążanie w tym kierunku). Przeciwieństwem wspólnego biegu z prześladowcami jest ucieczka. Dopóki człowiek biegnie, nigdy nie dotrze do celu, zaś uciekając przed własną rzeczywistością, nigdy nie odnajdzie siebie. Wielu ludzi ucieka przed swoimi cieniami. Istnieje pewne chińskie opowiadanie o człowieku, którego tak bardzo denerwował własny cień, że biegł coraz szybciej, żeby od niego uciec, aż w końcu padł martwy na ziemię. Wielu ludzi ucieka przed samym sobą i prawdą o własnej osobie. Puenta opowiadania ludowego o wędrowcu, który nigdzie nie może zagrzać miejsca i ustawicznie ucieka przed własną winą, jest następująca: Jeśli człowiek nie stawi czoła winie i będzie przed nią uciekał, nigdy nie zazna spokoju. A wewnętrzny niepokój często może odbijać się jednocześnie na duszy i na ciele. Ludzie nie mogą zasnąć ani odpoczywać i w którymś momencie ciało w końcu ucierpi. "Wówczas choroba zmusza do zatrzymania się i wyciszenia. Przykuwa do łóżka i wymusza spokój zewnętrzny lecz jest równocześnie zaproszeniem do wewnętrznego wyciszenia, a to udaje się jedynie wtedy, gdy stawimy czoła wszystkiemu co jest w nas, również ujemnym stronom.

Symbol, którego używa św. Grzegorz z Nysy, przemawia jednak do nas jeszcze w inny sposób: zło skłania do dobra. Wszystko, co nas prześladuje, na przykład strach, depresja, brak pewności siebie, brak wiary w siebie, gniew, wrażliwość - ostatecznie prowadzi ku Bogu, ku nam samym, ku najgłębszej prawdzie o nas. Jak to należy rozumieć? Człowiek nie ucieknie przed własnym strachem, który go zawsze dogoni, lecz jeśli podejmie z nim bieg, poprowadzi on go ku życiu i prawdziwemu „ja". Dialog ze strachem wskaże nam, w którym miejscu niewłaściwie się oceniamy i jesteśmy zdeterminowani przez założenia o sobie i o własnym życiu, które wywołują podstawowe choroby. Te podstawowe założenia, będące przeszkodą w życiu, mogą brzmieć na przykład tak: „Nie wolno mi zrobić żadnego błędu, inaczej nie będę nic wart. Muszę zawsze być pewny siebie, bo w przeciwnym razie ludzie będą mną pogardzać. Muszę sobie poradzić z własną wrażliwością, w przeciwnym razie zostanę odrzucony". Rozmowa - lub mówiąc językiem obrazowym - ściganie się ze strachem, odsyła nas do najgłębszej prawdy, którą można wyrazić w takich zdaniach jak: „W oczach Boga jestem wartościowy. Mogę być taki, jaki jestem. Wolno mi być również niepewnym, co uczyni mnie sympatycznym. Mogę być wrażliwy, co przypomina mi o tym, że nie wymagam od siebie zbyt wiele".

W podobny sposób możemy przedstawić kwestię depresji. Jeśli człowiek przed nią ucieka, z pewnością go ona dopadnie i prześcignie, i będzie miała nad nim kontrolę. Sposobem na zdrowie jest pozwolenie na to, by depresja nas prześladowała i podjęcie z nią wyścigu. W takim wypadku depresja wskaże, że zatraciliśmy umiar, nakłoni do zrobienia sobie przerwy i odcięcia się od własnego perfekcjonizmu. Pewna kobieta, która dotychczas radziła sobie w życiu, zachorowała na depresję w wieku 50 lat. Była zła z tego powodu i nie chciała przyjąć choroby do wiadomości. Analizując swoją depresję stwierdziła, że zawsze pragnęła być dla swoich synów wzorową matką. Depresja stanowiła dla niej wyzwanie, by odciąć się od tej iluzji. W świecie, w którym sądzimy, że należy myśleć wyłącznie pozytywnie, aby być w stanie rozwiązać wszelkie problemy, depresja spełnia ważne zadanie: ukazuje nam kruchość życia. Wskazuje głębię naszego bytu oraz „nicość świata", jak to określa Schmid. Nasze życie nie jest aż tak powierzchowne, aby wszystko wydawało się realne.

Paradoks, polegający na błogosławieniu przez Jezusa ludziom prześladowanym dla sprawiedliwości, staje się zrozumiały, gdy zinterpretujemy go w świetle symbolu wyścigu, zaprezentowanego przez Św. Grzegorza. Są ludzie, którzy chcą żyć jak należy i sprostać prawdzie o sobie. Na tej drodze prześladują ich własne ciemne strony oraz wszelka wyparta treść. Gdy podejmują bieg, cienie prowadzą ich ku życiu. W cieniach zawarte są gotowe sposoby na życie, których dotychczas nie wykorzystaliśmy. Integracja cieni jest decydującym zadaniem na drodze ku stawaniu się sobą i ku zdrowiu. Oczywiście powyższa interpretacja jest tylko jednym z aspektów tego błogosławieństwa. Zaangażowanie w sprawę sprawiedliwości na świecie jest innym równie ważnym aspektem. Jeśli ktoś chciałby żyć właściwie, nie może zamykać oczu na niesprawiedliwość na świecie. Jego życie przyniesie owoce, jeśli zrezygnuje on z koncentracji na własnej osobie i podejmie walkę o sprawiedliwość w swoim otoczeniu. Nie powinien jednak pozwolić krzywdzie, aby zaabsorbowała go tak bardzo, żeby sam stał się niesprawiedliwy. Pewien młody mężczyzna opowiadał mi, że nad wyraz chętnie angażuje się na rzecz sprawiedliwości, lecz jednocześnie czuje, że sam staje się coraz bardziej nieznośny i niesprawiedliwie reaguje na innych ludzi. Będąc w niezgodzie ze sobą, przenosi swoją walkę o sprawiedliwość całkiem na zewnątrz. Takie postępowanie również może wywołać choroby. Potrzeba właściwej równowagi między wnętrzem a światem zewnętrznym. Wówczas człowiek będzie w stanie odnaleźć siebie, a jego życie stanie się owocne.

Wprowadzenie

Góra - łącznik pomiędzy niebem a ziemią

Błogosławieństwo - obietnica życia w pełni

Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie

Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni

Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię

Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą

Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie

Błogosławieństwa sposobem na zdrowe życie

Błogosławieństwa - droga chrześcijańskiej sztuki życia 

Zakończenie

Anselm Grün

Wydawnictwo „Jedność”

Kielce 2009

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Szczęście błogosławieństw. Osiem dróg do udanego życia
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.