Lęk. Zatruty dopływ życia duchowego
Czasami mimo najszczerszych chęci we wzrastaniu i rozwijaniu się w Bogu coś nas blokuje. Jednym z takich czynników, które nas zamykają jest lęk. - Lęk i brak poczucia bezpieczeństwa nie pozwala nam poruszać się w doświadczeniu Bożej bliskości - mówi prof. Aleksander Bańka.
Czym jest lęk dobrze wyjaśnia klasyczna psychoanaliza. Jest wiele koncepcji i tendencji mówiących o tym, jak kształtuje się w nas. Nie chodzi tutaj o normalny lęk, który łączy się z poczuciem realnego zagrożenia - wtedy mówimy o strachu, które naturalnie się uruchamia w człowieku w takich momentach.
- Bywają jednak lęki z grupy lęków neurotycznych, które ukształtowały się w nas pod wpływem zranienia. Niestety często lęk tego typu mocno utrudniają wzrastanie w Panu Bogu, ponieważ hamują życie duchowe i sprawiają, że nie możemy w pełni rozwinąć skrzydeł - mówi prof. Aleksander Bańka.
Dodaje, że lęk nie koreluje z miłością. Słowo Boże mówi wyraźnie, że „w miłości nie ma lęku, bo doskonała miłość usuwa lęk”.
Oczywiście nie chodzi o to, by się obwiniań, jeśli ktoś przeżywa lęk, ale by zobaczyć jakie są jego źródła i co ten lęk wnosi w nasze życie duchowe. Chodzi o to by go zobaczyć i radzić sobie z nim, by nie zatruwał naszego życia duchowego.
Lęk jako stłumiona wrogość
- Z grubsza rzecz ujmując lęk powstaje, jako rodzaj stłumionej wrogości. Kiedy dziecko doświadcza krzywdy, przemocy czy upokorzenia i nie może jej wyrazić - ponieważ ryzykuje np. odrzucenie, karę czy manipulację ze strony rodziców - zamyka tę niewyrażoną złość w sobie i tłumi ją w sobie i swoim organizmie, jako zmutowaną formę wrogości, która jawi się jako lęk - tłumaczy.
Taki lęk z przeszłości, który może się odzywać pod wpływem różnych sytuacji, jest często bardzo trudny w przezywaniu i może być przenoszony na inne obiekty.
- Każdy ma jakieś lęki. Niektóre są lękami nadmiarowymi, czyli neurotycznymi, czasami mogą bardzo mocno wpływać na życie i wręcz je utrudniać - dodaje prof. Bańka.
Aleksander Bańka nie koncentruje się na głębokich lękach neurotycznych, ale na codziennym lęku, który ma wiele osób. - Jest to lęk, który osadza się w nas pewną formą nieufności, która przenosi się na naszą relację z Panem Bogiem. Mamy wtedy poczucie, że nie możemy Mu do końca zaufać. Czujemy, że Bóg nie chroni nas do końca i nad nami nie czuwa, nie troszczy się o nas i chce nam pomóc. Nie do końca możemy się powierzyć Jego dłoniom. Jest chłodny, zdystansowany i obojętny. Chce nas testować i dokładać nam krzyże - tłumaczy.
I dodaje, że wiemy w teorii bliskiej obecność Boga, w praktyce jednak jest ona dla nas zimna, surowa i karcąca, a wejście z Bogiem w taką interakcję może nas w praktyce sporo kosztować.
Jezu ufam Tobie, ale…
- W teorii chcemy być blisko Boga i Go doświadczyć, ale z drugiej strony, kiedy przychodzi na nas kryzys, trudności czy cierpienie zaczynamy Boga traktować nieufnie, mamy do niego pretensje, Bóg staje odległy - mówi Aleksander Bańka.
- Nie umiemy poruszać się wtedy w codziennym życiu, również duchowym, jak ktoś, kto złożył wszystko w jego dłoniach i jest w nich bezpieczny - dodaje.
Nie potrafimy wtedy funkcjonować ze śmiałością i radością życia i próbujemy na własną rękę rozwiązywać trudności tak, jakby Boga w nich nie było i nie umiał nam pomóc.
- A ponieważ nasze życie nie jest wolne od kryzysów, zawirowań, kłopotów, które wielokrotnie przeżywamy, brak poczucia bezpieczeństwa i lęk i pozwala nam poruszać się w doświadczeniu Bożej bliskości i szukamy rozwiązań na własną rękę - podkreśla.
Takie osoby są niestabilne i ulegają nastrojom również tym skrajnym i to sprawia, że nasze życie duchowe nie potrafi zyskać stabilności, a lęk owocuje pogłębioną nieufnością, a często przyjmuje również chorobowe formy, które wymagają leczenia, farmakoterapii czy po po prostu terapii.
Lęk i nieufność Bogu może być zaproszeniem do działań duchowych.
- Kiedy uświadamiamy sobie, że taki lęk zaczyna wkraczać do naszego życia duchowego, rządzić nami i zaczynamy podejmować decyzje pod jego wpływem, kiedy zamiast zawierzyć nasze życie Bogu i zaufać Mu, zaczynamy się szarpać i szukać własnych rozwiązań, reagować w rozpadowy sposób i destabilizować relację z Bogiem, wtedy warto zatrzymać się i zobaczyć, co nam mówi Słowo Boże, do czego jesteśmy akurat teraz zaproszeni i jak sobie radzić z takim lękiem - mówi Aleksander Bańka.
Wówczas warto sięgnąć do Pisma Świętego, do tych fragmentów, w których Bóg nas przekonuje, że pamięta troszczy się o nas.
- Bóg nie traci uważności nad nami i że żadna nasza modlitwa mu nie umyka, a każe nasz westchnienie jest w Bożym ręku i Jego świadomości. Jesteśmy ważniejsi od wielu wróbli, że zna każde nasze słowo, zanim powstało na naszym języku - podkreśla Bańka.
Zaufanie Bogu i urealnienie siebie
- Trzeba się wtedy urealniać i zapytać, gdzie jest w nas nasze życie, zaufanie. Czy nie jest tak, że te moje rozpady, de facto blokują mnie na doświadczenie Bożej miłości i łaski, ponieważ, kiedy wchodzę w moje doświadczenie trwogi, lęku, które generuje rozmaite nieufne działania, które są związane z doraźną próbą radzenia sobie samemu. I to zamyka nas na Boże działanie i bliskość i interwencje. Bóg nie będzie wchodził w nasze życie na siłę - dodaje.
Bańka podkreśla, że chodzi o głęboką postawę dziecięcej ufności Bogu, która jest tym, co rozczula i otwiera serce Boga na Jego nadprzyrodzone i troskliwe działanie.
- Ten kto żyje w trwodze i trosce i daje im dostęp do siebie, nie może w pełni otwierać się na moc Bożego działania. I zamyka się na Boża bliskość i Jego działanie w swoim życiu, które jest wówczas utrudnione – zachęca prof. Bańka.
- Siostra Faustyna wielokrotnie mówiła, jak ważne jest dla Boga, byśmy Mu ufali i jak może wówczas działać z mocą. A mistycy i święci w historii Kościoła mówią, że nadmierne troski, to są jak ciernie i nie pozwalają wzrastać - podkreśla prof. Bańka.
I dodaje: - Kiedy czujemy, że lęk zaczyna rządzić naszym życiem i krępuje nas, stawajmy w mocy Słowa i wzywajmy Bożej bliskości, żeby uświadamiać sobie, że jesteśmy w ręku Boga, że żyjemy w Bożej opatrzności i w Jego bliskości. Odrzucajmy więc w imię Jezusa te lęki, które nas uszkadzają.
Aleksander Bańka/dm
Skomentuj artykuł