Ewangelia i Program Dwunastu Kroków? Co je łączy?
Większość chrześcijan przyjęła założenie, iż to wielkie wyzwolenie nastąpi dopiero na tamtym świecie, a znaczna część Dwunastokrokowców zadowala się jedynie samą trzeźwością i powstrzymaniem od uzależniającej substancji, zamiast podjąć trud prawdziwej przemiany własnego „ja” - pisze Richard Rohr w książce "Oddychając pod wodą. Duchowość i Program Dwunastu Kroków".
Chociaż w książce będę się zajmował przede wszystkim ludźmi uwikłanymi w uzależnienia, to spróbuję również wskazać podobne paralele występujące w instytucjach, kulturach i narodach. Anne Wilson Schaef, konsultantka korporacyjna i psychoterapeutka, wiele lat temu powiedziała, że całe nasze społeczeństwo wykazuje wszystkie oznaki klasycznego uzależnienia. Zacząłem się zastanawiać, czy nie można by potraktować uzależnienia jako użytecznej metafory tego, co tradycja biblijna nazwała „grzechem”.
Jestem przekonany, że tak jest faktycznie i że może to być pierwszy, fundamentalny związek pomiędzy Ewangelią a Programem Dwunastu Kroków. Czyż nie jest pomocne traktowanie grzechu - na przykład uzależnienia - jako wysoce destrukcyjnej choroby, a nie tylko jako winy, która podlega karze albo która „zasmuca Boga”?
Jeśli grzech rzeczywiście powoduje smutek Boga, to tylko dlatego, że nie pragnie On niczego bardziej niż naszego szczęścia i uleczenia z nękających nas chorób. Uzdrawiająca posługa Jezusa powinna była nam to jasno uzmysłowić; uzdrawianie zawierało się we wszystkim, co czynił; większość Jego nauki była uzasadniana uzdrawianiem - i vice versa. Zadziwiające, że nie stało się to głównym zadaniem Kościoła.
Jak mówi Carol Bieleck w swoim wierszu, nie jesteśmy w stanie powstrzymać podnoszących się wód naszej uzależniającej kultury, ale powinniśmy przynajmniej dostrzec rzeczywistość taką, jaka jest, poszukać właściwego sposobu, by się od niej uwolnić i nauczyć się oddychania pod wodą. Nowy Testament nazwał to zbawieniem albo oświeceniem, zaś Program Dwunastu Kroków określił mianem powrotu do zdrowia.
Problem w tym, że większość chrześcijan przyjęła założenie, iż to wielkie wyzwolenie nastąpi dopiero na tamtym świecie, a znaczna część Dwunastokrokowców zadowala się jedynie samą trzeźwością i powstrzymaniem od uzależniającej substancji, zamiast podjąć trud prawdziwej przemiany własnego „ja”.
W rezultacie wszyscy jesteśmy przegranymi, czekającymi na oświecenie „z lufą przy skroni” (śmierć), zamiast jeszcze za życia radować się na uczcie wydanej przez Boga. Program Dwunastu Kroków to paralela, która odzwierciedla i upraktycznia przekaz dany nam przez Jezusa, jednak bez uduchowienia samego przekazu oraz przesunięcia jego efektów do przyszłego, metafizycznego świata.
W IV wieku chrześcijaństwo stało się oficjalną religią rzymskiego imperium, co pociągnęło za sobą konieczność powszechnej zgody w kwestii transcendentnych twierdzeń (np. Jezus jest Bogiem, Bóg jest Trójcą, Maryja była dziewicą itp.), zamiast doświadczania bardzo praktycznych „stopni” ludzkiego oświecenia, uczestnictwa w „boskiej naturze” (2 P 1,4) i powoływania do życia „nowego stworzenia” (Ga 6,15).
Wszystko to stało się tylko teorią, a nie praktyką. Od tamtego czasu koncentrowaliśmy się na roztrząsaniu, w jaki sposób - jako zjednoczone imperium - mamy czcić Jezusa, zamiast praktycznie za Nim podążać (Jezus ani razu nie powiedział: „Oddaj Mi cześć”, za to często powtarzał: „Pójdź za Mną”).
Kilka kolejnych soborów Kościoła zwoływali cesarze (nie papieże czy biskupi), których główną troską było umacnianie zjednoczonego imperium, a nie uzdrawianie ludzkich mas;
uczestnicy synodów bynajmniej nie zajmowali się wyraźnym nauczaniem Jezusa o niestosowaniu przemocy, prostocie życia i uzdrawianiu ludzi znajdujących się na marginesie - żadna z tych spraw nie znalazła się w sferze zainteresowań imperium, podobnie jak dzieje się to w czasach nam współczesnych.
Nasze chrześcijańskie zaabsorbowanie metafizyką i przyszłością stało się unikaniem „fizyki” i teraźniejszości. Niekończące się teoretyzowanie, zajmowanie stanowisk, wygłaszanie opinii na temat tego, co jest dobre, a co złe, triumfowało nad uniwersalnie dostępnym darem „Boskiego Napełnienia”, prawdziwym „wcieleniem”, które wciąż ma moc zmieniania świata. Jak powiedział Tertulian (166–225) - zwany czasami „pierwszym zachodnim teologiem” -Caro salutis cardo4, ciało jest zawiasem, na którym obraca się zbawienie.
Kiedy chrześcijaństwo traci zainteresowanie tym, co materialne, fizyczne czy przyziemne, ma niewiele do powiedzenia na temat sposobu, w jaki Bóg kocha świat jako całość. W niekończących się sporach na temat Ducha zbyt często unikaliśmy tematu ciała i duszy.
W konsekwencji cierpimy jako uzależnione od ciała i pozbawione duszy społeczeństwo, kłócąc się jednocześnie o teologiczne i liturgiczne abstrakcje oraz reglamentując Ducha Świętego tylko tym, którzy spełniają wszystkie stawiane im wymagania.
* * *
Fragment pochodzi z książki "Oddychając pod wodą. Duchowość i Program Dwunastu Kroków" Richarda Rohra.
Skomentuj artykuł