Ważne! Dialog rodziców i "zgranie" wychowawcze
Tata i mama dysponują zupełnie innymi "pudełkami z narzędziami", za pomocą których budują relację z dziećmi. Dlatego też dialog małżonków stanowi instrument umożliwiający "zgranie" wychowawcze pomiędzy rodzicami.
Odmienność męskiej wrażliwości może bardzo pomóc żonie i matce w wypracowaniu bardziej zrównoważonego i realistycznego stylu wychowawczego. Ojciec może dać matce bardzo dużo, ale pod warunkiem, że będą zdolni do konstruktywnego dialogu. Dialog ten stanowi najważniejsze narzędzie wzbogacania własnej wrażliwości wychowawczej przez otwarcie na wpływ drugiego z małżonków. Istnieje coś na kształt zapłodnienia psychologicznego i duchowego, które jest równie ważne jak to fizyczne. Każde dziecko jest zawsze, i to w jak najbardziej rzeczywisty i dosłowny sposób, owocem relacji duchowej w małżeństwie, także w sytuacjach, kiedy jest ona ułomna lub nie ma jej prawie wcale. Nawet jeśli ten owoc odzwierciedla negatywne konsekwencje owego braku.
Bez prawdziwej konfrontacji ze współmałżonkiem działania wychowawcze każdego z rodziców są w większym stopniu podatne na błędy, ponieważ nie są odmierzone także za pomocą odmiennej miary, wynikającej z wrażliwości drugiej osoby. Tata i mama dysponują zupełnie innymi "pudełkami z narzędziami", za pomocą których budują relację z dziećmi. Dlatego też dialog małżonków stanowi instrument umożliwiający "zgranie" wychowawcze pomiędzy rodzicami. Pozwala to na posługiwanie się także narzędziami z "pudełka" należącego do współmałżonka, stopniowe przyswajanie sobie jego wrażliwości, aż stanie się ona częścią własnego stylu bycia z dziećmi. W ten sposób wrażliwość osobista wzbogaca się o to, co wzięte od drugiej osoby, a zdolność do miłości w stosunku do dzieci wyraża się w sposób bardziej kompletny i autentyczny.
Odmienność współmałżonka może być w niektórych aspektach przeżywana jako prawdziwe szczęście, jako sposób na polepszenie własnej wrażliwości i zdolności do działania na rzecz dobra wychowawczego dzieci. Każdy ze współmałżonków jest jednocześnie zaangażowany w pomoc drugiemu i w to, aby "dać sobie pomóc" we własnych poczynaniach wychowawczych. Oboje podzielają tę samą wartość (miłość do dzieci) i to samo pragnienie działania na rzecz ich dobra, a ten wspólny cel stanowi samo jądro łączącego ich sojuszu wychowawczego.
"Zgranie" wychowawcze pozwala więc na to, żeby się do siebie trochę "upodobnić", i to w taki sposób, aby różnice między obojgiem rodziców "współgrały" ze sobą. Można to zrealizować wówczas, gdy każdy ze współmałżonków zyskuje swobodę w sytuacji, kiedy jest skonfrontowany z własnymi sprzecznościami i ograniczeniami w pełnieniu roli wychowawcy. Z tego też powodu godzi się na pomoc współmałżonka i korzysta z jego najlepszych aspektów, by polepszyć własną relację z dziećmi. W tym kontekście wzajemnej pomocy warto podkreślić, w jaki sposób wkład męskiej wrażliwości może wzbogacić kobiecość i "uratować ją" przed nieuniknionym ryzykiem (w pewnej mierze w każdym indywidualnym przypadku), jakie charakteryzuje matczyną interpretację miłości do dzieci.
Bez wpływu wrażliwości ojcowskiej matka wystawia się na niebezpieczeństwo, że zostanie "zjedzona" przez dzieci, co ma tu symbolizować wyczerpanie jej energii psychologicznej, fizycznej, finansowej. Prowadzona przez swoją wspaniałą gotowość do ofiar, może zbyt późno zdać sobie sprawę z tego, że dzieci w subtelny sposób ją wykorzystują, że jej nie poważają, że w niesprawiedliwy sposób nadużywają jej gotowości; jednym słowem - że przekroczyła cienką czerwoną linię oddzielającą służenie dobru dzieci od bycia ich służącą. Zadaniem ojca jest pomaganie matce w tym, by była mniej "kompletnie" pochłonięta życiem dziecka, i podkreślanie istnienia nieprzekraczalnej granicy, poza którą jej pragnienie służenia dziecku nie może wykroczyć. Poza tym może on i powinien chronić ją przed dziećmi, służyć jej otwarcie za "tarczę" powstrzymującą ich nadmierne żądania czy ich próby wykorzystywania naturalnej gotowości matki.
Nie zawsze jednak "wyzwalanie" mamy poprzez dawanie jej do zrozumienia, że istnieje inny sposób rozumienia relacji z dzieckiem, jest takie proste. Ma ona nieustanną tendencję do samooskarżeń: gdybym zrobiła więcej, gdybym postąpiła inaczej, to może to wszystko by się nie stało... Sprawia to, że mama wiecznie zmaga się z poczuciem niedostosowania i winy, jeśli w życiu dziecka nie wszystko układa się najlepiej. To ciemne i bolesne wrażenie można usunąć tylko wtedy, kiedy zaakceptuje się ojcowską zasadę, że odpowiedzialność (a tym samym także zasługę i winę) należy stopniowo przerzucać na samo dziecko.
Ojciec pomaga matce w rozwiązaniu tego stanu "nieoddzielenia", starając się wyzwolić ją od przeświadczenia, że nie zrobiła tego, czego w rzeczywistości zrobić nie mogła ani nie powinna. Pomaga jej w uznaniu (względnej) bezsilności i w zrezygnowaniu bez poczucia winy z (rzekomej) wszechmocy. W rzeczywistości matka może pomóc dziecku na przykład w powtarzaniu lekcji, ale nie może się uczyć zamiast niego; może zrobić wszystko, aby przekonać dziecko, że powinno uważać na lekcjach, ale nie może siedzieć z nim w klasie, aby przywoływać je do porządku za każdym razem, kiedy się zagapi.
Stwierdzeniem często używanym przez ojców, aby pomóc matkom w tym trudnym procesie, jest: "Uspokój się, nic więcej nie możesz zrobić!". Ulga, jaką przynoszą te słowa, polega na tym, że pozwalają one wywikłać się z postawy utożsamienia, która prowadzi matkę do "wyczerpania" całej swojej energii, całego swojego czasu, całego swojego życia. Pomaga jej też w tym, by nie czuła się winna, jeśli czasami jest zmęczona, chce odpocząć, nie jest w stanie pomóc dziecku, wreszcie, jeśli sama prosi o jego pomoc w pracach domowych. Jeśli myśli chociaż trochę także o sobie, jeśli nie stawia dziecka o jeden szczebelek wyżej od samej siebie...
Ojciec dodaje matce pewności siebie, potwierdzając jej prawo do tego, by była poirytowana, rozczarowana czy rozgniewana pewnymi zachowaniami dziecka, a w niektórych przypadkach także do tego, by "stracić cierpliwość" i nie mieć sobie tego za złe. Ojciec powinien także "bronić" praw mamy wobec dzieci, bo jeśli tak się nie dzieje, mają one skłonność do wykorzystywania otwartości, jaka cechuje jej miłość. Mama, jak potwierdzają zwierzenia wielu dzieci, pod pretekstem dialogu często próbuje się usprawiedliwiać raczej niż tłumaczyć im powody swojego postępowania: "Zmusiłaś mnie, żebym cię potraktowała w ten sposób - mówi matka z zamiarem wytłumaczenia dziecku swojej reakcji gniewu - wcale nie chciałam cię tak bardzo skrzyczeć, ale musisz zrozumieć, że ja też miałam ciężki dzień... Chodź tu, przeprosimy się...". Forma i kontekst takiej postawy jasno ukazują u matki poczucie winy, które nieuchronnie jest celowo "rozdmuchiwane" przez łatwą do przewidzenia reakcję dziecka. Podczas gdy matka w głębi serca obiecuje sobie, że w przyszłości będzie miała więcej cierpliwości i gotowości do znoszenia wszystkiego, dziecko czuje się zwolnione z trudu pracy nad sobą, właśnie dlatego, że nie określono jasno jego odpowiedzialności w tym zakresie.
Ojciec pomaga także matce w dostrzeganiu wad jako rzeczywistych aspektów dziecka, niezależnych od niej, a nie będących wyłącznie konsekwencjami popełnionych przez nią błędów wychowawczych. Rodzic jest odpowiedzialny za postawę wychowawczą, jaką przyjmuje w obliczu negatywnych skłonności dziecka, ale nie za samą obecność tych tendencji w strukturze jego charakteru. Korekta wychowawcza jest możliwa tylko wtedy, gdy te aspekty dziecka zostają przyjęte jako realnie dane, co oznacza, że trzeba przełamać typowo matczyną tendencję do tego, by "nie widzieć wad" lub uznawać je za możliwe do wyplenienia jej własnym wysiłkiem i ofiarą (bez aktywnego współudziału dziecka).
Przyznanie, z uczuciem prawdziwej przykrości i smutku, że dziecko, na przykład, jest rozrzutne, podkrada w domu pieniądze, próbuje dyktować swoje warunki, lenić się czy wykorzystywać innych bez poczucia winy, to jeden z zasadniczych aspektów psychologicznego oddzielenia matki od dziecka. Jest to warunkiem obarczenia syna lub córki odpowiedzialnością, która nie zlewa się z matczyną. Dopiero kiedy przełamie się postawę "niedostrzegania, że ono takie jest", można dziecku rzeczywiście pomóc w pracy nad sobą.
W dialogu z żoną mąż powinien również odwoływać się do "siły rozumowania". Często jest zmuszony do tego, by hamować żonę, ukazywać sprzeczności w jej sposobie rozumowania i odpowiadania na zachowania dzieci. Oto kilka przykładów krytyki zmierzającej do pomocy żonie w przyjęciu odmiennego punktu widzenia:
- "Dlaczego, kiedy dziecko jest ze mną, kładzie się spać spokojnie, a przy tobie ciągle płacze?"
- "Dlaczego, kiedy zostaje ze mną, jestem w stanie posprzątać w domu, a ono bawi się samo, a ty mówisz, że kiedy z nim jesteś, nic nie możesz zrobić?"
- "Dlaczego przy mnie szybciej odrabia lekcje?"
- "Dlaczego, kiedy każę dziecku odrabiać lekcje, ty mówisz, że jest jeszcze za wcześnie i żebym dał mu odpocząć, a następnego dnia o tej samej godzinie sama je o to prosisz, i wtedy jest dobrze?"
Argumentacja ojca ma w sobie coś niezbitego i definitywnego, ma zdecydowany smak rzeczywistości i dlatego przekonuje także mamę. W ten sposób skłania ją do przyjęcia tego, co już wcześniej w pewnym sensie sama wiedziała, ale czego nie miała odwagi dopuścić do świadomości.
Spotkanie z męską racjonalnością daje kobiecie-matce więcej pewności siebie, ponieważ rozwiązuje jej szamotaninę między wszechmocą a bezsilnością, pomagając jej w sformułowaniu myśli o dziecku, która lepiej przystaje do rzeczywistości i do najwłaściwszego osądu tego, jakie środki wychowawcze należy podjąć. Wyzwala ją od wątpliwości, czy rzeczywiście to, co najgłębiej odczuwane, jest z samej tej racji najprawdziwsze i najwłaściwsze. Daje jej obraz dziecka mniej zdeformowany przez obawy i pragnienia, bardziej zakotwiczony w solidnych aspektach rzeczywistości.
Kobieta, która nie akceptuje konfrontacji z męską racjonalnością, pozostaje niedopełniona, pada ofiarą swoich irracjonalnych lęków, zmiennych i impulsywnych aspektów, które sprawiają, że jej wizja świata jest wiecznie "problematyczna". Jeśli w dotychczasowym życiu nie weszła w kontakt z męskością (na przykład wychowywała się bez ojca lub w atmosferze lekceważenia i pogardy dla mężczyzn), nie znajdzie łatwo lekarstwa na swoją tendencję do niestałości, drażliwości, huśtawki nastrojów, nieprzewidywalności, przesady czy humorów.
Ojciec wspiera także matkę, aby nie padła ofiarą własnych lęków, gdy przychodzi czas na przebudzenie dziecka do podjęcia rozsądnego rozmiaru wolności i ryzyka. Znakomitym przykładem w tym zakresie są opowiadania o różnych "pierwszych razach" (kiedy dziecko po raz pierwszy jedzie do szkoły na rowerze, wraca ze szkoły do domu samo czy wychodzi pojeździć na skuterze). Są to epizody wyznaczające etapy zdobywania autonomii. Wiele matek przyznaje, że bez uspokajającego wsparcia męża i bezpośredniego przyjęcia przez niego odpowiedzialności nie byłyby w stanie zaakceptować tych zmian ewolucyjnych. Dzięki wsparciu męża - wyznają - łatwiej jest nie poddawać się irracjonalnym, lecz potężnym lękom, podpowiadającym, że "dziecku może się coś stać". Matki, które nie mogą korzystać z tego wsparcia, pochłonięte przez wir obaw, mogą narzucać dziecku przesadną i ograniczającą ochronę, co może prowadzić do infantylizmu lub wybuchu bolesnego buntu z jego strony.
Wiecej w książce: SERCE TATY - Osvaldo Poli
***
Osvaldo Poli, psycholog, psychoterapeuta, przez wiele lat zajmował się formacją rodziców i par małżeńskich, współpracował z różnymi grupami, instytucjami społecznymi. Autor wielu artykułów i książek o tematyce wychowawczej.
Skomentuj artykuł