Pomagali wszyscy. Co skłaniało Polaków do zaangażowania na rzecz Ukraińców?

Zdjęcie ilustracyjne (Fot. PAP/Alena Solomonova)

"Ludzie w odruchu serca wychodzili na dworce, by zaoferować pokoje w swoich mieszkaniach. Spontanicznie powstawały organizacje łączące wolontariuszy pracujących na dworcach z właścicielami mieszkań. Ci znający choć trochę rosyjski i ukraiński stali na peronach, by przekazywać informacje zagubionym i ciężko straumatyzowanym przybyszom. I, jak pokazują badania, angażowali się w to zarówno starzy, jak i młodzi; kobiety i mężczyźni; ludzie z doktoratami i po zawodówkach; Polacy o poglądach lewicowych i prawicowych" - pisze Michał Bilewiczw książce „Traumaland. Polacy w cieniu przeszłości”.

Brak zaufania do państwa i jego instytucji nie zawsze ma tak zgubne konsekwencje, jak w czasie pandemii koronawirusa.

Czasem może prowadzić do czynów wręcz heroicznych. Stało się tak wiosną 2022 roku, gdy siły zbrojne Federacji Rosyjskiej najechały Ukrainę. W pierwszych dwóch miesiącach po inwazji do Polski trafiły trzy miliony uchodźców, głównie kobiet, seniorów i dzieci. Przybyli do kraju słynącego z antyimigranckich uprzedzeń. W większości europejskich sondaży to właśnie Polacy, obok Węgrów, deklarowali najsilniejszą niechęć do imigrantów i uchodźców. Co więcej, Polska jeszcze niedawno sprzeciwiała się przyjęciu jakichkolwiek uchodźców czy relokacji cudzoziemców z innych państw Unii.

DEON.PL POLECA

A tymczasem wiosną 2022 roku Polacy zadziwili świat. „Niech Bóg wam to wynagrodzi. Wasza hojność i gotowość do otwarcia swoich serc i domów - to niezwykłe!”, mówił w Warszawie wzruszony prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden. Skala pomocy Polaków udzielonej Ukraińcom była rzeczywiście bezprecedensowa. Przeprowadzone przez Polski Instytut Ekonomiczny badania wskazywały, że ponad 70 proc. Polaków zaangażowało się w różne formy wsparcia dla Ukraińców.

Gdy w marcu 2022 roku spytaliśmy Polaków o to, czy w ostatnich tygodniach wspierali Ukraińców, 58 proc. przyznało się do przekazywania żywności czy ubrań Ukraińcom, 54 proc. do pomocy finansowej, 15 proc. zaangażowanych było w wolontariat (w kraju, gdzie jakiekolwiek formy zaangażowania społecznego należą do rzadkości!), a co dwudziesty dorosły Polak deklarował, że przyjął Ukraińców do domu.

Marcina Piotrowskiego poznałem na początku lutego 2022 roku. Moja żona prowadziła wtedy badania przemian polskiej wsi i tak trafiliśmy do Gorajca pod Cieszanowem. Tam właśnie działało stowarzyszenie Folkowisko zajmujące się kulturą wiejską, organizujące co roku festiwale muzyczne i opiekujące się lokalną cerkwią. Marcin był spiritus movens tego przedsięwzięcia. Już wtedy mówiło się o nadchodzącej wojnie, choć nikt nie mógł przypuszczać, że to właśnie tu, w małej wiosce przygranicznej, Marcin i jego koledzy stworzą jeden z największych ośrodków wsparcia dla Ukrainy, przez który do zaatakowanego kraju trafi 4 tysiące ton pomocy humanitarnej.

Marcin mieszkał w sporym budynku dawnej wiejskiej szkoły. Gdy tylko rozpoczęła się wojna, zaczął przyjmować pod swój dach uchodźców, żeby odpoczęli i wyspali się przed dalszą podróżą.

Dla setek Ukraińców był to pierwszy polski dom po ucieczce z bombardowanych miast. Marcin nie poprzestał jednak na tym i zaczął zbierać z całego świata pomoc humanitarną i wysyłać do ukraińskiego Zbaraża. Później postanowił stworzyć punkty recepcyjne na granicy, gdzie uchodźcy otrzymywali środki higieny i gorące posiłki. W końcu zdecydował się zorganizować na całym świecie koncerty, dzięki którym ekipa Folkowiska finansowała kolejne działania. W ciągu pierwszego roku wojny w działaniach humanitarnych zainicjowanych przez Marcina działało już ponad dwa tysiące wolontariuszy.

Historia Marcina wcale nie była odosobniona. Kilka podobnych, choć może nie aż tak spektakularnych, widziałem w pierwszych miesiącach po rosyjskiej inwazji. Mechanik, który porzucił wszystkie swoje zajęcia, by kursować swoim autem w tę i z powrotem między podwarszawskim miastem a punktem na granicy, gdzie zawoził wodę butelkowaną i koce, a z powrotem przywoził grupy uchodźców. Pracownik naukowy z Wrocławia, który zaczął organizować ogólnoświatowe zbiórki, by zawozić żołnierzom pod Bachmutem noktowizory i kamizelki kuloodporne. W końcu fotograf i przewodnik wycieczek z Podlasia, który zebrał dziesiątki używanych samochodów terenowych, pokrył je kamuflażem i takie oto konwoje posyłał jeden za drugim dla ukraińskiej armii. (…) Skala oddolnej pomocy była niebywała.

Choć politycy wielokrotnie próbowali zdyskontować to ogromne humanitarne osiągnięcie Polaków, od początku było oczywiste, że pomoc ma charakter oddolny. Co więcej, jej skala mogła się brać właśnie z nieufności wobec władz i z głębokiego poczucia Polaków, że państwo w tej sytuacji sobie nie poradzi. Czy jednak jakiekolwiek państwo mogłoby sobie poradzić?

Nie ma w Europie kraju, który w tak krótkim czasie byłby w stanie zagwarantować azyl w ośrodkach dla cudzoziemców wielomilionowej grupie ludzi. Tym bardziej nie poradziłaby sobie z tym Polska, gdzie centra dla cudzoziemców mogłyby pomieścić może dziesiątki tysięcy uchodźców - ale z pewnością nie miliony. Polski brak wiary w instytucje państwa, tak typowy dla straumatyzowanych społeczeństw, wspaniale motywował do działania.

Ludzie w odruchu serca wychodzili na dworce, by zaoferować pokoje w swoich mieszkaniach. Spontanicznie powstawały organizacje łączące wolontariuszy pracujących na dworcach z właścicielami mieszkań. Ci znający choć trochę rosyjski i ukraiński stali na peronach, by przekazywać informacje zagubionym i ciężko straumatyzowanym przybyszom. I, jak pokazują badania, angażowali się w to zarówno starzy, jak i młodzi; kobiety i mężczyźni; ludzie z doktoratami i po zawodówkach; Polacy o poglądach lewicowych i prawicowych. Było to coś, co zdawało się łączyć naszych rodaków ponad wszelkimi podziałami.

Co skłaniało Polaków do zaangażowania na rzecz Ukraińców? Z jednej strony podziw dla walczącej Ukrainy. Wojna przywołała obrazy z przeszłości: znów wielkie imperium najechało kraj satelicki, który zamiast ustąpić silniejszemu najeźdźcy, dzielnie stawiał opór. W prowadzonych przez nas badaniach to właśnie podziw był emocją najsilniej kształtującą stosunek do Ukraińców w tamtym czasie. Do tego dochodził lęk, że nas może spotkać to samo. Grupa kierowana przez Małgorzatę Kossowską z UJ przebadała wiosną 2022 roku ponad tysiąc Polaków, zarówno tych udzielających się w działaniach pomocowych, jak i tych, którzy się nie zaangażowali. To właśnie lęk - emocja tak typowa dla historycznie straumatyzowanych społeczeństw - odróżniał tych, którzy zaangażowali się w pomoc Ukraińcom od pozostałej części polskiego społeczeństwa.

Kolejnym ważnym czynnikiem odpowiedzialnym za altruistyczne zachowanie Polaków w tamtym czasie była bliskość Ukraińców. Pamiętajmy, że już przed 2022 rokiem w Polsce mieszkało ich ponad milion. Ukrainiec nie był więc tym nieznanym uchodźcą, którym media czy politycy mogliby straszyć zdezorientowanych obywateli. Tutaj praktycznie każdy znał jakiegoś Ukraińca w swoim najbliższym otoczeniu - pracował z nimi na budowie, korzystał z usług ukraińskiej opiekunki do dziecka, był obsługiwany przez ekspedientkę w sklepie czy wieziony przez ukraińskiego taksówkarza. Najbardziej angażowali się w pomoc Ukraińcom Polacy, którzy wcześniej mieli już z nimi do czynienia44.

Tym, co uderzyło chyba wszystkich badaczy, była trwałość pomocowego entuzjazmu Polaków: w kolejnych miesiącach nastawienie polskiego społeczeństwa do Ukraińców nie uległo znacznemu pogorszeniu. Gdy popatrzymy na regularnie powtarzane badania ośrodka CBOS, w których respondenci są pytani o swój stosunek do przyjmowania uchodźców, to we wszystkich, nawet tych prowadzonych ponad rok po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę, trzech na czterech Polaków twardo popierało osiedlanie się w Polsce uchodźców z Ukrainy. Widzieliśmy to również w naszych badaniach - zarówno stosunek do Ukraińców, akceptacja ich jako potencjalnych sąsiadów, ale też podziw dla ich walki pozostawał niezmienny w kolejnych miesiącach po rosyjskim ataku.

Patrząc na to, co się działo wiosną 2022 roku, Polacy nie poznawali samych siebie. Już po kilku miesiącach publicyści zaczęli pisać o rzekomo nadchodzącym „zmęczeniu polskiego społeczeństwa”. Zasłyszane tu i ówdzie „opowieści chwasty”, jak je nazwali Przemysław Sadura i Sławomir Sierakowski, często były traktowane jako powszechna reakcja Polaków na imigrantów. W rzeczywistości tylko niewielka część polskiego społeczeństwa rzeczywiście wierzyła, że Ukraińcy zabierają im pracę czy „żerują na polskim socjalu”. Nawet jeśli każdy kiedyś się zetknął z takimi opowieściami, to jednak nie były one powszechne. Do dziś ich popularność jest znikoma, a partie odwołujące się do podobnych lęków nie uzyskały masowego poparcia wyborców w 2023 roku. Media są jednak spragnione opowieści o końcu polskiej pomocy. W społeczeństwach straumatyzowanych nawet jak coś wychodzi znakomicie, nikt nie chce w to uwierzyć. Wszyscy spodziewają się najgorszego.

* * *

Opublikowany fragment pochodzi z książki „Traumaland. Polacy w cieniu przeszłości” wydanej nakładem wyd. MANDO.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pomagali wszyscy. Co skłaniało Polaków do zaangażowania na rzecz Ukraińców?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.