Jedna rzecz, która po cichutku zepsuje nawet najlepsze małżeństwo. Co robić zamiast?

Nikt nas nie uczy, jak dbać o małżeństwo. Fot. Depositphotos.com

Czy związek może trwać do końca życia? Coraz więcej osób jest zdania, że to niemożliwe. Co więcej – taki wniosek zazwyczaj wywołuje smutek i przygnębienie: odkrycie, że coś, za czym w głębi serca tęskniliśmy, okazuje się mrzonką. A jednak wciąż istnieją małżeństwa, w których przyjaźń, wsparcie, bliskość i zaufanie dają żonie i mężowi supermoc do radzenia sobie z trudnościami i wyzwaniami codzienności.

Czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat: z podziwem i zazdrością patrzymy na stare, dobre małżeństwa, które czasem kłócą się okropnie, ale gdy myślą, że nikt nie widzi, całują jak nastolatki. Na ulicy trzymają się za rękę, ale w ich związku nie ma już nic z nietrwałości pierwszego zakochania: ta miłość jest pewna, mocna, wierna, życiodajna. I w wielu obserwatorach wywołuje ukłucie żalu i tęsknoty...

Nikt nas nie uczy, jak dbać o małżeństwo

Dlaczego tak wielu młodym małżeństwom związek nie wychodzi? Przyczyn może być wiele, ale jedna jest zazwyczaj kluczowa: brak umiejętności. Nie umiemy budować dobrego małżeństwa. Nie uczą nas tego ani w szkole, ani na studiach, ani podczas przygotowań do sakramentu małżeństwa, a jeśli ludzi łączy ślub cywilny, zazwyczaj nie ma nawet mowy o żadnej instytucjonalnej formie przygotowania do tego, co nastąpi potem. Szkół rodzenia są setki – szkół budowania świetnego, kochającego się związku w zasadzie niemal nie ma. Uczymy się z obserwacji, od znajomych, z filmów i lektur pełnych stereotypów.

Jednym z najbardziej morderczych dla związku stereotypowych zachowań, które rujnuje poczucie bliskości i zaufanie między mężem i żoną, są słynne i znienawidzone przez wszystkie chyba pary „ciche dni”.

DEON.PL POLECA


Ciche dni – dlaczego są tak groźne dla relacji?

Ciężkie milczenie, unikanie się nawzajem, brak gestów bliskości, zimny dystans – to najczęściej stosowane „metody”, gdy mąż i żona się pokłócili i nie potrafią się pogodzić. Psychologowie nazywają to poważniej – ostracyzmem społecznym. Badania pokazują, że jedna na cztery osoby w Polsce stosuje taką metodę zarządzania relacyjnym konfliktem. Dlaczego się tak dzieje? Najczęściej dlatego, że zraniony kłótnią i nieporozumieniem człowiek nie zna żadnej innej metody. Czy to znaczy, że „ciche dni” to skuteczny sposób na konflikty w małżeństwie? W żadnym wypadku!

Co tak naprawdę robią ciche dni? Przede wszystkim oddalają małżonków od siebie. I w bardzo przekonujący sposób dają do zrozumienia, że ważne są emocje i pragnienia tylko jednej osoby, a druga musi się do nich dostosować. Jest "na łasce" i musi "bardziej się starać" żeby zakończyć emocjonalny szantaż, stojący za przedłużającym się milczeniem i odzyskać poczucie szacunku i przynależności.

Dlaczego „ciche dni” nie działają?

Milczenie, w którym uparcie i ostentacyjnie tkwi jedna strona, to sygnał dla drugiej osoby, że zrobiła coś „nie tak”. Dla osoby, która wybiera milczenie, może to być czas na przemyślenie sobie emocji i słów, które padły, i okazja do uspokojenia się, jednak najczęściej mechanizm działa inaczej: samotność, którą ciche dni powodują, to świetna okazja, by zamknąć się w swoich racjach i jeszcze bardziej przekonać siebie samą lub samego, że mąż albo żona robią coś źle i to ich zadaniem jest to naprawić.

Długotrwałe milczenie można porównać do kiszenia buraczków. Wkładamy buraczki do słoika, zalewamy wodą z solą, dodajemy listek laurowy – i niby niewiele się dzieje, słoik stoi, buraczki są w środku, ale po tygodniu woda robi się kwaśna, a buraczki smakują zupełnie inaczej. Na szczęście w przypadku małżeńskich konfliktów proces kiszenia się w cichych dniach jest odwracalny.

Jakie są konsekwencje milczenia w związku?

Niestety, wciąż spora część ludzi pozostających w związkach małżeńskich jest przekonana, że „ciche dni” to jedyny sposób na męża, który nie potrafi zrozumieć, czego żona od niego wymaga albo na żonę, która nie potrafi się zmienić i być „normalna”. Nierozwiązane konflikty zbierają się i piętrzą, coraz bardziej utrudniając komunikację i spychając na bok to wszystko, co sprawiło, że pojawiła się miłość i małżeństwo.

Im więcej takich spraw, tym trudniej je opanować i coraz bardziej nieszczęśliwi w swoim związku są mąż i żona, a ich chęć do rozmawiania o trudniejszych sprawach maleje. Nie maleje jednak potrzeba jakiegoś rozwiązania męczącej sytuacji – i tutaj na wściekle brzydkim koniu wjeżdżają ciche dni; niewerbalnie i bardzo sugestywnie dające do zrozumienia, że druga osoba „musi nad czymś popracować”. Milczenie, które jest karą albo zemstą, odbiera drugiej osobie możliwość zaspokojenia podstawowych potrzeb psychicznych: potrzeby szacunku, kontroli, a przede wszystkim – przynależności.

Co robić, żeby nie milczeć?

Najtrudniejsze w przezwyciężaniu tendencji do karzącego milczenia jest przyjęcie, że druga strona ma… dobre intencje. Czasem graniczy to z cudem, bo podczas kłótni padło mnóstwo przykrych słów, które wcale nie były w stu procentach prawdziwe, ale trafiły w czuły punkt i pracują w zranionej nimi osobie, tworząc fałszywe przekonanie o mężu albo żonie. „On myśli, że jestem przewrażliwiona”, „Ona uważa, że jestem żałosny”. Taka myśl jest jak zatruta strzała: ranka jest nieduża, ale trucizna pracuje w środku i robi coraz większe szkody.

Pierwszym środkiem, by ją pokonać i uwolnić związek z niszczącej mocy cichych dni, jest wybaczenie. Wybaczenie wcale nie znaczy, że trzeba od razu informować o nim drugą osobę i „okazywać łaskę”. Chodzi o wybór, który dokonuje się w głębi serca. Czy wolę uważać mojego męża, moją żonę za wroga, który mnie nie lubi i myśli o mnie źle, czy potrafię zobaczyć, że w złości padły słowa, które w perspektywie całego naszego związku mają jednak nieduże znaczenie? Czy widzę równie jasno, że moje słowa mogły być tak samo przykre? I kluczowe pytanie: czy robię krok w kierunku rozwodu, czy w kierunku mocnej i pięknej miłości? Innego kierunku niż te dwa nie ma. Każda kłótnia przynosi ze sobą konieczność wyboru i jest krokiem w jedną albo drugą stronę. Jak każdy kryzys – może posłużyć do niszczenia albo budowania i zawsze działa w jeden albo drugi sposób.

Drugim środkiem jest uczenie się rozmowy. Mówienia o swoich emocjach bez wytykania drugiej osobie błędów i oskarżania. Podejmowanie wyzwania, jakim jest zachowanie komunikacji nawet wtedy, gdy czujemy wściekłość, żal, rozczarowanie i smutek. To może zająć chwilę, bo czasem trzeba będzie przeczytać książkę, zrobić kurs, poradzić się kogoś, kto już to potrafi i podpowie, jak się nauczyć. Czy warto poświęcać na to czas?

Dobre małżeństwo jest nie do przecenienia

Doświadczenie szczęśliwych małżeństw z długoletnim stażem jasno mówi, że tak. Przyjaźń, wsparcie, bliskość, zaufanie, które są konsekwencją dbania o swoje małżeństwo, są nie do przecenienia w świecie, który nieustannie zaskakuje nas czymś trudnym i wymagającym. Im gorsze czasy, tym bardziej mieć warto mieć przy sobie kogoś, kto nas zna, rozumie i wspiera tak, jak nikt inny tego nie potrafi.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jedna rzecz, która po cichutku zepsuje nawet najlepsze małżeństwo. Co robić zamiast?
Komentarze (10)
AD
~Ania Daren
21 października 2022, 09:34
Bardzo polecam Akademię Familijną i kurs z miłości małżeńskiej. Nie można mówić, że nic prawie nie ma. Ja mam znów wrażenie, że narzędzi do rozwoju relacji małżeńskiej trochę mamy, byle tylko trochę się zainteresować i poszukać: spotkaniamalzenskie.pl , wspólnoty jak Domowy Kościół które opierają się na dialogu małżeńskim, są też inne wspólnoty, rekolekcje ,kursy dla małżonków. Pani Marto,co tak surowo Pani ocenia ?
DE
~Daria E.
21 października 2022, 16:28
Ja kompletnie się nie odnajduje w religijnych akcjach prorodzinnych. Jakbym żyła w innym świecie niż oni. A zaznaczę, że jestem osobą wierząca, religijna, żyjąca wg zasad moralności, na która zwraca uwagę Kościół. Mimo to no nie mogę... Nie spotkałam normalnych, zwyczajnych ludzi ani w Domowym Kościele, ani w Neokatechumenacie, ani w internetowych warsztatach, konferencjach. Normalnych pisząc mam na myśli uziemionych, nie grających świętych. Ja jestem chyba surowa, ale nie pociąga mnie ten rodzaj uduchowienia małżeństw. Pusty. Znalazłam za to pomoc dla małżeństwa w zwykłej pracy nad sobą każdego z małżonków w psychoterapii i dla nas to było w punkt.
ŁM
~Łukasz M
21 października 2022, 18:12
Mam podobnie, byliśmy na rekolekcjach po których można było zapisać się do domowego kościoła, zrezygnowaliśmy, tak jak tu Pani mówi, nie znieslismy tego udawania świętości sztucznych uśmiechów i braku rozmów na poważne tematy.
JT
~Jakiś taki
22 października 2022, 16:17
Pani Dario. W pełni popieram. D.K. - to rodzaj towarzystwa wzajemnej adoracji dla ludzi grających świętoszków. Też należę, ale bez przekonania...
MM
~Michał M
20 października 2022, 18:37
Witam Chciałbym rozwinąć wątek rad zawartych w artykule. Czy można zapytać skąd Autorka czerpała do napisania artykułu? Rozmowa z jakimś specjalistą? Kim? Książka? Artykuł? Własne doświadczenia? Pozdrawiam
JO
~Joanna Olszewska
20 października 2022, 11:50
Właśnie przez ciche dni rozpadło się moje małżeństwo...mój mąż zamiast chcieć ze mną rozmawiać i zastanowić się dlaczego tak jest wybrał lepsze jego zdaniem rozwiązanie, znalazł sobie nową pannę. Dręczył psychicznie ja na to nie pozwalałam dlatego zostałam porzucona
KK
~Kaj Kowalski
20 października 2022, 09:27
Związki nie przetrwają, bo zawierane są z niewłaściwych pobudek. Najlepiej wyjasnia tę ludzką kwestię książka Neale Donalda Walscha pt. ROZMOWY Z BOGIEM w częsci 1, w rozdziale 8. Ksiązka jest nagrana i czytana bardzo ładnie na you tube . Polecam serdecznie.
JZ
~Jan Zdumiony
20 października 2022, 06:56
Dodam coś od siebie, chociaż bardzo podoba mi się artykuł, rzeczywiście zauważam to też u siebie, ja próbuję jak najszybciej wyjaśnić sprawę i się pogodzić a moja żona najchętniej by się nie odzywała z tydzień aż zrozumiem co jest nie tak i ona wtedy wspaniałomyślnie mi wybaczy choć niekoniecznie byłem winny. U nas, a jesteśmy kilkanaście lat po ślubie, i to był wspólny wniosek bardzo namieszała tzw watykańska ruletka, spowodowała oddalanie się od siebie i brak zrozumienia. Niestety nie ma szczerej i uczciwej rozmowy na ten temat ani w kościele ani na portalach katolickich, a szkoda, bo problem jest i to ogromny, z jednej strony chcemy być w komunii z Chrystusem, z drugiej jesteśmy bzdurnie ograniczeni przez nie przemyślaną naukę.
ŁM
~Łukasz M
20 października 2022, 06:51
Ogólnie zgadzam się z tą diagnozą, o. Szustak mówi że najlepsze małżeństwa to takie które zbudowały przyjaźń, bo nie ma wyższej formy miłości, po 15 latach małżeństwa muszę przyznać rację. Ale żeby nie było tak słodko jest pytanie, kto w znakomitej większości w małżeństwach odpowiada za ciche dni, szantaż współżyciem, czy ogólnie szantaże emocjonalne? Chyba wszyscy znamy odpowiedź.
MD
~Magdalena D.
21 października 2022, 20:23
Oczywiście, że znamy. Natomiast teraz trend jest całkowicie odwrotny. Małżeństwa zawierane w ostatnich 10 latach zmagają się z uzależnieniami od gier, no po prostu hazard, pornografia i brak współżycia ze strony mężczyzn. Po prostu tłumy małżeństw zgłasza się z tego powodu po pomoc. I uwaga to są osoby, które szukają pomocy. Ilu z nich po pomoc nie przyjdzie lub przychodzi tylko jedna z osób? Fora internetowe są pełne problemu: mój mąż gra w gry, nie chce uprawiać seksu. Dramat. Więc ja mając krótszy staż małżeński i mająca wśród znajomych i przyjaciół młodsze pokolenie (+pracowałam jako psychoterapeutka) widzę po prostu ogromną zmianę. Już w młodszym pokoleniu żadna kobieta nie skarży się na "ból głowy".