Wielki kompozytor zadedykował ten utwór specjalnie dla papieża Franciszka [WYWIAD]
"Linia muzyczna waltorni, trąbek i chóru tworzy układ horyzontalny, natomiast zapis nutowy dla pozostałych instrumentów pozostaje pionowy. Nuty układają się w kształt krzyża".
Alessandro de Rosa: Zawsze myślałem, że wszelkie ślady przeszłości, także na polu muzycznym, w ten czy inny sposób wiążą się z określonym, silnym ośrodkiem władzy, który umożliwiał rozwój i kultywowanie danej tradycji. Wspominałeś o śpiewie gregoriańskim, który do dziś jest traktowany jako rok zerowy w historii muzyki zachodniej. Determinującym czynnikiem okazał się polityczny wybór Karola Wielkiego, który wraz z Kościołem rzymskim wykorzystał chorał do zbudowania tożsamości i zunifikowania Świętego Cesarstwa Rzymskiego. To kolejny dowód na istnienie wielowymiarowych powiązań między muzyką a społeczeństwem.
Ennio Morricone: Zbyt często muzyka jest omawiana w oderwaniu od okoliczności powstania, jakby była bytem abstrakcyjnym, gdy tymczasem muzyka, która dotarła do naszych czasów, była wykonywana w ściśle określonym kontekście. Powstawała z myślą o przyjęciach, balach, spektaklach lub uroczystościach religijnych. Wspominaliśmy już wcześniej o ograniczeniach i narzuconych regułach, czyli elementach, które nazywam "uwarunkowaniami". One zawsze były i prawdopodobnie zawsze będą.
Przyszedł mi teraz do głowy wielki kompozytor renesansowy Giovanni da Palestrina. Udało mu się dokonać swoistego cudu muzycznego, ponieważ zachowując sztywne i nadzwyczaj surowe wytyczne Soboru Trydenckiego, zdołał stworzyć na tyle zaskakującą i oryginalną muzykę chóralną, że jest ona w stanie do dzisiaj wprawić w osłupienie osobę, która po raz pierwszy styka się z jego partyturami. Żył w okresie transformacji na polu muzycznym, w okresie wielkich zmian i rodzących się podziałów na muzykę liturgiczną i świecką. Sobór Trydencki próbował uporządkować sytuację, narzucając zasady obejmujące odnowę chorału gregoriańskiego i uznanie jego kluczowej roli w liturgii, a także formalne i stylowe ograniczenia w obrębie muzycznej oprawy mszy. Tylko osoba pokroju Palestriny mogła dostrzec w tym potencjał i szansę na stworzenie absolutnych arcydzieł.
Mimo że musiał się dostosować do reguł narzuconych przez Sobór, zdołał stworzyć oryginalne i indywidualne kontrapunkty, obchodząc i jednocześnie syntetyzując nowe zasady w niespodziewanej formie. To, co wydawało się trudnym do udźwignięcia kompromisem, przełożył na genialne arcydzieła.
Kompozytorzy jego pokroju stali się dla mnie wzorem do naśladowania. W jaki sposób Palestrina zdołał wydobyć tak złożoną strukturę ze sztywnych i ograniczających reguł narzuconych przez Sobór Trydencki w celu ukarania ekscesów kompozytorów oraz ich fantazji prowadzącej do demonicznych efektów, oddalających słuchaczy od słowa Bożego?
A jednak muzykom udało się znaleźć sposób na wyrażenie swych artystycznych inklinacji. Niesamowity sposób, który wciąż zachwyca. Naprawdę trudno w to dziś uwierzyć!
Kompozytorzy tacy, jak Josquin, Dufay, Palestrina, Frescobaldi, Monteverdi czy Bach, fascynowali mnie z różnych powodów i wywoływali pragnienie odkrycia ich sekretów. Dzisiaj ich kompozycje nie są już dla mnie interesujące jako wzorzec do naśladowania, ale nadal pozostaję pod wrażeniem stylistycznych zmian, które zaproponowali. W ogólnym rozrachunku to oni zatriumfowali, umiejętnie odpowiadając na wyzwania historii i swojej epoki.
Przeglądając pobieżnie moją partyturę Missa Papae Francisci można zatrzymywać się na kontrapunktach w stylu Palestriny, na prowadzeniu głosów, łączeniu elementów, ale dopiero głęboka analiza pozwala dostrzec dysonanse zakazane przez Sobór Trydencki. Naturalnie nie miałem zamiaru prowokować czy łamać porządku, ale chciałem dołożyć swoją cegiełkę w formie swobodnego kontrapunktu bez wpadania jednocześnie w pułapki liturgicznej tradycji.
Starałem się unikać równoległych kwint, choć akurat w podwójnym chórze nie są one poważnym występkiem. W każdym razie skupiłem się na mojej wizji i koniec.
Jak już wspominałem, ładnych parę lat temu na dobre pożegnałem się z wertykalnością, nie interesują mnie potencjalne zderzenia dźwięków, nie poszukuję pierwotnego kontrapunktu Palestriny, który narzuca określony sposób podejścia do dysonansu.
Kiedy zaczynam od skali doryckiej, jak to jest w Missa Papae Francisci, to potem konsekwentnie podążam tą drogą i nie uciekam się do permutacji. W wynikającym z tego wyboru kontrapunkcie może się zdarzyć dysonansowe spotkanie między czterema lub ośmioma partiami podwójnego chóru.
Czyli znowu dochodzimy do wywodu modalnego...
Który nas łączy na dwie ręce z muzyką archaiczną i religijną. Odniesienie do Palestriny wydawało mi się niezbędne ze względu na jego powiązania z Kościołem katolickim oraz moją miłość do jego muzyki. Ale, podkreślam, to odniesienie, a nie naśladownictwo.
Zastosowanie podwójnego chóru w Missa Papae Francisci było istotne także po to, by uzyskać wrażenie przestrzenności, idealnego amalgamatu głosów połączonych w duchowym śpiewie. Pomyślmy o kościelnych nawach, które jako pierwsze pozwalały dawnym muzykom osiągnąć efekt "stereo" przy wykorzystaniu podstawowych zasad akustyki, obejmujących rozmieszczenie dwóch chórów w stosownej odległości i miejscu.
Jak już wspominałem, nie zatrzymałem się na Palestrinie, ale automatycznie przeszedłem do szkoły weneckiej, do Adriana Willaerta i Gabrielich. Obsada - soprany i kontralty, tenory i basy - może podzielić się na oba chóry, uzyskując mocny efekt dźwiękowy. Chóry te odpowiadają sobie nawzajem, prowadzą dialog, choć moim zamierzeniem nie było nawiązanie do techniki antyfonalnej60.
Wiem, że przed Missa Papae Francisci nie skomponowałeś nigdy wcześniej mszy. Jak się więc narodziła?
To prawda. Zdarzyło się to po raz pierwszy, choć od wielu lat Maria, moja żona, prosiła mnie o napisanie mszy.
W grudniu 2012 roku poznałem ojca Daniele Libanoriego, jezuitę. Widywałem go już wcześniej podczas porannej wyprawy do kiosku po gazety. Poinformował mnie, że w 2014 roku będzie obchodzona dwusetna rocznica reaktywacji zakonu, i zapytał, czy mógłbym skomponować z tej okazji mszę, uprzedzając jednocześnie, że nie dysponują środkami finansowymi, by zapłacić za zlecenie. Doceniłem, że powiadomił mnie o tym od razu, nie czekając, aż poruszę kwestię wynagrodzenia, co z wrodzonej nieśmiałości przyszłoby mi pewnie z trudem.
Pomyślałem, że utwór musi być podniosły i wysokiej jakości. Lubię tego rodzaju wyzwania, choć - jak już wspominałem - od razu zastrzegłem, że będę pewien, że muzyka została skomponowana, dopiero kiedy skończę pracę.
Nie ukrywam, że była to droga przez mękę, ale sześć miesięcy później przekazałem gotową kompozycję61. Miałem problem nie tylko z napisaniem muzyki, ale też z doborem tekstu. Początkowo chciałem wykorzystać po połowie teksty łacińskie i włoskie, ale rektor zakonu powiedział mi, że msza będzie wykonywana w kościele i wszystkie teksty muszą być po łacinie. Zrozumiałem założenie i zwróciłem się ponownie o pomoc do Franceska De Melisa, który dokonał adaptacji tekstów.
Utwór na podwójny chór i orkiestrę trwa około pół godziny i zawiera finał, który z reguły nie jest kontemplowany podczas mszy.
Mam wrażenie, że również w partyturze do Misji zawarłeś podobne, choć wynikające z innych przesłanek odniesienia do Palestriny oraz pomysł podwójnego chóru. Czy msza ma jakieś techniczne lub koncepcyjne punkty styczne ze słynną ścieżką dźwiękową?
Punktów stycznych jest sporo i to nie tylko w obrębie oczywistych odniesień. Wspomniany przed chwilą finał miał towarzyszyć wiernym wracającym po zakończeniu mszy do domu. I z założenia przypomina On Earth as It Is in Heaven z Misji. Pamiętajmy, że film opowiada właśnie o jezuitach. To niesamowite, jak w naszym życiu splatają się, i to w najmniej spodziewanym momencie, różne wydarzenia.
Pracę nad mszą zacząłem na przełomie grudnia i stycznia 2013 roku. W marcu wybrano nowego papieża. Kardynał Bergoglio zastąpił Benedykta XVI i został pierwszym papieżem jezuitą w historii. Byłem pod wrażeniem wyboru imienia - Franciszek - oraz jego skromnej postawy, odrzucenia wszystkiego, co zbędne, od złotego krzyża po luksusowy samochód. Wystarczy przecież krótka przechadzka po Muzeach Watykańskich, by zrozumieć, że skarby Kościoła są nieprzebrane.
Pomyślałem, że i w łonie Kościoła katolickiego zajdą wielkie zmiany. Papież Franciszek nawoływał, by powrócić do korzeni i początków Kościoła, bo tylko w ten sposób uda się uzdrowić rany i zapobiec rozłamom, których Benedykt XVI - jak sam z pokorą przyznał - nie był w stanie uleczyć.
Patrząc na wydarzenia z boku, jako widz, stwierdziłem, że nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że pierwszy papież jezuita będzie mógł celebrować dwusetletnią rocznicę reaktywacji zakonu. 21 lipca 1773 roku papież Klemens XIV rozwiązał Towarzystwo Jezusowe na mocy brewe Dominus ac Redemptor. O reperkusjach tej decyzji opowiada właśnie Misja. Przyszło mi więc skomponować muzykę odnoszącą się i do zniesienia, i do wskrzeszenia zakonu. Przedziwne zrządzenie losu, na które nie miałem najmniejszego wpływu.
W Misji skoncentrowałem się na losach misjonarza, który nie opuścił Guaranlch, odrzucił walkę i bezbronny stanął - wraz z Indianami pozostającymi pod jego pieczą - przed portugalską, hiszpańską i watykańską machiną władzy.
Kiedy latem 2013 roku, po ukończeniu pracy nad mszą, rektor zakonu zapytał, czy mogę zadedykować ją nowemu papieżowi, nie miałem nic przeciwko temu. Stąd tytuł: Missa Papae Francisci.
Miałeś okazję spotkać się z papieżem?
Tak. W Watykanie. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę w milczeniu. Doszedłem do wniosku, że papież czeka, aż zacznę opowiadać o skomponowanym utworze. Pokazałem mu więc pierwszą stronę partytury, gdzie linia muzyczna waltorni, trąbek i chóru tworzy układ horyzontalny, natomiast zapis nutowy dla pozostałych instrumentów pozostaje pionowy. Nuty układają się w kształt krzyża, symbolu chrześcijaństwa.
Podobne rozwiązanie udało mi się stworzyć w Una Via Crucis. Na zakończenie spotkania podarowałem papieżowi partyturę...
Jak z technicznego punktu widzenia wyglądają punkty styczne między partyturą do Misji a Missa Papae Francisci?
Tak naprawdę podobieństwo kończy się na ostatnim fragmencie, czyli finale, który rozbrzmiewa po zakończeniu mszy. Wykorzystałem podobny model strukturalny i harmoniczny (podobnie jak we wcześniejszym utworze oparłem się na tonacji D-dur). Chór jest taki sam, ale zmieniają się słowa. Także orkiestra rozbrzmiewa inaczej, co ewidentnie słychać zwłaszcza w warstwie instrumentów smyczkowych.
Skomentuj artykuł