Dziecko ucieka z domu

(fot. dima v / sxc.hu)
Iwona Galińska / slo

2011 r. 4267 młodych ludzi uciekło z domu rodzinnego. Najwięcej - w województwie mazowieckim i w dużych aglomeracjach miejskich. Dlaczego młodzież niepełnoletnia wybiera niepewny los, poniewierkę, często głód, brud, samotność?

Ucieczki z domów zdarzają się najczęściej, bo aż 86 proc., między 12. a 18. rokiem życia. Ta tendencja nasila się u 15-latków, aż do pełnoletności. Wśród uciekinierów dwukrotnie więcej jest dziewcząt.

DEON.PL POLECA

Panuje obiegowa opinia, że dzieci uciekają z domów dotkniętych patologią społeczną. Nic bardziej mylnego. Z rodzin z marginesu społecznego dziecko nie musi uciekać, aby robić to, co chce. Jego buntu nikt tam nie zauważy, tak samo jak nieobecności w domu. Ucieczki z takich domów mają zupełnie inne podłoże. Dzieci z rodzin patologicznych uciekają jak najdalej od biedy, przemocy psychicznej, seksualnej.

Zupełnie inne przyczyny skłaniają nastolatków do porzucenia tzw. dobrych domów. Są to problemy ze szkołą, relacje z rówieśnikami, sposób na rozładowanie napięć, młodzieńczy wyskok, chęć przeżycia przygody.

Samotność

W dzisiejszym pośpiesznym życiu, w ciągłej pogoni za pieniądzem, w lęku przed utratą pracy często trudno jest stworzyć taki dom, w którym dobrze zna się swoje dziecko. Nastolatek sam jest dla siebie sterem i żeglarzem. Jego relacje z rodzicami ograniczają się do standardowych retorycznych pytań. W szkole, w swoim środowisku przeżywa konflikty, z którymi nie potrafi sobie poradzić.

Gdy zapracowany rodzic dowiaduje się o niesubordynacji syna czy córki i chce wprowadzić w domu rygorystyczne zasady, natrafia na opór. - Ja sam w domu wszystko robię, opiekuję się rodzeństwem. Jestem już dorosły i nie będziesz mi niczego narzucał - replikuje ze złością nastolatek i wybiera "wolność". W swoim poczuciu dorosłości jest przekonany, że wie o życiu wszystko. Jego wyobrażenie świata mija się całkowicie z rzeczywistością. Tam - "na wolności" jest narażony na przemoc, prostytucję, narkomanię, alkoholizm, handel ludźmi. Nie potrafi właściwie odczytać intencji spotykanych osób. Dlatego wpada w niebezpieczne pułapki.

Rodzice są zaskoczeni reakcją dziecka. Przecież tak się starają. Harują cały dzień, aby zapewnić swemu potomkowi dostatni dom, a on jest taki niewdzięczny. Swoją nieobecność rekompensują drogimi prezentami. Podarunki są takim swoistym cukierkiem na wyrzuty sumienia. Tak jak droga zagraniczna wycieczka, na którą dziecko nie chce jechać. - Wolę zostać w domu, będę miał wtedy kontakt z kolegami - mówi. Rodzice nie rozumieją takiej postawy, są rozgoryczeni, napięcia w domu rosną, mnożą się zakazy, na które nastolatek reaguje ucieczką.

Dorośli nie rozumieją, że więzi z dzieckiem buduje się latami, trzeba nauczyć się z nim rozmawiać, rozwiązywać wspólnie konflikty, poznać jego środowisko. Po prostu wejść w świat swego dziecka. A na to trzeba czasu.

Do fundacji Itaka zajmującej się poszukiwaniem zaginionych ludzi zgłaszają się zrozpaczeni rodzice, których syn czy córka uciekli z domu, a oni nic nie potrafią powiedzieć o swoim dziecku. Nie znają jego kolegów ani jakichkolwiek telefonów kontaktowych. Nic nie wiedzą o przyzwyczajeniach, dążeniach, lękach swojego dziecka. Tak jakby pod jednym dachem żyły obce sobie osoby. Psycholog z Itaki Aleksandra Andruszczak-Zin zwraca uwagę na tak ważne budowanie więzi rodzinnych, na rozmowę z dzieckiem o uczuciach, które łączą rodzinę, na słuchanie, co ma nam do powiedzenia, na relacje oparte na wzajemnym szacunku i uznaniu i na akceptację dziecka ze wszystkimi jego wadami. Czasami relacje domowe są bardzo pogmatwane i trudno od razu zrozumieć powód buntu nastolatka.

Kilka lat temu do Itaki zgłosiła się zrozpaczona matka. Jej 16-letni syn uciekł z domu. Nie było żadnych powodów. Rodzice bardzo kochali dzieci, poświęcali im dużo czasu. Była to wielodzietna rodzina, w której dzieci miały możliwość rozwijania swoich talentów. I rzeczywiście, dzieci były bardzo zdolne i utalentowane, z wyjątkiem jednego. To Bartek nie wykazywał na pozór żadnych większych zdolności. Okazało się, że dobrze czuł się jedynie w towarzystwie najmłodszego malca. Po pewnym czasie odezwał się do Itaki i w rozmowie z psychologiem okazało się, że uciekł, bo w jego wyobrażeniu był gorszy. Nie chciał rodzicom przynosić wstydu i wybrał ucieczkę, aby uwolnić matkę i ojca od takiego przeciętniaka, jakim się czuł. W konfrontacji ze starszym rodzeństwem wypadał blado, dlatego najchętniej przebywał z 2-letnim bratem, bo ten go nie oceniał. Na szczęście psychologowi udało się wyprostować wzajemne relacje w tej rodzinie. Bartek zmienił szkołę. Zdał dobrze maturę i poszedł na wyższą uczelnię.

Zbyt duży bagaż

Zdarza się, że skomplikowana sytuacja rodzinna tak wpłynie na psychikę dziecka, że jedyne rozwiązanie widzi w ucieczce. Rodzice 15-letniego Mariusza nie potrafili stworzyć spokojnego, przepełnionego miłością domu. Kłótnie wybuchały nawet z błahych powodów i przybierały monstrualne rozmiary. Mariusz bał się szaleństwa matki, agresji ojca. Znerwicowany, przepełniony lękami, mający myśli samobójcze, chciał jak najdalej uciec. Nie miał dokąd. Pozostała ulica. Rodzice zajęci sobą nie dostrzegali, jaki dramat przeżywa ich dziecko.

14-letnia Kamila była ukochaną córeczką tatusia. On był dla niej wzorem wszystkich męskich cech. Dom był zadbany, zasobny materialnie. Matka nie pracowała zawodowo, wychowywała dzieci. Wszystko było idealne do czasu, gdy ojciec postanowił od nich odejść. W domu rozpętało się piekło. Ojciec miał coraz mniej czasu dla córki. W końcu zajęty swoją młodą partnerką, która spodziewała się dziecka, przestał się z Kamilą widywać. Dziewczyna uciekła z domu. Związała się ze starszym mężczyzną, który ją utrzymywał.

Najbardziej bolesne są sytuacje, gdy jedno z rodziców jest śmiertelnie chore. Tak było z Mają. Jej ukochana mama chorowała na nowotwór w domowym hospicjum. Domem i chorą zajmowała się babcia. Ojciec pracował. Dziewczynka nie mogąc znieść widoku cierpiącej matki, uciekła na ulicę.

Wszystkie te dzieci odnaleziono. Itaka zaoferowała rodzinom mediacje. We wspólnych rozmowach z psychologiem po pewnym czasie udało się odbudować rodzinne więzi, uporać z traumatycznymi doświadczeniami nastolatków.

Szkoda, że rodzice rzadko decydują się na mediację. Taki rodzaj terapii wymaga czasu, a oni go nadal nie mają. Dziecko wróciło do domu i jest wszystko dobrze. To nieprawda, nic nie jest dobrze. Konflikty nie zostały rozwiązane, sytuacja może się powtórzyć. Kolejne ucieczki zdarzają się bardzo często. Nastolatek ucieka po kilka razy. Nie jest prawdą, że oswoił się z życiem na wolności, że dobrze sobie radzi. Nic nie wiadomo, jak żyje, dlaczego kolejna ucieczka jest dla niego taka ważna. Ani rodziny, ani psychologowie z fundacji nie wiedzą, co nastolatek robi "na wolności". On nie chce o tym mówić. Itaka dowiaduje się od informatorów o bardzo niedobrych historiach. Jak uciekinierzy żyją, do końca nie wiadomo. Część dzieci mieszka na ulicy, na dworcach, w miejscach, gdzie nocują bezdomni. Dziewczyny wiążą się z dużo od siebie starszymi mężczyznami, pracują "na czarno", uprawiają prostytucję. Trudno zrozumieć młodego człowieka, który ucieka z dobrych warunków domowych tam, gdzie króluje brud, głód, przemoc. Zetknięcie się z narkotykami, alkoholem, gwałtem tak zmienia ich psychikę, że warunki, w jakich przebywają, nie są dla nich ważne. Część z nich staje się towarem, który zostaje przerzucony za granicę i trafia do domów publicznych.

Rodzice częściej zgłaszają zaginięcia swoich córek, bojąc się, że dziewczyna wróci do domu z niechcianą ciążą. Chłopcy - uważają - wyszumią się i wrócą. To kolejny mit pokutujący w rodzinach. Zagrożenia zarówno dla dziewczyn, jak i chłopców są bardzo podobne - przemoc, prostytucja, gwałty, narkotyki. Z tymi patologiami zarówno syn, jak i córka mogą się zetknąć podczas ucieczki, która średnio trwa 21 dni. Niestety, coraz częściej czas życia "na wolności" wydłuża się do kilku miesięcy, a nawet do dwóch lat. Są wypadki, że dziecko nie zostanie odnalezione i los jego pozostaje nieznany, albo dochodzi do okresu pełnoletności i oświadcza, że nie chce mieć nic wspólnego ze swoją rodziną.

Trauma szkolna

Ucieczki z domów nasilają się zawsze pod koniec roku szkolnego, przed końcem wakacji i w czasie ferii zimowych. W maju, gdy zbliżają się wakacje i nastolatek wie, że nie zda do następnej klasy, planuje ucieczkę. Nie chce słuchać utyskiwań rodziców ani poddać się ich karom. Tak samo jest przed 1 września. Stres związany z rozpoczęciem roku szkolnego jest nie do pokonania.

13-letnia Iga nie chciała pójść do wybranego przez rodziców gimnazjum. Była to jedna z renomowanych szkół. Dziewczynka marzyła o rozpoczęciu nauki blisko domu, razem z grupą znanych sobie rówieśników. Rodzice pozostali głusi na prośby i błagania córki. Podjęli taką decyzję i nie było odwołania. Przed końcem wakacji Iga uciekła z domu. Znaleziono ją na drugim końcu Polski. Podróżowała pociągami na gapę.

Marek w II klasie gimnazjum zaczął wagarować. Rodzicom nic nie mówił o powodach swojej absencji. Przed rozpoczęciem roku szkolnego zostawił w domu list. "Nie pójdę do szkoły - pisał. - Grupa chłopaków od kilku miesięcy znęca się nade mną. Wiem, że zmusilibyście mnie do rozpoczęcia nowego roku i dlatego uciekam".

Rodzice nie powinni podejmować arbitralnych decyzji. Trzeba nauczyć się z dzieckiem rozmawiać, wysłuchać jego argumentów i znaleźć kompromisowe wyjście. Gdy nie można samemu poradzić sobie z problemem, warto szukać pomocy u psychologa, aby później nie przeżywać tragicznych nocy i dni, gdy nie wie się, gdzie przebywa dziecko i na jakie niebezpieczeństwa jest narażone.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dziecko ucieka z domu
Komentarze (11)
F
fe!
19 września 2012, 19:23
Wypowiedzi psychologów i seksuologów, i zwykłych ludzi są jednoznacze. Wyobraźcie sobie siebie, jak klęczycie przed przełożonym i zbieracie piankę z jego kolan.  Bardzo dobrze, że mówią o tym księdzu na każdym programie (sic!). Może nabierze rozumu!  
T
tak
19 września 2012, 18:25
Jak tak dalej pójdzie to zjadanie loda w miejscu publicznym niektórzy, w tym marni skrzywieni ideologicznie psychologowie, nazwą czynnoscią seksualną. To nie ja jestem świnią, że jem lody publicznie, lecz to oni są  świniami skoro wszystko kajarzy się im tylko z jednym...z seksem.
TZ
Tomek Z
19 września 2012, 17:46
Na przyszłość przyda się panu Panie Wykrzyknik więcej samokrytyki. Zanim napisze pan że ktoś nie wie o czym pisze to proszę wpierw ocenić swoją wiedzę w danym temacie. Jest to dla pana obrzydliwe. Ok, rozumiem ale na tym jak widzę się wiedza pana kończy. A przy okazji dołącza pan do chóru, który głosi nieprawdę, szkodząc przede wszystkim tym dzieciom. Pozdrawiam
!
!!
19 września 2012, 15:57
Obrzydlistwo i tyle.
TZ
Tomek Z
19 września 2012, 15:51
Bardziej wiarygodne jest dla mnie to co mówią rodzice i nauczyciele obecni przy tym, kiedy dzieci dotykały ustami pianki na goleniach księdza, niż to co mówi pani, która widziała kilka zdjęć i z nich potrafi wywnioskować, że to było niedopuszczalne. Mówię, wszysko kwestja obyczajów. Kto nie zna takiej kultury (jak góralska ale nie tylko), to będzie to dla niego niesmaczne i tyle. I ja to rozumiem, ale wiem też, że takie rzeczy to norma i to nic złego.
!
!!
19 września 2012, 15:27
Nie wiesz o czym piszesz...
TZ
Tomek Z
19 września 2012, 15:24
Niedopuszczalne. Chrońmy dzieci! <a href="http://m.gazetawroclawska.pl/p3m1j/artykul.html?synd=613043">http://m.gazetawroclawska.pl/p3m1j/artykul.html?synd=613043</a> Tjaa.. Rodzice twierdzą, że corok się to tak odbywa w tym gimnazjum, a dopiero teraz ktoś zobaczył, że przecież to można podciągnąć pod pedofilię i dopiec katolom. Hehe, śmiech i tyle. Lepiej by zagłębili się w temat i poczytali jak takie otrzęsiny wyglądały kilkadziesiąt lat temu. To było dopiero bezeceństwo! Dzieci, rodzice i wszyscy mieli dobrą zabawę i nikomu do głowy nie przyszło, że to nieobyczajne, bo to normalne wygłupy dla zabawy, do dziś normalne w wielu miejscach szczególnie w rejonach górskich. Górale mają takie obyczaje i każdy wie że to dla zabawy, oprócz tych co się uważają za 'oświeconych', a wtykają nosa w nieswoje sprawy. Później te dzieci czują się napiętnowane tak jakby coś złego robiły. Ale przecież propagandę antykatolicką trzeba siać każdym kosztem. Nie ważne dzieci i prawda. Ważne żeby nasza prawda była na wierzchu. A jaka jest prawda w rzeczywistości już nikogo nie obchodzi.
!
!!!!
19 września 2012, 14:53
Niedopuszczalne. Chrońmy dzieci! <a href="http://m.gazetawroclawska.pl/p3m1j/artykul.html?synd=613043">http://m.gazetawroclawska.pl/p3m1j/artykul.html?synd=613043</a>
C
chłopak
19 września 2012, 14:37
 Niektóre nawet popełniają samobójstwa i to jest też straszne.
J
jola
19 września 2012, 12:08
"Panuje obiegowa opinia, że dzieci uciekają z domów dotkniętych patologią społeczną. Nic bardziej mylnego. Z rodzin z marginesu społecznego dziecko nie musi uciekać, aby robić to, co chce. Jego buntu nikt tam nie zauważy, tak samo jak nieobecności w domu. Ucieczki z takich domów mają zupełnie inne podłoże. Dzieci z rodzin patologicznych uciekają jak najdalej od biedy, przemocy psychicznej, seksualnej." A jednak i takie dzieci uciekaja niekoniecznie z domu rodzinnego, chocby był najgorszy, ale z Domu Dziecka. Znam przypadek 15 letniej dziewczynki, która wraz z trójka młodszego rdzeństwa została oddana do DOmu Dziecka. To była trgiczna decyzja dla całej rodziny, choć dzieci były bardzo zaniedbane przez mamę, ale tez i kochane w chwilach trzeźwosci. One bardzo ja kochały i dbały o nią. Dziewczynka uciekala najpierw z o rok młodszym bratem na dzien- dwa, a w wakacje uciekła sama na dobre. Nie ma jej juz dwa i pół miesiąca. Rodzice znają kolegów i kolezanki i ich telefony, ale koledzy nic nie wiedza. Własny brat nic nie wie. Komórka dziewczynki nie odpowiada. Od brata wiem, że ona nieda się złapać, bo boi sie, ze ją przeniosa do poprawczaka w innym miescie i tym samym oderwą od rodziny(nikt z nich nie ma pieniędzy, zeby ja móc odwiedzać.) Czy Itaka pomaga i w takich przypadkach?
TZ
Tomek Z
19 września 2012, 12:07
Artykuł wg nmie bardzo dobry. Jednak wg mnie wszystkie wymienione przypadki ucieczek dzieci należy zakwalifikować jako patologie społeczne. Bo to JEST patologia w najwyższym możliwym wymiarze, jeśli rodzice "wychowują" dzieci metodą nakazów i zakazów zamiast metodą rozmów, zwierzeń i znajdowania wbrew wszystkim przeszkodom czasu dla dzieci! Trzeba sobie uświadomić że dziecko jest ważniejsze od kariery, pieniędzy a nawet zdrowia i czasu dla siebie. Jak mnie nawet mieliby wyrzucić z pracy i miałbym pójść do pierwszej lepszej, mało płatnej roboty, ale dzięki temu miałbym czas dla dziecka, to uważam to za słuszne. Mimo, iż byłoby trudno związać koniec z końcem. Można zrezygnować z samochodu wyższej klasy i przesiąść się do cinquecento, ale NIE MOŻNA zrezygnować z dziecka!