Dzieci, które nie chodzą do szkoły

(fot. electricnude/flickr.com)
Katarzyna Gajdosz / slo

Nie muszą pisać sprawdzianów, siedzieć grzecznie w ławce, rozpoczynać lekcji równo z dzwonkiem, tłumaczyć się ze późnienia. Dzieci Anny i Szymona Jamro ze Stróżówki w powiecie gorlickim nie chodzą do szkoły. Ich edukacją zajmują się rodzice.

Ojciec Maksia (8 lat), Seweryna (6 lat), Wiktorii (5 lat) i Krzysia (2 lata), decyzję o tym, że jego dzieci będą uczyć się w domu podjął, gdy jego najstarszy syn był jeszcze bardzo mały. Żona do pomysłu dojrzewała. Teraz dostrzega same zalety.

Okiem taty: - Powiedzmy sobie wprost, nasz system edukacji jest odziedziczony po PRL. Jeśli nastąpiły jakieś zmiany, to raczej na gorsze. Wystarczy spojrzeć na to, co dziś wyprawia się z 5 i 6-latkami. O tym, kiedy, czego i w jaki sposób uczą się dzieci, decyduje minister, nawet nie pytając rodziców o zdanie. Nie mając perspektyw na zmianę systemu, zdecydowaliśmy się na edukację domową.

Ta forma nauczania ma ważne, choć zapomniane, miejsce w historii Polski. Pomogła zachować tożsamość narodową przez lata zaborów i okupacji.

Okiem mamy: - Pewnie i tak uczylibyśmy nasze dzieci w domu.

Dla nas to sposób na prawdziwie rodzinne życie. Dzieci w szkole siedziałyby codziennie sześć godzin. Przy czwórce pociech (piąte w drodze) trudno by było znaleźć czas wieczorami dla każdego indywidualnie. Dzięki temu, że uczą się w domu, każde może mieć mamę tylko dla siebie.

***

Polskie przepisy zezwalają na taką formę edukacji. Dziecko jednak musi być zapisane do jakieś szkoły.

Okiem taty: - Na szczęście kilka lat temu zniesiono rejonizację, nakazującą rodzicom zapisywać dzieci do szkoły w miejscowości czy dzielnicy, w której mieszkają. Mimo przychylności dyrektora miejscowej szkoły wybraliśmy taką, która wychodzi naprzeciw rodzinnej edukacji domowej - małą, górską szkołę koło Żywca.

Okiem mamy: - W Polsce nie ma jeszcze zbyt wiele szkół, które miałyby specjalną ofertę dla edukacji domowej. By dziecko mogło się w ten sposób uczyć, trzeba mieć zgodę dyrektora placówki i opinię z poradni pedagogiczno-psychologicznej.

O zgodę na nauczanie w domu należy wystąpić do końca maja. Dyrektor określa zasady klasyfikacji dziecka - najczęściej jest to egzamin na koniec roku z podstawy programowej.

***

Dlaczego wybór szkoły przy edukacji domowej jest ważny? Okazuje się, że każda może mieć inne wymagania wobec dzieci, które uczą się w domu.

Okiem mamy: - Ponieważ pomysłów na ED jest tyle, ile rodzin korzystających z niej, warto zastanowić się, jakiej formy współpracy oczekujemy od szkoły? Szkoła, którą wybraliśmy, nie narzuca ani doboru lektur, ani książek, z których mamy korzystać. Jedyne, do czego dziecko jest zobowiązane, to do zaliczenia na koniec roku podstawy programowej. W krajach anglosaskich często państwo nie wymaga nawet tego. Uznaje prawo rodziców do wychowania dzieci i ma do nich zaufanie. Prawda jest taka, że podstawę programową w klasach 1-3 dzieci są w stanie opanować w ciągu dwóch miesięcy nauki, po godzinie dziennie. W klasie 20-30-osobowej jest to niemożliwe.

Okiem taty: - Szkoła w Polsce przez dekady traktowana była jako tuba propagandowa, a ostatnio również jako dojna krowa. Weźmy choćby podręczniki. Co takiego zmieniło się np. w matematyce przez rok, że każe się kupować następnym rocznikom nowe książki?

Moi bracia i ja uczyliśmy się z tych samych książek. Teraz to niemożliwe, ale nie wiem dlaczego?

***

Decyzja o ED czasami spotyka się z brakiem zrozumienia w otoczeniu. Najczęściej pada argument: "A co z socjalizacją?"

Okiem dziecka: - Proszę Pani, ja mam tyle kolegów i koleżanek koło domu. O, tych to nawet więcej! Wszyscy nam zazdroszczą, że nie musimy chodzić do szkoły Codziennie prawie się z nimi bawimy. Wybieramy kapitana, zawsze jest ktoś inny, żeby było fair - mówi Seweryn. Zaraz też dodaje: - Wszyscy nam zazdroszczą, że nie musimy chodzić do szkoły. Podobno szkoła to nuda. Nie wiem, ja się nie mam czasu nudzić. Jeśli akurat w poniedziałek Maks, Seweryn czy Wiktoria mają gorszy dzień, mama nie zmusza ich do liczenia, pisania literek i czytania. W tym czasie mogą budować domy z klocków, za czym przepadają, rysować, lepić czy pomóc w obowiązkach domowych.

Okiem mamy: - Bo dla dzieci każda aktywność jest też formą nauki i to nawet ciekawszą. Staramy się uczyć dzieci przez doświadczenie, a nie suchy wykład. Naszym celem jest przygotować dzieci do samodzielnej nauki, wskazać im różne źródła, np. biblioteki, Internet, muzea, ludzi z pasją, by same czerpały radość ze zdobywania wiedzy. Tryb nauki dostosowuję do ich aktualnych możliwości. Kiedy widzę, że jakąś partię materiału trudno im w tej chwili opanować, odkładam ją na później. W szkole nauczyciel musi zrealizować program i trzymać się narzuconych ram.

Okiem taty: - Chętnie w tym momencie zatrudniłbym guwernantkę, jakie uczyły w domach przed laty. Podstawowych przedmiotów uczymy sami, a nauczyciele prowadzą dodatkowe zajęcia : grę na pianinie, lekcje języka angielskiego i łaciny. A wracając do kontaktu z rówieśnikami w murach szkolnych, uważam że jest to przeceniane. Dzieci powinny mieć kontakt z innymi dziećmi.

I mają. Ale przede wszystkim z dorosłymi, bo to od nich się uczą. W życiu nigdy nie trafiamy do grupy tylko swoich rówieśników. Dzieci należy więc uczyć żyć w społeczeństwie takim, jakim jest naprawdę.

***

Jaka musiałaby powstać szkoła, by państwo Jamro zdecydowali się tam wysłać swoje dzieci?

Okiem taty: - Taka jak przed laty: przede wszystkim prywatna, w której nie państwo, a my decydujemy, kto i czego uczy nasze dzieci. Po drugie katolicka. Po trzecie dysedukacyjna - osobno kształcąca dziewczynki, osobno chłopców. Efekty wprowadzenia szkoły koedukacyjnej widać dziś najlepiej - kobiety się brutalizują, nie są przygotowane lub nie chcą zadbać o ognisko domowe, a mężczyźni niewieścieją, często nie poczuwają się i nie wypełniają obowiązków głowy rodziny.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dzieci, które nie chodzą do szkoły
Komentarze (30)
R
rodzic
6 stycznia 2014, 10:49
Najważniejsze wyzwanie dla współczesnych rodziców? - Zrozumieć, że nie są jedynymi, którzy powinni mieć wpływ na swoje dziecko; przyjąć do wiadomości, że Bóg nie wyposarzył nas  we wszytkie kompetencje, które wystarczą by wychować dziecko. Dziecko potrzebuje także inych niż domowe autorytetów, innych niż domowe doświadczeń -nawet jeśli, to (a może tym bardziej) niesie ze sobą ryzyko porażek, rozczarowań i zranień.  Dobre rodzicielstwo to rozpoznawanie własnych ograniczeń.  
S
SSSS
5 stycznia 2014, 22:22
Nie zapominajmy, że szkoła to nie tylko zdobywanie wiedzy zawartej w programie nauczania. Np. oddziaływanie środowiska RÓWIEŚNICZEGO. To jest tylko jeden z elementów układanki z jaką styka się młody człowiek w szkole. Ja gdybym miał rodziców profesorów, to mimo wszystko wolałbym aby mi pomagali ale po lekcjach. 
_
_StuG_
5 stycznia 2014, 21:54
brzmi to jak przesłodzony przedruk parentingowych fantazji rodem z kolorowego tygodnika. Albo artykuł sponsorowany: "szkoła samo zło, ED to lek na wszystko włącznie z koedukacją"... A to "Jeśli akurat w poniedziałek Maks, Seweryn czy Wiktoria mają gorszy dzień, mama nie zmusza ich do liczenia, pisania literek i czytania. W tym czasie mogą budować domy z klocków, za czym przepadają, rysować, lepić czy pomóc w obowiązkach domowych." to wogóle s-f z perspektywy pracy - jakiejkolwiek, także edukacyjnej - z domu, w którym najmłodsze dziecko ma 2, a najstarsze 8 lat - kto ma lub widział, ten się przypuszczalnie ze mną zgodzi...
ED
edukator domowy
5 stycznia 2014, 21:18
Niestety edukacja domowa w Polsce jest często poprostu antyschoolongiem. Opiera swą rację bytu na negatywnej ocenie szkolnictwa publicznego. W związku z tym stwarza idylliczny obraz edukacji wojnej od tych obciążeń, a więc właściwej. Jest w obszarze edukacji domowej dokładnie tyle samo uproszczonych tez, sloganów i poglądów, co w edukacji zainstytucjonalizowanej.  Taka podstawa nie prowadzi w dobrym kierunku. A wystarczy inaczej postawić problem: czy świadoma edukacja dzieci jest skoncentrowana wokół domu? Wówczas może się okazać, że kościół, podwórko a nawet szkoła są sprzymierzeńcami wychowania, a nie wrogami.
E
ech:)
5 stycznia 2014, 16:22
@ kaja Najwięcej dzieci, które nie potrafią się odnaleźć jest właśnie ze szkół. Wystarczy być innym. W czymkolwiek. I zostać napietnowanym. Przez kolegów,  rodziców niektórych z nich, czy nauczycieli. Uwierzy że jest inne i już się nie odnajdzie. Rany się nie zagoją, a lęk bedzie prześladował i męczył zawsze przed podjęciem decyzji. Uczyć się w domu to nie izolacja. To okno i drzwi do normalnego i odpowiedzialnego życia.
B
Basia
5 stycznia 2014, 13:04
czego nauczyłam się w szkole? cwaniactwa. ściagania, do kogo się uśmiechnąć, żeby spisać pracę domową, kto ma fory ze względu na rodziców (chodziłam do niewielkiej wiejskiej szkoły) czyli z kim warto się trzymać z kim nie, kogo można bezkarnie obgadywać bo się nie obroni... jako dziecko miałam wiele koleżanek i kolegów na mojej ulicy. spędzałam z nimi całe dnie i jeśli gdzieś nauczyłam się zasad współpracy, koleżeństwa, a nawet przyjaźni, odpowiedzialności za młodszych to wśród nich. poza murami szkoły. na podstawie własnego doświadczenia z edukacją stwierdzam, że jeśli w przyszłości będzie mnie na to stać, moje dzieci będą kształcone w domu.
P
Polak
24 marca 2013, 19:12
Po paru latach w szkole moje dziecko i ja poznaliśmy na własnej skórze   zjawiska: faworyzowanie  dzieci nauczycielskich, radnych,lekarzy, znajomych i rodziny: mszczenie się nauczycieli, jesli rodzic powie jakieś słowa prawdy;  przemoc fizyczną w szkole i ukrywanie jej przez nauczycieli i dyrektora. Dziecko jest bardzo dobrym uczniem, np. do wyróznień to się nie liczy; dostaje je np. chłopak, ktory bije, wyzywa i zaczepia(zachowanie!), ale jego mama jest przewodniczącą rady rodziców. Powinny byc kontrole w szkołach, bo nauczyciele są bezkarni i rozwydrzeni Kartą Nauczyciela; powinna byc reforma szkolnictwa .Dobrze, że jest niż demograficzny i połowa nauczycieli zostanie zwolniona, ale obawiam się,że bedą to ci fachowi ale" bez pleców"... 
K
kaja
9 grudnia 2012, 11:39
a  ja mysle ,ze taka izolacja przed światem( dobrym czy złym to inna sprawa ), nie jest dobra.pójdzie potem takie dziecko pracować do korporacji i jak się odnajdzie ,kontaktów z rówieśnikami szkolnymi tez nic i nikt i nie zastąpi
B
Bożena
8 grudnia 2012, 21:45
Sama mam 5-kę dzieci i tak sobie myślę, że trudno jest rodzicowi prowadzić zajęcia dla jednego dziecka, bo co z pozostałymi ?  Tata jest w tym czasie w pracy, bo ktoś musi utrzymać dom, a ja zajęta nauczaniem dziecka, nie mam czasu dla reszty. Chyba jakaś super niania musiałaby przyjść żeby ogarnąć nie swoją gromadkę :) Ja cieszę się, że gdy moje starsze dzieci idą do szkoły to ja mogę spokojnie zająć się najmłodszymi, a po powrocie "starszaków" maluchy  chwilkę śpią i wtedy odrabiamy razem lekcje. A ponieważ mam wykształcenie matematyczne to zachęcam ich do różnych konkursów i gier i tu poświęcam im moją zwiększoną uwagę. Nie wyobrażam sobie organizacji nauki bez pomocy szkoły. Co ze sztuką ? Muzyką ? Nie mam zdolności w tym kierunku i nie stać mnie na prywatnych nauczycieli ani guwernantki. Myślę  że gdyby nie było szkolnictwa powszechnego, to ED też nie byłaby możliwa, bo nie rozwinęłaby się sieć szkół, a więc nie było by nauczycieli.
K
kazia
8 grudnia 2012, 21:21
http://jgfakty.pl/juz-niedlugo-poczatek-roku-szkolnego-a-moze-uczyc-dzieci-w-domu-1126/
M
Mateusz
8 grudnia 2012, 20:49
Według mnie to jakieś szaleństwo. Edukacja w domu, to jak religia w domu. Bez chodzenia do kościoła (pomiędzy wiernych), uczestnistwa na mszy, spowiedzi, bez wspólnoty, to pomyłka. Dziecko edukowane, to przepraszam za określenie - debil
K
ktoś
8 grudnia 2012, 19:28
4 dzieci piąte w drodze. matka w doumu uczy dzieci nie pracuje zawodopwo-stać ich na to.Kogo dzisiaj stac na taki lusksu.ten artykuł to fikcja
A
Anna
24 lutego 2012, 17:11
O edukacji domowej aż do matury na stronie Edukowanie przez podróżowanie <a href="http://edukacjadomowa.monomit.pl/">edukacjadomowa.monomit.pl/</a> a o socjalizacji i mitach z nią związanych <a href="http://edukacjadomowa.monomit.pl/podroz-z-dzieckiem-przez-swiat-wiedzy/krok-dziewiaty-co-z-ta-socjalizacja">edukacjadomowa.monomit.pl/podroz-z-dzieckiem-przez-swiat-wiedzy/krok-dziewiaty-co-z-ta-socjalizacja</a>
Zbigniew Paweł Maciejewski
1 lutego 2012, 11:38
bardzo chętnie zajęłabym się edukacją moich dzieci, ale czy ktoś mi da za to wynagrodzenie? ED to trochę luksus. z jednej pensji ciężko teraz wyżyć wystarczyłoby nie zabierać wam tego, co przeznaczone jest na "bezpłatną" edukację
K
Katarzyna
26 stycznia 2012, 17:36
Przede wszystkim nauka jak znaleźć się w grupie, współpracowac w klasie w grupie, wystepowac z odpowiedzia przy tablicy przed grupą. Uczyc się, ze grupa ocenia, lubi, nie lubi.Uczyc się odpowiedzialnoisci i współpracy. To nie to samo co podwórkowa zabawa z kolegami, to zupełnie coś innego.Ta nauka procentuje w przyszłości w wieku dorosłym, w pracy i w calutkim życiu. Nie jesteśmy samotnymi wyspami.. Nie wyobrazam sobie prawidłowego funkcjonowania takiego dziecka w wieku dorosłym. Rzeczywiście, w wieku dorosłym takie dzieci nie potrafią funkcjonować bez grupy...samodzielnie. Zaprogramowane do funkcjonowania w sposób akceptowalny przez grupę/większości nie potrafią stawiać oporu wobec presji i schematów społecznych oraz samodzielnie uczyć się. Do dzisiaj najbardziej efektywną metodą są korepetycje :) Szkoła jest nieocenionym narzędziem [od początku, czyli historii pomysłu, żeby wprowadzić "powszechny obowiązek szkolny" cele były ideologiczne]. Funkcje jakie w stosunku do populacji spełnia szkoła: - programowanie trwałych nawyków wykluczających samodzielny i krytyczny sąd - integracja konformistyczna w grupie - określenie dla dziecka roli społecznej na zasadzie diagnostyczno-dyrektywnej - selekcja dzieci pod kątem ich dalszego kształcenia do granic określonych w diagnozie wstępnej - segregacja według grup uprzywilejowania pod kątem przystosowania do systemu [np. etykietowaniem] - wykształcenie postawy propedeutycznej [przewidywalnych, posłusznych i łatwych do zarządzania]. Polecam: http://izabudajczak.blox.pl/2009/09/John-Taylor-Gatto.html http://izabudajczak.blox.pl/2009/09/John-Taylor-Gatto-cd.html
K
Katarzyna
26 stycznia 2012, 17:32
[...] Przede wszystkim nauka jak znaleźć się w grupie, współpracowac w klasie w grupie, wystepowac z odpowiedzia przy tablicy przed grupą. Uczyc się, ze grupa ocenia, lubi, nie lubi.Uczyc się odpowiedzialnoisci i współpracy. To nie to samo co podwórkowa zabawa z kolegami, to zupełnie coś innego.Ta nauka procentuje w przyszłości w wieku dorosłym, w pracy i w calutkim życiu. Nie jesteśmy samotnymi wyspami.. Nie wyobrazam sobie prawidłowego funkcjonowania takiego dziecka w wieku dorosłym. Rzeczywiście, w wieku dorosłym takie dzieci nie potrafią funkcjonować bez grupy...samodzielnie. Zaprogramowane do funkcjonowania w sposób akceptowalny przez grupę/większości nie potrafią stawiać oporu wobec presji i schematów społecznych oraz samodzielnie uczyć się. Do dzisiaj najbardziej efektywną metodą są korepetycje :) Szkoła jest nieocenionym narzędziem [od początku, czyli historii pomysłu, żeby wprowadzić "powszechny obowiązek szkolny" cele były ideologiczne]. Funkcje jakie w stosunku do populacji spełnia szkoła: - programowanie trwałych nawyków wykluczających samodzielny i krytyczny sąd - integracja konformistyczna w grupie - określenie dla dziecka roli społecznej na zasadzie diagnostyczno-dyrektywnej - selekcja dzieci pod kątem ich dalszego kształcenia do granic określonych w diagnozie wstępnej - segregacja według grup uprzywilejowania pod kątem przystosowania do systemu [np. etykietowaniem] - wykształcenie postawy propedeutycznej [przewidywalnych, posłusznych i łatwych do zarządzania]. Polecam: http://izabudajczak.blox.pl/2009/09/John-Taylor-Gatto.html http://izabudajczak.blox.pl/2009/09/John-Taylor-Gatto-cd.html
W
wychowawca
12 stycznia 2012, 17:46
 Moze i piekne jest nauczanie w domu ale czy bedzie dziecko uczylo sie zawsze tylko w domu?Czy np na poziomie gimnazjum pojdzie do szkoly  i bedzie musiało sie wrodzyc w ten system lepszy lub gorszy?Czy to naprawdeę będzie dla dziecka korzystne dopiero na etapie gimnazjum w drazac sie w sytem,ktory jest jednym wielkim ograniczeniem?
K
kostka
10 stycznia 2012, 11:43
Gromadzenie dzieci w klasach wg roczników nie ma być wartością ale służyć jako uporządkowaniu dzieci odnośnie ich etapu rozwoju intelektualnego -,- to wiele uproszczaSocjalizacja w środowisku rówieśniczym do mit który należałoby w końcu obalić. Nie ma bardziej sztucznego środowiska jak szkolna klasa gromadząca dzieci wg roczników. Poza szkołą nigdy już się taki model nie znajdzie. Podstawowym środowiskiem jest dom rodzinny a tu bardzo rzadko spotykamy rówieśników, rodzice bardzo często są w różnym wieku, dzieci rodzą się co kilkanaście (lub dziesiąt) miesięcy - bliźnięta czy trojaczki to wciąż rzadkość. Wliczając w rodzinę dziadków mamy międzypokoleniowe środowisko ,gdzie młody człowiek zdobywał nie tylko wiedze ale i wychowanie. Gromadzenie dzieci w klasach wg roczników nie jest żadną wartością i nie jest w życiu do niczego potrzebne. Pracodawcy nie szukają pracowników wg doboru rówieśniczego tylko wg kompetencji. Szkoła w obecnym systemie uczy rywalizacji ale niezdrowej, po trupach do celu, kombinowania, cwaniactwa, lawirowania, wpaja dzieciom zasady panujące w świecie zwierząt – silniejszy ma zawsze rację, silniejszy zwycięży. Tymczasem jesteśmy ludźmi, człowieczeństwo charakteryzuje się ty, że to ludzie potrafią zaopiekować się słabszym, pomóc potrzebującemu – gdy takie zjawiska spotykamy w świcie zwierząt słusznie określa się je ewenementem. Małe wiejskie szkoły gdzie często klasy są łączone, mogą być wartością (często są ale to zależy od nauczycieli czy również wychowują), bo właśnie w takich klasach dzieci starsze uczą się altruizmu, odpowiedzialności, nie ma nie zdrowej między klasowej rywalizacji (klasa A ambitni klasa C cymbały, B barany – pamiętam to ze swojej podstawówki)…
J
Joanna
9 stycznia 2012, 11:11
Socjalizacja w środowisku rówieśniczym do mit który należałoby w końcu obalić. Nie ma bardziej sztucznego środowiska jak szkolna klasa gromadząca dzieci wg roczników. Poza szkołą nigdy już się taki model nie znajdzie. Podstawowym środowiskiem jest dom rodzinny a tu bardzo rzadko spotykamy rówieśników, rodzice bardzo często są w różnym wieku, dzieci rodzą się co kilkanaście (lub dziesiąt) miesięcy - bliźnięta czy trojaczki to wciąż rzadkość. Wliczając w rodzinę dziadków mamy międzypokoleniowe środowisko ,gdzie młody człowiek zdobywał nie tylko wiedze ale i wychowanie. Gromadzenie dzieci w klasach wg roczników nie jest żadną wartością i nie jest w życiu do niczego potrzebne. Pracodawcy nie szukają pracowników wg doboru rówieśniczego tylko wg kompetencji. Szkoła w obecnym systemie uczy rywalizacji ale niezdrowej, po trupach do celu, kombinowania, cwaniactwa, lawirowania, wpaja dzieciom zasady panujące w świecie zwierząt – silniejszy ma zawsze rację, silniejszy zwycięży. Tymczasem jesteśmy ludźmi, człowieczeństwo charakteryzuje się ty, że to ludzie potrafią zaopiekować się słabszym, pomóc potrzebującemu – gdy takie zjawiska spotykamy w świcie zwierząt słusznie określa się je ewenementem. Małe wiejskie szkoły gdzie często klasy są łączone, mogą być wartością (często są ale to zależy od nauczycieli czy również wychowują), bo właśnie w takich klasach dzieci starsze uczą się altruizmu, odpowiedzialności, nie ma nie zdrowej między klasowej rywalizacji (klasa A ambitni klasa C cymbały, B barany – pamiętam to ze swojej podstawówki)…
TM
Tata Michał
5 stycznia 2012, 09:01
Mam uczucie, że artykuł jest mocno "sponsoringowy" - akurat znam tą "szkołę" pod Żywcem zajmującą się homeschool-ingiem. Mam dwóch synów i znając swoich synów i obie formy kształcenia - ja akurat nie zdecydowałbym się na taką formę. A co do wływu na szkołę - to raczej my rodzice oddajemy tą "władzę" walkowerem, bo rady rodziców mają na prawdę duże możliwości wpływania na życie szkoly. 
A
Adam
4 stycznia 2012, 15:34
Witam, zaciekawił mnie ten temat. Proszę osoby doświadczone w rzeczonym temacie o opis ekonomiki ED. Kto może sobie pozwolić na ED, ile to kosztuje, jak zorganizować czas, by sprostać wymaganiom, opiece, pracy zarobkowej etc. Będę wdzięczny za konkretny opis. Pozdrawiam 
S
Szymon
8 grudnia 2011, 21:41
W ogóle problemem jest to , że szkoły sa pełne dzieci, których rodzice myślą że to właśnie szkoła je wychowa, a oni moga sobie po pracy usiąść przed TV i miec dzieci w nosie ( chodzi tu głównie o wyrwanie kobiet z domu ). Do tego, co najważniejsze, młodzi przestali czcić Boga i życ jego nauką. W efekcie mamy dzieci bez wszczepionych jasnych i przejrzystych zasad - drogowskazów na życie. My nie chcemy tego dla naszych dzieci. 
ŁZ
Łukasz z Warszawy
7 grudnia 2011, 21:33
Ideałem by było połączenie szkoły i nauczania w domu, podzielenia materiału, dni w tygodniu. Jednak w dziesiejszych czasch jest to niemożliwe, ponieważ rodzice muszą pracować. Jestem nauczycielem i na codzień widzę, że sama nauka w szkole nie wystarczy. Tak samo nie wystarczy sama nauka w domu. Pewnych rzeczy nie nauczymy się z książek. Potrzebna jest grupa rówieśników, aby to co wynieśliśmy z domu spotkało się z rzeczywistością i poglądami drugiego człowieka.
%
%
7 grudnia 2011, 20:20
bardzo chętnie zajęłabym się edukacją moich dzieci, ale czy ktoś mi da za to wynagrodzenie? ED to trochę luksus. z jednej pensji ciężko teraz wyżyć
E
Ewa
7 grudnia 2011, 19:50
 Szkoła to nie tylko nauka przedmiotów. Przede wszystkim nauka jak znaleźć się w grupie, współpracowac w klasie w grupie, wystepowac z odpowiedzia przy tablicy  przed grupą. Uczyc się, ze grupa ocenia, lubi, nie lubi.Uczyc się odpowiedzialnoisci i współpracy. To nie to samo co podwórkowa zabawa z kolegami, to zupełnie coś innego.Ta nauka procentuje w przyszłości w wieku dorosłym, w pracy i w calutkim życiu. Nie jesteśmy samotnymi wyspami.. Nie wyobrazam sobie prawidłowego funkcjonowania takiego dziecka w wieku dorosłym. Uczonego - nawet bardzo dobrze - przez rodzica czy dochodzacą nauczycielkę.A przede wszystkim takie dziecko zawsze będzie cierpieć na brak najwspanialszych wspomnien ze szkoły z lekcji, z przerwy, które przez lata wspomina sie na spotkaniach absolwentów.
B
belfer
7 grudnia 2011, 19:33
Owszem, szkoła nie jest idealna, ale mówienie, że czas w niej spędzony jest czasem straconym... Chyba lekka przesada. Ciekawe jaki pomysł na reformę systemu edukacji mają autorzy wcześniejszych komentarzy. ED jest jakąś alternatywą, ale ile osób może sobie na nią pozwolić...
WC
widzę ciemność
7 grudnia 2011, 19:18
 Proponuję w ogóle dzieci nie uczyć, bo po co? lepsza jest ciemna masa.
M
Maciej
7 grudnia 2011, 18:07
Dziś nauka wygląda tak, że na wielu zajęciach uczniowie uczą się za mało. Chodzą tam tylko dlatego, że nie mają innego wyjścia. Osoba, gdy jest w starszym wieku, nie traci czasu na zajęcia, które nic nie dają. Studenci chodzą tylko na zajęcia, które im są potrzebne. Reforma nauczania jest bardzo potrzebna.
G
gość
7 grudnia 2011, 17:49
Lepiej uważać - nasze opiekuńcze państwo odbiera prawa rodzicom za mniejsze wykroczenia...
B
Bietka
7 grudnia 2011, 16:39
Moja edukacja szkolna to był koszmar: w ogromnym budynku tłum uczniów, nad którym starali się jakoś zapanować nauczyciele. Wyszydzanie słabszych, lizusostwo, brutalizacja zachowań, wtłaczanie indywidualności w wygodne dla szkoły schematy, uczenie się powierzchowne, by zaliczyć sprawdzian. To zaprocentowało w pózniejszym życiu lękiem, postawą cwaniactwa, cynizmem, ogromnymi brakami w wiedzy. Mojej kompletnej ignorancji zapobiegło to, że dużo czytałam, samodzielnie (nie zawsze dobrze) dobierając lektury. Czas w szkole byl jednak głównie czasem straconym, a szkoda, bo w młodości umysł jest bardzo chłonny. Dobry pomysł ta ED.