Jedna rzecz, która po cichutku zepsuje nawet najlepsze małżeństwo. Co robić zamiast?
Czy związek może trwać do końca życia? Coraz więcej osób jest zdania, że to niemożliwe. Co więcej – taki wniosek zazwyczaj wywołuje smutek i przygnębienie: odkrycie, że coś, za czym w głębi serca tęskniliśmy, okazuje się mrzonką. A jednak wciąż istnieją małżeństwa, w których przyjaźń, wsparcie, bliskość i zaufanie dają żonie i mężowi supermoc do radzenia sobie z trudnościami i wyzwaniami codzienności.
Czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat: z podziwem i zazdrością patrzymy na stare, dobre małżeństwa, które czasem kłócą się okropnie, ale gdy myślą, że nikt nie widzi, całują jak nastolatki. Na ulicy trzymają się za rękę, ale w ich związku nie ma już nic z nietrwałości pierwszego zakochania: ta miłość jest pewna, mocna, wierna, życiodajna. I w wielu obserwatorach wywołuje ukłucie żalu i tęsknoty...
Nikt nas nie uczy, jak dbać o małżeństwo
Dlaczego tak wielu młodym małżeństwom związek nie wychodzi? Przyczyn może być wiele, ale jedna jest zazwyczaj kluczowa: brak umiejętności. Nie umiemy budować dobrego małżeństwa. Nie uczą nas tego ani w szkole, ani na studiach, ani podczas przygotowań do sakramentu małżeństwa, a jeśli ludzi łączy ślub cywilny, zazwyczaj nie ma nawet mowy o żadnej instytucjonalnej formie przygotowania do tego, co nastąpi potem. Szkół rodzenia są setki – szkół budowania świetnego, kochającego się związku w zasadzie niemal nie ma. Uczymy się z obserwacji, od znajomych, z filmów i lektur pełnych stereotypów.
Jednym z najbardziej morderczych dla związku stereotypowych zachowań, które rujnuje poczucie bliskości i zaufanie między mężem i żoną, są słynne i znienawidzone przez wszystkie chyba pary „ciche dni”.
Ciche dni – dlaczego są tak groźne dla relacji?
Ciężkie milczenie, unikanie się nawzajem, brak gestów bliskości, zimny dystans – to najczęściej stosowane „metody”, gdy mąż i żona się pokłócili i nie potrafią się pogodzić. Psychologowie nazywają to poważniej – ostracyzmem społecznym. Badania pokazują, że jedna na cztery osoby w Polsce stosuje taką metodę zarządzania relacyjnym konfliktem. Dlaczego się tak dzieje? Najczęściej dlatego, że zraniony kłótnią i nieporozumieniem człowiek nie zna żadnej innej metody. Czy to znaczy, że „ciche dni” to skuteczny sposób na konflikty w małżeństwie? W żadnym wypadku!
Co tak naprawdę robią ciche dni? Przede wszystkim oddalają małżonków od siebie. I w bardzo przekonujący sposób dają do zrozumienia, że ważne są emocje i pragnienia tylko jednej osoby, a druga musi się do nich dostosować. Jest "na łasce" i musi "bardziej się starać" żeby zakończyć emocjonalny szantaż, stojący za przedłużającym się milczeniem i odzyskać poczucie szacunku i przynależności.
Dlaczego „ciche dni” nie działają?
Milczenie, w którym uparcie i ostentacyjnie tkwi jedna strona, to sygnał dla drugiej osoby, że zrobiła coś „nie tak”. Dla osoby, która wybiera milczenie, może to być czas na przemyślenie sobie emocji i słów, które padły, i okazja do uspokojenia się, jednak najczęściej mechanizm działa inaczej: samotność, którą ciche dni powodują, to świetna okazja, by zamknąć się w swoich racjach i jeszcze bardziej przekonać siebie samą lub samego, że mąż albo żona robią coś źle i to ich zadaniem jest to naprawić.
Długotrwałe milczenie można porównać do kiszenia buraczków. Wkładamy buraczki do słoika, zalewamy wodą z solą, dodajemy listek laurowy – i niby niewiele się dzieje, słoik stoi, buraczki są w środku, ale po tygodniu woda robi się kwaśna, a buraczki smakują zupełnie inaczej. Na szczęście w przypadku małżeńskich konfliktów proces kiszenia się w cichych dniach jest odwracalny.
Jakie są konsekwencje milczenia w związku?
Niestety, wciąż spora część ludzi pozostających w związkach małżeńskich jest przekonana, że „ciche dni” to jedyny sposób na męża, który nie potrafi zrozumieć, czego żona od niego wymaga albo na żonę, która nie potrafi się zmienić i być „normalna”. Nierozwiązane konflikty zbierają się i piętrzą, coraz bardziej utrudniając komunikację i spychając na bok to wszystko, co sprawiło, że pojawiła się miłość i małżeństwo.
Im więcej takich spraw, tym trudniej je opanować i coraz bardziej nieszczęśliwi w swoim związku są mąż i żona, a ich chęć do rozmawiania o trudniejszych sprawach maleje. Nie maleje jednak potrzeba jakiegoś rozwiązania męczącej sytuacji – i tutaj na wściekle brzydkim koniu wjeżdżają ciche dni; niewerbalnie i bardzo sugestywnie dające do zrozumienia, że druga osoba „musi nad czymś popracować”. Milczenie, które jest karą albo zemstą, odbiera drugiej osobie możliwość zaspokojenia podstawowych potrzeb psychicznych: potrzeby szacunku, kontroli, a przede wszystkim – przynależności.
Co robić, żeby nie milczeć?
Najtrudniejsze w przezwyciężaniu tendencji do karzącego milczenia jest przyjęcie, że druga strona ma… dobre intencje. Czasem graniczy to z cudem, bo podczas kłótni padło mnóstwo przykrych słów, które wcale nie były w stu procentach prawdziwe, ale trafiły w czuły punkt i pracują w zranionej nimi osobie, tworząc fałszywe przekonanie o mężu albo żonie. „On myśli, że jestem przewrażliwiona”, „Ona uważa, że jestem żałosny”. Taka myśl jest jak zatruta strzała: ranka jest nieduża, ale trucizna pracuje w środku i robi coraz większe szkody.
Pierwszym środkiem, by ją pokonać i uwolnić związek z niszczącej mocy cichych dni, jest wybaczenie. Wybaczenie wcale nie znaczy, że trzeba od razu informować o nim drugą osobę i „okazywać łaskę”. Chodzi o wybór, który dokonuje się w głębi serca. Czy wolę uważać mojego męża, moją żonę za wroga, który mnie nie lubi i myśli o mnie źle, czy potrafię zobaczyć, że w złości padły słowa, które w perspektywie całego naszego związku mają jednak nieduże znaczenie? Czy widzę równie jasno, że moje słowa mogły być tak samo przykre? I kluczowe pytanie: czy robię krok w kierunku rozwodu, czy w kierunku mocnej i pięknej miłości? Innego kierunku niż te dwa nie ma. Każda kłótnia przynosi ze sobą konieczność wyboru i jest krokiem w jedną albo drugą stronę. Jak każdy kryzys – może posłużyć do niszczenia albo budowania i zawsze działa w jeden albo drugi sposób.
Drugim środkiem jest uczenie się rozmowy. Mówienia o swoich emocjach bez wytykania drugiej osobie błędów i oskarżania. Podejmowanie wyzwania, jakim jest zachowanie komunikacji nawet wtedy, gdy czujemy wściekłość, żal, rozczarowanie i smutek. To może zająć chwilę, bo czasem trzeba będzie przeczytać książkę, zrobić kurs, poradzić się kogoś, kto już to potrafi i podpowie, jak się nauczyć. Czy warto poświęcać na to czas?
Dobre małżeństwo jest nie do przecenienia
Doświadczenie szczęśliwych małżeństw z długoletnim stażem jasno mówi, że tak. Przyjaźń, wsparcie, bliskość, zaufanie, które są konsekwencją dbania o swoje małżeństwo, są nie do przecenienia w świecie, który nieustannie zaskakuje nas czymś trudnym i wymagającym. Im gorsze czasy, tym bardziej mieć warto mieć przy sobie kogoś, kto nas zna, rozumie i wspiera tak, jak nikt inny tego nie potrafi.
Skomentuj artykuł