Znaleźć klucz do dziecka

Znaleźć klucz do dziecka
„Może za bardzo ją chroniłam. Wydawało mi się, że powinnam to robić" (fot. shutterstock.com)
Osvaldo Poli / slo

Bardzo często się zdarza, iż rodzic uświadamia sobie, że osobowość dziecka raczej przypomina partnera, czy kogoś innego, niż jego samego i że w takim razie trzeba użyć odmiennego klucza do zrozumienia potomka, a nie siłować się z nowym zamkiem.

Moje sześcioletnie dziecko - opowiada pewna mama - jest strasznie powolne w przepisywaniu tekstów z tablicy. Ze szkoły wychodzi zawsze ostatnie. Kiedy rysuje np. dom, odmawia napisania tego słowa. Bierze do ręki czasopismo, ale ogląda tylko obrazki, nie wysila się, aby cokolwiek przeczytać. Poza tym odrabia lekcje w irytującym żółwim tempie. Muszę siedzieć przy nim, jeśli chcę, by wykonało swoją pracę. Kiedy synek sam coś postanowi, np. że pojeździ na nartach albo na łyżwach, działa szybko i sprawnie, w przeciwnym razie nie robi nic. Wobec takich zachowań - dodała kobieta - myślę, że nie chciałabym, aby był podobny do mnie. Nie szło mi dobrze w szkole, ponieważ czułam się zawsze gorsza od innych i to mnie blokowało. Chciałam wstrząsnąć dzieckiem, mówiąc mu prowokacyjnie: "Nie widzisz, że koledzy są lepsi od ciebie?". Odpowiedział, że to go wcale nie obchodzi. Niedawno wychowawczyni wyprosiła go z klasy, ponieważ przeszkadzał na lekcji. Spytałam go: "Zrobiło ci się przykro?". "Nie, było świetnie" - stwierdził. "Miałem spokój, nikt się mnie nie czepiał..." Ta odpowiedź wprawiła mnie w zakłopotanie, ponieważ dał mi do zrozumienia, że szkoła w ogóle go nie interesuje. Mój mąż inaczej widzi całą sprawę. Mówi, że syn zachowuje się w szkole tak jak podczas gry w piłkę: sam stwierdził, że woli stać w bramce, bo nie musi wtedy biegać, a nie czuje się z tego powodu gorszy od innych.

DEON.PL POLECA

W wyniku kolejnych obserwacji ustalono, że jest całkiem wolny od rozpowszechnionego poczucia niższości. Cechuje go raczej skłonność do nieakceptowania własnych granic niż do cierpienia z powodu bycia gorszym od innych. Matka natomiast wyobrażała go sobie przygnębionego bólem, którego wcale nie zaznawał. Nakładała swoje nieprzyjemne wspomnienia szkolne na syna, który z kolei sam nie znosił szkoły (jest to prawdziwy problem) i nie potrzebował wsparcia dla swojej pozornie kruchej samooceny. Jego kłopot przybierał więc formę męczącego nalegania kogoś, kto chciał wymusić na nim pracę i współpracę, a nie poczucia, że nie jest tak dobry jak koledzy. Nie bez powodu zachowywał się trochę jak ci, co postanawiają unikać wszelkiego cierpienia.

Oto jeden z ojców analizuje swój styl wychowania w stosunku do 9-letniego syna: - Mój ojciec był osobą despotyczną. Zawsze potrafił mnie zmiażdżyć. Mój syn ma charakter napastliwy i jest nieco arogancki. Nigdy jednak nie interweniowałem i nie podjąłem decyzji o skorygowaniu pewnych aspektów jego osobowości. Nie chciałem powtórzyć własnych doświadczeń, wywołując w nim poczucie gnębionej przez surowego ojca ofiary. Muszę przyznać, że z biegiem lat złe cechy jego charakteru jeszcze się nasiliły. W końcu stał się naprawdę nieznośny. Mój ukryty strach zawsze mi przeszkadzał w wyznaczeniu granic jego absurdalnym zachowaniom. Teraz wiem, że syn nie ma ani mojego charakteru, ani, w szczególności, ojca despoty, którego miałem ja, i dlatego moje obawy okazały się całkiem bezpodstawne.

Ta świadomość sprawiła, że ojciec zaczął zdawać sobie sprawę z mrocznych aspektów rzeczywistości, wcześniejszych w stosunku do obaw, i miał dowód na to, że większa stanowczość pomaga synowi w wychowaniu.
Miażdżąca krytyka syna, niesłuszne umniejszanie jego osoby, jest zupełnie czymś innym niż pomaganie mu we właściwym postępowaniu. Trzeba zwracać uwagę, by nie rościł sobie zawsze prawa do ostatniego słowa ani nie przekręcał faktów na swoją korzyść.

"Widziałem w nim siebie - przyznał potem ojciec - ale nie wolno wychodzić z założenia, że będzie miał takie same przeżycia". Taka irracjonalna projekcja uczyniła rodzica podwójnie uległym: wobec ojca w przeszłości i syna obecnie. Syn w tym przypadku okazał się bardziej podobny do dziadka niż do swojego ojca.

"Denerwuję się kiedy mój syn dostaje złą ocenę - stwierdza jedna z matek - ponieważ koniecznie chcę, żeby ludzie mieli o nim dobrą opinię. Podczas odrabiania zadań rozprasza się, zabawia, niczym się nie przejmuje. Jeśli jest zmęczony, robi wszystko byle jak i muszę być zawsze blisko, by go przypilnować. Jestem rozdrażniona i mam go serdecznie dość. Nawet w sporcie jest leniwy i nie chce mu się ruszać, chociaż mógłby być w tym świetny.
Mąż i ja zawsze go wypychamy, próbując zachęcić do większego wysiłku. Widzimy, że gdy koledzy z klasy formują drużyny do meczu piłki nożnej, on jest wybierany jako ostatni." Spytaliśmy, czy to zauważył. Odpowiedział, że jego zdaniem jest nadzwyczaj ceniony, bo umie bardzo dobrze grać. "To absolutnie nieprawda" - stwierdził mąż.

Matka, poproszona o wyjaśnienie największej obawy, charakteryzującej jej styl wychowania, powiedziała: "Może za bardzo go chroniłam. Wydawało mi się, że powinnam to robić". Potem dodała jeszcze: "Zawsze się bałam, że będzie nieprzystosowany, nie da sobie rady. Robiliśmy wszystko, żeby nie czuł się gorszy od innych. Od dziecka byłam bardzo nieśmiała i ciągle pamiętam, ile przez to wycierpiałam". Teraz matka zdała sobie sprawę, że chroniła syna od emocjonalnego doświadczenia, które było mu kompletnie nieznane. Jego przeżycia wskazywały jednoznacznie, że prawdziwy problem tkwił - podobnie jak w poprzednim przykładzie - raczej w nieakceptowaniu swoich ograniczeń niż w odrzuceniu przez grupę rówieśników.

Wycofanie się z własnych projekcji uczyniło kobietę spokojniejszą i gotową do stawienia czoła problemowi w odmienny sposób. Uświadomienie sobie faktu, że ma się dziecko "gwiżdżące na szkołę", wymaga osobnej taktyki. To coś innego niż postrzeganie syna jako niezdolnego emocjonalnie do udźwignięcia swoich porażek: "Całkiem inna jest pomoc - zauważyła matka - którą oferuje się dziecku mającemu szkołę w nosie, niż ta, którą oferuje się dziecku słabemu i niepewnemu".

W poniższym przykładzie kolejna mama zastanawia się nad ukrytymi motywami, utrudniającymi jej obiektywne widzenie rzeczywistości emocjonalnej dziecka: "Zawsze przykładałam olbrzymią wagę do tego, co inni o mnie myśleli. Może dlatego stałam się klasyczną dziewczyną na pokaz. Dopiero teraz próbuję się z tego wyzwolić. Robię to, co ja uważam za słuszne, a nie obchodzi mnie, co o tym sądzi otoczenie. Wychodzę ze schematu dobrej żony i matki, odziedziczonego po przodkach. Mówię sobie tak: jeśli czasami wyrwę się do kina z przyjaciółkami, nic złego się nie stanie, niczego nie odbieram najbliższym. Jeśli wyjdę z domu, a wszystkie obowiązki nie będą do końca wypełnione, świat się nie zawali. Jeśli nie zrobię prania we wtorek, a prasowania w piątek, jak miała w zwyczaju moja mama, nie muszę czuć się winna. Uważam, że trzeba się uwolnić od tych wszystkich rzeczy.
Zrozumiałam przy tym, że mój syn wcale nie jest taki jak ja. Lekceważy sobie słabe oceny podobnie jak upomnienia. Gdy mi się coś takiego kiedyś zdarzyło, czułam się fatalnie. Od czasu, gdy zaczęłam myśleć w ten sposób, nie czuję już potrzeby chronienia syna za wszelką cenę od porażek i krytyki."

Wielki wysiłek tej kobiety, by uniknąć negatywnych doświadczeń, wywoływał w synu więcej irytacji niż wdzięczności. W końcu ich relacje stały się bardzo napięte. Zmiana nastąpiła wtedy, gdy mama wycofała się z postawy projekcyjnej i zaakceptowała fakt, że syn zasadniczo się od niej różni. "Muszę pogodzić się z tym - przyznała - że bardziej przypomina ojca niż mnie. Mąż dwukrotnie oblał egzaminy w drugiej klasie szkoły średniej, ale to nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia, jak opowiadała mi teściowa. Zdaję sobie sprawę, że dotychczas zmagałam się z problemem urojonym, a nie realnym. Wiele zależy od tego, jak się patrzy na świat. "

Wycofanie się z postawy projekcyjnej to warunek patrzenia realistycznego na dzieci, którym należy się szacunek ze względu na to, kim rzeczywiście są. W przeciwnym razie wytoczy się walkę własnym urojeniom, a nie prawdziwym wrogom przeszkadzającym w dobrym wychowaniu młodych ludzi. Zerwanie łańcuchów w miejscu, gdzie projekcje zakorzeniły się najmocniej, pozwoli rodzicom odkryć i przyjąć realistyczny pogląd, pozwalający najpełniej zrozumieć dziecko.

Więcej w książce: Serce dziecka. Poradnik dla rodziców - Osvaldo Poli

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Znaleźć klucz do dziecka
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.