Siostra Paula z TikToka: Aby pomagać innym, trzeba najpierw dobrze rozumieć siebie

Siostra Paula Formela (Fot. Facebook)

Pochodzi ze wsi Glina. Od 30 lat należy do zakonu Zgromadzenia Sióstr św. Katarzyny Dziewicy i Męczennicy, prowadzącego działalność apostolską i charytatywną. Po godzinach pod instagramowym nickiem siostrapaula podbija ponad 15 tysięcy obserwujących swoim poczuciem humoru i otwartością. Jej filmiki na TikToku mają ponad 800 tysięcy polubień. Zakonnica na nagraniach tańczy, śpiewa, reaguje na popularne telewizyjne programy, ale też po prostu żartuje. Jak mówi, chce w ten sposób pokazać internautom, że ani Pan Bóg, ani siostry zakonne nie powinny im się kojarzyć wyłącznie z powagą, a już na pewno nie ze strachem.

Gdybym została na swojej wsi, pewnie teraz miałabym męża, dzieci i gospodarstwo. A nie myślałabym o kolejnym kierunku studiów, który może przydać mi się w mojej pracy.

Gdyby nie przeprowadzka - a przede wszystkim, gdyby nie powołanie - moje życie wyglądałoby inaczej. Miałam 14 lat, kiedy je w sobie odkryłam i zaczęłam szukać zakonu, który by mi najbardziej odpowiadał.

Rozważałam różne zgromadzenia, ale to siostry katarzynki ujęły mnie swoim luzem, radością i otwartością. Gdzie indziej było zbyt sztywno. Ważne są dla nas relacje, dlatego nie budujemy barier. Zachowujemy się swobodnie i staramy się mieć dystans  do samych siebie. To mnie od początku ujmowało tak bardzo, że jako młoda dziewczyna byłam w stanie raz w miesiącu jechać do Braniewa 130 km z trzema przesiadkami po drodze!

Co ciekawe, kiedy podjęłam decyzję o tym, co chcę robić w życiu, stało się dla mnie jasne, że muszę się zacząć dobrze uczyć. Do tej pory nie przykładałam do tego dużej wagi. Z jakiegoś powodu byłoby mi głupio z takimi ocenami pójść do Zgromadzenia. Nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje. Nawet nauczyciele nie wierzyli w moją przemianę i ciągle podejrzewali, że gdzieś chowam ściągi.

Nie wstydzę się tego, że pochodzę ze wsi. Pamiętam, jak każdy wyjazd do miasta, nawet tak małego jak Braniewo, na spotkanie z siostrami, to było dla mnie coś, co otwierało mi okno na świat. Od samego początku życie zakonne dawało mi, młodej dziewczynie, prestiż.

Dzięki niemu dostawałam dużo więcej, niż bym dostała, zostając na wsi - dostęp do wiedzy, kultury, obycia. Moja mama była dobrą, ale prostą kobietą. Kiedy porównywałam ją z siostrami, ich elokwencją i obyciem, czułam, że jest w tym coś więcej niż wyniosłam z domu.

Na początku pobytu w Zgromadzeniu ze strachu i wstydu, że nie umiem poprawnie oddzielić na talerzu mięsa ryby od ości, wolałam te ości zjeść. Choć teraz uważam to za oczywiste, wtedy musiałam się nauczyć manier przy stole, przyglądając się, jak inne siostry to robią. W moim rodzinnym domu to wszystko wyglądało inaczej, było mniej skomplikowane i nawet nie wiedziałam, że przy stole można się inaczej zachowywać.

Byłam cicha i skryta”

Przestałam się też bać mówić. Dzisiaj po prostu powiedziałabym, że nie umiem zjeść ryby i poprosiłabym, żeby ktoś pokazał mi, jak to zrobić. Jako młoda dziewczyna nie miałam takiej otwartości, byłam cicha i skryta. Otwartość jest związana z obyciem i pewnością siebie. Kiedy podjęłam pracę w zakrystii, zaczęłam spotykać wiele osób i po prostu musiałam z nimi rozmawiać, wkrótce zaczęłam się w tych rozmowach dobrze czuć. Trening czyni mistrza.

To nie jest tak, że kiedy wstąpiłam do Zgromadzenia, od razu wiedziałam na sto procent, że to moje miejsce na ziemi. Po roku ogromnie tęskniłam za swoim chłopakiem i za rodzicami. Byłam z nimi mocno związana i często do mnie przyjeżdżali, ale tęsknota i tak była. Rok po ślubach, byłam wtedy w Nowym Dworze Mazowieckim, zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy droga, na którą się zdecydowałam, jest na pewno dla mnie. Były wakacje, wszyscy gdzieś pojechali, na zakrystii wiało nudą. Czułam się źle i nie bardzo wiedziałam, co się ze mną dzieje. Wtedy siostra, która ze mną była, wzięła mnie do spowiednika. I po takiej mądrej rozmowie oboje doszliśmy do wniosku, że roznosi mnie energia i że mam taki, a nie inny temperament, więc lekarstwem nie jest odejście ze Zgromadzenia, tylko znalezienie sobie zajęcia, które mnie wciągnie i sprawi frajdę.

Zawsze wychodziłam z założenia, że aby pomagać innym, trzeba najpierw siebie samą dobrze rozumieć. Dlatego byłam otwarta na relację z moją mistrzynią i chłonęłam to, co mówi i jak opowiada o tym, co sama czuła, kiedy była w moim wieku. Była o 10 lat starsza ode mnie i przeszła bardzo podobną drogę. Te rozmowy bardzo pomagały mi walczyć z moim zaniżonym poczuciem własnej wartości i kompleksami.

Komunikując się z młodzieżą przez TikToka, często widzę, że to, co oni tam robią, jest totalnie inne od rzeczywistości. Że malują trawę na zielono. Ostatnio poznałam dziewczynę, która na TikToku tryskała energią i radością. W prawdziwym życiu w ogóle bym jej nie poznała, gdyby mi się nie przestawiła. Była skulona w sobie, zakompleksiona, zahukana. Odważna w Internecie, nieodważna w rzeczywistości.

Ta dziewczyna, podobnie jak wiele innych, z którymi się stykam, jest zaniedbana przez rodziców, pedagogów w poradni - bo ci, zamiast jej pomóc, odwalają swoją pracę. Kiedy patrzę na takie dziewczyny jak ta z TikToka, myślę, że w dużym mieście łatwiej by jej było znaleźć pomoc. U siebie, na wsi czy w małym mieście, nie ma dużego wyboru i przede wszystkim nie ma porównania. Stąd sama próbuję pomagać na odległość - pomagać, podpowiadać, dawać realne wsparcie, pokazywać inną perspektywę. Doradzam też, gdzie znaleźć terapeutę albo kogoś, komu po prostu można zaufać i porozmawiać o swoich problemach.

Z TikTokiem wcale nie było tak łatwo

Współczesny świat oferuje młodym ludziom znacznie więcej możliwości niż kiedyś. Nie dziwię się, że z nich korzystają, sama też to robię. Kiedy zaczęła się pandemia, wszystko było pozamykane, nie wiedziałam, jak spotkać się z młodzieżą z duszpasterstwa, które wtedy prowadziłam, i jak złapać z nią kontakt. Wtedy przyszło mi do głowy, że może znajdę ich na TikToku.

Na początku nie wiedziałam do końca, o co z tym TikTokiem chodzi. Poprosiłam więc jedną z licealistek o pomoc i ona mi to wytłumaczyła. Dzięki niej nagrałam też pierwsze filmiki, a potem działałam już sama. Pamiętam, jak na początku byłam sparaliżowana, miałam trudności z zapamiętaniem tekstu i poruszaniem odpowiednio ustami. Czasem jedno wideo nagrywałam kilka razy.

Na TikToku są wszyscy. Jest ogromnie dużo kobiet, które są zmęczone życiem, nieszczęśliwe, smutne. Piszą mi, że im pomagam, że daję im radość, poprawiam humor, że świat dzięki moim humorystycznym występom wydaje im się lepszy. Są też takie osoby, które chcą mi dać po głowie, bo są złe na Kościół. Są też ateiści, którzy

mi kibicują, bo ocieplam wizerunek Kościoła. Niektórzy przez moje tiktoki znowu zaczęli przychylniej patrzeć na Pana Boga.

Z TikTokiem wcale nie było tak łatwo - kiedy się robi coś, czego nikt przed nami nie robił, to wiele osób uważa nas za wariatów.

W moim Zgromadzeniu też były podziały: siostry zastanawiały się, czy to dobre, czy nie. Miałam rozmowy, dostawałam uwagi, co i jak powinnam pokazywać. Bardzo te komentarze przeżywałam, ale jednocześnie się nie zniechęcałam i dalej nagrywałam.

Potem pojawiły się media i okazało się, że to, co robię, to reklama dla Zgromadzenia. Niektóre siostry nadal uważają, że moje tiktoki powinny być bardziej edukacyjne i ewangelizacyjne, ale robię je tak, jak czuję. Mam wsparcie przełożonej, wspierała mnie też Radna Generalna z Rzymu, która dobrze rozumiała, co robię i po co. Wielkim fanem mojej działalności jest też mój brat, który mieszka w Paryżu.

Nie wiem, czy byłabym tak ambitna, jeśli chodzi o naukę, gdybym nie chciała pójść do katarzynek, a tym samym przenieść się do większego miasta. Dzisiaj, mimo skończonych 59 lat, wybieram się na kolejne studia. Na całym świecie wszyscy się uczą, niezależnie od wieku - zwłaszcza, kiedy ich praca, tak jak moja, polega na pomaganiu ludziom.

Zanim się zakochałam w katarzynkach, chciałam wstąpić do benedyktynek. Przyjmowały już w wieku 15 lat, pod warunkiem, że zgodzą się na to rodzice. Bardzo mnie taka perspektywa ekscytowała, ale moi rodzice nie zgodzili się niczego podpisać. Dzisiaj im za to dziękuję.

Fragment pochodzi z książki „Pewna ty! Jak być skuteczną w pracy i nie zwariować”, wyd. nakładem wydawnictwa MANDO.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Siostra Paula z TikToka: Aby pomagać innym, trzeba najpierw dobrze rozumieć siebie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.